• Mój świat jest kobietą - odrodzenie

    Pamiętacie "Mój świat jest kobietą. Dziennik lesbijki"? Na wypadek, gdyby czytały mnie osoby, które sześć lat temu nie interesowały się literaturą tematyczną, przypominam, że ukazał się w 2004 roku, a autorką jest Magdalena Okoniewska. A  dla tych, którzy o dzienniku słyszeli, ale go nie czytali, dodaję, że książeczka jest słaba. Dlaczego więc o niej piszę? Z dwóch powodów. Po pierwsze, właśnie wyszła jej kontynuacja - "Mój świat jest kobietą. Dziennik lesbijki cz. 2". Tym razem nie w druku, a w formie e-booka - przeczytać fragment i zakupić można tu. Po drugie, mimo wszystkich mankamentów pierwszej części i możliwych mankamentów drugiej, ta książka to kawałek lesbijskiej historii, a ja takie historyczne rzeczy czasami lubię tutaj wrzucać.

    Wszystko zaczęło się w 2002 roku, kiedy to praca Magdy zajęła III miejsce w konkursie miesięcznika "Twój Styl" - Dzienniki kobiet. Miesiąc z życia kobiety. W 2004 nakładem wydawnictwa Jacek Santorski & Co ukazała się napisana na podstawie nagrodzonego tekstu książka. Ponoć był to pierwszy raz, kiedy w polskich księgarniach można było nabyć książkę ze słowem "lesbijka" na okładce. Nie wiem, czy to prawda, ale tak czy siak takich książek z pewnością nie było wcześniej wiele (ja nie kojarzę żadnej). Tym sukcesom towarzyszył nielichy skandal wewnętrzny, mający miejsce głównie na liście dyskusyjnej Polles, gdzie przez kilka miesięcy toczyła się dyskusja bynajmniej nie o wartości literackiej książki, ale o tym, czy autorka miała prawo opisać w niej realne sytuacje i osoby. Bo wiele kobiet się w niej rozpoznało i miało pretensje, że, choć nie z imienia i nazwiska, to jednak zostały opisane. Pamiętam, że stałam wówczas na stanowisku, że Magda miała prawo czerpać z historie z życia, niekoniecznie własnego. I nadal tak uważam, choć z pewnością nie byłabym szczęśliwa, gdyby napisała o mnie coś, czego nie chciałabym przeczytać (tu teoretyzuję, bo autorkę znam słabo, a w książce znaleźć się nie mogłam, bo jej akcja toczy się przed rokiem, w którym ją poznałam; może jestem w drugiej części, więc jak ktoś mnie rozpozna, to proszę donieść, bo książki raczej nie kupię).  W ogóle mam wrażenie, że znajomi pisarzy i pisarek często rozpoznają się w ich książkach, choć nie zawsze jest to tak oczywiste jak w przypadku książek Okoniewskiej i nie zawsze podobieństwo do prawdziwych osób jest nieprzypadkowe.

    Oczywiście w tym wkurzeniu na autorkę "Mój świat jest kobietą" mógł się też kryć najzwyklejszy w świecie lęk przed wyoutowaniem (mimo iż - powtórzę - żadna z kobiet nie została opisana z imienia i nazwiska, tak że nie wiem, na ile tego typu obawy były realne). I to każe mi się zastanowić, czy rzeczywiście w niektórych sytuacjach nie należałoby zachować pewnej powściągliwości. Bo choć z jednej strony uważam (a Gosia zawsze powtarza), że jeżeli my siebie nie będziemy traktować normalnie, to nie mamy co liczyć na takie traktowanie ze strony innych, to z drugiej tu nie chodzi o mnie czy o autorkę zwierzeń, ale o ileś tam osób, które mogą mieć zupełnie inne zdanie w tej kwestii albo najzwyczajniej w świecie się bać. Bo urażona duma, gdy inni widzą nas innymi, niż my chciałybyśmy się widzieć, to drobiazg, którym bym się nie przejmowała, gorzej, gdy ktoś obawia się poważniejszych konsekwencji. Cóż, dobra wiadomość jest taka, że z takimi dylematami lesbijską pisarką-pamiętnikarką raczej nie zostanę.
  • Czytaj także

    3 komentarze:

    1. Sztuka czerpie z życia - to prawda oczywista.Dosłowność z jaką czerpie przywołana Pisarka, nie jest już sztuką... Czym zatem jest - rozpaczliwym zaistnieniem na barkach lesbijskiego świata i niestety kiepską literaturą. Artystka przetwarza, filtruje, oddziela i tworzy coś nowego - tu nie może być mowy o artystce, a tym bardziej o tworzeniu! Wystarczyłoby jedno zdanie: gdyby to była dobra literatura, rozgrzeszyłabym prostytucję tego "dzieła"! Dziękuję, mam własną półkę z książkami;-).

      OdpowiedzUsuń
    2. cóż...Jenny Schecter to ona nie jest :P

      OdpowiedzUsuń
    3. Ej, no ale dlaczego wy się tak uwzięłyście na książkę Okoniewskiej? Skąd ta "oczywista oczywistość", ze ksiazke była slaba?

      Ja akurat nie mogę się doczekać, aż porwie mnie druga część.

      Po prostu nie kapuję tego nadętego klimatu: Okoniewska pisala językiem przenikliwym (czyt. prostym) o czasach wspólczesnych, wlasciwie uchwycila sam poczatek naszej cyborgizacji.

      Sama pisala o sobie jako o korektorce-edytorce, kobiecie-pochlaniajacej-niezliczone ilosci tekstow. Piszaca namietnie maile i zapamiatujaca sie w tym.

      Tak na dobra sprawe - juz i to jest w pewnym sensie jakims literackim kostiumem (jak wszystko). Wiec dlaczego to tak zenuje, wspolczesne zenuje wspolczesne?

      A moze nie, teraz to w modzie sa blogerki!

      Okoniewska to dobra literatura. Poza tym szczera, nie taka poprawna politycznie wcale. Czasem Okoniewska mowi ze monogamie uwaza za jakas tam normalnosc, ale z drugiej strony jest jednak tolerancyjna i nie ocenia ludzi pod katem takich zasad moralnych, jakie obecnie usiluje sie narzucic lesbijkom na wzor katolickiej tzw. wiekszosci przez mainstream dzialaczek.

      Nie wiem, czy rownie bedzie mi sie podobala druga czesc, ale wkrotce sie za nia zabiore!

      OdpowiedzUsuń