• Taki list podpisałam

    Jak może pamiętacie, w marcu (chyba tego roku, choć już sama nie wiem, bo i w zeszłym coś miało być) SLD miało przedstawić projekt ustawy o związkach partnerskich. Tradycyjnie na obietnicach się skończyło (kolejny termin to połowa kwietnia), tak że nadal wiemy tyle, co dotąd, to znaczy że coś zostało przygotowane na bazie bardzo wstępnych założeń, które w czerwcu ubiegłego roku Grupa Inicjatywna ds. Związków Partnerskich przekazała na ręce Sojuszu. Uważam, że nie może być tak, że na kształt projektu ustawy nie mają wpływu sami zainteresowani. Zdaję sobie sprawę, jak działa polityka i że to niestety nie my podejmujemy ostateczne decyzje, z drugiej jednak strony trzeba przynajmniej postarać się o to, by uwzględniono nasze postulaty. Dlatego też podpisałam się pod takim oto listem do Katarzyny Piekarskiej:

    Jak donoszą media, Sojusz Lewicy Demokratycznej przygotowuje projekt ustawy mającej na celu instytucjonalizację związków osób tej samej płci. Wiadomość ta nas cieszy, jednakże chcemy zwrócić uwagę na fakt, że projekt nie został skonsultowany z osobami działającymi aktywnie na polu walki o prawa osób LGBT, a Grupa Inicjatywna, która występuje niejako "z ramienia społeczności LGBT", nie przeprowadziła rzetelnej debaty nad projektem, m.in. unikając konsultacji i wyciągania wniosków z krytycznych opinii wobec swojego pomysłu ustawy.

    Od czasu gdy SLD ogłosiło, że wraz z Grupą pracuje nad projektem ustawy, pojawiły się różnorodne inicjatywy mające na celu promocję idei związków partnerskich. Niestety twórcy tych inicjatyw zostali wykluczeni z jakichkolwiek prac nad projektem. Żadna wiążąca wersja opracowywanego projektu (poza wstępnymi założeniami) nie została również upubliczniona.

    Wyrażamy chęć uczestnictwa w konsultacjach społecznych projektu. Mając świadomość, że w chwili obecnej podobna ustawa ma małe szanse na wejście w życie, uważamy, że warto nad nią pracować wspólnie, tak by wybrane rozwiązania były bliskie potrzebom osób LGBT, a rezultat prac stanowił trwały consensus. Tak wypracowany projekt ustawy pozwoli na kontynuowanie batalii o jej wprowadzenie w kolejnych kadencjach Sejmu.

    Prosimy o przeprowadzenie takich – otwartych dla wszystkich – konsultacji. Ze swojej strony gwarantujemy podjęcie merytorycznej i konstruktywnej debaty.

    Wbrew pozorom naprawdę nie zależy mi na deprecjonowaniu prac Grupy Inicjatywnej. Wręcz przeciwnie - doceniam ich działania i cieszę się, że lobbują za ustawą w środowisku, które wcale do niej przekonane nie jest (aby się o tym przekonać, wystarczy spojrzeć na sejmową aktywność SLD w debatach dotyczących naszych spraw, która jest, cóż, praktycznie zerowa). Przede wszystkim jednak zależy mi na ustawie. Na tym, by odzwierciedlała postulaty jak największej liczby osób, których przecież bezpośrednio będzie dotyczyć. Oraz by politycy choć trochę zainteresowani naszymi sprawami (i znacznie bardziej naszymi głosami) nie mieli wrażenia, że na związkach zależy jedynie tym kilku osobom, które mają póki co największą siłę przebicia.

    Z drugiej strony nie podobają mi się niektóre komentarze pod tekstem o liście na Homikach, których główne przesłanie jest takie, że trzeba coś w końcu zrobić z GI czy KPH, które tradycyjnie ma być winne temu, że kwestia związków partnerskich nie została jeszcze w naszym kraju rozwiązana. Środowisko działaczy jest naprawdę niewielkie i tym, którzy oczekują cudów, radzę, by, zamiast dawać dobre rady ("Zbierzcie 100 tys. podpisów!" jest moją ulubioną) czy postulować rewolucję, po prostu włączyli się w działania na rzecz naszych spraw. W końcu im nas więcej, tym większy nacisk na polityków i tym większe szanse, że kwiecień nie zmieni się nagle we wrzesień, a wrzesień w marzec któregoś tam, bliżej nieokreślonego jeszcze roku.
  • Czytaj także

    10 komentarzy:

    1. Problem w tym, że do merytorycznej dyskusji o jakichkolwiek waznych kwestiach społecznych niezwykle rzadko zaprasza się specjalistów z danej dziedziny albo samych zainteresowanych. Może tym razem się tak nie skończy, czego życzę, ale wątpię...

      OdpowiedzUsuń
    2. Hej,

      fajnie, że próbujecie stworzyć alternatywę dla GI. Oni podrożowali po całej Polsce z tzw. debatami, ale brali w nich udział praktycznie oni sami i objawiali światu dlaczego ich model jest najlepszy. Objawiali, ale nie byli otwarci na wprowadzanie zmian.

      Z perspektywy 30. latek/tków lepiej sytuowanych i 40. latek/tków kwestia dziedziczenia jest ważna. A ja - z perspektywy pokolenia 20. obecnie - trochę wątpię, czy w ogóle będzie co komu zostawić i coś po kimś dziedziczyć kiedy dobiję starości. Mówię zupełnie serio...
      Więc jeśli już się postuluje to dziedziczenie, to ja się pytam, co konkretnie 40. i częściowo 30. latki/owie chcą przegłosować dla mnie, jeśli ja mam się podpisać pod projektem, który przegłosuje coś ważnego dla nich.

      Poza tym (nie sądzę, że to akurat wypływa z kwestii wieku), nie uważam, żeby ustawa o związkach partnerskich byla taka istotna.

      Mamy spis powszechny - czy nie lepiej byłoby zawalczyć o umożliwienie pytania o orientację seksualną w spisie? Fakultatywnie oczywiście, tak jak o dzietność czy wyznanie.

      Chodzi o to, że od wieludziesięciu lat wszyscy ignorują jakiegolwiek badania na osobach nienormatywnych tylko dlatego, że zawsze jest ten argument: zbierali metodą kuli śniegowej, to żadna reprezentacja.

      A ja się pytam, dlaczego dzisiaj nawet w typowych telefonicznych ankietach na różne tematy nie pyta się o seksualność? Bo ludzie się nie przyznają i tak? A kto to wie? Spis powszechny mógłby być o wiele większym empowermentem niż ustawa o związkach. No ale spis już się zaczął.

      Myślę, że mozna znaleźć wiele ważniejszych kwestii niż ta ustawa.

      A jeśli już, to poproszę beneficjentów i beneficjentki tej ustawy, żeby konkretnie mnie przekonywali, dlaczego mam solidarnie poprzeć projekt.

      Jestem osobą nieheteroseksualną, która nie wychowywała się w małżeństwie i niejako z tego powodu nie ma potrzeby legalizacji związku. Poza tym wyrażam obawy co do braku możliwości dziedziczenia czegokolwiek po kimkolwiek w związku z postępującą kapitalistyczną ruinacją gospodarki w Polsce.

      Więc proszę państwa, co macie mi do zaoferowania w zamian za moje poparcie?

      OdpowiedzUsuń
    3. @scenki
      Jest czas przedwyborczy, więc jest to okazja, by choć na chwilę zmienić nawyki. W sumie na to najbardziej liczę.

      @bejbe
      Projekt ustawy przygotowany przez inicjatorów i inicjatorki listu (i paru innych rzeczy) znajdziesz tutaj:
      http://www.miloscniewyklucza.pl/zwiazki-partnerskie-projekt-ustawy.html

      Co do tego, co jest ważne czy ważniejsze - tu każdy decyduje za siebie. Moim zdaniem wystarczającym argumentem za poparciem starań o ustawę jest to, że jest po prostu potrzebna. Jak nie mnie, to komuś innemu. I to nawet nie kwestia solidarności (w którą średnio wierzę), a przekonania, że równe prawa (i obowiązki) należą się wszystkim, nawet jeżeli niektórzy póki co (albo i nigdy) nie zamierzają z nich skorzystać.

      A co do Twojej sytuacji - zauważ, że chociaż nie wychowałaś/eś się w małżeństwie, to jednak po swoich rodzicach dziedziczysz i oboje (teoretycznie, bo oczywiście równie dobrze mogłaś/eś mieć tylko jednego rodzica) mieli/mają prawo decydować o Twoim zdrowiu, opiekować się Tobą itd. W rodzinach niehetero jest inaczej - tu to prawo ma wyłącznie biologiczny rodzic (i lepiej nie myśleć, co się stanie, gdy go zabraknie).

      OdpowiedzUsuń
    4. Hej,

      na mnie magiczne w Polsce słowo "Solidarność" też wcale nie działa w każdej sytuacji jak fujarka na żmiję (;-) ale...

      Myślę, że sytuacja z poparciem wyglądała by inaczej, gdyby było poczucie jakiejś solidarności, tzn. najpierw dojście do głosu ludzi w różnych sytuacjach a dopiero potem budowanie sojuszu i poczucie wzajemnej współodpowiedzialności i świadome poparcie czyichś postulatów.

      Jest inaczej, bo pokazuje się model niezle sytuowanej homo-rodzinki pod tęczowym parasolem i jest to trochę jak we wszystkich bajkach i komediach romantycznych: perypetie przed ślubem a finał kończy się w dniu ślubu i nie widać, że życie potem wcale nie jest jak z bajki.


      No i tak nawiasem mówiąc jeśli chodzi o dziedziczenie, to właściwie w Polsce jest to bardzo wyśrubowane prawo, dające naprawdę solidną ulgę podatkową. W wielu innych społeczeństwach "spadek" niewiele różni się podatkowo od zwykłej darowizny.

      W imię solidarności społecznej podobałby mi się raczej taka reforma, w której także niedzietne heteroseksualne pary o dobrym statusie nie miałyby prawa do preferencyjnego traktowania spadku. Podobnie mogloby to wyglądac dla par jednopłciowych: jeśli są dobrze sytuowani i nie mają dzieci, niech zapłacą wyższy podatek przy spadkobraniu!

      Jestem z rodziny single parent i w całym życiu od ojca nie spłynął mi nawet grosik alimentów.
      To zabawne nawet, że jestem po lewej stronie... powinien mnie raczej bez reszty pochłonąć wyścig szczurów i mania wydziarania każdej złotówki fiskusowi, bo przecież w zyciu można liczyć tylko na siebie ;-)

      OdpowiedzUsuń
    5. A ja mam takie pytanie, nie na temat postu; czy istnieje jakiś spis (w postaci video oczywiście) wszystkich waszych skeczy, które odegrałyście jako kabaret 'Barbie Girls'? Przeglądałam, rzecz jasna, youtube ale tam prócz Konopnickiej i 'spowiedzi alpinistki' nic raczej nie ma. Po obejrzeniu tego drugiego skeczu od razu zmieniłam swoje zdanie na temat kabaretów, jednak istnieje kabaret który jest w stanie naprawde mnie rozśmieszyć, alpinistkę muszę obejrzeć chyba ze 100 razy żeby przestać się śmiać sama do siebie, choć zakończenie mogłoby być troche inne jak dla mnie ale to tylko subiektywna moja opinia, w każdym razie byłyście świetne ;)

      OdpowiedzUsuń
    6. @bejbe
      Ja dla odmiany jestem liberałką i uważam, że podatki są zbyt wysokie, niezależnie od tego, jaki status materialny mają płacące je osoby. A co do związków - mam wrażenie, że najmniej zainteresowane ich legalizacją są właśnie osoby bogate, bo je po prostu stać na te wszystkie podatki. Gorzej, gdy ktoś przez 30-40 lat spłaca kredyt mieszkaniowy wspólnie z drugą osobą, by na końcu się okazało, że musi zapłacić po raz drugi, by to mieszkanie było jego/jej. Zresztą kwestia dziedziczenia to tylko wierzchołek góry lodowej - chodzi też o tak podstawowe sprawy jak prawo decydowania o zdrowiu partnera/partnerki, odwiedziny w szpitalu, opieka nad dziećmi, alimenty, prawo odmowy zeznań itd. itp. Jasne, że finanse są ważne, ale przecież nie tylko o nie chodzi.

      @Anonimowa
      Cały czas wrzucamy skecze z różnych programów, kilka jeszcze czeka na porządną rejestrację, ale w końcu się z tym uporamy.
      Póki co część znajdziesz tu:
      http://www.myspace.com/kabaretbarbiegirls
      A ostatni występ w Bielsku (już prawie cały) tu:
      http://www.facebook.com/KabaretBarbieGirls

      Miłego oglądania!

      OdpowiedzUsuń
    7. Ewo, może lepiej unikać tego sformułowania "odwiedziny w szpitalu", bo jak wiesz chodzi raczej o prawo do otrzymania informacji od lekarza na zasadzie najbliższej osoby. Wiele razy odwiedzałam w szpitalu zwykłych znajomych i nie miałam z tym żadnych trudności. Z radością wytknie to prawie każdy przeciwnik związków. A jeśli chodzi o dziedziczenie, to po prostu bez związku niczego się nie dziedziczy. Te umowy u notariusza to zdaje się są nic nie warte. I w najlepszym wypadku zostaje się z połową mieszkania, tą własną (i to jeśli była współwłasność). Czasem rodzinka prawie się wyrzeka córki, syna, ojca lub matki, ale nie spadku!

      OdpowiedzUsuń
    8. @lingwistka
      Rzeczywiście, to niedobre uproszczenie, choć i z odwiedzinami w szpitalu zdarzają się problemy (zerknij na komentarze pod tym postem: http://trzyczesciowygarnitur.blogspot.com/2011/01/polska-suzba-zdrowia-i-blog-roku.html)
      Co do testamentów - rodzina (biologiczna) może próbować je podważać, ale mimo wszystko mam nadzieję, że nie jest tak źle, jak piszesz.

      OdpowiedzUsuń
    9. Hej,

      wygląda na to, że piszemy o dwóch różnych aspektach spadku: ja zwracam uwagę na mniej sentymentalną stronę, ale taką bardziej prozaiczną -
      bo skoro można by zamiast zapisu spadkowego przekazać partnerce swój majątek na drodze darowizny, to okazuje się, że w niektórych krajach podatek od spadku bywa nawet wyższy od polskiego dość wysokiego podatku od darowizny.

      Wszak rodzina to jest siła i chyba dlatego do utrzymywania niskiego opodatkowania spadków przykłada się u nas taką wagę.

      Dodam, że nie odrzucam wszystkich postulatów zawartych w projektach ustaw, ale widzę wiele mówiący brak równowagi między dobrze reprezentowanymi potrzebami pięknej i majętnej części środowiska a postulatami socjalnymi, dla których nie ma w Polsce w ogóle nigdy tego "właściwego momentu".

      Aż samo nasuwa się pytanie, czy młodzi bezrobotni lub pracujący na śmieciowych umowach (tak jak ja teraz) powinni wtórować tym przyszłym spadkobiorczyniom i -biorcom, czy też nie lepiej byłoby ukierunkować swoją aktywność na oddolne ruchy społeczne i działanie na całkiem innych płaszczyznach. Myślę, że łatwiej dogadać mi się czasem z emerytką, która w kwestii spadku, to raczej odwrotną hipotekę już podpisała z jakimś bankiem i jest na dożywociu, niż z kawiorową lewicą.


      Więc jakie postulaty powinny zostać doreprezentowane?

      W dobie katastrofy socjalnej związek partnerski dwojga (lub więcej!) osob bez wzgledu na płeć powinien być postrzegany jako sposob łączenia dwóch skromnych pensji w jeden budżet domowy i rękojmia wsparcia w utrzymaniu, gdy nie ma innej pracy niż sezonowa. Z tego tytułu związki powinny mieć dostęp do mieszkań socjalnych (których oczywiście nie ma), do ubezpieczenia zdrowotnego poprzez głoszenie partnerki, oczywiście do tworzenia rodziny zastępczej i korzystania ze świadczeń pomocy społecznej.

      To nie są łatwe postulaty, ale warto dać do zrozumienia wielu ludziom dającym się wodzić za nos prawicy, że jedziemy na tym samym wózku.

      Postulaty te nie są jednak trudniejsze do spełnienia niż te, według których wszystkie będziemy piękne i bogate, i to do tego stopnia, że będzie z tego piękny spadek dla potomności, a z tego spadku to jeszcze i na epitafium wystarczy, i wmuruje się je w mury nowego kościoła z betonu i szkła w enklawie strzeżonego osiedla.

      OdpowiedzUsuń
    10. Nie zwracam uwagi na sentymentalną stronę spadku. Nie bardzo mnie interesuje ani tym bardziej cieszy, że w innych krajach jest gorzej i drożej, gdy na wcale niepotencjalny podatek od spadku po prostu mnie nie stać, podobnie jak większości moich znajomych, z których, zgodnie z obowiązującym prawem, część będzie zmuszona go zapłacić, a część nie, a jedynym różnicującym czynnikiem jest to, z kim dzielą życie. To nie jest kwestia zostawienia czegoś "potomkom" (bo oni dziedziczą z racji pokrewieństwa), ale partnerowi/partnerce. Bo po śmierci jednej osoby to, co było dotąd wspólne, przestaje być wspólne, o ile się za to ponownie (!) nie zapłaci. A jak się nie zapłaci, to można stracić wszystko, co do tej pory było "swoje". Jak dla mnie jest to chore.

      Nie chcę się spierać, czyje problemy są większe czy postulaty ważniejsze. Nie widzę jednak, w jaki sposób przyjęcie ustawy mogłoby zaszkodzić postulatom socjalnym. Szczególnie że zabezpieczyłaby ona tę stronę, która jest w trudniejszej sytuacji - bo daje i ubezpieczenie w przypadku bezrobocia, i emeryturę w przypadku śmierci partnera/partnerki, i możliwość wstąpienia w umowę najmu (przypadek Piotra Kozaka).

      Nie wiem, kim są według Ciebie owi piękni i majętni, których potrzeby ponoć reprezentuje ustawa i jakie warunki trzeba spełnić, by trafić do ich grona. Rozumiem frustrację obecnego pokolenia 20-latków (swoje też przepracowałam na śmieciowych umowach i wierz mi, doskonale wiem, czym jest bezrobocie), ale nie widzę powodu, by z powodu wieloletnich zaniedbań ustawodawców negować równościowe rozwiązania. Równość i sprawiedliwość społeczna to ponoć lewicowy postulat, czyż nie?

      OdpowiedzUsuń