• Ci sami, tak samo, o tym samym

    Jakiś czas temu dostałyśmy z Gosią zaproszenie do programu Tomasza Lisa. Nie pamiętam, o czym miała być dyskusja (może o Radziszewskiej, może o ustawie antydyskryminacyjnej, może o związkach partnerskich), ale w każdym razie naszym adwersarzem miał być Tomasz Terlikowski. Odmówiłyśmy, wyjaśniając, że nie widzimy sensu w dyskusji z kimś, z kim się nie da dyskutować. Wtedy miła pani z TVP zapytała, czy może być ktoś inny o odmiennych niż nasze poglądach (taa...). Powiedziałam, że jak najbardziej tak, byleby był to ktoś, kto rozmawia, zamiast głosić prawdy objawione. I na tym się sprawa skończyła, bo najwyraźniej posadzenie naprzeciw osób nieheteroseksualnych kogoś bardziej lajtowego niż Terlik czy inny Korwin było za mało medialne.

    Zgodnie z zasadą, że inne poglądy równe są skrajnym poglądom, wczoraj u Tomasza Lisa jako jedna z osób zaproszonych do rozmowy o związkach partnerskich oczywiście pojawił się naczelny Frondy (do obejrzenia tu). Tak nie do końca wiadomo, jako kto, bo oprócz niego zaproszeni zostali jedynie politycy i polityczki - Katarzyna Piekarska, Beata Kempa, Bartosz Arłukowicz i Krystian Legierski. Czy Terlikowski robił tam za przedstawiciela mediów? Cóż, śmiem twierdzić, że jest wiele bardziej znaczących środków przekazu niż Fronda. A może za głos społeczeństwa? Równie dobrze można by zaprosić przypadkową osobę z ulicy, byłaby dokładnie tak samo reprezentatywna. Rzecz jasna te dywagacje są tak naprawdę bezprzedmiotowe, bo nie o reprezentatywność tu chodzi czy o sensowny dobór gości, a o to, że skoro mamy przedstawiciela osób nieheteroseksualnych, to musi się też znaleźć ktoś skrajnie homofobiczny. Jak w tych relacjach z marszy, o których pisałam w poprzednim poście - nie chodzi o rzetelność, chodzi o kontrast. Geje i NOP. Środa i Najfeld. Legierski i Terlikowski. I nikogo tak naprawdę nie obchodzi, że zrównuje się ze sobą osoby dyskrymionowane i tych, którzy są za utrzymaniem tego stanu rzeczy, bo w ich światopoglądzie nie mieści się oczywista oczywistość, że ktoś, kto jest inny niż oni, też powinien mieć równe prawa.

    Odpuszczę sobie komentowanie owego programu u Lisa, bo wiadomo, co kto powiedział - Terlik, że ustawa to tylko krok do adopcji, Kempa, że każde dziecko chce mieć mamę i tatę, Arłukowicz, że ustawa to zagrywka przedwyborcza itd. Znacznie bardziej mnie ciekawi, co by się wydarzyło, gdyby zamiast polityków i Terlikowskiego w studiu telewizyjnym znalazły się mniej lub bardziej przypadkowe osoby, które byłyby zainteresowane zawarciem związku partnerskiego i po prostu opowiedziały o tym, dlaczego takie rozwiązanie jest im potrzebne. Czy byłoby mniej ciekawie? Nie mam pojęcia, choć mam wrażenie, że naprawdę mało kogo kręci ciągłe patrzenie na te same twarze i słuchanie tych samych tekstów. Czy widzowie mieliby szansę dowiedzieć się czegoś więcej na temat tego, po co nam w ogóle ta ustawa? Z pewnością tak. Tak jak i więcej by się dowiedzieli o naszych potrzebach, gdyby relacje z marszy nie były wciąż budowane na zasadzie, że my tam szliśmy, a ktoś szedł na nas (w najlepszym wypadku, bo bywa i tak, że my też idziemy na kogoś).

    Mam wrażenie, że dopóki nasza obecność w mediach będzie się sprowadzać głównie do szukania sensacji i okazji do pyskówki tam, gdzie jej nie ma, dopóty będziemy postrzegani jako byty mające równie realne problemy co "celebryci" z Pudelka. Jasne, że nie da się być do końca obiektywnym, zaprezentować całego spektrum poglądów, zapytać o zdanie każdego, ale fajnie by było częściej pokazywać, że oprócz bieli i czerni istnieje jeszcze nieskończenie wiele odcieni szarości.

    Dla kontrastu (ale i ku pokrzepieniu serc) wrzucam (podebrany z komentarzy u Sylwka) jeden z odcinków programu "What would you do?" produkcji telewizji ABC, który stokroć więcej mówi o tym, co sobie "społeczeństwo" myśli (tutaj o homorodzicielstwie, ale inne odcinki też są ciekawe) niż wszystkie Terlikowskie i Kempy razem wzięte. Niestety to społeczeństwo teksańskie, ale ja wierzę i w polskie. Może media też kiedyś uwierzą.

  • Czytaj także

    9 komentarzy:

    1. Czemu, ach czemu Lis do dyskusji o książkach Grossa nie zaprosił Leszka Bubla. Byłoby tak super!

      OdpowiedzUsuń
    2. Prawda? A tak to nudy na pudy, kto to widział w programie o książkach rozmawiać o książkach, blah!

      OdpowiedzUsuń
    3. Cieszę się, że nie przyjęłyście zaproszenia. Z Terlikowskiego najlepiej jest kpić, ale w dobrym towarzystwie, które zna się na żartach i naprawdę liczy się z prawami mniejszości. Tak było w jednym z programów w dwójce, chyba "Rozmowy nocą" czy coś takiego. Prowadzący kazał Terlikowskiemu sobie wyobrazić, że jego syn-gej przyprowadza swojego chłopaka na obiad itp :) Taki program, to ja rozumiem:D

      OdpowiedzUsuń
    4. Na przykładzie tej rozmowy widać,że niema znaczenia czy będzie projekt małżeństw dla par jednopłciowych, związków partnerskich czy jakiś umów o umowie o umowie o umowie. Dla oszołomstwa każde, nawet minimalne ułatwienie życia homiczym parom jest zamachem na jedynie słuszny model rodziny i już.

      OdpowiedzUsuń
    5. Nie cierpię programu Lisa (zresztą za jego osobą też nie przepadam delikatnie mówiąc). Dlaczego? Bo jego program to nieobiektywne "szoł" nastawione głównie na promocję jego osoby. Czasem raz na "ruski rok" zdarzy sie i owszem jakiś rzetelniejszy program, ale to zasługa gości. Zazwyczaj zaś wybiera ich pod kątem "medialności", a ściślej mówiąc zaprasza tych, którzy w perspektywie mogą mu zrobić słowną zadymę.

      Naprawdę fajnie, że nie wzięłyście udziału w tym cyrku. Już sobie wyobrażam co by się tam działo. Oszołom Terlikowski zacząłby straszyć Was piekłem, Lis robiłby zatroskaną minę w stylu "ja walczę o prawdę", a tego co macie do powiedzenia i tak nikt by nie wyłapał w ferworze kłótni.

      OdpowiedzUsuń
    6. Hej, zasadniczo się zgadzam, że takie powielanie schematów/scenariuszy dyskusji jest - w zależności jak na to spojrzeć - zarowno celowym zabiegiem jak i - patrząc z innej strony - biernym odzwierciedleniem stanu, w jakim jest dyskurs wokół homoseksualności.
      Do pewnych tematów juz nie zaprasza się ludzi reprezentujących nienawistny sposób bycia (jak np. Bubla) a przy innych tematach są główną atrakcją programu.


      Ale czy to nie uruchamia rownież refleksji w drugą stronę?

      Czy to, że pewnych antysemickich obelg w telewizji nie wyemitują oznacza, że takie obelgi w społeczeństwie nie krążą?
      Czy nie skutkuje to m.in. tym, że społeczności żydowskie i żydowskie inicjatywy kulturalne funkcjonują jednak w pewnym wyciszeniu, w ściśle określonym miejscu?


      Można się spierać, czy taki stan dyskusji wokół mniejszości etnicznych jest ich osiągnięciem czy nieuchronną ścieżką, na jaką zostały nakierowane.

      Należy jednak się spierać, czy naśladowanie tej drogi, polityki uznania i deklaracji równych praw, jest optymalną ścieżką dla wszystkich środowisk lgbt.

      Terlikowski moze i powiedzial jedną ciekawą rzecz: próbował dowieść, że samotni rodzice mają więcej przywilejów niż małżeństwa. Oczywiście nie jest to prawda, bo konieczność utrzymania rodziny z jednego źródła dochodów lub jednego pomnożonego przez kilka etatow to ogromny wysilek, ktorego ulgi podatkowe nie zrownowazą. Niemniej sam sposób rozumowania jest godny uwagi, bo pomimo całej otoczki wywodu, podważył sam swoje inne tezy. Pokażał też cienką granicę swojego cynizmu mówiąc, że przecież mógłby się rozwieść tylko po to, żeby płacić mniejsze podatki.

      Swoją drogą właśnie w tym momencie Piekarska + Legierski zapalili się, że im nie chodzi o przywileje tylko o równe prawa, o "oczywistości".

      A moim zdaniem powinno chodzić o nową ugodę dotyczącą przywilejów.

      Taką, by ludzie spokojnie utrzymujący rodzinę z dwóch pensji nie sięgali po więcej i żeby ludzie znajdujący się w o wiele trudniejszej sytuacji nie mieli "przywilejów" pisanych palcem po wodzie i racjonowanych w sposób upokarzający.

      OdpowiedzUsuń
    7. cd.



      Oraz taką ugodę, żeby wychowywanie dzieci, bylo wspierane tam, gdzie jest taka potrzeba i gdzie potrzebne jest spoleczne wsparcie bez odgornego ustalenia, kto jest potencjalnie dobrym kandydatem na rodzica a kto w ogole na to nie ma szansy.

      Najgorsze jest wlaśnie to, że renegocjacja porządku z dopuszczeniem do niej jak największej liczby grup wykluczonych jest najtrudniejszym scenariusze. Niemniej inne programy, np. takie, ktore są określane programami małych kroków nie podważą w żaden sposób systemu patrialchalno-kapitalistycznego i będą znim jedynie ewoluować ku wersji bardziej sexy. Jedni będą sądzili, że system jest może ciut mniej patriarchalny i homofobiczny, inni, że nieco mniej neoliberalny. Problem w tym, że w takiej historii te dwie grupy niestety raczej się ze sobą w pół drogi nie spotkają i nie podadzą sobie rąk, ale będą antagonizowani dla podtrzymania porządku.


      Spokojnie, nie nawołuję do rewolucji naglej i zrywnej, ale skoro dobrze byśmy widziały nowe głosy w telewizji na miejscu tych, które już się wypowiedziały, to jak w praktyce można do nich dotrzeć?

      Czy można im wysłać sms-a, że będzie casting w jakiejś cafejce w złotych tarasach (małe ciacho 10 zł)?
      Czy można się domyślać, że mają zaangażowanych partnerów społecznych w związkach zawodowych w miejscu, gdzie pracują, aby czuć się w roli reprezentacji bezpiecznie? Albo czy są w ogóle przedmiotem zaangażowania tych słabych związków, skoro pracują na zlecenie?

      Ale to nie musi być błędne koło.
      Jeśli chodzi o media, są również inne formuły. Może to właśnie u Drzyzgi a nie u Lisa ktoś peruce opowie, że ma pryszcze ale poza tym nie ma kasy zeby się umawiać z dziewczynami tej samej płci i od paru lat nie żyje w żadnym związku partnerskim?
      Może paradoksalnie więcej ludzi tego wysłucha niż dyskusji w show publicystycznym?

      A może więcej znaczy to, co mówimy naszym koleżankom z pracy, jak staramy się podchodzić do ludzi, kiedy jesteśmy w gotowości do pomocy, a kiedy należy tupnąć na nich nogą.

      No ale ta polityka "równych praw"... posiada bardzo wiele ograniczej. Odwołuje się do empatii, ale chyba jednostronnie, bo realnie nie ma narzędzi, by objąć opieką/wsparciem tych wszystkich, ktorzy mogą się za nią opowiedzieć.

      OdpowiedzUsuń
    8. straszna szkoda, że zamiast poświęcić ten czas na wyjaśnienie po co to w ogóle, usłyszeliśmy tradycyjne frazesy.
      ja cały czas zapominam, że większość z nas żyje w bańkach mydlanych, gdzie otoczeni jesteśmy przez ludzi, którzy uważają nas za równych sobie i rozumieją o co nam chodzi. przypominają mi o tym tylko komentarze pod niektórymi postami, czy "iwentami na fejsie", których z reguły staram się nie czytać, gdyż wiadomo, że one rzadko kiedy są merytoryczne.
      a potrzebna jest "praca u podstaw", czyli - ustawa jest nam potrzebna bo ... i najlepiej punkt po punkcie z przykładami i obrazkami, a nie dyskusje czy jest to zagrywka wyborczy czy nie. oczywiście, że jest, ale skoro już projekt się pojawił, to może jest szansa.
      i po raz kolejny wielki ukłon w stronę MNW i wszystkich innych akcji, które przyczyniają się do rozpropagowania idei.

      OdpowiedzUsuń
    9. @merka
      Ja też taki program bardziej rozumiem. Dodatkowy kłopot jest taki, że, choć pewnie był bliższy rzeczywistości, to o Lisie będzie się mówić, że uprawia poważną publicystykę.

      @reader
      A na dodatek dzięki takim programom tylko utwierdza się widzów w przekonaniu, że takie podejście jest i słuszne, i dość powszechne.

      @Jenny
      Myślę, że scenariusz byłby trochę inny. Terlik by głosił swoje tezy, Gosia by na niego krzyczała, ja uznałabym, że nie ma sensu się wtrącać, a Lis by uciekł:)

      @bejbola
      Wydaje mi się, że mimo wszystko lepiej jest, gdy antysemityzm jest czymś, czego, przynajmniej publicznie, należy się wstydzić (tak jak gość na filmiku zawstydził się swoją homofobią), niż gdy jest wspierany również przez media głównego nurtu.

      @MISZEK
      No właśnie, my zapominamy, a tak naprawdę możemy liczyć tylko na siebie.

      OdpowiedzUsuń