• No jak nie wyklucza, skoro wyklucza

    Przyznaję bez bicia, lubię te wszystkie queerowe bajdurzenia (jak chcą niektórzy) o wkluczaniu, płynności, niepewności, performatywności, subwersywności itd. itp. Kręcą mnie niejednoznaczności związane z płcią czy orientacją, nie lubię szufladek, granic, klasyfikowania, wartościowania, dzielenia i rządzenia. To nawet nie jest fascynacja intelektualna (do tego mi daleko, moją krótką przygodę z filozofią zakończyłam dobre parę lat temu i raczej nie zapowiada się, bym miała czas do niej wrócić), to coś emocjonalnego, takie poczucie, że to jest po prostu bliskie mojemu pojmowaniu rzeczywistości. Że nie trzeba szukać jakichś absolutnych tożsamości, że nie ma czegoś takiego jak modelowy reprezentant czy reprezentantka, kobieta czy mężczyzna, że wszystkie tożsamości seksualne i płciowe są tak samo wartościowe.

    Od jakiegoś czasu jednak coś mi w tym wszystkim zaczyna zgrzytać. Parę miesięcy temu zastanawiałam się nad bezrefleksyjnym wpychaniem w szufladkę "homofobia zinternalizowana", czyli de facto wykluczaniem osób niehetero, które mają konserwatywne poglądy. W końcu jak różnorodność, to różnorodność i nie ma co się obrażać, że nie wszyscy są inni we "właściwy" sposób. Nie że nawołuję do afirmacji poglądów o obsceniczności Parad czy sensie głosowania na PiS (i zawsze będę z nimi dyskutować), ale kurczę, osoby mające takie poglądy mają do nich pełne prawo i tak samo jak inni mogą je głosić, uważać za wartościowe, jedyne słuszne itd. itp. I nie ma w tym nic niedojrzałego, to nie jest żadna faza przejściowa czy efekt braku myślenia nad tym, kim się jest. Teraz dla odmiany okazało się, że wykluczaniem jest również postulowanie wprowadzenia ustawy o związkach partnerskich. Rzeczniczka tegorocznej Parady to, że wśród jej celów nie ma związków, wyjaśnia w komentarzu pod poprzednim postem tak:

    Ustalenie takiego celu uważamy za zbyt wykluczające. Są wśród osób w Komitecie Organizacyjnym - a więc i w środowisku LGBTQ! - osoby przeciwne takim rozwiązaniom i chcemy to uszanować. Umiłowanie do równości, tolerancji i otwartości są podstawowym warunkiem uczestnictwa w marszu 11 czerwca 2011.

    Dla niezorientowanych dodam, że owa rzeczniczka jest przy okazji współtwórczynią organizacji studenckiej Queer UW i w ogóle często się do teorii queer w swoich wypowiedziach odwołuje. Czyli z queerowaniem jest najwyraźniej bardziej za pan brat niż pisząca te słowa. Więc może rzeczywiście tak jest, że owa queerowa otwartość jest jedynie otwartością na tych, którzy są inni we "właściwy" sposób (ciekawa jestem, swoją drogą, czy osoby, które nie chcą legalizacji związków, bo uważają, że godzi to w świętość instytucji małżeństwa, też są mile widziane na tej Paradzie). Może tylko się łudzę (tak, nadal się łudzę), że w tym wszystkim chodzi o coś więcej. Nie, nie o związki. O rozwalenie rzeczywistości, o zmianę, o działanie, a nie uzasadnianą szacunkiem (?!) do mniejszości apolityczność sprowadzaną do zabawy w piaskownicy.

    O tym, że queer to nie zabawa, mogliśmy się chociażby przekonać, słuchając wystąpienia Judith Butler podczas ubiegłorocznej CSD w Berlinie. Dlaczego więc w naszym, polskim, wydaniu jest inaczej? Dlaczego u nas polityka jest be? I dlaczego równość generalnie jest w porządku, ale już równość wobec prawa jest wykluczająca? I kogo właściwie wyklucza? Czy przypadkiem nie samych uczestników i uczestniczki? Szczerze, nie pojmuję takiego queeru. Chyba że to ów słynny "queer białych nieheteroseksualnych mężczyzn z klasy średniej". Ewentualnie taki nasz swojski, przaśny odpowiednik tej filozofii, tak samo podobny do oryginału jak "Na dobre i na złe" do "Ostrego dyżuru" czy "Magda M." do "Ally McBeal". Szczerze, nie wystarczy powiedzieć:

    Parada Równości 2011 jest otwarta na środowisko LGBTQ w całej jego różnorodności. Chcemy, by szły w niej osoby wspierające rejestrowane związki partnerskie par jednopłciowych, małżeństwa par jednopłciowych, rejestrowane związki poliamoryczne, jak i takie, które w ogóle uważają taką formę formalizacji za niepotrzebną. Chcemy, by szły w niej drag queen, transy, kobiety, mężczyźni, osoby niezidentyfikowane płciowo. Chcemy by szły "butch", "femme", "przegięte cioty" i "męscy kolesie".

    by nie wykluczać.
  • Czytaj także

    19 komentarzy:

    1. nie chcesz związku partnerskiego - nie zawieraj. ale pomóż tym, którzy mogą go potrzebować.
      tak jak ja wspieram walkę z AIDS, która mnie raczej nie dotyczy.
      czy geje mogą wspierać in vitro.
      ot - taka pomoc...

      OdpowiedzUsuń
    2. No cóż, na pewno bliżej mi do poglądów pani Ewy niż pani Rudej, która w bardzo nieprzyjemny sposób atakuje osoby, które, o ile mi wiadomo, nie wypowiadały pod jej adresem epitetów typu piaskownica czy gnojek.

      Niemniej z drugą autorką bloga również ciężko mi się zgodzić w jej nawoływaniu od zaakceptowania takiej oto "oczywistej oczywistości", że walka o "równe prawa" jest walką o sprawiedliwość społeczną.

      Może i nią jest, ale w bardzo zawężonym kontekście w którym jakaś część społeczeństwa chce uzyskać takie same Przywileje jak równie w gruncie rzeczy niewielka grupa, która już je posiada (hetero rodziny nuklearne o wysokim statusie majątkowym). W praktyce jest to raczej asymilacjonizm i konserwowanie zastanej polityki a może nawet apolityczność.

      Czy ten posulat może w jakiś sposób wyzbyć się swojego obciążenia klasowego i etnicznego? Owszem, ale pod warunkiem, że osoby działające na rzecz tych związków ujawnią swoją pozycję społeczną i przedstawią swoim potencjalnym sojusznikom, co oni zrobią w zamian dla nich.

      Sorry, ale nie przekonuje mnie takie "wsparcie bo to nic nie kosztuje", gdyż owszem, to kosztuje i to bardzo konkretne sprawy: czas, zaangażowanie, perspektywy outingu w takich lub innych sytuacjach. W mniejszym lub większym stopniu oczywiście, w zależności od tego, jak bardzo ci adepci chcieliby się zaangażować.

      A tymczasem - propagatorki i propagatorzy związków namawiają wszystkich do poświęcenia bez określenia stawki i szczerze sądzę, że moje problemy ich nie interesują wcale.

      Co to za równość, skoro tylko polityczki i politycy na rzecz związków o tym decyduję, czym ta równość jest?

      Dlatego nie rozumiem, skąd aż taki sprzeciw wobec koncepcji takiego zgromadzenia publicznego, gdzie nie będzie hegomonicznie narzuconego hasła związków ale każdy będzie mógł ponieść swój transparent. To może niech w praniu okaże się, kto się do tych sztandarów przytuli i wokół nich skupi, a kto się znajdzie bardziej na obrzeżach?


      Szczerze mówiąc teoria queer nie ma wiele do tego. Jest ona zjawiskiem już historycznym i żyjemy w postqueerowej rzeczywistości gdzie płynność jest stymulowana przede wszystkim przez kapitalistyczny rynek lajfstajlu i reklamy. (zmieniasz telefon? zmieniasz skórę!)

      Mamy natomiast kilka równie politycznych strategii, a wśród nich asymilacjonizm (niech będzie wam, że jest polityczny), konsumpcjonizm (to ci od klubów, ale bądźmy konsekwentni, oni też są polityczni!) oraz partyzancki opór (myślę, że Perfekcyjność - choć nei znam jej osobiście - moze jakoś się tu plasuje w odróżnieniu od innych z komitetu którzy kochają głównie komerchę).

      A queer, każdy ma taki, jaki chce. Są "pozytywne" queery nastawione na ideologię miłości i niewiele się rózniące od propagatorów związków. Są "queer as folki" czyli totalna kapitalistyczna komercha. Są też rebelianckie i czasem nawet marksistowskie post-queery (ja oczywiście sympatyzuję z tymi ostatnimi ;-)

      Więc dlaczego to asymilacjonizm vel kochający queer ma mieć pierwszeństwo?

      Szanujmy się nawzajem i rozmawiajmy na w miarę demokratycznych płaszczyznach.

      Nie mówię, że to jest łatwe, ale to wyzwanie które trzeba zaakceptować a nie nad nim ubolewać! Na tym polega ruch społeczny a nie na narzucaniu komuś schematów życia.

      Moim zdaniem należy budować sojusze z najbardziej wykluczonymi grupami poza kręgiem lgbt skolonizowanym przez pseudo-wsparcie unii europejskiej.

      Dlaczego więcej się dowiem od osoby, która uważa homoseksualizm za grzech niż od osób, które próbują mnie uszczęśliwić na siłę swoją tęczową flagą dla wybrańców.

      OdpowiedzUsuń
    3. @bejbe: nikt nie wymaga, żeby głównym i jedynym hasłem/celem parady były związki.
      ale z drugiej strony to aroganckie ze strony organizatora orzekać, że celem Parady NA PEWNO nie są związki, przyznając jednocześnie w tym samym zdaniu, że sporo ludzi idzie właśnie po to, by te związki poprzeć.
      to takie trochę: wiemy po co idziecie, ale mamy to gdzieś. i to chyba tak wszystkich rozsierdziło...

      OdpowiedzUsuń
    4. No moze jednak poczekajmy, co się okaże w praniu, ile osób zgrupuje się wokół idei związków a ile nie w tej konkretnej sytuacji marszowej.

      Oczywiście część osób zbojkotuje z tego lub innego powodu marsz i to też jest polityczny statement który należy uszanować.

      Jedni zbojkotują bo chcą związków, inni bo nie lubią komerchy, a jeszcze inni bo uważają że to i tak jest asymilacjonistyczny marsz.


      A co do polityki, to ostatnio mamy jakby pewien pozytywny ruch: chyba paradoksalnie wywołany przez Tuska, który w kampanii samorządowej sprowadził to do takiego absurdu jak hasło "my nie robimy polityki".
      I chyba to wkurzyło trochę ludzi i zaczęli odzyskiwać słowo polityka dla siebie, jedno z najbardziej nielubianych slów.
      To trochę tak jak mieszczanin z Moliera, który uświadomił sobie, że mówi prozą, ale nie mówię tego dla sarkazmu, tylko jak najbardziej pozytywnie: przypomniało nam się, że jesteśmy polityczni!

      No ale... to miłe ożywienie zaczyna się od tego, że jedna grupa próbuje za wszelką cenę ustalić, że tylko ona jest polityczna a inne są apolityczne!

      Ej, moim zdaniem to jest bardzo nie fair i zamiast potencjału krytycznego wychodzi jakaś przykra nowomowa "my polityczni - oni niepolityczni".

      Jak odzyskujemy polityczność do niech wszyscy maja do niej prawo!

      OdpowiedzUsuń
    5. Widzę, że link nie wybił:

      http://grfcagliostro.blogspot.com/2011/05/witam-w-ten-majowy-wieczor.html?spref=fb

      Pozdrawiam - Graf Cagliostro

      OdpowiedzUsuń
    6. @Może i nią jest, ale w bardzo zawężonym kontekście w którym jakaś część społeczeństwa chce uzyskać takie same Przywileje jak równie w gruncie rzeczy niewielka grupa, która już je posiada (hetero rodziny nuklearne o wysokim statusie majątkowym). W praktyce jest to raczej asymilacjonizm i konserwowanie zastanej polityki a może nawet apolityczność.


      Byłbym niezmiernie zainteresowany statystykami pokazującymi, jak bardzo małą grupą są osoby korzystające z prawnej rejestracji swojego związku (osoby hetero). Jeszcze fajniejsze byłoby sprawdzenie jak się rzeczy mają w subpopulacji nie-hetero w krajach, w których istnieje formalizacja związków jednopłciowych.

      Bo póki co, nie dorobiwszy się etapu emancypacji tożsamościowej i afirmatywnej, niektórzy bełkoczą coś o podważaniu wszelkich norm, co jawi się jako groteskowa forma kawiarnianego intelektualizowania w oderwaniu od realiów.

      OdpowiedzUsuń
    7. Raczej ciężko dyskutować z kimś, kto uważa, że jego "etapy emancypacji" są obowiązujące dla całej rzeczywistości.

      Moim zdaniem od dawna żyjemy w epoce postemancypacyjnej zarówno w sensie konkretnej "emancypacji" osób lgbt jak i faktu, że po prostu fenomen emancypacji jako takiej to pojęcie z porzednich epok.

      Ja nie podważam żadnych norm bo widzę wielość norm i nie rozumiem, dlaczego burzenie dominacji jednych norm mamy koniecznie przypieczętować ustanowieniem kolejnych równie restrykcyjnych. Osoby o innym światopoglądzie się co do tego nie zgodzą, więc zostawmy to jako poważną różnicę światopoglądową, a te warto u siebie wzajemnie szanować.


      Swoją drogą ciekawe, dlaczego ostrze krytyki wobec organizacji parady równości nie jest wymierzone w komercyjne zagrywki klubów i portali tylko w fakt, że związki partnerskie akurat nie będą jedyną obowiązującą ideologią.

      OdpowiedzUsuń
    8. @Moim zdaniem od dawna żyjemy w epoce postemancypacyjnej zarówno w sensie konkretnej "emancypacji" osób lgbt jak i faktu, że po prostu fenomen emancypacji jako takiej to pojęcie z porzednich epok.

      Być może "wy" żyjecie, większość ludzi LGBTQ w Polsce żyje w rzeczywistości, w której są zboczeńcami gwałcącymi dzieci i niszczącymi rodziny. Oraz propagującymi swoje dewiacje. Ty serio nie widzisz dość żenującego oderwania tego co piszesz od faktów?

      @Ja nie podważam żadnych norm bo widzę wielość norm

      Kwestie halucynacji mogą być zajmujące, ale nie o to idzie. W społecznościach, mimo pluralizmu norm, istnieje zazwyczaj pewien wspólny fundament aksjologiczny zakreślający ramy tego co w owym pluralizmie dozwolone a co nie. I dobrze. Dobrze też, ze ten fundament jest zmienny - tym otwarte społeczeństw różnią się od dzikich i plemiennych, z aksjologią w postaci nienaruszalnych tabu.

      @ dlaczego burzenie dominacji jednych norm mamy koniecznie przypieczętować ustanowieniem kolejnych równie restrykcyjnych.

      A mamy? Czy nawet uczynienie z głównego hasła TEJ parady związków partnerskich można w jakimkolwiek rozsądnym sensie nazywać ustanawianiem restrykcyjnej normy? Czy "wy" w ogóle rozumiecie słowa, których używacie? Jednopłciowe związki partnerskie nie dodają niczego jeśli chodzi o jakąkolwiek normatywność czy dyskryminację - są co najwyżej bardzo malutkim kroczkiem w kierunku częściowego zniesienia pewnej formy dyskryminacji pewnej grupy ludzi.

      @Swoją drogą ciekawe, dlaczego ostrze krytyki wobec organizacji parady równości nie jest wymierzone w komercyjne zagrywki klubów i portali tylko w fakt, że związki partnerskie akurat nie będą jedyną obowiązującą ideologią.

      Ostatnie fragment, ten o ideolo jest dość żenujący. Najbardziej gorące hasło polityczne (i realne jeśli idzie o szanse realizacji) po prostu powinno być głównym hasłem politycznym, nie jakiś rozwodniony bełkot o tolerancji (nawiasem mówiąc, jeśli emancypacja jest z poprzedniej epoki, to z jak zaprzeszłej epoki jest nawoływanie do tolerancji i otwartości? Czy mam rozumieć, że żyjemy w społeczeństwie wyemancypowanym, ale nietolerancyjnym? ORLY? LOL).

      Gdy idzie o portale - owszem, mnie też zniesmacza używanie kontrowersji wokół parady jako linkbaita do gaylife. Ale co poradzić? Takie prawo organizatorów.

      OdpowiedzUsuń
    9. Kondycja postemancypacyjna polega na tym, że nie żyjemy w sprawiedliwym państwie socjalistycznym ani w zamierzchłych juz państwach tzw. kapitalistycznego dobrobytu.

      Żyjemy w neoliberalno, neokapitalistycznym państwie rozwarstwień społecznych, gdzie zarządza się nie tylko metodą kija, ale i marchewki, gwarantując poczucie wyższości grup uprzywilejowanych materialnie.

      W takich warunkach różne tendencje emancypacyjne borykają się z tym (a przynajmniej powinny to mieć na uwadze), że hasła o "równych prawach" obejmą tylko tych, na których ba to stać, bogata lesbijka nie wyemancypuje biednej lesbijki ani bogaty gej ubogiego geja, ponieważ nie ma żadnych mechanizmów sprawiedliwej redystrybucji dóbr, a wręcz wielu aktywistów i wiele aktywistek współczesnego ruchu lgbt w Polsce otwarcie opowiada się po stronie neoliberalizmu.

      Emancypacja tożsamościowa może być realną stawką wtedy, gdy w ślad za ustanowieniem tożsamości udałoby się wywalczyć konkretne przywileje dostępne dla wszystkich podmiotów, które mają się pod takim projektem podpisać i służyć w nim jako siła aktywistyczna czy choćby nawet tylko masa.

      W praktyce współczesne postulaty związane z ustawami o związkach oscylują wokół kwestii spadkobrania, która dotyczy wyłącznie uprzywilejowanych osób, które za kilkanaście lub kilkadziesiąt lat w ogóle będą miały co po sobie zostawić, a nie będę zmuszone wręcz przeciwnie - do odwrotnej hipoteki.

      Dlaczego ludzie ubodzy mają się angażować w projekt, który zaowocuje awansem do uprzywilejowanej grupy tylko części spośród tzw. społeczności lgbt, a oni sami zostaną tam, gdzie są, czyli poza marginesem?

      Można to rozwiązać jednak rzetelniej i powiedzieć wprost, do czego ludzie uprzywilejowani zobowiązują się w zamian za poparcie.

      Ale takie myślenie nie znajduje poklasku. Przecież - związki dla wszyskich! Wszysy będą szczęśliwi, do tego jeszcze młodzi, piękni i bogaci...


      Szkoda, że aktywistki i aktywiści związków partnerskich nie dostrzegają w ogóle podmiotowości swoich adwersarzy z tej uboższej części wsi. Po prostu to jest jakaś szara masa, niepolityczna, niedojrzała, dopiero uczy się czytać, nie chce zrozumieć!

      OdpowiedzUsuń
    10. "żyjemy w epoce postemancypacji tożsamościowej..." wyszedł niestety bełkot oderwany od realiów.

      no i hasło o związkach, które niby kogoś wyklucza... żenujące.

      OdpowiedzUsuń
    11. Żyjemy w epoce postemancypacyjnej a nie "postemancypacji tożsamościowej". Proszę nie przekręcać moich kwiecistystych fraz w celu ośmieszenia ich, ok?

      Na realia składają się natomiast materialne podstawy bytu.

      OdpowiedzUsuń
    12. Równe prawa, to m.in. prawo do odebrania zwłok ukochanej osoby, równie prawa to m.in. prawo do decydowania o nieprzytomnej ukochanej osobie w szpitalu: decydowaniu w sprawach życia i zdrowia, równe prawa to m.in. świadczenie z ZUS za czas korzystania ze zwolnienia lekarskiego na chorego członka rodziny, równe prawa to m.in. możliwość skorzystania z ubezpieczenia zdrowotnego gdy jedna z osób nie pracuje, czy też emerytury / renty po zmarłym partnerze / partnerce i wiele wiele innych (w Brazylii policzono, iż jest to 124 różnych praw i korzyści). Zatem są to prawa DLA WSZYSTKICH, którzy żyją w stabilnych, monogamicznych związkach.

      ---
      http://paradarownosci.eu/?p=755


      KaFor

      OdpowiedzUsuń
    13. bejbe: jako, że na mój temat pogląd masz już wyrobiony na podstawie jednego komentarza pozwolę sobie napisać, że owszem Twój styl może i kwiecisty, ale znajomość wyrazów obcych i epatowanie nimi nie świadczy jeszcze o bogactwie treści. A tej praktycznie nie ma. A to co jest nijak nie przystaje do rzeczywistości, w jakiej przyszło nam żyć.
      Dla Twojej wiadomości bogata osoba nieheteroseksualna jest mało zainteresowana równością i walką o związki partnerskie, zmianę prawa etc. Ma walory (pieniądze), które jej tę równość zapewniają.
      I równość wobec prawa nie oznacza równiłowki, ale możliwość wyboru, której teraz nie mamy.
      I szkoda, że zamiast dawać dobre rady innych sam/a nie zakaszesz rękawów i nie weźmiesz się za pracę. No przecież wiesz co należy zrobić prawda?

      OdpowiedzUsuń
    14. Twarde fakty: poważny błąd - niekompetencja - organizatorów pr2011

      http://wyborcza.pl/1,75248,9579613,Zamieszanie_wokol_wiz_dla_uczestnikow_Parady_Rownosci.html


      KaFor

      OdpowiedzUsuń
    15. @Graf Cagliostro
      A byłam, czytałam i trzymam kciuki za dalsze pisanie. I dzięki za wsparcie na GL:)

      @bejbe
      Popełniasz dokładnie ten sam błąd, co przeciwnicy wszystkiego na "q" Zakładasz, że jeżeli dla kogoś ważny jest taki a nie inny postulat, to oczekuje on, że będzie on ważny dla wszystkich, tak jak przeciwnicy wszelkich queerów (ci zatwardziali, bo bynajmniej nie myślę o wypowiadającym się tu Sylwku) uważają, że wymaga się od nich nieokreślania płci, tożsamości itd. itp. Otóż wyobraź sobie, że ja wcale nie uważam, że wszyscy mają wspierać ideę związków. I z przyjemnością zobaczyłabym na tej Paradzie inne postulaty - grunt, żeby nie były to wydmuszki w rodzaju "umiłowanie otwartości, równości i tolerancji", a konkretne hasła. Ktoś chce iść pod hasłem walki z wykluczeniem ekonomicznym? To niechże zrobi sobie transparent i z nim idzie. Ktoś inny chce krzyczeć o opresywności instytucji małżeństwa? Proszę bardzo, niech krzyczy. Itd. Mnie zależy na związkach i o widoczność tego postulatu walczę. Czy to oznacza, że jestem przeciw wszystkim innym postulatom, nawet sprzecznym z ideą związków? Nie sądzę. Po prostu dla mnie polityczność to konkret, działanie, zmiana, a nie puste frazesy, z których wynika wszystko i nic.

      Tak że i z Twojej strony proszę nie o słowa, a o konkrety. Sylwek zapytał o statystyki pokazujące, jak mało osób korzysta z "przywileju" rejestracji swojego związku. Również chętnie je zobaczę. Tak samo chętnie się dowiem, o co konkretnie Ci chodzi. Jakie działania postulujesz? Co dokładnie chcesz zrobić? W czym potrzebujesz wsparcia? Chcesz gdzieś lobbować, coś zorganizować, do kogoś napisać, z kimś się skontaktować? Jak konkretnie wyobrażasz sobie dojście do takiej rzeczywistości, która Cię zadowala?

      OdpowiedzUsuń
    16. Odpowiem, ale jutro, bo dziś już padam.

      OdpowiedzUsuń
    17. Ooo blogspot znowu działa. Więc co by tu napisać...

      Może najpierw to, że jestem osobą praktykującą aktywizm, a moje wizje aktywizmu zmieniały się w czasie. Wszelkie zmiany uważam za pozytywny obrót spraw.

      Oprócz działań w stylu kampanii społecznych istnieje kategoria działań, które wynikają ze specyficznego umiejscowienia, bycia w jakimś miejscu, gdzie można coś zrobić. Często cały witz polega na tym, żeby robić coś nieco inaczej, niż wymaga rutyna i wtedy cała maszyna nie idzie już w tym samym kierunku.

      Jest też kategoria działań krytycznych, które nie polegają na konsolidowaniu społeczności i budowaniu porozumienia, ale służą przecinaniu różnych doświadczeń, co otwiera sposobność do nowych sojuszy i niszczy te stare, które po pewnym czasie stają się bezproduktywne i wymagają zmiany.

      Nie outuję się w internecie jako osoba pracująca przy takich czasem biurokratycznych a czasem zupełnie z innej beczki - anarchistycznych działaniach, ponieważ nie jest mi to bezpośrednio potrzebne w tej pracy.

      Ale żeby nie było, mam za sobą epizod outingowy w postaci wypowiedzi dla lokalnej telewizji przy okazji pewnego eventu, i od tego czasu sąsiedzi spod jednego numeru nie mówią mi jakoś dzień dobry na korytarzu. Jak widać niewielki to zasięg, gdyż takie materiały publikuje się w jednym jedynym dzienniku lokalnym i to już było... no będzie z pięć lat temu prawie.


      W kwestii tego marszu, to nie chcę jakoś specjalnie nawiązywać do haseł organizatorów. Niemniej w wydarzeniach tego typu każda forma aktywizmu zasługuje na szansę odnalezienia się w niej, o ile nie opowiada się konkretnie za bojkotem. Dobrze by więc było, gdyby rzeczywiście mogło to zaistnieć jako święto dla osób, które są zaangażowane w bardzo różne formy działalności. Święto, zabawa, moment ulgi, docenienia.

      Nie powinno to być zawłaszczane przez kogoś tylko dlatego, że idzie np. zalegalizować marsz. Owszem, to też jest cięzka praca, ale skoro jest to praca przy święcie, to nie należy się prześcigać na splendor i wykrawać maksymalną przestrzeń dla swoich postulatów. Marsz może być jednym a forum "stolikowe" z bukietami i gratulacjami drugim. Niestety taka forma nie jest i chyba nie będzie osiągalna w wielu takich środowiskach aktywistycznych, które są jednak skolonizowane albo przez komercyjnych sponsorów albo przez grantodawców z zachodu, którzy są trochę z kosmosu, toteż większość grup walczy o splendor, by pochwalić się swoim sponsorom. To jest jedna z tych rzeczy, którą naprawdę bardzo trudno mi zaakceptować i uważam, że naprawdę odbija się czkawką.

      No cóż, z tego, co wiem, ani poprzedni zaklęty krąg, ani obecny zaklęty krąg organizatorów parady w Warszawie nie chce stworzyć zanadto równego dostępu do przestrzeni. Ale trzymam kciuki, że słowa Perfekcyjnosci, iż zbiorowego przesłania nie będzie narzuconego odgórnie, w jakiś sposób się sprawdzą.

      Nie znam Warszawy, ale być może jakieś grupy będą jeszcze negocjować dostęp do organizacji przestrzeni, będą postulowały dostęp do megafonu dla wolnych wypowiedzi różnych opcji. Może aż tak źle nie będzie.


      A w kwestii tego, czy uważam moich oponentów i oponentki za zafiksowane/nych na jednym, to staram się unikać takiego myślenia. Absolutnie jednak nie wierzę, że ludzie o pewnej stopie życia pamiętaliby o zaangażowaniu ramię w ramię osób, które nie pójdą za nimi do drogiej knajpy i za jakiś czas nie spędzą wspólnie fajnych wakacji. A tym bardziej, że, osiągnąwszy swoje, zaangażują się w nowy zakres działań, a zwłaszcza w taki, który byłby zwrócony przeciwko kapitalizmowi. To taki życiowy pragmatyzm ;-)


      No i to, co nas może jednak łączy, to to, że mnie też nie zadowalają żadne gadki o umiłowaniu otwartości i tak dalej. To taka queerowa wersja chrześcijaństwa w sumie ;-)

      OdpowiedzUsuń
    18. Ha, mimo że nie odpowiadasz niestety konkretnie na pytania (co chcesz zrobić? jak? jak ci pomóc? i ile osób korzysta z owego "małżeńskiego przywileju", skoro jest to według Ciebie "dobrze sytuowana mniejszość"), to nie mogę się z pierwszą częścią Twojego komentarza nie zgodzić. Parada, którą opisujesz, jest moją Paradą, aktywizm, o którym piszesz, jest czymś, co mi się niesamowicie podoba i co miałam okazję praktykować w warszawskiej UFIE. I naprawdę trzymam kciuki, byś to Ty miała rację odnośnie organizatorów tegorocznej Parady, a nie ja.

      Z drugą częścią komentarza nie zgadzam się za to kompletnie. Nie wiem, skąd bierzesz przeświadczenie, że o związki walczą bogaci kapitaliści, wykorzystując do tego celu uciśnione masy. Jako że mój aktywizm mocno wykracza poza kwestie okołozwiązkowe (bo, oprócz tego, angażuję się choćby w rzeczy ekologiczne, feministyczne i związane z prawami zwierząt), miałam okazję poznać mnóstwo działaczy i działaczek i ani nie mam wrażenia, że są zafiksowani na swoich sprawach (bo większość działa, podobnie jak Gosia i ja, na wielu polach), ani że są grupą dobrze sytuowaną. Oczywiście zdarzają się osoby zamożne czy przeciętnie sytuowane (wynajmowane mieszkanie lub własne, ale w kredycie na 35 lat plus pensja, która pozwoli przeżyć, ale bez ekstrawagancji), ale w większości aktywizmem parają się albo z założenia niezamożni studenci i studentki, albo wariaci i wariatki, dla których kwestie materialne są o tyle istotne, że trzeba gdzieś spać i czymś nakarmić zwierzaki. A wakacje spędzają na konferencjach. (Moje ulubione przykłady: Kasia Bratkowska i Agnieszka Weseli.) Nie wiem, może Ty masz inne doświadczenia z działaczami i działaczkami, ale dla mnie w większości są to osoby, które, gdy przyjdą do ciebie w odwiedziny, w pierwszej kolejności trzeba nakarmić, a dopiero potem przejść do głównego celu wizyty.

      OdpowiedzUsuń
    19. @Bejbe: bez przekręcenia też wydają mi się bełkotem.

      OdpowiedzUsuń