• Seks a religia

    Wydawnictwo Czarna Owca od czasu do czasu robi mi miłą niespodziankę. W ostatnim pakiecie recenzenckim dotarły do mnie książki "101 argumentów za niewiarą. Przewodnik młodego ateisty" S.C. Hitchcocka i "Seks a religia. Od balu dziewic po święty seks homoseksualny" Daga Øistein Endsjø. O ile pierwsza jest po prostu pouczającą zabawką (choć ci, którzy czują potrzebę tłumaczenia się - przed sobą czy przed innymi - ze swojego ateizmu, znajdą tam zestaw całkiem przydatnych argumentów), o tyle druga to rzecz znacznie ambitniejsza. Dag Øistein Endsjø postawił sobie za zadanie przeanalizowanie stosunku największych religii do ludzkiej seksualności i jego skutków nie tylko dla wierzących, ale w ogóle dla społeczeństw żyjących w krajach, w których dane wyznanie jest dominujące. Pomysł z pewnością nienowy, za to wykonanie wręcz mistrzowskie.

    "Seks a religia" zaczyna się od pytania, dlaczego religie w ogóle interesują się (i zawsze się interesowały) seksem. Odpowiedź jest w sumie oczywista - bo regulując czyjąś seksualność, zyskuje się władzę nad niemal całym jego życiem. Określając, kto, z kim i kiedy może obcować cieleśnie, warunkuje się w rzeczywistości to, z kim może się wiązać, a w dalszej perspektywie - kim będą jego przyjaciele i wrogowie, dzieci i wnuki, w jaki sposób przeżyje swoje życie. Nie jest to specjalnie odkrywcze, wszak już licealiści, czytając "Rok 1984" Orwella, dowiadują się, że prawdziwą władzę nad człowiekiem zyskuje się, kontrolując jego pożądanie (Winston nie przegrywa wtedy, gdy zostaje nakryty na seksie z Julią, a wtedy, gdy przestaje ją kochać).

    Kolejne, ułożone nie chronologicznie, a tematycznie, rozdziały książki poświęcone są najważniejszym i najbardziej aktualnym zagadnieniom w odniesieniu do relacji zachodzących między seksem a religią - co jest w ogóle uważane za seks (od odsłonięcia przez kobietę kostek u nóg w arcykonserwatywnym islamie po wyłącznie heteroseksualny seks waginalny wśród młodych amerykańskich chrześcijan), z kim wolno wchodzić w związki erotyczne (od wyłącznie przedstawicieli tej samej rasy czy religii po seks ze zwierzętami, popularny w sztuce sakralnej, choć już niekoniecznie w życiu pobożnych wyznawców hinduizmu) oraz jakie w ogóle konsekwencje, zarówno dla społeczeństwa, jak i dla jednostek, może pociągać za sobą seks (od przekreślenia szansy na zbawienie lub jego umożliwienia po drastyczne sankcje w życiu doczesnym jak ukamienowanie czy zakopanie żywcem). Dwa najobszerniejsze rozdziały poświęcone są seksowi heteroseksualnemu i homoseksualnemu. I choć ten drugi zazwyczaj traktowany jest gorzej (choć zdarzają się wyjątki - np. buddyjski mnich, który nie potrafi opanować pożądania, mniej zgrzeszy, obcując z drugim mężczyzną niż z kobietą), to i relacje heteroseksualne są, delikatnie mówiąc, problematyczne (bo wszak nie każdy seks heteroseksualny jest w porządku, ba, czasami, jak w buddyzmie, każdy seks przekreśla szanse na zbawienie).

    Co charakterystyczne dla wszystkich dużych religii (a tym samym większości kultur), sprawującym władzę zawsze wolno więcej, kobietom zawsze wolno mniej, a za odstępstwa od zasad karane są surowiej. Amerykańskim chrześcijanom uchodziło sypianie z niewolnicami, niedopuszczalne było za to wiązanie się chrześcijanek z niewolnikami. Zamężne muzułmanki narażają się na ukamienowanie, obcując w jakimkolwiek kontekście z mężczyzną innym niż ich mąż, ten drugi za to nie może sięgnąć jedynie po żonę innego mężczyzny. Prawo chroni więc mężczyzn przed utratą czci, jaką jest seks z ich żonami, które wyłącznie im są przynależne. Podobne zasady obowiązują w hinduizmie, nie tak dawno stosowały je też religie chrześcijańskie i hinduizm. Również homoseksualizm męski i kobiecy traktowane są odmiennie. O ile temu pierwszemu udawało się momentami osiągnąć rangę świętego misterium (rdzenni Amerykanie, Grecy), o tyle ten drugi traktowany był w najlepszym wypadku niepoważnie, w najgorszym karany na równi z męskim homoseksualizmem. Co ciekawe, w chrześcijaństwie zrównanie homoseksualizmu męskiego i kobiecego zawdzięczamy św. Pawłowi. Wcześniejsze przekazy, o ile w ogóle poruszały tę kwestię (a robiły to wbrew pozorom i rzadko, i w sposób nieoczywisty), traktowały wyłącznie o mężczyznach.

    Sporo miejsca poświęca Endsjø współczesnej walce religii z homoseksualizmem, który w ostatnich latach wyrósł w oczach większości wyznań (zwłaszcza chrześcijańskich) na wroga numer jeden. Dlaczego obyczaje mimo wszystko znacznie mniejszej niż osoby heteroseksualne grupy wiernych stały się nagle aż tak istotne? Być może dlatego, że w wielu przypadkach jest to ostatni bastion, w którym religijne zakazy i nakazy seksualne nadal tak wiele osób uznaje za obowiązujące (ba, wręcz naturalne). Oto stale rośnie akceptacja dla rozwodów, seksu pozamałżeńskiego czy antykoncepcji i jest to coś, nad czym religie w większości nie mają już szans odzyskać kontroli. Zostały osoby nieheteroseksualne, choć i tu wiele kościołów w ostatnich latach diametralnie zmieniło zdanie, uznając, jak chociażby Skandynawowie, że każdy rodzaj miłości zasługuje na opiekę.

    Choć autor książki "Seks a religia" nigdzie nie deklaruje swojego osobistego stosunku do wiary, nie można uznać, że książka ta napisana jest z pozycji neutralnej. Już samo podkreślanie, że nawet w obrębie jednej religii trudno jest znaleźć jakieś typowe reguły, bo każde z wyznań posiada bardzo wiele, nieraz sprzecznych, sądów na temat różnych zjawisk w sferze seksualnej, pokazuje, że autor ma do religijności jako takiej stosunek krytyczny. Z drugiej strony ogrom faktów, jakie udało mu się zgromadzić i przedstawić sprawia, że nie da się podejść do tej książki jako do dzieła ideologicznego, raczej do krytycznego z ambicjami obiektywizującymi. Dla mnie jego dodatkowym atutem jest rozdział o homoseksualności, pokazujący, że historyczne podejście do tego tematu nie jest ani jednoznaczne, ani w oczywisty sposób negatywne, za to bardzo często zależy od uwarunkowań kulturowych, które w danym czasie wpływały na interpretację przekazów utrwalonych przez proroków czy świętych.
  • Czytaj także

    2 komentarze:

    1. Paniewa, ostatni akapit, w mej opinii, do bani.Wali nowomowa.Poprawisz?

      m@B

      OdpowiedzUsuń
    2. Nie.
      Zapraszam za to do polemiki lub pisania na nowo.

      OdpowiedzUsuń