• Praskie impresje i polecajki

    Co zapamiętam z Pragi? Piwo z U Fleků, sklepiki z pamiątkami, fastfoody bliższe niemieckim niż amerykańskim, masę turystów również poza sezonem, tłumy pod zegarem słonecznym, wysokie ceny i brak zakazu palenia w knajpach. Świetną starówkę, Hradczany, płatny wstęp na Złotą Uliczkę, mało ludny Wyszehrad, jak zawsze zatłoczony Most Karola i obleganą katedrę św. Wita. Piękną pogodę, tym lepszą, że paręset kilometrów na północ, w Polsce, padał śnieg. O czymś zapomniałam? A tak, psy. Ogólnie kochane i cudnie wychowane, biegające stadami po parkach i skwerach. Plus niezbyt urodziwe metro, jednokierunkowe ulice oraz zamiłowanie do używania klaksonów.

    Ciekawostki? Standardowa, czyli to, że warto czasem skręcić w boczną uliczkę. Albo przejść kilka kilometrów wzdłuż Wełtawy czy wejść na wiadukt między stacjami metra I.P.Pavlova i Wyszehrad, i spojrzeć na morze przytulonych do siebie kamieniczek. A ciut mniej oczywiste rzeczy z listy "must see"? Z pewnością Muzeum Maszyn Erotycznych. Ponoć jedyne na świecie poświęcone wyłącznie urządzeniom tego typu. Można nie tylko popodziwiać takie cuda jak antymasturbatory, pasy cnoty, pierwsze wibratory i nieco bardziej skomplikowane maszyny, ale też obejrzeć dwa pierwsze filmy pornograficzne z lat 20. ubiegłego wieku. Dla ciekawych - galeria tu.

    A atrakcje dla kobiet niehetero? Cóż, tu poległyśmy na całej linii. Nie, żebyśmy się jakoś szczególnie do poszukiwania "naszych" miejsc w Pradze przykładały, poprzestałyśmy na powtarzającej się na iluś tam stronach informacji, że miejsc dla mężczyzn jest sporo i są fajne, a dla kobiet kiedyś były może ze dwa, a teraz jest jedno - JampaDampa. Wybrałyśmy się tam, nawet dwukrotnie (bo po pierwszym razie przyszło nam do głowy, że godzina 21 to może za wcześnie), za każdym razem puchy i smuty, tak że trzeciego podejścia nie było. Na osłodę strzeliłyśmy sobie po piwku w misiowym Strelcu zlokalizowanym jedną przecznicę od naszego hotelu i reklamującym się ślicznym hasłem "where daddies go wild". Muzyka cudna (same szlagiery), wystrój obłędny:
    Aż szkoda, że to nie klub dla mommies! Choć nawet gdyby był i tak pewnie wylądowałybyśmy U Fleků. Klubów ("naszych", "nienaszych", jakichkolwiek bądź) jest sporo, takie piwo jak tam - jedyne na świecie.
  • Czytaj także

    15 komentarzy:

    1. Praga? Drogo, drogo, drogo. Schody, schody, schody. Ciężko, ciężko, ciężko. A i tak wszystkiego nie da się zwiedzić! ;-)

      OdpowiedzUsuń
    2. Zapomniałaś o mosty, mosty, mosty. I w górę - w dół - w górę - w dół:)

      OdpowiedzUsuń
    3. Mam zawsze to samo skojarzenie. Procházka na moste:D

      OdpowiedzUsuń
    4. Ta, te fastfoody są czynne w nocy i wczesnym rankiem. Smażeny syr w housce, hotdogi Wacława (pieczona kiełbasa i chleb) piwo oraz becherovka przy powrocie z imprezy. Tak:)

      OdpowiedzUsuń
    5. Mnie się podobało :) Najbardziej muzea Alfonsa Muchy, Franca Kafki i kawa Ferrari (chyba, jakoś tak od samochodów) w lokalnych kawiarniach ;)

      A w ogóle to podróże kształcą ;)

      OdpowiedzUsuń
    6. I jedzenie mi się podobało. Ale mnie się zawsze najbardziej podoba jedzenie ;)

      OdpowiedzUsuń
    7. @Allek
      Na syr się nie skusiłam tym razem. Za to na półmetrową parówkę tak. Okropna;P

      @Kratka
      Mucha i Kafka tym razem z zewnątrz, kawę Ferrari przegapiłam. Jaka to?

      A, mnie też się podobało. Nie napisałam?:)

      OdpowiedzUsuń
    8. A medovnik jadlyscie???? :)))Kratka, ty? :)

      OdpowiedzUsuń
    9. To te ciasto takie słodkie? Nieee, ja nie bardzo takie słodkie. Chyba że coś pokręciłam ;) Ale wszystkie inne palacinki i utopience nie powiem, skosztowawszy. Oraz te takie kluski, co smakują jak polskie bułki robione na parze - z mięsem to mniam mniam.

      Kawa Ferrari to po prostu marka kawy z takim samym logo jak auta. Dostępna w Czechach oprócz Lavazzy i innych Segafredo. Bardzo dobra.

      Bóko. Uświadomiłam sobie właśnie, że częściej pamiętam co jadłam, niż co widziałam ;))))

      OdpowiedzUsuń
    10. Co do psów to faktycznie Czesi są niesamowici. Bardzo często chodzę po Sudetach i zauważyłam, że każda z nacji ma w sobie coś charakterystycznego co ją wyróżnia na szlakach spośród innych. Czech to zazwyczaj dziecko w nosidełku i na pewno co najmniej jeden psiak przy nodze. Bardzo pozytywny obrazek.

      OdpowiedzUsuń
    11. Ale Muzeum Maszyn Erotycznych to nawet nie wiedziałam, że jest. Niezłe zdjęcia ;) Tylko nie wiem, czy erotyczne ;)))

      OdpowiedzUsuń
    12. Medovnik wlasnienie taki bardzo slodki, podaja w restauracjach glownie, schlodzony.... matko, az chyba sie wybiore tam, ze u nas nie ma restauracji czeskiej z prawdziwego zdarzenia

      OdpowiedzUsuń
    13. @Kratka, @Maciek
      Chyba musimy się kiedyś na wspólne ucztowanie umówić. Proponuję Pod Samsonem (Warszawa, ul. Freta). No chyba że gotujecie równie pięknie, jak opowiadacie o jedzeniu:)

      OdpowiedzUsuń
    14. Och, ale ktoś tu dopieścił moje ego ;P

      No byłam w zeszłym tygodniu w Warszawie i nawet jadłam Pod Samsonem, ale gdzie WY byliście? ;P

      OdpowiedzUsuń
    15. No ja w Pradze, knedliki wcinałam. Z gulaszem:)

      OdpowiedzUsuń