• Zamiast ustawy: ochłapy i "kompromis"


    Przyznaję - pomyliłam się. Redagując tekst o projekcie PO, wykreśliłam padające w nim kilkakrotnie słowo "ochłap". Dlaczego? Bo uznałam, że się nie znam i że z pewnością nie jest tak źle, jak się wydaje. W końcu poszerza definicję osoby bliskiej o partnera lub partnerkę, z czego jakiś konkret musi wynikać. No i zakłada, że osoby, które zawarły taki związek, dziedziczą niemal (niemal, bo dopiero po roku od zawarcia związku) jak małżonkowie. A to zawsze jakaś podstawa do rozmowy o dodaniu innych praw. Tyle że niestety tej podstawy nie ma. Bo "jak małżonkowie" oznacza w tym przypadku "ustawowo" (czyli bez testamentu), a nie - bez podatku. Odpowiedniej zmiany w ustawie o podatkach i spadkach, która by umożliwiła zwolnienie partnera czy partnerki z podatku od spadku, w projekcie PO bowiem nie ma. Tak jak i jakichkolwiek innych świadczeń rzeczywiście ułatwiających życie osobom, które taki związek zdecydują się zawrzeć.

    Nie wierzycie? To spójrzcie na infografikę przygotowaną przez Partnerstwo dla Związków:

    Jakie zatem prawa tak naprawdę przewiduje projekt PO? Prawo do pochówku, które akurat można sobie zagwarantować notarialnie, i prawo do odmowy zeznań oraz najmu lokalu. A przy okazji nakłada obowiązek wsparcia materialnego partnera czy partnerki (którego to obowiązku, tak na marginesie nie mają małżonkowie). Efekt? Zdejmuje z państwa ewentualny obowiązek wypłacania świadczeń osobom chorym czy będącym w niedostatku. Państwo więc korzysta, osoby w związkach tracą i nie zyskują w zamian żadnej gwarancji bezpieczeństwa. A choćby i takiej, jak możliwość dziedziczenia emerytury czy renty, co byłoby jak najbardziej uzasadnione w sytuacji, gdy pracować może tylko jedna osoba lub gdy nawet ta jedna nie może pracować, bo musi opiekować się chorą partnerką czy partnerem.

    Żeby było jeszcze zabawniej, ten projekt to i tak stanowczo zbyt wiele według konserwatywnej frakcji w PO. Bo, uwaga, "pod pretekstem równości chodzi o legalizację małżeństw homoseksualnych i nadanie im przywilejów bez nałożenia żadnych obowiązków", jak powiedział "Rzeczpospolitej" anonimowy polityk PO. W zamian konserwatyści proponują kompromis (kocham to słowo): zmiany w niektórych przepisach, m.in. regulujących kwestie dziedziczenia, decyzji o pochówku czy dostępu do informacji medycznej. Paradoksalnie ta propozycja, w przeciwieństwie do projektu Dunina, daje prawa, nie nakładając żadnych obowiązków. No ale przy okazji sprawia, że w Polsce nie pojawia się twór zwany związkiem partnerskim, a o to zdaje się tak naprawdę konserwatystom chodzić, nawet jeśli przy okazji zrobią sobie wbrew.

    Wnioski? Niestety niewesołe dla wszystkich, którzy chcą związków, aby zabezpieczyć siebie i partnera czy partnerkę, a nie po to, by na przykład uniknąć zeznawania na czyjąś niekorzyść. Bardziej już się opłaca w takim związku nie być, bo wtedy jest szansa na zasiłek czy możliwość ustanowienia drugiej osoby opiekunem czy opiekunką i uniknięcia w ten sposób konieczności płacenia przynajmniej części podatku od spadku, niż w nim być. Słowem nawet jeśli projekt Dunina zostanie przyjęty, to, jeśli pozostanie w obecnym kształcie, jest spora szansa, że niemal nikt nie będzie z tego korzystać. A propozycja konserwatystów, mimo jawnie homofobicznego, wydźwięku, może się okazać od niego atrakcyjniejsza. Słowem słabo. Bardzo słabo.
  • Czytaj także

    5 komentarzy:

    1. zewsząd i znikąd1.08.2012, 15:04

      Oburzające. Nie załatwia jednej z najważniejszych spraw, o ogromnym wpływie na to, że brak związków partnerskich prowadzi niekiedy do tragedii.
      Kto im pozwolił BAWIĆ SIĘ CUDZYM ŻYCIEM?!!!

      OdpowiedzUsuń
    2. Chyba czas, żeby po wakacjach do stolika usiedli ludzie z PO, SLD i RP i szczerze sobie pogadali. Bo jeśli faktycznie ma być tak, że dostaniemy kupę obowiązków, a tylko kilka praw "załatwialnych notarialnie", a w dodatku państwo (<>) patrzy na nas nie jak na obywateli, którzy chcą sformalizować swoje związki, ale jeleni do wydojenia nas (zarobienia/oszczędzenia na podatkach i świadczeniach) to przykro... W moim przypadku dziedziczenie możemy załatwić notarialnie i nikt nam tego nie obali (więc ustawowe nie jest takie ważne) - ale i tak trzeba będzie pójść z torbami na podatek jak od obcego - a właśnie o to chodziło, żeby nie rujnować wdowy i wdowców!

      OdpowiedzUsuń
    3. Jest już nowa propozycja posła PO J. Żalka, który uważa, że wystarczy delikatnie zmienić pewne przepisy, żeby "lobby homoseksualne" dostało to, czego chce, czyli: możliwość decydowania o nieprzytomnym partnerze w szpitalu, o jego pochówku. I do tego nie jest potrzebna żadna nowa ustawa "ocierająca się" o jedynie słuszne prawa zarezerwowane dla związku małżeńskiego. Nie zacytuję dosłownie, ale, zdaniem posła Ż., będzie to prawdziwy sprawdzian, czego tak na prawdę domagają się homoseksualiści: czy troski o siebie, czy absurdalnych przywilejów? Oczywiście, zdaniem ww. (podobnie, jak PO-wskiej prawicy) - naszym celem jest wyłącznie wyuzdany hedonizm. A może by tak na Madagaskar? Już kiedyś Polska miała plany wobec tej wyspy... Proponuję posłom, by powrócili do tego szczytnego projektu, który onegdaj miał rozwiązać, wedle endecji, tzw. problem Żydów polskich, co całkiem poważnie rozważali również narodowi socjaliści w ościennym kraju - przypomnę, wybrani w demokratycznych wyborach. Przeginam? Cóż, jestem wściekła!!

      OdpowiedzUsuń
    4. A ja myślę, że wręcz przeciwnie, że w branży znajdą się jeszcze bardziej "konserwatywni" i "konserwatywne" które będą zawierać taki związek właśnie dlatego, że jest taki kompaktowy i antysocjalny ;-)

      Nie rozumiem, i mówię to zupełnie serio, szufladki "konserwatyści".

      W tym projekcie nie chodzi o jakiś obyczajowy konserwatyzm, tylko o galopujący neoliberalizm, który nie tylko wzbrania przyznania kolejnej grupie jakichkolwiek uprawnień socjalnych, ale potencjalnie zabiera im niektóre uprawnienia, które jednak posiadają.

      Moim zdaniem żałosne byłoby wejście w tak sformalizowany związek - toć chyba tylko po to, żeby pokazać światu, jak to miło w świetle prawa pozbyć się kilku elementarnych praw, nie nabywając w zamian za to praktycznie żadnych alternatywnych przywilejów.


      Dodatkowy haczyk jest zresztą paradoksalnie w tym, że również pary różnopłciowe miałyby dostać prawo do zawierania takich związków.

      Następny krok?

      Hm... może zniesienie świeckich małżeństw?

      Dla niewierzących śmieciowe związki partnerskie, a śluby tylko konkordatowe ze stułą? Albo stopniowe biurokratyczne utrudnianie dostępu do małżeństw poza kościołem?

      Generalnie o to w tym wszystkim chodzi.


      Czy jest jakiś sposób na podwójne standardy? Może niekoniecznie podkreślanie odrębności i zgłaszanie roszczeń, ale bardziej próba nawiązania sojuszu z innymi zagrożonymi grupami i dążenie do redefinicji zamydlonych pojęć. Może najpierw zamiast rozmowy o "prawach" lepiej na nowo przemyśleć, co jest przywilejem. Może to będzie odtrutka na neoliberalną przypadłość, by widzieć tylko nadmiar cudzych przywilejów, a nie dostrzegać własnych (a w każdym razie się z nimi nie afiszować). Może dopiero redefinicja tych spraw wyzwoli w ludziach nową empatię poza sztucznymi podziałami i obecny ład odejdzie z hukiem?

      Homoseksualizm to nie temat zastępczy, lecz oko cyklonu zmian społecznych, które idą raczej w złym kierunku.

      OdpowiedzUsuń
    5. Po prostu małżeństwa były i będą dla nas najlepszym rozwiązaniem. Dadzą wszystko to, co jest nam potrzebne.

      I niezbędne do spokojnego, normalnego życia.

      OdpowiedzUsuń