• Pełnomocniczka do spraw godności


    Agnieszka Kozłowska-Rajewicz ostatnio rozczarowuje. I to naprawdę delikatne określenie. Jestem w stanie przeżyć jej zapewnienia, że projekt ustawy o umowie związku partnerskiego przedstawiony przez jej partię jest świetny pod względem prawnym i w ogóle. Wszak trudno oczekiwać, że będzie krytykować coś, pod czym się podpisuje. Ale to, co z niej wyszło przy okazji debaty nad projektem ustawy o uzgodnieniu płci, do przeżycia już nie jest.

    Jako pierwszy absurdalne wątpliwości do tego projektu zgłosił poseł Żalek, stwierdzając podczas obrad Komisji Ustawodawczej, że skoro nie ma w nim zapisanego obowiązku poddania się zabiegom chirurgicznym przed zmianą dokumentów, to będzie on furtką dla małżeństw jednopłciowych. Mądre to nie było, no ale pan poseł zdążył już chyba nas przyzwyczaić do tego, że merytorycznych uwag nie ma co się po nim spodziewać, za to dostrzegania za każdym rogiem gejów i lesbijek czyhających na instytucję małżeństwa jak najbardziej tak. Parę dni później równie przedziwne rzeczy zaczęła opowiadać pełnomocniczka rządu ds. równego traktowania. I to już mnie ruszyło. Kilka cytatów:
    A poprze pani wprowadzenie pod obrady ustawy RP o korekcie płci [dostosowaniu płci w dokumentach do płci odczuwanej, jeśli nie zgadza się z biologiczną]? 
    - Popieram i uważam za konieczność rezygnację z procesowego trybu korekty płci. Na pewno trzeba zaproponować ustawowe przepisy, które regulują tę procedurę. (...) Mam jednak wątpliwości co do propozycji, żeby nie wymagać ubezpłodnienia przed decyzją o zmianie płci metrykalnej. Jeśli ktoś formalnie będzie kobietą, ale fizycznie pozostanie płodnym mężczyzną i spłodzi dziecko, to jako kto ma być wpisany w papierach? Jako matka?
    Rada Europy uznaje wymuszanie interwencji chirurgicznych na osobach transpłciowych za niehumanitarne.
    - No tak, ale trzeba jakoś do tego dostosować ustawodawstwo. (Wyborcza.pl)
    Nie jestem, nie byłam i nie będę za "przymusową sterylizacją". Nie mogę jednak nie widzieć rozziewu między tym, co jest w ustawie a tym, co jako społeczeństwo akceptujemy poprzez takie, a nie inne prawo. (...)
    Zakaz sterylizacji umożliwiłby (...) następującą sytuację: mężczyzna, który czuje się kobietą, i po procesie sądowym ma zapisane w dokumentach, że jest kobietą, biologicznie pozostaje płodnym mężczyzną. I z jakąś inną kobietą płodzi dziecko, w związku formalnie jednopłciowym. W polskim prawie matką jest ta, która rodzi. Jak postępować w tej sytuacji? Polskie prawo nie jest na to gotowe. (...)
    Właśnie dlatego zabiegi medyczne związane z korektą płci, mam na myśli dwuletnią terapię hormonalną często połączoną z zabiegami chirurgicznymi, są powiązane z ubezpłodnieniem (...). Zgadzam się, że to mało delikatne, nawet brutalne (...). Decyzję w tej sprawie musimy podjąć wspólnie, biorąc pod uwagę zarówno prawo do traktowania z godnością transpłciowej mniejszości, jak i prawo do szanowania tradycji i poglądów tych, którzy stanowią większość. (naTemat.pl)
    Zatem tak: pani pełnomocniczka nie jest za przymusową sterylizacją, ale ma problem z tym, by jej nie wymagać. A problem bierze się stąd, że jej zdaniem polskie prawo nie jest gotowe na taką sytuację, no a poza tym trzeba uszanować tradycję i poglądy większości.

    Domyślam się, że z tą tradycją i poglądami większości nie chodzi bynajmniej o to, że zgodnie z nimi niektóre osoby należy sterylizować, a o to, że osobę, która rodzi, nazywa się matką, a tę, która zapładnia - ojcem. Choć nie zawsze, i nasza tradycja i poglądy większości jakoś sobie z tym radzą. Tak czy siak chodzi nie o jakiś nie wiadomo jaki dylemat, a o zwykły problem prawny, który i można, i należy rozwiązać. Szczególnie że nie dotyczy on jedynie sytuacji, gdy osoba transpłciowa, jak Thomas Beatie, ma dzieci po korekcie płci, ale też osób, które miały je już przed korektą. A jak dodać do tego jeszcze, że sterylizacja jest w świetle polskiego prawa po prostu przestępstwem, i to zagrożonym nielichą karą, to rozwiązanie nasuwa się samo - dostosować prawo do rzeczywistości, w której nie każda osoba transseksualna, niezależnie od tego, czy dzieci ma lub planuje, czy nie, decyduje się na przejście operacji, której jednym z efektów będzie ubezpłodnienie. I w której osoby ts mają dzieci, również biologiczne. Przyjąć do wiadomości i odpowiednio zapisać fakt, że czasami nie jest się tylko matką czy tylko ojcem, nadal jest się za to rodzicem. A nie, nawet czyniąc przy tym mnóstwo zastrzeżeń, zastanawiać się, czy przypadkiem najlepszym rozwiązaniem nie byłoby okaleczenie kogoś.

    Agnieszka Kozłowska-Rajewicz nie jest szeregową posłanką, jest ministrą od równości, czyli, przynajmniej teoretycznie, osobą, która powinna wiedzieć coś więcej o tym, jak się poszczególnym dyskryminowanym grupom wiedzie i czego potrzebują. I powinna, jak to ładnie pisze, walczyć o ich godne traktowanie. Bez żadnych "ale". Bez "kompromisów", odwoływania się do poglądów większości czy tradycji. Bez zastanawiania się, czy aby "wspólnie podjęta decyzja" odnośnie tego, czy należy kogoś ubezpłodnić, czy nie, ma cokolwiek wspólnego z godnym traktowaniem. Jeśli tego nie rozumie, to może powinna się zastanowić, czy aby na pewno jest właściwą osobą na właściwym stanowisku.
  • Czytaj także

    10 komentarzy:

    1. "Jeśli tego nie rozumie, to może powinna się zastanowić, czy aby na pewno jest właściwą osobą na właściwym stanowisku."

      tak, najlepiej niech wykona publiczne przeprosiny, poda sie do dymisji, a potem sepuku czy inne harakiri.

      OdpowiedzUsuń
    2. Grunt, to się odnieść do meritum tekstu. Ech, anonimy;P

      OdpowiedzUsuń
    3. Na czym właściwie polega "elastyczny gender"? Chodzi o bardzo bardzo elastyczny czy tylko lekko rozciągliwy? Jeśli fakt urodzenia dziecka przez mężczyznę byłby uznany za nieszczęście i obrazę tradycji, bo nie wiadomo byłoby jak go odnotować w dokumentach, to o jakiej elastyczności mówimy? Jeżeli chodzi tylko o to, że facet ma prawo chodzić w sukience, a kobieta w spodniach i pod krawatem, to szkoda było kasy na pic z koszulkami.

      OdpowiedzUsuń
    4. Właśnie dlatego tę ilustrację wybrałam - bo to wszystko na pozór tak ładnie wygląda, a gdy trochę pokopać, to nagle wyłażą takie kwiatki.

      OdpowiedzUsuń
    5. Również jestem głęboko zasmucona tymi ostatnimi wypowiedziami ministry. :(


      KaFor

      OdpowiedzUsuń
    6. Pani minister boi się sytuacji po rozprawie że operacji nie będzie... A co gdy ktoś w ostatniej chwili przed operacją będąc w takim związku sprawi sobie maluszka? ;) Wszakże na sam zabieg czeka się dłuuugo... A co z tymi którzy mieli dzieci już wcześniej? ;) Mają nie mieć pozwolenia? Ciekawe co Pani Minister zrobiłaby z Panią Grodzką skoro ma takie dylematy ;)

      Dla mnie logiczne jest, że owa pani, która nie zrobi operacji (to jej wybór jej ciało jej prawo) i będzie miała z inną kobietą dziecko jest - Matką. Jedna i druga. Pani minister chyba brakuje w życiu kontrowersji, żeby nie widzieć logiki - prawnie kobieta to i matka, prawnie mężczyzna to ojciec.
      Może zacznijmy więc sprawdzać co mają pod spódnicą rodziny adoptujące i zastępcze... i panie w domach dziecka tak na wszelki?

      Jednym zdaniem: Szkoda mi tylko nerwów i czasu na takie bzdury... I pieniędzy podatników.

      Niech ta panią lepiej przesuną do jakiejś innej działki... Może w innym temacie albo pod innym kątem patrzenia jej pomysły będą bardziej trafne i na miejscu.

      Nie ma to jak facepalm od rana w poniedziałek :D

      Pozdrawiamy :)

      OdpowiedzUsuń
    7. Jeżeli facet zamienia się w kobietę, to chyba rozpoczyna terapię hormonalną, prawda?
      Czy przyjmująć żeńskie hormony jest w stanie kogoś zapłodnić?

      OdpowiedzUsuń
    8. Anonimowy,

      nie zawsze terapia hormonalna jest tak drastyczna, żeby taka kobieta nie mogła mieć z inną dzieci.

      Poza tym zapominasz o kilku kwestiach:
      kobieta w trakcie takiej terapii może np. zamrozić sobie "zarodki" na później na invitro etc
      może mieć dzieci z poprzedniego związku zanim rozpocznie terapię korekty płci - wiele osób było w związkach małżeńskich
      może mieć dziecko z kobietą tuż przed rozpoczęciem terapii hormonalnej wiedząc, że później może być to bardzo trudne lub niemożliwe

      ;)

      OdpowiedzUsuń
    9. Metka Boska1.10.2012, 20:39

      Pomysł ubezpłodnienia to po prostu niefortunność wynikająca z niedostatecznego rozpoznania tematu przez Panią Ministrę. W to głęboko wierzę. Pani Ministra jest inteligentna, wrażliwa i otwarta, czemu niejednokrotnie dawała wyraz. Sądzę, że po prostu nie przemyślała sprawy dostatecznie. Kibicujemy wszyscy pogłębionym studiom nad tym problemem i temu, aby Pani Ministra jak najszybciej zrozumiała, że przymusowe ubezpłodnienie tak się ma do szacunku dla godności i poszanowania równości, jak wół do karocy.

      OdpowiedzUsuń
    10. Tradycja? Polska tradycja?

      W takim razie mam inną propozycję paragrafu dla pani Rajewicz:

      - niech więc każda kobieta przedzierzgająca się w mężczyznę, a już zwłaszcza w ojca, przejdzie intensywną kurację alkoholizującą, bo według polskiej tradycji polski mężczyzna, a zwłaszcza ojciec rodziny, to osobnik głęboko uzależniony, jak i rownie głęboko wierzący. Ale grunt, że to równy chłop, choć za kołnież nie wylewał... :D


      Czy wtedy zostanie spełniony wymóg zgodności z tradycją i poglądami większości? Myślę, że w glębokim stopniu tak!

      OdpowiedzUsuń