• Nie wiem, więc się nie wypowiem


    Nie mam wielkiego doświadczenia w sprawach sądowych. Sąd morski raz, sąd grodzki drugi raz i to właściwie tyle. Zawsze w charakterze świadkini. Dziś po raz pierwszy w życiu miałam okazję świadkować w sprawie o ochronę dóbr osobistych. Powódka Anna Grodzka, pozwany Tomasz Terlikowski. Poszło rzecz jasna o jakże delikatne i pełne taktu wypowiedzi pozwanego na temat płci Ani na jego cudownym portaliku Fronda.pl. Jakie mam wrażenia z tego całkiem nowego dla mnie doświadczenia? Cóż, mieszane. A nawet wstrząśnięte.

    Ogólnie było zabawnie. Naprawdę. Gdy minął pierwszy stres (spowodowany nie tylko samą rozprawą i tym, że, no kurczę, w Polsce świadkowie muszą stać, ale też obecnością pozwanego na sali, i to bardzo, bardzo blisko mnie), za sprawą którego nie byłam w stanie konkretnie określić swojego zawodu (no ale w sumie wcale nie jest to łatwe) i pomyliłam się o parę miesięcy w opisie przebiegu wydarzeń, nagle poczułam się całkiem swojsko. I to, niespodzianka, za sprawą adwokata naczelnego Frondy. Dlaczego? Ano dlatego, że zadawał mi pytania w stylu, który znam aż za dobrze, bo widziałam go w "prawicowym" internecie pewnie z tysiąc razy. A że, jak wiecie, jestem zwierzęciem polemicznym, więc z miejsca rzuciłam się w wir dyskusji. Nie było to wprawdzie aż tak fajne jak internetowe przepychanki, bo cały czas musiałam brać pod uwagę obecność wysokiego sądu i to, że to ona ostatecznie podejmie decyzję co do zasadności roszczeń, ale mimo wszystko nadal było całkiem zabawnie. Z kilku powodów. Główny - z którego zdałam sobie sprawę dopiero po wyjściu z sali rozpraw - Terlikowski milczał. Po prostu. I nie był już panem Terlikowskim, panem redaktorem, panem wielkim inkwizytorem, a po prostu pozwanym (jak go uparcie nazywałam). Nie mógł sobie pozwolić na płomienne i pełne miłości bliźniego przemowy. Mógł się wprawdzie odezwać, ale nie zrobił tego. Wolał milczeć. I w sumie mu się nie dziwię. Kolejny powód do radości - pan adwokat, który, tak sądzę przynajmniej, ma dokładnie takie same poglądy i wiedzę o świecie jak jego klient, również poszaleć nie mógł. Bo, cóż za pech, na sali sądowej to, co jest napisane w katechizmie KK, nie jest żadnym argumentem. A z inną wiedzą nie czuł się zbyt komfortowo. Oj, nie czuł.

    Nie mam pojęcia, jaka jest linia obrony (autentycznie nie mam), ale może wam coś się uda wykombinować. Otóż pan adwokat zaczął od pytania o Krzysztofa Bęgowskiego. Czy znam taką osobę. Mówił troszkę niewyraźnie, więc na początku zaczęłam odpowiadać na zupełnie inne pytanie, ale w połowie zrobiłam wróć i zapytałam, o co mnie właściwie pyta. Powiedział. Odpowiedziałam zgodnie z prawdą, że nie. A on na to, czy zdaję sobie sprawę, że Ania się tak kiedyś nazywała. Ja na to, że jasne, że tak, wszak jest to fakt ogólnie znany. No to kim wtedy była - kobietą czy mężczyzną? No w sensie prawnym mężczyzną, ale tak w ogóle to kobietą. Ale jak to? No tak to, panie mecenasie, wszak nie jest to wiedza tajemna i ja ją nabyłam, dziecięciem jeszcze będąc, od mojej osobistej mamy. I nie jest to też żadne zaskoczenie w świetle polskiej nauki, medycyny, seksuologii czy prawa.

    Po tym jakże rozgrzewającym wstępie zaczęła się jazda bez trzymanki. Bo oto pan adwokat zaczął mi cytować fragmenty tekstów Terlikowskiego z pozwu (chyba) i zadawać pytania w rodzaju "czy to prawda" i "czy to dotyczy powódki" (co mnie nieco skonfundowało, bo czasami mam problemy z odróżnieniem słów "pozwany" i "powód", więc pan adwokat musiał mi za każdym razem potwierdzić, że chodzi o Anię). Dużo tego nie było (dwa, maksymalnie trzy cytaty), ale z uzyskaniem sensownych odpowiedzi szło mu ciężko. Bo dopytywałam o kontekst. Bo prosiłam o parafrazowanie pytań, jako że nie mogłam zrozumieć, o co mu chodzi. I w końcu i tak zazwyczaj obstawałam przy "nie wiem" (- Ale przyzna pani, że genetycznie Anna Grodzka jest mężczyzną. - Nie wiem. - No jak to pani nie wie? Mam pani wytłumaczyć, czym jest genom? - Wprawdzie jestem humanistką, ale mniej więcej wiem, co to jest, więc dziękuję. Nie widziałam badań genetycznych Ani, więc nie znam też odpowiedzi na pana pytanie. -  Czy Anna Grodzka zrobiła sobie operację genitaliów? - Wysoki sądzie, czy ja muszę odpowiadać na tak intymne pytania? - Tak, musi pani. - Nie wiem. Nie mam zwyczaju zaglądać przyjaciołom w majtki).

    Ostatnie pytanie było tak odlotowe, że zupełnie go nie pamiętam. Pamiętam jedynie pulsującą żyłkę na skroni pana mecenasa - objaw jego cudownie narastającej irytacji. Oraz że, gdy wysoki sąd zapytała na koniec, czy chciałabym coś dodać, powiedziałam, że nadal nie rozumiem ostatniego pytania i w związku z tym nie wiem, czy udało mi się na nie odpowiedzieć.

    No dobrze. Kolejna rozprawa we wrześniu. Koniec nie wiadomo kiedy. Nie mam pojęcia, czy to jest do wygrania, nie wiem też, w co gra obrona. Ale jestem dumna z siebie, że obecność Terlikowskiego, poza pierwszym szokiem, jakoś niespecjalnie na mnie zadziałała. W sumie to trochę biedniutki mi się wydał. Taki jakiś mniejszy i szczuplejszy. I milczący. Miła odmiana.

    AKTUALIZACJA (czerwiec 2014): Anna Grodzka wygrała sprawę. Sąd uznał, że Tomasz Terlikowski naruszył jej dobra osobiste i zakazał mu negowania jej tożsamości płciowej.
  • Czytaj także

    12 komentarzy:

    1. Terlikowski twierdzi, że rozprawa była tajna :o
      lingwistka

      OdpowiedzUsuń
    2. Naprawdę? Sąd nic o tym nie wspomniał. Ba, nawet się spytałam Ani po rozprawie, czy mogę o tym pisać, a ona, że o tym, jak to wyglądało z mojej perspektywy, tak. No to piszę.:)

      OdpowiedzUsuń
    3. Sprawy sądowe tego typu to niezwykle zabawna rzecz, ale nie można dać się stłamsić tym popaprańcom. Walczcie, bo warto.

      OdpowiedzUsuń
    4. A jak to się stało, że zostałaś świadkinią, skoro naruszenie dóbr było w przestrzeni internetowej, więc publicznie? Z czystej ciekawości pytam, bo z prawa jestem kiepska, ale oczywiście nie odpisuj jak nie możesz/nie chcesz : )
      pozdrawiam,
      Marta Dora

      OdpowiedzUsuń
    5. Ania mnie poprosiła, jako że miałam okazję widzieć jej reakcję tuż po tym, jak Terlikowski napisał to, co napisał. I w pierwszej części rozprawy mówiłam właśnie o tym.

      OdpowiedzUsuń
    6. Prawdę mówiąc, tym występem i tytułem artykułu szanowna gospodyni zdemaskowała się jako nie-Polka. Po pierwsze, każdy prawdziwy Polak zna się na kwestiach pci i tego, co jest normalne i zdrowe. Po drugie, każdy Polak wie co jego bliźni mają w majtkach i jak z tego korzystają. Po trzecie, Prawdziwy Polak jak nie wie to i tak się wypowie.

      OdpowiedzUsuń
    7. Metka Boska9.05.2013, 18:59

      Ewuniu, ładnie sobie poradziłaś. Gratuluję Ci ludzkiego odruchu litości wobec tego werbalnego neofaszysty. Ja bym się chyba nie zdobył. Pytania Pana Mecenasa każą natomiast zastanowić się, dlaczego tak niski jest poziom wiedzy ogólnej w palestrze. Być może to rezultat dopuszczania do wykonywania zawodu każdego, kto wyrazi chęć, a także niezwykle słabego poziomu szkolenia zawodowego.

      OdpowiedzUsuń
    8. Jakoś tak mnie też ubawił setnie ten opis rozprawy z panem adwokatem :D.

      OdpowiedzUsuń
    9. Adwokatowi płaci klient, więc adwokat mówi, co klient chciałby usłyszeć i żeby klient był zadowolony. Przecież nie może być tak, że przychodzi świadek, a adwokat milczy. O co miał pytać ten adwokat innego?

      Nie że gościa bronię czy co, ale sąd to teatr i gra pozorów. Nothing personal ;)

      OdpowiedzUsuń
    10. Brawo, dałaś rade!
      Ja też przechodziłam przez rozprawę i wiem jakie to stresujące!
      pozdrawiam

      OdpowiedzUsuń
    11. Szczerze gratuluję, jakbym zobaczyła tę zakazane gębę to chyba nie byłabym taka spokojna. Swoją drogą to musiał być przeuroczy widok! Terlik z miną zbitego psa. Bez piany na ustach, bez (doskonale widać to na jego pożalsięboże wideo na YT). Darcie japy, powoływanie się na Biblię, strasznie piekłem - kim jest Terlik bez tego całego entourage?

      OdpowiedzUsuń
    12. "Koniec nie wiadomo, kiedy" - bez przecinka w tym zdaniu :) Przecinek byłby, gdyby po "kiedy" następowało zdanie :)

      OdpowiedzUsuń