• Nie głosujcie na Pawełka


    Pawełek, mój kolega z podstawówki, chciał być dobry z matematyki. I pewnie nie był najgorszy, kłopot w tym, że większość klasy była od niego lepsza. Nie tylko sobie z tym przedmiotem radziliśmy, ale też się nim, za sprawą naszej nauczycielki, autentycznie pasjonowaliśmy. Nawet ja, choć teraz trudno mi w to uwierzyć, widziałam siebie wówczas jako tę, która rozwiąże problem trysekcji kąta czy kwadratury koła. Pawełek tej pasji w sobie nie miał. Nie był też zbyt dociekliwy. Był za to ambitny i bardzo chciał się wykazać. W końcu, gdy byliśmy gdzieś w szóstej czy siódmej klasie, nadszedł, jak myślał, jego wielki dzień. Dostaliśmy wyjątkowo trudne zadanie. Przez połowę lekcji cała klasa biedziła się nad rozwiązaniem. Podchodziliśmy do tablicy, liczyliśmy, kreśliliśmy... Pawełek nie mógł się doczekać, aż przyjdzie jego kolej. Gdy znów nie on został wywołany, nie wytrzymał, wstał i huknął na całą klasę: "Wszyscy macie źle!". I pokazał, jak, jego zdaniem, powinno być. Niestety jego triumf nie trwał długo. Matematyczka wysłuchała jego wywodów, spojrzała na obliczenia i pokazała, gdzie popełnił błąd. Speszony, nieco obrażony i nadal przekonany, że to on ma rację, Pawełek usiadł, a lekcja wróciła do normy.

    Nie mam kontaktu z Pawełkiem. Nie wiem, jaką drogę życiową obrał, co teraz robi i czy znalazł dziedzinę, w której czuje się wystarczająco dobry. Co jakiś czas jednak przypominam sobie to jego triumfalne "Wszyscy macie źle!". Na przykład gdy zbliżają się wybory. Bo wtedy następuje wysyp Pawełków - chcących przede wszystkim udowodnić, że inni mają źle, a oni znaleźli cudowne rozwiązanie wszystkich naszych bolączek. Ot, w ten weekend jeden z nich znalazł receptę na całe zło w postaci biliona złotych, za pomocą którego potroi dzietność Polek i Polaków, i przemieni Polskę w eldorado dla rodzin.

    Problem z dorosłymi Pawełkami jest taki, że pani od matematyki nie powie im już "Siadaj, źle". A nawet gdyby powiedziała, nie zrobiłoby to już specjalnego wrażenia ani na nich, ani na ich klasie, która, zamiast popatrywać na nich z uprzejmym zdziwieniem, rozpływa się w zachwytach nad ich błyskotliwością i pomysłowością. Co gorsza, nawet ci, co chętnie by powiedzieli "Siadaj, pała", zrobią to tylko wtedy, gdy na horyzoncie nie czai się jeszcze gorszy Pawełek, który zamiast pokrzykiwać, przewróci ławkę i powie, że ma być tak, jak on chce. Wtedy dadzą temu troszkę lepszemu szansę. Chociaż wiedzą, że się myli. I nie przestanie się mylić, a ich poparcie nie sprawi, że będzie lepszym matematykiem. Bo on nie chce być lepszy, chce, by wyszło na jego. I tak hodujemy naszych Pawełków, tych samych, których za nic byśmy nie poparli, gdy byliśmy dziećmi.

    Za chwilę, no dobrze, w maju, ale na skutek wysypu coraz to cudowniejszych pomysłów na zyskanie miłości ludu (nie)pracującego miast i wsi mam wrażenie, że to za chwilę, wybory do Parlamentu Europejskiego. Potem samorządowe, potem krajowe. Za Pawełka robi przywołany już prezes PiS, co to od niedawna już nie trzy miliony, a bilion się nazywa. Ochoczo wtóruje mu m.in. niegdysiejsza szefowa jego kampanii prezydenckiej, a obecnie ministra edukacji z nadania prezesa PO Joanna Kluzik-Rostkowska, co chwila udowadniając a to rodzicom sześciolatków, a to nauczycielom, że mają źle, a ona ma dobrze i tym dobrze zrobi wszystkim dobrze. Dzielnie sekunduje im Jarosław Wałęsa, co to w Europarlamencie głosował przeciw przeciwdziałaniu homofobii, bo jest za przeciwdziałaniem homofobii. O 457 Pawełkach, co tak bardzo pragnęli wsadzić Mariusza T. za kraty, że go wypuścili, a na dodatek sprawili, że opinia publiczna zaczęła patrzeć na niego z niejaką sympatią, aż szkoda wspominać. Tak jak i o Pawełkach tzw. lewicy, co to krytykują politykę Putina wobec osób niehetero, ale do Soczi pobawić się pojechali, bo wszak sportu i polityki mieszać nie należy. I tak dalej - pewnie każda i każdy z was ma swoich ulubieńców i ulubienice, co to mają rację, choć jej nie mają, ale na tyle chcą ją mieć, że nie zauważają, jak głupio to wygląda (tak na marginesie, to nie jest tylko przypadłość polityków, ale to już z pewnością wiecie).

    W porządku. Za chwilę, no dobrze, w maju, wybory, w sondażach prowadzi PiS, a u tak wielu osób znowu widzę to, co obserwuję, odkąd jako tako interesuję się polityką - strach, że ONI znowu będą rządzić, przekonanie, że ICH trzeba powstrzymać, przeświadczenie, że kogo nie wybiorą, i tak nic się nie zmieni, więc nie ma co się specjalnie czepiać i trzeba brać, co dają, oraz niezmienną wiarę w istnienie czegoś takiego jak mniejsze zło. I znowu nie rozumiem, czemu nie chce im się poanalizować, policzyć, posprawdzać, czemu nie widzą, że w tym działaniu jest znacznie więcej zmiennych, że ten, kto wygra, niekoniecznie musi rządzić, że choć a jest większe od b, to tylko gdy je zsumować, to da to ponad pięćdziesiąt procent, co prowadzi do prostego wniosku, że równie mocno będą się liczyć c, d, e i f, i to, do kogo dołączą, więcej, liczyć się będą też ich składowe, więc to im trzeba się przyglądać, a nie skupiać się wyłącznie na różnicy (ilościowej, jakościowej) między a i b. I tak dalej, bo wszak kiedyś a się podawało za b, c myślało jak d, e poparło a, i dopiero jak się przynajmniej do czterdziestego miejsca do przecinku dotrze, to coś naprawdę zaczyna być widać. Tylko trzeba troszkę podrążyć. Troszkę bardziej.

    Ktoś mnie jakiś czas temu zapytał na Facebooku, czy będę przedstawiać i oceniać kandydatów i kandydatki do Europarlamentu. Pewnie trochę będę, wszak mimo mojego narastającego obrzydzenia do polityki nadal nieco mnie ona kręci. I pewnie będę podpatrywać tych, co to przedstawianie i ocenianie uskuteczniają znacznie lepiej i systematyczniej niż ja. Choć tak naprawdę mam wrażenie, że cała sztuka tkwi w niebyciu Pawełkami i niegłosowaniu na Pawełków. Na stawianiu dociekliwości ponad emocjami i chęcią postawienia na swoim. Skoro udawało się nam to w szkole, to niby czemu miałoby się nie udać w dorosłym życiu?

    Imię Pawełka zostało zmienione. Podobieństwo do innych Pawełków jest niezamierzone, choć możliwe.
  • Czytaj także

    8 komentarzy:

    1. Ewo, chyba pominęłaś jedną istotną cechę przynajmniej niektórych Pawełków. Tę mianowicie, że oni też potrafią wyciągać wnioski i - pozostając Pawełkami - by osiągnąć swój cel, udają mądrych, empatycznych Januszków. Coś mi się, niestety, wydaje, że właśnie ten "pawełkowy" spektakl trwa. Kurtyna poszła w górę i oto na scenie stoi teatralna trupa TR & Company w sztuce pt: "Kobitki do Europarlamentu". Aż dech zapiera obsada żeńska: Barbara Nowacka, Kazimiera Szczuka, Ewa Wójciak itd. A jakże - popieram. Zadałam jednak Kandydatkom pytanie, czy One aby pewne, że Januszka można już traktować poważnie? Nie odpowiedziały, o co naturalnie nie mam krzty pretensji, ale otrzymałam pośrednio kilka odpowiedzi od facebookowiczów, brzmiące mniej więcej tak: "skoro cenisz te Kandydatki, to przecież głosujesz na konkretną osobę, więc co się Januszkiem przejmujesz?". A ja się głupia nadal przejmuję, bo głosowanie do PE, to zaledwie jedno z pierwszych, które nas niebawem czekają. Oddając głos w tym pierwszym, uwiarygodniam J. w kolejnych. Ot i zagwostka...

      OdpowiedzUsuń
    2. Ech, ja też się Januszkiem przejmuję. Przejmowałam się nim te trzy lata temu, gdy oddawałam swój głos na Wandę Nowicką, teraz, po tym, jak miałam okazję poobserwować go w akcji, przejmuję się jeszcze bardziej. Póki co czekam na pozostałe listy kandydatów. A później będę się gryźć. Pewnie łatwiej by mi było, gdyby Barbara Nowacka startowała z mojego okręgu - bo wydaje się równie niezależna jak jej mama, na którą głosowałam, nie patrząc na to, która partia ją wystawia. I nigdy nie żałowałam tego wyboru.

      OdpowiedzUsuń
    3. Z mojego okręgu startuje Kazia Szczuka. Szacunek wielki dla Niej mam za dzielny i mądry feminizm, walkę i idiotyzmem kościółkowych patriotów i ich pojmowaniem tradycji. Ale nie bardzo wiem, co zrobić z Jej wypowiedziami dotyczącymi np. programu energetycznego? Pani Kazia mówi: NIE elektrowniom jądrowym; NIE wydobyciu węgla; NIE gazowi łupkowemu. A za czym wobec tego w tej arcyważnej materii jest na TAK? Słońcem? Wiatrem? Wodą?

      OdpowiedzUsuń
    4. Chyba jedyne, co można zrobić, to ustalić sobie listę priorytetów. To musi być, to powinno, to miło by było, gdyby było itd. Przypisać punkty, zrobić tabelkę i policzyć, czy chce się na daną osobę oddać głos, czy jednak nie. U mnie Kazia Szczuka zaminusowała samym faktem, że kilka miesięcy po tym, jak wieszała psy na Palikocie (słusznie), teraz startuje z jego nadania. Czy to duży minus? To jest właśnie pytanie.

      OdpowiedzUsuń
    5. Kazia raczej podkreśla, że ona z Kongresu Kobiet startuje. Właśnie włączyłam do mojego fb Jej oficjalną stronę jako kandydatki do EP. Ja bym się akurat tego, o czym mówisz, nie "czepiała". Polityka, to również (a może głównie) sztuka kompromisu. Tylko, śledząc i historię i teraźniejszość naszej polityki, jestem sceptyczna co do owej umiejętności. Wiesz, ostatnio dużo czasu poświęciłam sylwetce Angeli Merkel. Bardzo Ją cenię. Ale, gdyby taka postać zaistniała u nas - w końcu by zwariowała! A, przy okazji: chyba to Ty wytknęłaś Szejnfeldowi tę jego wypowiedź a propos związków partnerskich. Wypunktowałaś go, słusznie, w tym fragmencie, gdy straszy PiSem. Ale, poza tym, nie do końca Cię rozumiem: że PO obiecało związki partnerskie i g... z tego wyszło. Facet tłumaczy, że jak się nie ma większości, to dupa Jaś. Ty, że od początku olali i się nie starali. Na pewno nie był to ich priorytet, czemu się nie dziwie, chociaż dla mnie, dla Ciebie & com. jest. Jednak próbowali. Lecz nie tylko ich koalicjant miał to gdzieś, ale nawet wewnątrz PO utwierdziło to opozycję (Gowin, Godson itp.). Gdyby spojrzeć na te starania obiektywnie, to wręcz widać, jak to zaszkodziło partii "ciepłej wody". Dlatego nie przyłączałam się do tych wyrazów rozczarowania, Może mnie znielubisz (powiedz mi o tym), ale takie zachowanie naszego środowiska, powyżej nakreślone, to TEŻ Pawełek. Nie bez powodu przywołałam A. Merkel. Toż ona z CDU - partii CHRZEŚCIJAŃSKIEJ, za której to rządów: 2001 związki partnerskie, 2005 - adopcja dla par tej samej płci. Dlaczego? Zamiast tupać i się obrażać, pomyślmy?

      OdpowiedzUsuń
    6. Ależ bynajmniej nie za to ich punktuję (choć tak, uważam, że im nie zależy i nie zależało - i nie musi, ale niech nie udają, że jest inaczej), a za to, że jak zwykle kłamią i udają, jakoby ów brak większości wynikał z jakichś czynników zewnętrznych. Tymczasem wynika z wewnętrznych - to w PO nie ma owej większości. To oni nie są, wbrew temu, co twierdzą, przyjaźnie nastawieni. Dodatkowo odwalają tradycyjną bucerę spod znaku "bądźcie dla nas mili, bo inaczej figę dostaniecie". Sorry, ale nie.

      Jak im w końcu parę osób pokaże środkowy palec, to może zrozumieją, że nie tędy droga. Że skończył się czas pięknych słówek, a czas na działania.

      OdpowiedzUsuń
    7. Ok. Kłamią wszyscy (wskaż mi tych polityków naszych, którzy nie kłamią).Dlaczego miałoby im nie zależeć? W końcu my, to jakiś przeliczalny elektorat! Ewo, tzw. PO w Sejmie, to w gruncie rzeczy koalicja PO, PSL (pomijam rozłam w samej PO, który stał się faktem!). Pokaz mi, kto z PSL był ZA?

      OdpowiedzUsuń
    8. Przeliczalny, ale z równie słabą pamięcią co pozostali wyborcy. Tak że nam też - jak innym - wystarczy obiecywać. Przynajmniej tak sądzą i jak na moje oko mają rację. Aby to się zmieniło, to my musimy pokazać swoje niezadowolenie. A nie udawać, że jest ok i że kupujemy ich kłamstwa.

      Wiem, z kim PO jest w koalicji. Ale wszak to nadal oni decydują, czy głosować tak jak koalicjant, czy inaczej.

      Ewo, ja jestem zwolenniczką rozmowy z każdym, z kim da się rozmawiać. Ale niech to będzie rozmowa uczciwa. PO nie gra uczciwie. Nie jest w stanie powiedzieć, że to w nich tkwi problem. Warto więc im pokazywać, że to widać i że pamiętamy, jak głosowali i których inicjatyw zaniechali.

      OdpowiedzUsuń