• Dwugłos przedwyborczy


    "Nie jesteśmy zwolennikami adopcji dzieci przez pary homoseksualne" - stwierdził we wczorajszych "Faktach po Faktach" Janusz Palikot, lider, że tak przypomnę, ponoć najprzyjaźniejszej osobom niehetero polskiej partii. Żeby było zabawniej, kilka dni wcześniej jako zwolennik pełnej równości zadeklarował się nieco bardziej dotychczas powściągliwy w okazywaniu nam swojej miłości Leszek Miller. Oba stwierdzenia tak naprawdę nie mają szczególnego znaczenia, wszak wiadomo, że polityk kłamie wtedy, gdy otwiera usta, a zdanie zmienia w zależności od tego, skąd wiatr wieje. To, co ma znaczenie, to reakcja osób niehetero startujących z list Palikota na jego słowa.

    Dwa lata temu, gdy Palikot określił Gowina mianem "katolickiej cioty", w jego obronie natychmiast stanęli Robert Biedroń i Tomasz Szypuła. Wczoraj, po kolejnej "wpadce" szefa (w cudzysłowie, bo, umówmy się, to była celowa deklaracja) na podobny manewr zdecydował się ponownie Tomasz Szypuła oraz, nowość, Yga Kostrzewa:
     
    I rozpętali dyskusję, w efekcie której uzupełnili swoje oświadczenia o deklaracje, że oczywiście oni są za pełną równością i w ogóle to nie tak, jak myślicie, za którymi to słowami poszły działania w postaci kilku wypowiedzi dla mediów i nagrania komórką filmiku przy tęczy na pl. Zbawiciela. Odpuszczę sobie analizę dyskusji na Facebooku i akcji, które w jej wyniku nastąpiły, bo tak naprawdę znacznie ciekawsze rzeczy są na wklejonych powyżej obrazkach. 

    Po pierwsze mamy deja vu. Oto lesbijka i gej z partii Palikota, zorientowawszy się, że ich szef palnął coś, co może się nie spodobać ich wyborcom, poczuli się w obowiązku dostarczyć dowody na to, że wszak pan od gumowego penisa naszym przyjacielem jest. Dobrze, że tylko jedna lesbijka i jeden gej, bo wszak Palikot ma ich więcej. Milczenie pozostałych pozwala mieć nadzieję, że to nie oficjalne zalecenia - po to was mam, byście byli mym listkiem figowym - a ich samodzielna inicjatywa.

    Po drugie mamy klasyczne "my jesteśmy najlepsi, bo inni są jeszcze gorsi". Ci inni to rzecz jasna SLD Leszka Millera. To samo SLD, które, przypomnę, bo to było dawno i może nie wszyscy pamiętają, w 2011 roku, czyli pod koniec poprzedniej kadencji Sejmu, złożyło projekt ustawy o mowie nienawiści autorstwa koalicji organizacji pozarządowych oraz projekt ustawy o związkach partnerskich przygotowany przez Grupę Inicjatywną ds. Związków Partnerskich, w której skład wchodzili między innymi... Yga Kostrzewa i Tomasz Szypuła. I to samo, które, wspólnie z (jeszcze wtedy) Ruchem Palikota złożyło w tej kadencji dwa projekty ustaw o związkach partnerskich. No ale Tomek i Yga z SLD nie startują, więc rzecz jasna już o tym nie pamiętają.

    Po trzecie tak naprawdę żaden z tych projektów - czy to złożonych przez SLD, czy to przez TR - nie ujrzałby światła dziennego, gdyby nie organizacje pozarządowe i grupy nieformalne zaangażowane w ich powstanie i lobbowanie na ich rzecz. I to jest to, co mnie najbardziej boli i w tych oświadczeniach, i w ogóle u wielu osób, które z działalności społecznej przerzuciły się na polityczną. Skleroza, która je dopada, gdy już się znajdą - albo przynajmniej mają taką nadzieję - tam, gdzie ich poglądy i działalność stają się całkiem intratne. Wszak to Grupa Inicjatywna (przypomnę - tak, ta, w której byli Tomek i Yga) wychodziła u SLD projekt z 2011 roku. To koalicja organizacji pozarządowych pracowała nad kolejnymi - i dotyczącymi związków, i mowy nienawiści. To Trans-Fuzja przygotowała projekt o uzgodnieniu płci (choć tu nie mogę nie dodać, że Anna Grodzka nie zapomniała w Sejmie, skąd przyszła i po co tam poszła). To Partnerstwo dla Związków (a szczególnie Miłość Nie Wyklucza i Kampania Przeciw Homofobii) organizowało demonstracje pod Sejmem, akcje mailingowe do posłów i posłanek oraz kampanie społeczne, dzięki którym politycy i polityczki poczuli się zmuszeni, by się naszymi sprawami zająć. Tak, RP i SLD złożyły projekty i chwała im za to. Ale żadnego z nich by nie było, gdyby nie wieloletnia nieodpłatna praca aktywistów i aktywistek.

    W jednym Tomasz i Yga mają rację. Na listach TR i w Sejmie jest dużo osób naprawdę przyjaznych naszym sprawom. I niekoniecznie są to osoby nieheteronormatywne. Co pokazuje, że naprawdę czas już skończyć z fetowaniem Palikota, bo dzięki niemu mamy otwartego geja i osobę transpłciową w Sejmie, a zacząć oceniać i jego, i wszystkie osoby startujące z jego list tą samą miarą co innych. Patrzeć, co ich obchodzi i na czym im tak naprawdę zależy. Jak traktują swoich wyborców i wyborczynie oraz swoje zobowiązania wobec nich. Co są w stanie poświęcić dla partii. Czy grają na siebie, czy na społeczności, na rzecz których zadeklarowali się działać. Czy są osobami godnymi zaufania. Słowem, czy dobrze pracują na rzeczy tych, którzy zdecydowali się dać im pracę.

    Ja, jak może już wiecie, nie zdecydowałam się po raz kolejny zaufać Twojemu Ruchowi. Nie ze względu słowa Palikota - te przeważyły szalę u może kilkudziesięciu, może kilkuset osób, ale nie u mnie, ja odpuściłam sobie TR już wcześniej. Miałam jednak wahania w trakcie tej ponoć najgorszej kampanii wyborczej wszech czasów - gdy dowiedziałam się, że z EPTR startują Barbara Nowacka i Marta Abramowicz oraz gdy TR jako jedyny konsekwentnie sprzeciwił się uchwale w sprawie kanonizacji papieża. Koniec końców jednak mój głos powędruje do Zielonych, którzy zresztą na wczorajszej deklaracji Palikota trochę zyskali (i dobrze):
    Nie dlatego, że wierzę, że przekroczą próg wyborczy. Dlatego, że nie ma tam ludzi, których poglądy mnie odstręczają. I tym ludziom właśnie chcę dać znać, że doceniam, popieram i niech działają dalej. 

    Współprzewodnicząca Zielonych tak wczoraj skomentowała zamieszanie wokół słów Palikota:
    A ja nie mogę nie dodać: i oby tak zostało. Obyście się nie zmienili.

    Ewa

    ***

    Ewa jak zwykle napisała mądrze, sensownie, więc ja tylko tak króciutko:
    Jeśli nie zagłosujesz na..., to:
    1. Znowu do głosu dojdzie POPiS.
    2. Nic się nie zmieni.

    A poza tym to:
    3. Nie masz innej partii, która ma szansę przekroczyć próg wyborczy.
    4. Jesteś homofobką.
    5. Głosuj na Żalka.
    6. Jesteś idiot(k)ą.
    7. Załóż własną partię, która będzie podzielać Twoje poglądy, przecież to proste.
    8. Nie znasz się na polityce.
    9. Przecież oni już tyle dla nas zrobili.

    Znacie te argumenty? Znacie aż za dobrze. Ludzie je głoszący się nie zmieniają, zmieniają się tylko partie, które wspierają. A ja może nie znam się na polityce, a szczególnie takiej, w której cudze zasługi przypisuje się sobie, jednak wolałabym, żeby ludzie mnie reprezentujący tego nie robili (nawet pośrednio), szczególnie jeśli są ze środowiska LGBTQetc.

    Każda partia ma szansę przekroczyć próg wyborczy, jeśli odda się na nią głos. Tylko od nas zależy, czy tak się stanie. W wyborach do polskiego parlamentu zaryzykowałam i moja kandydatka dostała się do Sejmu. Nie kalkulowałam, poszłam i oddałam swój głos. Teraz mam zamiar zrobić dokładnie to samo. Wierzę bowiem, że trzeba dać szansę ludziom, którzy niezależnie od swojej orientacji psychoseksualnej będą walczyć między innymi o równe prawa dla wszystkich.

    I dlatego zagłosuję na Zielonych. I nie uważam, że mój głos będzie stracony. Czas w końcu dać szansę ludziom, którzy pewnie zmuszeni będą iść na różnego układy i kompromisy, ale w pewnych sprawach będą stanowczy, a przynajmniej jej członkowie nie będą musieli tłumaczyć się ze swoich poglądów równościowych przed prezydium partii.

    Gosia
  • Czytaj także

    1 komentarz:

    1. Mimo chęci nie głosowałem... a po tym poście nie żałuję. Nie znałem tej wypowiedzi JP zero i zagłosowałbym na RP vel TR vel E+. Teraz już wiem, że mimo Biedronia, mimo Grodzkiej, mimo Nowickiej od Palikota trzeba się trzymać jak najdalej.

      OdpowiedzUsuń