• 2009: dużo się działo, niewiele zadziało

    Homiki zamieściły właśnie podsumowanie 2009 roku, tak że zamiast kombinować, co by tu w moim debiutanckim autorskim podsumowaniu napisać (no dobrze, nie debiutanckim, po części robiłam to w "Replice" i na Kobiety Kobietom), po prostu wyjdę od ich tekstu i zobaczę, co się dalej wydarzy. A o czymś oryginalniejszym pomyślę za rok.

    Bohaterem roku według redakcji Homików jest Ryszard Giersz, który wygrał sprawę o godność przeciw nękającej go sąsiadce. Z tym wyborem zgadzam się w całej rozciągłości, tak jak i z docenieniem wydarzeń pozawarszawskich (moje główne tegoroczne typy to pierwszy Wrocławski Marsz Równości oraz wysyp inicjatyw LGBTQ w praktycznie wszystkich większych miastach) czy kulturalnych - tu dla mnie niekwestionowanym zwycięzcą jest polskie wydanie "Fun Home" Alison Bechdel, wiceliderem pomysł spacerów po HomoWarszawie - przy okazji, mam nadzieję, że z drugiego wydania "HomoWarszawy" zniknie irytujące zdanie o nagrobku Narcyzy Żmichowskiej. Pojawił się też pierwszy polski lesbijski romans "Życie rodzinne świstaka" oraz komiks "Bostońskie małżeństwa". Nadal nie dorobiłyśmy się za to kobiecego odpowiednika "Lubiewa". Szkoda.

    Dużo ostrożniej podchodzę do szacunków, że rok 2010 okaże się szczególny, jeżeli chodzi o kwestię związków partnerskich. Doceniam tegoroczną pracę grupy inicjatywnej, ideę pikiet pod sejmem (zarzuconą), różnorakie petycje i inicjatywy w rodzaju "Wszyscy na tak" (mimo wątpliwości wyrażonych tu), jednak nie sądzę, by mnogość działań przełożyła się na jakość i przyczyniła do jakiegoś przełomu. Trzeba naprawdę czegoś dużo większego niż objazdówka po województwach czy zbieranie podpisów, trzeba wielkiej i, nie oszukujmy się, kosztownej kampanii marketingowej (bo jeśli nie palisz opon, to bez kasy nie zaistniejesz) - to z naszej strony. A z drugiej - trzeba polityków, którzy daliby się do inicjatywy tak naprawdę przekonać, bo póki co przekonanych jest jak na lekarstwo, a dominują jak zwykle obłudni koniunkturaliści, którzy przypominają sobie o nas na rok przed wyborami, by dzień po nich o wszystkim, co obiecali, zapomnieć.

    Wracając do plusów, po raz pierwszy celebrowaliśmy (w wirtualu i realu) Międzynarodowy Dzień Wychodzenia z Szafy (w czym przyłączyły się do nas m.in. tradycyjnie już przychylne "Gazeta Wyborcza" i Gazeta.pl). Coraz lepiej widoczne są osoby transseksualne oraz biseksualne. W nowym większym lokalu 2009 rok powitała warszawska UFA, która, mimo kłopotów finansowych oraz nieprzewidzianych pułapek losu (kilkumiesięczny brak prądu) działa coraz prężniej, zapisując się nie tylko na mapie miejsc LGBTQetcetera, ale też lokalnej społeczności. Ruszyła Nasza Sprawa 2 przeciw homofobicznej "Rzeczpospolitej", a Krystian Legierski będzie szukał sprawiedliwości na forum Europejskiego Trybunału Praw Człowieka po tym, jak polskie sądy uznały stwierdzenie, że homoseksualizm jest chorobą genetyczną, uszkodzeniem mózgu i zboczeniem, za nieobraźliwe, bo ponoć w środowiskach medycznych nadal toczą się spory dotyczące klasyfikacji homoseksualizmu. Trzymam kciuki za obie sprawy, bo generalnie uważam, że dochodzenie naszych praw na drodze sądowej jest lepszą i skuteczniejszą metodą niż wysyłanie maili czy tworzenie petycji (choć te ostatnie oczywiście nie szkodzą).

    Mieliśmy naprawdę fantastyczną i chyba najlepszą z dotychczasowych, również frekwencyjnie, Manifę. Alicja Tysiąc wygrała sprawę o zniesławienie wytoczoną "Gościowi Niedzielnemu". Uniewinniono w końcu Dorotę Nieznalską. Doczekaliśmy się też pierwszego po wojnie Kongresu Kobiet, który dorobił się skrajnych ocen - od oskarżeń o wykluczenie zwykłych kobiet spoza świata biznesu czy po prostu mainstreamu po ogromny entuzjazm. Jakby go nie oceniać, pomysłodawczyniom nie można odmówić umiejętości zgromadzenia bardzo różnorodnych środowisk wokół idei parytetów wyborczych oraz, co tu dużo mówić, świetnej organizacji. Naprawdę chciałabym się doczekać takiego rozmachu na którejkolwiek z naszych imprez - to była demonstracja siły i solidarności, nawet jeżeli tak naprawdę były to tylko pozory lub magia chwili. 

    Tradycyjnie już dużo się w tym roku dyskutowało, najczęściej w internecie. Najgoręcej było chyba po warszawskich Dniach Równości (oberwało się - słusznie! - słabej Paradzie Równości oraz idiotycznemu pomysłowi przyznania Hiacynta Januszowi Palikotowi), przy okazji fotoreportażu Hani Jarząbek o życiu codziennym polskich lesbijek i wokół kwestii, jak działać i gdzie jest właściwie nasz ruch, nasi teoretycy i mityczne środowisko. 

    A skoro już przy internecie jesteśmy, to w kategorii nowe inicjatywy wielkie brawa należą się Lesplotom (no dobrze, ciut mniej niż wielkie, bo nowa strona wciąż straszy niedoróbkami) - za pierwszy (a w każdym razie pierwszy widoczny) w Polsce serwis plotkarski dla kobiet nieheteroseksualnych. Blogów pojawiło się znacznie więcej, moje - przyznaję, że stronnicze - typy to LGBTeka (która naprawdę powinna w przyszłym roku zadebiutować jako portal) oraz Fioletowa Winda (choć to dla odmiany bardziej portal niż blog). 

    No dobrze, teraz czas się trochę ponarażać i napisać, co mi się nie podobało. Zostawiam rzeczy zewnętrzne - (nie)działania polityków, pomysły kościoła czy oszołomów zapraszających do Polski takie kurioza jak Paul Cameron - bo na nie niestety wpływu nie mamy lub mamy niewielki.  

    Kit roku to według mnie zasygnalizowana już porażka warszawskich Dni Równości oraz reakcja nań rady Fundacji Równości, która mimo wszystko postanowiła nie odwoływać zarządu, w związku z czym organizacja EuroPride 2010 przypadła tej samej ekipie.  

    Duży minus - tym razem ogólny - to coraz silniej uwidaczniający się w mnogości inicjatyw naszych organizacji brak wyrazistego lidera czy strategii działania. W 2008 roku odbyły się dwa spotkania Okrągłego Stołu Organizacji LGBTQ, w 2009 pomysł zarzucono - z braku chęci, czasu, perspektyw na wypracowanie wspólnego planu działania, dlatego, że to, co zostało wypracowane, sprawdza się i wystarczy? Nie mam pojęcia. 

    Z mniejszych spraw - na minus oceniam przez większość naszych mediów chwalone wystąpienie Anki Zet na Kongresie Kobiet. Nie napisałam wcześniej, dlaczego nie podzielam w miarę ogólnego entuzjazmu w tej kwestii, tak że tu pozwolę sobie na ciut dłuższe wyjaśnienie. Otóż mimo iż na Kongresie nie poświęcono zbyt wiele czasu problemom lesbijek czy innych wykluczonych grup (choć również ich postulaty włączono do podsumowania wydarzenia), to uważam, że zarówno jego organizatorki, jak i uczestniczki mogą być sojuszniczkami ruchu na rzecz praw LGBTQetcetera, a nam potrzeba silnych sprzymierzeńców. Nie mam pojęcia, czy z Kongresu urodzi się ważna, skuteczna siła polityczna, ale uważam, że nie ma co lekceważyć, a już na pewno nie ma co się obrażać na potencjalnego partnera, szczególnie gdy nie ma się ich wielu, a ten, który jest lub być może, jest rokujący, ma ludzi, media i kasę. Gdyby Anka zrobiła taki numer podczas oficjalnych obchodów dwudziestolecia "wolnej" Polski, piałabym z zachwytu. Jej wystąpienie na Kongresie miało właściwie tylko ten plus, że dało pretekst do iluś tam rozmów w kuluarach, w których miałam okazję usłyszeć od wielu uczestniczek, że one naprawdę z całego serca popierają nasze postulaty. 

    Zabrakło też w tym roku medialnych coming outów (tak, wiem, Sieczkowski, Tyndyk, Mosiewicz, pewnie jeszcze ktoś). Mamy za to coraz większą frustrację, którą oczywiście można przekuć na działanie, ale wymaga to znacznie więcej sił niż te parę lat temu. I mamy też setki osób LGBTQetcetera, które, o ile w ogóle je obchodzi, co tych parudziesięciu (paruset?) działaczy robi, to chyba czują się tym wszystkim głównie zagubione lub zniecierpliwione.

    W porządku, dość minusów, czas na mnie. Minął nam z Gosią kolejny rok i obu nam udało się przekroczyć magiczną barierę długości naszych dotychczasowych związków. Wciąż mamy trójkę zwierzaków, choć na wiosnę były poważne obawy, że ten stan się zmieni - to, że tak nie jest, to chyba nasze (i naszych weterynarek) największe tegoroczne zwycięstwo. Nadal nie skończyłyśmy urządzać mieszkania - zmiana tego stanu rzeczy to nasze postanowienie na 2010 rok. Wzięłyśmy udział w fotoreportażu o życiu codziennym polskich lesbijek. Kabaret rozwinął skrzydełka, przez co w końcu miałam swój coming out w mainstreamowych mediach. Rzuciłam prowadzenie "Repliki" i zaczęłam pisać bloga, który w ciągu paru miesięcy dorobił się może i niewielkiej, ale jakże fajnej grupy czytelniczek i czytelników. I jednego trolla (a może trollicy?). A na 2010 rok życzę sobie nowego layoutu (miał być wcześniej, ale chyba nie dam rady), jeszcze więcej zabawnych fraz, po których trafiają do mnie ludzie z Google'a, i dużo nowych płyt cudownych pań z gitarami (i jednej z akordeonem), o których mogłabym Wam marudzić. A, i homomałżeństw. I adopcji. Te życzenia oczywiście nie oznaczają, że to ostatni wpis w tym roku. No chyba że zajmę się jednak layoutem.
  • Czytaj także

    13 komentarzy:

    1. Fascynujace jaki mamy wszyscy popyt na rewolucje: potrzeba naszego wlasnego obalenia muru berlinskiego/powstania warszwskiego czy innych, przelomowych momentow w historii.
      Jeden dzien,jeden moment by wszystko bylo inne.Nic posredniego, nic stopniowego: to ne funguje gdy mamy misje.
      Dotyczy to tez twego ogladu dokonan ruchow LGBT w 2009.
      Musi byc wlasnie tej jeden,jedyny dzien/zdarzenie przelomu.

      Coming out matki Jezusa conajmnej. Albo ugranie parytetu lesbianek w ustalaniu list wyborczych na konklawe.

      Stojac, czy siedzac przy bocznym stoliku, widze jaki ogromny kawal spolecznej swiadomosci zostal przez was przeorany.Dzien po dniu.
      Kwestia jaka jeszcze niedawno byla zupelnie poza dyskursem spolecznym obecnie jest jedna z zasadniczych chocby dla oceny polityka.

      I dzieje sie tak boo wlasnie te kwestie, zinternalizowane w ludzkich glowach, nie przychodza, jak wyroki sadowe z zewnatrz. Wraz z komornikiem.



      Wielka w tym internalizowaniu zasluga Barbiow i ich przedstawienia przez GW. Tylko tobie,autorko,jako double insider, pewnie trudno o tym pisac.

      m@B

      PS. przymiezalyscie sie by zagrac les wersje znanych bajek?
      Z tego tez moznaby plyte na dzien dziecka zrobic....

      "Byla sobie mala dziewczynka.Nie miala rodzicow,a poniewaz puszczala straszne baki, nazywano ja Kopciuszkiem...."

      To bajka ktora opowiadalem moim synkom.Juz prawie cwierc wieku temu.Wazne ze sie dobrze konczyla.

      m@B

      OdpowiedzUsuń
    2. A wypowiedziałabym się na temat Anki Zet, ale nie będę dolewać oliwy do ognia, tym bardziej, że ogień już dawno przygasł.

      Z mojego punktu widzenia rzeczywiście najcenniejsze wydarzenia to HomoWarszawa i Fun Home (kolejność przypadkowa). A w przyszłym roku ma być kolejny komiks Bechdel po polsku :D Zastanawiam się nad małym podsumowaniem literackim, zupełnie subiektywnym, ale jakoś tak mi coś nie idzie realizacja tego zamysłu. W każdym razie podsumowanie rocznie na LGBTece niebawem też się ukaże.

      No i będziemy portalem, ale mimo, iż coraz więcej osób chce publikować i udzielać się na LGBTece, to na dobrą sprawę ja wszystkim zarządzam i technicznie i graficznie i w ogóle. Jeszcze pozostaje kwestia finansowa - zakup domeny :)
      Mogę jedynie obiecać, że doprowadzę tę sprawę do końca przed końcem 2010 :) Póki co projekt strony leży i się kurzy elektronicznym kurzem... I wymaga wielu poprawek.

      OdpowiedzUsuń
    3. Nowy Layout :) mniam, ale garnitur Ani DiFranco zostaje :D

      OdpowiedzUsuń
    4. Okrągłego stołu orgów LGBT nie było z racji też kasy z tego co wiem :)

      Czuję się zaszczycony, że moje inicjatywy doceniono i bardzo dziękuję!

      Podsumowując rok można powiedzieć, że lepiej się samoorganizujemy i lepiej współpracujemy, ale niestety bardzo szybko rozbijamy się o możliwości zarówno finansowe jak i brak świadomości politycznej i zaangażowania środowiska. Brakuje pomysłu na pracę do wewnątrz. O tym będę jeszcze pisał, ale sygnalizuję, że jest to chyba nawet ważniejsze i istotniejsze niż sama ustawa - bez zaangażowania masy osób takiej ustawy - dobrej i przemyślanej i z poparciem choćby gejów i lesbijek - długo jeszcze mieć nie będziemy.

      OdpowiedzUsuń
    5. @Neo - Wierz mi, że po tylu latach brania udziału i obserwowania tego, co się dzieje, coraz mniej wierzę w ewolucję, a coraz bardziej czekam na cud. Frustracja, o której piszę, dotyczy również mnie. Szczególnie w roku, który był chyba rekordowy jeżeli chodzi o prawa osób nieheteroseksualnych w innych krajach. A Barbie... To nie kwestia fałszywej skromności (bo skromność to miernoty wymyśliły) czy że czegoś tam nie wypada, czy że trudno, ale priorytetów. W świetle tego, co się zdarzyło, a szczególnie tego, co się znowu nie wydarzyło, nasz kabarecik naprawdę jest dla mnie bez znaczenia.

      @Arc - trzymam stronę za słowo, a może słowo za stronę?:)

      @paskudastraszna - Ha, a właśnie na garnitur Ani Di chciałam zamach zrobić, bo mi kolorystycznie i teksturowo nie pasuje. Ale może Ani ma jakiś inny jeszcze.

      @Wojtek - Ależ proszę bardzo, jesteś jednym z moich ludzi roku:)

      Co do tego, co jest ważne, a co ważniejsze - wydaje mi się, że ta rzesza nieaktywnych (garstka aktywnych zresztą też) naprawdę potrzebuje jakiegoś sukcesu. Ustawy antydyskryminacyjnej chociażby. Żeby się zebrać i uwierzyć. Bez tego będzie bardzo ciężko.

      OdpowiedzUsuń
    6. Paniewa, byc moze nikt pani tego nie powtarza i dlatego zapomina pani ze barbiowie to najwspanialsza i najskutecznejsza droga od "ja" do "my".

      Tego "my" nie stworza ani comingouty,ani wyroki sadowe, ani okreslanie sie przeciw antyhomoagresji, ani nawet najblyskotliwsze dzialania stowarzyszen lesbianskich.
      To zrobia barbiowie.Ugh!

      Nie ma cudow,sa barbiowie.Jakbogakocham!

      m@B

      OdpowiedzUsuń
    7. @m [albo @Neo]

      Takim "polskim Stonewall" miał być Poznań 2005, i jakoś tak się stało, że najlepszą "pamiątką" po nim jest powieść Pasewicza.

      @Ewa

      A "Głupiec" Twej imienniczki to nie był romans?

      OdpowiedzUsuń
    8. @Ramkin [albo...;P]
      Końcówka 2005 roku była niesamowita. Szkoda, że gniewu nie starczyło na dłużej. A "Głupca", przyznaję, nie znam, mam uraz do mojej imienniczki po jej pierwszym zbiorze opowiadań. Niemniej jednak wierzę doniesieniom, że takim intencjonalnym romansem "Życie..." jest pierwszym.

      OdpowiedzUsuń
    9. Niby koniec roku, ale jakoś niespecjalnie mam nastrój do podsumowań. Widocznie, coś niezbyt się cieszę na 2010 i nie chcę żegnać 2009 :]

      W każdym razie nie będę zbyt oryginalna. Jeśli chodzi o wydarzenia napawające optymizmem i mające, powiedzmy, "długofalowe" skutki, to sprawa Giersza. Jestem też bardzo ciekawa, jak się rozwinie sprawa Krystiana Legierskiego; przydałoby się, żeby "namieszała" co najmniej jak sprawa Lautsi ;)

      Kulturalnie - zdecydowanie "Fun Home". Komiksów do tej pory prawie w ogóle nie tykałam, "wprowadzenie" znakomite.

      Poza tym, blogi. Muszę przyznać, że w tym roku znalazłam kilka ciekawych :D Chociaż w sumie to też zasługa "Fun Home", bo gdyby nie ono, nie trafiłabym na Abiekta, a później i tu, a stąd jeszcze dalej :) Inna sprawa, że teraz za dużo czasu spędzam ogarniając to wszystko, więc już z komentarzami muszę się ograniczać ;)

      OdpowiedzUsuń
    10. @Metaxu - No to przed Tobą jeszcze jeden krok - własny blog. I wtedy będziesz miała w ogóle przechlapane:)

      OdpowiedzUsuń
    11. Jak nie Ani, no to Brandi Carlile ma na pewno coś ciekawego ;-)

      OdpowiedzUsuń
    12. O, tak :D Z moją pracą magisterską w częściach, bo inaczej chyba nigdy jej nie zacznę ;)

      OdpowiedzUsuń
    13. @paskudastraszna - Och, Ani i Brandi mają wiele ciekawych rzeczy;P

      @Metaxu - Nie martw się, większość geniuszy, których znam, broniło się z opóźnieniem (włączając mnie, oczywiście):)

      OdpowiedzUsuń