• Przerwa na doładowanie akumulatorów

    Jak co roku letnią porą oddalam się na jakiś czas od internetu, celem deprawowania świstaków i prowadzenia szeroko zakrojonych studiów nad tożsamością płciową kozich (koziczych?) racic. A na do widzenia zostawiam trochę rzeczy do poczytania, pooglądania i posłuchania.

    Po pierwsze, jako że wczoraj był International Butch Appreciation Day, Ivan E. Coyote:



    (na marginesie: chcę polskiego Ivana!)

    Po drugie, kolejny tekst z cyklu "to nie jest takie proste, jak się wam wszystkim wydaje", tym razem w wydaniu Marcina Rzeczkowskiego. Na zachętę kilka smaczków:

    Jakoś na samym początku zapomniałem, jaki powinienem być. Kiedyś umiałem recytować stereotypowe cechy męskie, które mam/powinienem mieć/definiują mnie jako mężczyznę. Umiałem udowadniać, dlaczego uważam się za mężczyznę. Oczekiwano tego ode mnie raz po raz. Potem przestano, bo ludzie przestawili się na "ok, jesteś nim", nie musiałem też już dłużej udawać przed diagnostą Tru Transa. (...) Potem pojawiła się coraz większa akceptacja dla ciała, zwieńczona przyjaźnią z lustrem. Zacząłem też odchodzić od "jestem hetero, a tamto to była tylko identyfikacja z męskim wzorcem" - pierwszy facet, drugi facet... Potem to się nasiliło. I niech się ode mnie odpieprzą ci, którzy lepiej wiedzą, czego mam chcieć i oferują mi rozwiązania w pakiecie albo wcale.

    (...) Mogę pisać wyłącznie stereotypami, bo w kulturze, w której żyję, o płci myśli się stereotypami. Dwupłciowymi stereotypami. A ja sam jestem dwupłciowy, tworząc tym samym nową jakość – której nie da się uchwycić jako czegoś osobnego. Nie dorobiłem się swoich stereotypów. Mogę tylko wskazywać stereotypy, które mam do wyboru – męskie i żeńskie. A one nie obejmują wszystkiego. Dodatkowo proste stwierdzenie o dwupłciowości skazuje mnie na utożsamienie z transkobietą; istotą różniącą się ode mnie jak dzień od nocy. Heteronormatywne stwierdzenie o "trzeciej płci" zawodzi. 

    Językowo jest chyba najprościej – pod tym względem polski jest dla mnie przynajmniej częściowo przyjazny. Jestem "on". Tak o sobie myślę, takiej formy się domagam. Kiedy myślę o sobie i o kobiecie, myślę "oboje". Ale kiedy myślę o sobie i o cismężczyźnie, myślę – również "oboje" (zwłaszcza jeśli coś mnie z nim łączy). Wydaje mi się, że gdybym myślał o sobie i o transmężczyźnie – choć nigdy nie zwracałem na to uwagi – automatycznie pomyślałbym "obaj". Bez konieczności poprawiania się z "oboje", jak mam z cisami. Choć mogę się mylić.

    (...) Ostatnio potknąłem się na grze społecznej w damy i dżentelmena. Zsocjalizowano mnie do żeńskiej roli, a oczekiwano męskiego zachowania w sytuacji, która była dla mnie zbyt rzadka, bym miał wyćwiczony "prawidłowy" odruch. Palnąłem gafę, urażając kilka osób. Cóż, po tych zaledwie kilku latach dorosłego życia mam w głowie zawirowanie także przy częstych sytuacjach. Na przykład w sytuacji rozkojarzenia zdarza mi się przepuszczać mężczyzn w drzwiach, bo pamiętam, że kogoś przepuszczam, ale już nie pamiętam, którą płeć. Najczęściej jednak robię to tak, że przepuszczam kobiety, potem idę ja, a za mną cisowie. I – dla mnie to gra. Konwencja. Ludzie się tak umówili, ok, żyję w tej kulturze i staram się tego trzymać. Ale to jest heteronormatywna gra, a ja jestem pionkiem z innego pudełka, gdzie gra się innymi kolorami.

    Całość na stronie Trans-Fuzji.

    Po trzecie, moje nowe sieciowe znalezisko, czyli pani, która proklamowała kobiecy metroseksualizm. W swoim manifeście pisze:

    Można powiedzieć, że współczesne kobiety z definicji są metroseksualne. W końcu od prawie/ponad stu lat noszą spodnie, chodzą na płaskim obcasie i opanowują męskie strefy, wcielając się w męskie role. Zastępy herod-bab, kobiet wyemancypowanych i samodzielnych wcale nie marzą o tym, żeby je nazywać jakimś nowomodnym słowem! (...) A FIGĘ! Jeżeli faceci potrafią wokół tego, że używają pudru, robić hecę z metroseksualizmem, to nam się też coś od życia należy, do cholery! Przecież w metroseksualizmie chodzi o wyautowanie się z tradycyjnych przekonań na temat sposobu życia i zachowania! Mimo że większość współczesnych kobiet w dużo większym stopniu przekracza bariery swojej płci, niż garstka wielkomiejskich "metroseksualnych konsumentów", mimo to, kobiety robią to niejako "bokiem", z poczuciem winy, w cieniu śmieszności, a już na pewno bez jakichś nazw i trendów konsumenckich. Niniejszym proklamuję żeński metroseksualizm!

    Nie wiem jeszcze, co z tego wyniknie, ale z ciekawością podglądam. W każdym razie podoba mi się pomysł podejścia do rzeczy od strony konsumenckiej. Znowuż nowa perspektywa. Lubię to.

    I na koniec trochę polityki, czyli wyżej podpisana wyzwierza się nad projektem ustawy o umowie związku partnerskiego u Ani Laszuk w TOK FM:



    Część powyższych zajawek pewnie rozwinę i odpowiednio przeintelektualizuję po urlopie (chyba że dostanę kopytem w głowę i mi się odmieni). Tak czy siak: do przeczytania!
  • Czytaj także

    2 komentarze:

    1. jak to się stało że żaden transfacet nie podbił jeszcze hollywood? ;(

      OdpowiedzUsuń
    2. A Isabella Rossellini? ;-)

      OdpowiedzUsuń