• Z życia homoseksualistek: inne spojrzenie

    Dziś nietypowo, bo korzystam głównie z forum portalu Crossdressing.pl (choć forum Kobiety Kobietom też musi się pojawić). Tę ożywczą zmianę w dość przewidywalnych w sumie rozważaniach o zawartości kobiety w kobiecie zawdzięczacie Allkowi, który zwrócił mi uwagę na drugą, kompletnie mi dotąd nieznaną, stronę tej dyskusji. Gwoli wprowadzenia - otóż w debatach na KK co jakiś czas pojawia się stwierdzenie, że butche to po prostu transwestytki. Na co osoby, które ośmielają się dostrzegać w butchach kobiety, i to na dodatek atrakcyjne, zazwyczaj odpowiadają, że jednak nie. Czy mają rację? Jakie są inne opcje? Zapraszam w kolejną podróż po jakże fascynującym świecie etykiet. Dziś będzie dłuższa niż zwykle, ale wytrwałych i wytrwałe czeka pod koniec mała niespodzianka.

    Na ten portal trafiłam całkiem przypadkiem - pisze na Crossdressing.pl Janis. - Wcześniej nie miałam w ogóle pojęcia o jego istnieniu, bo samo zjawisko transwestytyzmu było mi znane - nie tyle z teorii, co z praktyki. Odkąd pamiętam wolę ubierać męskie ubrania, czuję się w nich lepiej i nie wyobrażam sobie, by równie dobrze czuć się w sukience, czy spódnicy (...). Od zawsze tak było, jest i najpewniej będzie, bo nie zamierzam jakoś z tym walczyć (...). Pamiętam, jakie było moje zdziwienie, kiedy odkryłam, że na to, kim jestem jest konkretna nazwa. Wcześniej nie zastanawiałam się, dlaczego tak jest, że moje koleżanki wolą takie ubrania a ja inne, traktowałam to po prostu jako coś zwyczajnego. (...) Mnie wiele czasu zajęło zrozumienie, kim jestem oraz w pewnym choć niewielkim stopniu zrozumienie tego, że tak jest po prostu. 

    Teraz oczyma duszy widzę te wiwatujące tłumy zwolenniczek Lesbijek i Bi Prawdziwie Kobiecych (to nie moje określenie, a autentyczna nazwa grupy na Innej Stronie). Przyznała się, jest, jest! Ale, ale, nie tak szybko, moje drogie. Bo oto pojawiają się schody. Po pierwsze, nic nie wiemy o orientacji psychoseksualnej Janis (tym, którzy i które nie pamiętają już pierwszej części "Z życia homoseksualistek" przypominam, że dotąd nie wiadomo, czy butch może być zarazem hetero). A po drugie, nawet jeżeli uznamy kwestię orientacji za nieistotną, użytkowniczki i użytkownicy Crossdressing.pl mają do Janis pytania. (Co ciekawe, część pytających zwraca się do niej w rodzaju męskim, a część - w żeńskim.)

    Czy Janis nosi męskie ubrania, bo sprawia jej to erotyczną frajdę lub frajdę innego rodzaju? Czy czuje niechęć do własnego ciała? Czy chce, aby inni uważali ją za mężczyznę, czy też chce pełnić męskie role? Czy takie męskie cechy jak czułość i opiekuńczość również są integralną częścią jej osobowości? (Straszne mi się podoba to ostatnie pytanie, bo na KK czułość i opiekuńczość to jedne z częściej wymienianych cech wśród składowych... kobiecości.)

    Powód dobrego samopoczucia to na pewno poczucie wygody - wyjaśnia Janis. - W takich ubraniach po prostu o wiele lepiej się czuję (chodzę w nich na co dzień).  Z podanych powodów mogę wykluczyć niechęć do własnego ciała i erotyczną frajdę, bo to absolutnie mnie nie dotyczy. Pełnienie męskich ról - to na pewno tak, bo zawsze takie role lepiej mi pasowały. 

    No i bu, Janis z butchami nic wspólnego nie ma. Po czym wnioskuję? Ano po tym, że butche, jak powszechnie wiadomo, nie akceptują swoich ciał i dlatego zakrywają je luźnymi, workowatymi ciuchami (forum KK mówi: "To, czy akceptujesz swoje ciało, ma olbrzymi wpływ na to jak przeżywasz swoją kobiecość, czy ogólniej - cielesność, seksualność").

    Ale pójdźmy dalej. Czy zatem butcha od transwestytki odróżnia to, że butch nie akceptuje swojego ciała, więc nie ma szans poprzeżywać odpowiednio swojej kobiecości, czy, ogólniej, cielesności, seksualności? Cóż, to nie takie proste. Bo nie wiadomo, czy Janis naprawdę jest transwestytką (bo to, że się za nią uważa, to wszak za mało). XL z Crossdressing.pl analizuje:

    K/m chyba rzadziej będą się utożsamiały z byciem mężczyzną. Jak wywnioskowałam z wypowiedzi Janis, nie ma ona potrzeby "pobycia sobie facetem", nie ma męskiego nicka, męskich końcówek i zgrywania się na macho, a w przypadku m/k odpowiednie elementy występują nagminne. Pytanie, czy w takim razie możemy mówić o transwestytyzmie, czy po prostu o crossdressingu? (...) Forma "transowania" k/m jest (bo może być) dużo obszerniejsza. K/m nie ma takich ograniczeń, jak m/k, przez co być może łaszki przestają być takim tabu. W końcu - inna może być motywacja. Janis mówi, że lubi męskie ciuchy, bo są wygodniejsze. M/k nigdy nie poda takiego argumentu.

    W tym momencie wątek o transwestytkach/crossdresserkach/ale na pewno nie butchach zmienia się w dwa. Pierwszy o ciuchach i o tym, w czym jest właściwie wygodniej (świetny, polecam), drugi o tym, na czym właściwie polega transowanie w wydaniu kobiecym (i na tym się skupię). Najpierw natalka_mira:

    Można zaryzykować stwierdzenie, że wszystkie kobiety są crossdresserkami. Zapewne każdej z pań zdarzyło się założyć coś typowo męskiego. Natomiast transwestytyzm wiąże się już ze sferą psychiczną, z chęcią zaadoptowania pewnych cech przypisanych płci przeciwnej. Sam wygląd nie jest jedynym aspektem zjawiska tv. Oczywiście ruch feministyczny sprawił, że kobieta może obecnie pozwolić sobie na znacznie więcej niż mężczyzna. Stąd tak niewiele kobiet zdaje sobie sprawę ze swoich skłonności trans. I w efekcie tak niewiele wiadomo jak postrzegają swoje transowanie genetyczne kobiety.

    Uwielbiam to! Czyli: jak jesteś kobietą, to jesteś crossdresserką. Aby być tv, potrzebujesz czegoś więcej. Kłopot w tym, że kobiety już mają to więcej (bo ruch feministyczny). Czyli co, wszystkie jesteśmy tv? Szczęśliwie natalka_mira po chwili uściśla, przy okazji odpowiadając na pytanie xL (które, przyznam, i w mojej głowie się zalęgło), czy crossdressing, z racji powszechności, nadal nim jest:

    Zgodnie z definicją, niezależnie od nagminności zjawiska, zakładanie ciuszków płci przeciwnej jest i tak crossdressingiem. Natomiast czy jest to już transwestytyzm? (...) Pochodzić w męskich ciuchach i pokląć sobie dla kurażu, nie oznacza jeszcze, że ktoś jest transwestytą. To, co napisała Janis, nie oznacza, że jest transwestytą. 

    No i zonk, proszę drogich pań i panów. Janis nie jest butchem, bo akceptuje swoje ciało. Nie jest też transwestytką (w ogóle nie wiadomo, kto nią jest, nie wiadomo też, czy transwestyta pisany z męską końcówką to genetyczny mężczyzna, a transwestytka to genetyczna kobieta, czy też jest odwrotnie). Jest, a i owszem, crossdresserką, kłopot w tym, że są nimi wszystkie kobiety. Prawdopodobnie również butche, choć nie udało się jeszcze tak do końca stwierdzić, czy akurat te ostatnie w ogóle są kobietami.

    Czyżby zatem transwestytki nie istniały (jako i chce nauka, która zjawiska kobiecego transwestytyzmu po prostu nie uwzględnia)? Zanim poznamy (a może i nie poznamy?) odpowiedź na to pytanie, dodajmy jeszcze jeden głos w dyskusji. Emma, moderatorka forum, pisze:

    Podstawowym problemem, jak sądzę, jest rozróżnienie gdzie zaczyna się RZECZYWIŚCIE transwestytyzm. Jeśli przyjąć sztywną definicję, to każdorazowe ubranie stroju płci przeciwnej nim jest. Stroju, a nie elementu. A zatem, nie kapelusz, męski zegarek i bokserki, a do tego żakiet ze spodniami od damskiego krawca, tylko 100% męskich ciuchów na ciele. Kwestią do ustalenia pozostaje, czy makijaż uważamy za część stroju. Trzeba sobie też odpowiedzieć na pytanie, czy uważamy transwestytyzm za zjawisko socjologiczne czy psychoseksualne. (...) Dla mnie transwestytyzm jest konsekwencją transseksualizmu, jego zewnętrzną oznaką, ponieważ, transseksualizm, będący zaburzeniem psychoseksualnym, tak naprawdę, nie ma żadnych zewnętrznych objawów. To stan umysłu. 

    No i jesteśmy w domu. 100 procent męskich ciuchów na ciele (choć nie wiadomo, czy z makijażem, czy bez, no i aż się boję zapytać o koraliki) równa się tv równa się zewnętrzna oznaka ts, czyli butch w swej istocie nie jest kobietą. Co było do udowodnienia. Stowarzyszenie Lesbijek i Bi Prawdziwie Kobiecych robi meksykańską falę.

    A mnie się przypominają obrazki z niekoniecznie dobrego filmu braci Wachowskich "Bound" (dla nieuświadomionych - ta pani ma na sobie 100 procent męskich ciuchów, z bielizną włącznie, ima się też tak męskich zajęć jak hydraulika i w ogóle przyjmuje role uważane za męskie):
    Do dyskusji zaś wkracza sprawca tego tekstu, czyli All, i pyta o przyjemność z transowania:

    Stereotyp na temat męskich lasek mówi, że one "uciekają od kobiecości", "nie potrafią być kobiece, nie nauczyły się", "są męskie przeciw kobiecości", "w ogóle są męskie przeciw czemuś", "są skrzywdzone", "nie potrafią się cieszyć swoim ciałem". Stereotyp nie mówi, że męskie laski robią to dla przyjemności i tu jest problem. (...) A transwestytę przecież do przebieranek pcha dzika żądza przyjemności. (...) Kompleks - tego słowa mi zabrakło. Babochłopizm to oznaka kompleksów, transwestytyzm to oznaka wyuzdania. A nazwijcie to tomboy albo butch i zobaczcie, od razu lepiej brzmi i łatwiej daje się ogarnąć, co?

    No właśnie, przyjemność. Satysfakcja. Zanim rozwinę ten wątek, wrócę jeszcze na chwilę do etapu dyskusji, w którym dyskutantki i dyskutanci zastanawiają się nad różnicami między transowaniem m/k a k/m:

    Wydaje mi się, że pomiędzy transwestytą m/k i k/m będzie sporo różnic. Przede wszystkim transwestytyzm m/k na pewno dużo częściej będzie miał podłoże erotyczne albo - m.in. erotyczne. W końcu damska garderoba od dawna była robiona tak, by kusić mężczyzn - pisze xL (opierając się na wypowiedzi Janis).

    A teraz przypomnijcie sobie napięcie erotyczne między bohaterkami wzmiankowanego "Bounda". Histerię, jaką wywołała Marlena Dietrich, zakładając w "Maroku" frak i cylinder, i całując kobietę w usta. Oraz co się dzieje na występach drag kingów. Czy oglądające je dziewczyny tak się ekscytują, bo nagle, na tę chwilę, co do jednej stają się hetero i piszczą do chłopaków, których widzą? Czy też jest coś nieodparcie kuszącego w kobiecie odgrywającej mężczyznę? Tak, męska garderoba nie jest robiona tak, by kusić kobiety. Ale czy to oznacza, że w kobiecie odgrywającej mężczyznę nie ma nic kuszącego? Inny przykład: pamiętacie, w którym momencie Nan, bohaterka "Muskając aksamit", zakochuje się w Kit? Kiedy zobaczy ją na scenie odgrywającą chłopca i śpiewającą piosenki zarezerwowane dla scenicznych łotrzyków i uwodzicieli. A kiedy dobra, słodka Florence uświadamia sobie, że kręci ją Nan? Gdy widzi ją myjącą okna i przebraną na tę okoliczność w męskie portki i koszulę.

    Seks, proszę pań i panów. Erotyczna przyjemność. Ekscytacja niejednoznacznością. To jest to, co w rozmowach o męskości i kobiecości na Kobiety Kobietom praktycznie się nie pojawia. Owszem, zdarzają się wzmianki, że pojęcia butch i femme mają coś wspólnego z rolami przyjmowanymi w łóżku, ale natychmiast są ucinane prostym "to prehistoria, tego już nie ma". Co zatem jest? Jedynie nieśmiałe wzmianki obrończyń facetów z waginami, że dla nich panie butch są jak najbardziej pociągające. Na co dostają odpowiedź, że jest to pociąg poniekąd nienaturalny dla lesbijek. Bo w heteronormatywnym świecie atrakcyjna kobieta będzie podkreślać i uwypuklać, a atrakcyjny mężczyzna będzie niedogolonym macho (metro nie jest atrakcyjny, bo, jak wiadomo, wymyślili go geje). W sumie mogłam na to wpaść wcześniej, wszak już w drugiej odsłonie cyklu "Z życia homoseksualistek" pojawia się opinia, że "Kobiece jest to, co się podoba facetom, a męskie to, co kobietom". Wiecie, co z tego wynika, prawda? Otóż: albo zwolenniczki Lesbijek i Bi Prawdziwie Kobiecych są mężczyznami (a konkretnie posiadają męskie pragnienia, kulturowo męskie, rzecz jasna), albo też te butche kręcą je tak potwornie, że aż boją się do tego przyznać (wolą już wyprzeć się swojej, kulturowej, a jakże, kobiecości). I w sumie nic w tym dziwnego, wszak, choć kobietom niby wolno więcej, to w sferze docenienia (również samodocenienia) swojej seksualności są 100 lat za mężczyznami. Łatwiej jest im zatem wejść w rolę mężczyzny niż poszukać własnych, specyficznie kobiecych, pragnień.

    Ojej, czy ja właśnie napisałam, panie Prawdziwie Kobiece mają problem z własną seksualnością? Nie, niemożliwe. No i pamiętajmy o ewentualności, że butch jest jednak mężczyzną, tylko jeszcze o tym nie wie. Wtedy jak najbardziej może być obiektem westchnień Prawdziwie Kobiecych i wszystkie szufladki wracają na swoje miejsce. A co, gdy wolą one wzdychać do innych sobie podobnych? No wtedy mamy dwóch panów i wszystko gra i buczy (nie mylić z: butchy).

    Ciąg dalszy nastąpi. Bo oto w następnym odcinku dowiecie się, czy rzeczywiście kobietom wolno więcej i czy atrakcyjność zawsze znaczy to samo. No chyba że znajdę dla was coś innego.
  • Czytaj także

    29 komentarzy:

    1. O masz, zaczynam się gubić kim jestem ;)
      Tatuś zawsze mówił, że dziewczynką ale czy można wierzyć facetom ;) ?

      OdpowiedzUsuń
    2. Spieszę z pomocą! Tak w skrócie, to masz do wyboru:
      1. Jestem, kim uważam, że jestem.
      2. To, kogo pragnę, określa to, kim jestem.
      3. Jestem, kim inni uważają, że jestem.
      4. Jestem sumą bądź różnicą trzech lub wybranych dwóch z powyższych.
      5. A dlaczego właściwie muszę kimś być?
      Pomogło? :)

      OdpowiedzUsuń
    3. numer 5 odpowiada mi najbardziej :D

      OdpowiedzUsuń
    4. No i co, teraz kawa w kubek, papieros w zęby i dalej drążyć temat, tak wdzięcznie zaczęty przez moją ulubioną bloggerkę...
      Ale jak ja mam tą akrobację wykonać siedząc na walizce/w samochodzie/w morzu?

      Na szybko powiem tylko:
      niezłe zamieszanie, lubię takie
      dziękuję bardzo, czuję się podlansowany do niemożliwości
      All

      OdpowiedzUsuń
    5. dla mnie nie ma nic nieodparcie kuszacego w wystepach drag kingow:))) Gina Gershon to ladna kobieta i nawet meskie ciuchy jej nie szkodza ale daleko jej do butcha
      jak juz wiele razy bylo powiedziane na forum kk nikt nie twierdzi, ze butch nie moze byc atrakcyjna wizualnie czy seksualnie- w koncu meskosc dla wielu osob jest bardzo pociagajaca, podobnie jak mix kobiecosci i meskosci
      naprawde jestem swiecie przekonana, ze np dla Cynthi Marinoni jest super seksowna i pociagajaca ale wlasnie jako maly, gruby facet z cyckami- nie jako kobieta

      OdpowiedzUsuń
    6. wpis jak zwykle rozkoszny, ale jedno ale: "bound" to fantastyczny film, wachowscy nie nakręcili już później niczego równie dobrego. joe pantoliano - ode mnie <3 <3 <3. also: w życiu bym nie pomyślała, że gina gershon jakoś się baaardzo wyróżnia, co chyba dowodzi, że mi się gender-radar stępił... ;)

      OdpowiedzUsuń
    7. @All
      Cała przyjemność po mojej stronie:)

      @VN
      Pantoliano jak najbardziej, ale w "Memento". W "Bound" lubię kolorki (zauważyłaś, że jest głównie czerwono-czarno-biały?), scenę z telefonem i Jennifer Tilly. A całość? No fajny film gangsterski i na pewno najbardziej udany film Wachowskich, ale żeby super?

      Co do Giny - pamiętam te pełne obrzydzenia wpisy bodaj na liście Polles odnośnie jej bielizny. No fajna, nawet bardzo fajna, ale te majciochy? Ble! Widać i fajnym nie wszystko wypada;P

      Tak offtopicowo - pamiętasz pogłoskę, że nie ma już braci Wachowskich, jest za to rodzeństwo Wachowskich? Tak w temacie by było.

      OdpowiedzUsuń
    8. Hi, hi, szkoda, że nie mogę kliknąć "uwielbiam to". Ta niespodzianka, to akapit o seksualności PK (Prawdziwie Kobiecych) tak? Takich jak anonim powyżej, co to pisze "ja nie przeżyłam więc to nieprawda"? Lubię takie. Zwykle też piszą, że nie ma dyskryminacji, bo oni jej nie doświadczają.

      OdpowiedzUsuń
    9. @ Ewa

      hmmm, ja ostatnio sobie powtórzyłam i mnie totalnie wkręciło - intryga, tempo, KLIMAT. każdemu jego porno.

      co do gaci, to Violet jest dla mnie ciekawszą postacią.

      Wachowscy - tu są jakieś sprzeczne informacje, wiki swoje, IMDb swoje..

      OdpowiedzUsuń
    10. Czytam kolejny raz i... ale ubaw, mam nadzieję, że będzie kontynuacja:)
      Miszczostfo świata w slalomie na skos normalnie.

      Spodobał mi się "piątkowy formularz autodefinicji" - jako że kocham precyzyjne etykiety, wybieram 4b - logarytm z kilku z powyższych lub 4c - równanie z kilkoma niewiadomymi.

      Pzdr,
      All

      OdpowiedzUsuń
    11. @VN
      Ha, może trzeba sobie odświeżyć w takim razie. Co do Violet - przy całej mojej sympatii dla Gershon, wydaje mi się, że Tilly jest też po prostu lepszą aktorką. I do tego ten jej głos (tak, wiem, jestem nienormalna).

      Ad. Wachowskis - skoro więc nikt nic nie wie, to zostawiam temat.

      @All
      Może w takim razie trochę dopracuję pomysł formularza i zamieszczę w formie ankiety. A poza tym Ty się tak nie ciesz, bo jak mnie tu zaczną, odpukać, za ten tekst zżerać, to pójdzie link do Twojego profilu ze strzałką "to ON!";P

      OdpowiedzUsuń
    12. shadow - odpuść już sobie tego faceta z cyckami, co? Ile razy to czytam na KK to mi się przypomina taka scena: do naszego radia kiedyś przyszedł hip-hopowiec z dziewczyną. I siebie i ją tak nam przedstawił - "Ja jestem ... , a to jest moja szmata". A dziewczyna uradowana, i tylko kiwa głową - tak, tak to ja. I kurczę jakoś nikomu z kolegów nie przyszło do głowy żeby po tym mówić o dziewczynach per "szmaty". Mimo że zobaczyli jedną której się to podoba. Więc odpuść i nie wmawiaj innym że ma im się podobać bo ci się podoba. Mi się nie podoba, przeciwnie uważam to za chamskie. Odrobina szacunku do innych nie zaszkodzi.
      j.

      OdpowiedzUsuń
    13. Ewa - mała korekta, przy strzałce powinno być:
      "To 'ON'!"

      pzdr
      All

      PS - Jak wrócę to może już mi usuną profil za zdradę narodową i żalenie się tęczowym blogerkom.

      OdpowiedzUsuń
    14. @ Ewa

      może nie zostawiajmy tych Wachowskich ;) czy tylko ja uważam że Carrie-Anne Moss wyglądała lepiej w krótkich potarganych włosach i dziurawym swetrze niż tym lateksowym lolwdzianku? >.<

      OdpowiedzUsuń
    15. @j.
      Ech. A wiesz, że Nixon wyjaśniała potem, że "The Advocate" wyjął jej słowa z kontekstu i wyszło jak wyszło? "I was actually speaking about Christine’s love of clothes, but how difficult it is for her to find suits that she fits into... She wears men’s suits and she’s a little short for a guy. It’s a challenge" (Daily Mail). BTW, słowo "gruba" w ogóle nie padło w "słynnym cytacie".

      @All
      Tak jest, korekta zrobiona!

      @VN
      A zgadnij!;P Zresztą nie tylko ona, Keanu i reszta też głupio wyglądali w lateksowych kombinezonach z pelerynami. Ale ja w ogóle lubię science fiction w wersji mniej glamour.

      OdpowiedzUsuń
    16. @j- ok, odpuszczam ale wyjasnij mi dlaczego maly facet z cyckami nie moze brzmiec dumnie i byc oznaka szacunku?;)

      OdpowiedzUsuń
    17. No dobra, w biegu i na zapas jeszcze jedno uzupełnienie, bo nie mogę wytrzymać, że ta leżąca w spokoju dyskusja nagle jest odświeżona i być może (nie sądzę) będzie się toczyć dalej beze mnie) a ja za chwilę urlopowo zamilknę.

      W opisanym wątku kwestia satysfakcji i przyjemności nie została rozwinięta, ani przeze mnie, ani przez koleżanki z forum.
      Ale w domyśle Ewy i w domyśle osób na cross, ta przyjemność jest głównie seksualna.

      Ja ją widzę niekoniecznie seksualnie, ale wiem, że odpowiedź na to brzmi: "jeszcze ci się nie rzuciło", albo że "coś masz pokręcone i dlatego nie widzisz".
      Może dlatego, że ja mam lewo skrojone w głowie pojęcie atrakcyjności.

      Ono się łączy dla mnie z charyzmą i wewnętrzną spójnością osoby a nie tylko z podkreślaniem żeńskich lub męskich cech cielesnych (nie będę się teraz odnosić do argumentu o ubraniach męskich niepodkreślających męskiej cielesnej atrakcyjności, bo to dla mnie jakaś piramidalna bzdura z kosmosu, po prostu przechodzę do porządku rzeczy nad tym, że TAK NIE JEST).

      Łączy się także z atrakcyjnością społeczną, prestiżem i szeroko pojętą pozycją danej osoby.

      O kwestiach stroju nie potrafię i nie chcę gadać tylko w kontekście seksu i orientacji psychoseksualnej!!! Ludzie, to jest chore, ludzie nie ubierają się tylko dla swoich potencjalnych partnerów seksualnych!

      W tym ujęciu moje przekraczanie norm (czasem większe, czasem mniejsze, czasem szeptem, na zasadzie, że wyglądam różnie, ale zawsze jest COŚ) przynosi mi wielorakie satysfakcje, od wyróżnienia w tłumie, poprzez wizualne zaprzeczenie chęci pełnienia stereotypowo kobiecej roli, spójność sposobu ubierania się ze sposobem bycia i działania (słynne "poklnie sobie dla kurażu", tak?) aż po czystą przyjemność strojenia się w to, co reprezentuje na zewnątrz to co mam wewnątrz. A wewnątrz mam kobiecą siłę i męską subtelność, wewnątrz mam byt, który od lat definiuje się poza obiema płciami. Ale proszę, jeśli ludzie lubią przyklejać etykiety do tego, co moim zdaniem nie ma płci, to proszę bardzo, ja się z góry na dół nimi okleję i będę śmiał się w duchu do rozpuku, widząc dezorientację swoich rozmówców.

      Ok, to nie jest transwestytyzm.
      To co to jest? Może "Szeptany drag".
      pzdr all

      OdpowiedzUsuń
    18. @All
      Racja, to nie jest tylko seks. To w ogóle nie musi być seks. Choć mam wrażenie, że akurat w dyskusjach na KK właśnie on jest owym wielkim obecnym-nieobecnym, bo skąd inąd brałyby się tak uparcie powracające pojęcia "atrakcyjne"-"nieatrakcyjne", "pociąga" - "nie pociąga", "podoba się" - "nie podoba"? Czy stwierdzenia, że dziewczyny "robią się na chłopaków", by mieć większe branie (zresztą może i robią, kto wie?) albo argumenty w drugą stronę, w kierunku Prawdziwie Kobiecych, że zazdroszczą butchkom brania i dlatego są takie zjadliwe. Upraszczam, jasne, ale fakt, że gro "debat wizerunkowych" od krytyki "niewłaściwego" wyglądu się rozpoczyna i na nim się kończy. Zresztą, szczerze, podoba mi się pomysł bardziej otwartego włączenia do tego seksu, właśnie dlatego, że jest taki niedopowiedziany. Nie lubię niedopowiedzeń.

      Mam wrażenie, że tak naprawdę mało osób stroi się z myślą o czymś więcej niż tylko o tym, jak wygląda. Polska to nie Berlin czy Nowy Jork, u nas największym odpałem jest bycie hipsterem, nawet robienie przebierankowych imprez zazwyczaj kończy się na tym, że przebiorą się 3 osoby (i jest im z tym głupio, choć to innym powinno być głupio, i następnym razem tego nie zrobią). Znam jedną (słownie: jedną) osobę, która przyznaje, że dla niej ciuch to coś więcej niż tylko ciuch, że ubieranie się to nie tylko ubieranie, a parformans, którym chce pokazać coś z siebie. No dobrze, może niejedną, ale z innymi o tym nie rozmawiałam.

      Ech, temat rzeka. Uciekaj na urlop, dyskusja nie ucieknie!

      BTW, jeden z moich ulubionych obrońców heteronormatywności na Homikach twierdzi, że, jak najbardziej, ubieramy się dla partnerów. Kolejny mur do obalenia?

      OdpowiedzUsuń
    19. ja bym Ci All przypiela etykietke other;)))))
      za wiki-Transgenderysta może reprezentować cechy, które są zwykle powiązane z określonym rodzajem, określać się jako usytuowany gdzieś indziej w tradycyjnym kontinuum rodzajowym albo egzystować poza kontinuum jako "other", "agender", "intergender" lub "trzeciego rodzaju." Transgenderyści mogą również określać się jako osoby rodzaju zarazem męskiego, jak i żeńskiego albo usytuowane w kilku miejscach w przebiegu któregokolwiek z tradycyjnych kontinuów trans-rodzajowych

      OdpowiedzUsuń
    20. Chichram się pod nosem i zastanawiam się jak ci wszyscy spece od cudzej seksualności określili by mnie: jestem kobietą (biologicznie i psychicznie), lubię długowłosych chłopców z makijażem i krótkowłose, szczupłe dziewczyny w męskich ciuchach. Hhihihi, Bravo poradź ;)

      moonchild

      OdpowiedzUsuń
    21. A czy nie prościej by było w ogóle przestać klasyfikowąćna kobiecość czy męskość!!! Wtedy wszystko staje się dużo prostsze Pani Ewo:)
      Ja np. jestem biologicznym mężczyzną i nikt i nic nie jest w stanie mi wmówić, że mam nie chodzic w sukienkach, pończochach i szpilakch, więc tak chodzę i dodam, że czuję się z tym rewelacyjnie:) Bo na co komu te durne szyfladkowanie!!!
      Wyemancypowany mężczyzna - Vicky Cristina
      PS. Może mnie Pani nazywać jak chce ja i tak to chromolę:)

      OdpowiedzUsuń
    22. @moonchild
      Bravo się zastanowi.

      @Vicky Cristina
      No masz:) Toż tu się nie szufladkuje, tu się etykiety odkleja, rozbraja i wysadza w powietrze. (Inne usługi, z chromoleniem włącznie, tylko w pierwsze piątki miesiąca przed 23 i po uprzedniej telefonicznej rezerwacji.) No chyba że ktoś życzy inaczej:)

      OdpowiedzUsuń
    23. shadow - ja nie wiem czy nie może brzmieć dumnie i nie być oznaką szacunku. W końcu dziewczyna tego hip-hopowca też była dumna gdy on nazwał ją szmatą. Ale skoro sama Nixon uznała za stosowne tę wypowiedź sprostować to jasne że było w niej coś nie tak. Dla niej a przecież jest pierwszą osobą, która powinna mieć w tej sprawie coś do powiedzenia.
      Ja jestem wychowana w czasach kiedy publiczne komentowanie czyjegoś wyglądu było uznawane za brak kultury. Normy się zmieniają, ale ta akurat wydaje mi się sensowna bo wiem że wiele osób takie komentarze urażają. Można rozmawiać bez osobistych przytyków.
      j.

      OdpowiedzUsuń
    24. ale ja nadal nie pojmuje dlaczego zauwazenie faktu, ze ktos jest crossdresserem czy transwestyta podwojnej roli czy fetyszysta damskich czy meskich ciuchow jest odbierane jako chamstwo, przytyk czy dyskryminacja? jedyne czego nie pojmuje to tej schizofreni- jesli butch od a do z ubierze sie jak facet, ostrzyze sie jak facet, bedzie miala meska gestykulacje to dlaczego ja nie mam prawa tego dostrzec i opisac czy tez zastanwoic sie skad to wynika? dlaczego to jest takie tabu?

      OdpowiedzUsuń
    25. "No i jesteśmy w domu. 100 procent męskich ciuchów na ciele (choć nie wiadomo, czy z makijażem, czy bez, no i aż się boję zapytać o koraliki) równa się tv równa się zewnętrzna oznaka ts, czyli butch w swej istocie nie jest kobietą." - ech, a założy taka stanik i wszystko sie komplikuje i trzeba mysleć od nowa...

      OdpowiedzUsuń
    26. Cholera. Co za świat, nawet staniki mają płeć;P

      OdpowiedzUsuń
    27. shadow - Nie widzę, żeby ktoś tu komuś bronił wyrażać swojej opinii. Jest jednak różnica między robieniem tego w sposób kulturalny a robieniem w sposób niekulturalny. Pisanie, że ktoś jest grubym facetem z cyckami nie jest kulturalne. Kłamliwe wmawianie innym, tak jak to robiłaś na KK, że Marioni lubi jak Nixon tak o niej mów, więc inne butche też powinny lubić jak się tak o nich mówi, świadczy tylko o tym, że nie jesteś w tym "zastanawianiu się" uczciwa. Bo jedynie przyjmujesz bezkrytycznie wypowiedzi które potwierdzają twoje "tezy", a odrzucasz wypowiedzi które im przeczą. To nie jest uczciwe podejście.
      Poza tym zgadzam się z wieloma osobami tutaj, że takie wrzucanie wszystkich do jednego worka jest bez sensu. Każdy ma prawo czuć jak czuje i negowanie tego prawa i żądanie by myślał o sobie tak jak chesz nie ma nic wspólnego z przełamywaniem tabu. To zwykła nietolerancja. To że czegoś nie jesteś w stanie pojąć to nie powód by żądać od kogoś żeby był taki jak chcesz.
      j.

      OdpowiedzUsuń
    28. zawsze pisalam, ze bycie butch to ROZNE odcienie transgenderyzmu- a to bardzo pojemny worek;)
      Nixon powiedziala jeszcze, ze uwielbia to, ze Marinoni jest takim babochlopem a ich dzieciom zdarza sie mowic do niej tato i mysla, ze jest facetem- co za niekulturalne dzieci

      OdpowiedzUsuń
    29. I kolejne kłamstwo pokazujące że nie zależy ci na "zrozumieniu" tylko na postawieniu na swoim.
      NyDaily:
      Nixon raised eyebrows in 2004 when she ditched her longtime partner, English professor Danny Mozes, for Marinoni after 15 years of dating and two children. Samantha, 11, and Charles, 5, now call Marinoni and Nixon "Mom," the actress revealed.
      CBS:
      Nixon has two children with her previous partner, photographer Danny Mozes with whom she lived for 16 years. She says the children call her "Mommy" and call Christine, who stays home with them all day, "Ma".
      Życzę więc miłej dyskusji z samą sobą druga osoba ci do tego niepotrzebna. Ewo, przepraszam za zaśmiecenie bloga czymś co można przeczytać i w 15 różnych miejscach. Pozdrawiam!
      j.

      OdpowiedzUsuń