"Co on by bez nas zrobił?" - pomyślałam sobie, oglądając konferencję prasową zorganizowaną w piątek przez Roberta Biedronia, w której wzięły udział również osoby z akcji Miłość Nie Wyklucza i Partnerstwa dla Związków. Skąd ta myśl? Widzicie, co jest na ekranie za panią tłumaczką? Tak, to nasza tabelka pokazująca, czym się różnią od siebie poszczególne projekty ustaw o związkach partnerskich. Z której pan poseł w trakcie swojej prezentacji często gęsto korzystał. Wiem, że lekuchno się wyzłośliwiam, bo po to ona jest, by się nią posługiwać. A pomysł, by pokazać ją właśnie tam, był bardzo dobry, bo może w końcu media przestaną jak mantrę powtarzać, że jedyna różnica między projektem PO a naszymi to brak w tym pierwszym możliwości wspólnego rozliczania i zmiany nazwiska.
Na tejże konferencji pojawiła się zapowiedź skierowania do ponownego rozpatrzenia przez Sejm naszych projektów ustaw oraz zorganizowania okrągłego stołu w sprawie związków partnerskich, z udziałem przedstawicieli i przedstawicielek organizacji pozarządowych i partii politycznych. Padło też ultimatum: SLD i RP poprą projekt PO, o ile znajdą się w nim zapisy o zwolnieniu z podatku od spadków i darowizn, prawo do zasiłku opiekuńczego oraz regulacja związków z cudzoziemcami. Wszystkie pomysły moim zdaniem w porządku. Jasne, że ryzykowne, bo skoro już teraz koalicja rządząca sceptycznie patrzy na projekt PO, to nie ma powodu, by spojrzała nań życzliwiej, gdy dojdzie do niego tych kilka punktów. Tyle że naprawdę nie ma sensu wspierać czegoś, co daje to, co już teraz, dzięki pełnomocnictwom i testamentowi, możemy mieć, i liczyć, że kiedyś tam, w nieokreślonej przyszłości, się to zmieni. Tzw. kompromis aborcyjny pokazał, jak się kończą takie zabawy.
Najbardziej rozwalający moment tej konferencji to pytanie dziennikarza TVN24, czy stawiając sprawę w ten sposób, nie dajemy argumentów przeciwnikom ustawy o związkach partnerskich, że jak dadzą nam palec, to weźmiemy całą rękę. Widać w nim to, o czym już kilkakrotnie pisałam, że osoby, które powinny mieć choć podstawową orientację w temacie, tak naprawdę nie mają pojęcia, co już teraz mogą osoby pozostające w związkach niesformalizowanych, a czego nie. Że tak rozumiany palec to my mamy, a jedyna różnica jest taka, że dzięki tworowi związkopodobnemu autorstwa PO zamiast dwóch czy trzech papierków załatwimy wszystko jednym. Bo i bez owej ustawy, która przy okazji nakłada na nas obowiązki większe, niż mają małżonkowie, nie dając w zamian praktycznie nic ponad to, co już mamy, możemy brać kredyty, dziedziczyć po sobie, wspólnie mieszkać i dzielić się tym, co mamy. A uświadomienie tego mediom i politykom oraz polityczkom to niestety kolejna rzecz, która leży po naszej stronie.
Nie mam pojęcia, co z tego wszystkiego wyniknie, ale wydaje mi się, że przyjęcie projektu PO w obecnym kształcie jest gorsze niż jego nieprzyjęcie. I że nie warto dla samego faktu, że coś takiego jak związki partnerskie pojawi się w polskim prawie, ryzykować wprowadzenia rozwiązania, które na lata zamknie dyskusję w tym temacie i z którego niemal nikt nie skorzysta, dając tym samym kolejny argument osobom, które twierdzą, że związki są po prostu niepotrzebne.
Dla ciekawych - zapis konferencji:
Ech... za niecały miesiąc będziemy obchodzić 23 rocznicę zawarcia pierwszego związku partnerskiego między 2 osobami tej samej płci w historii. A tamta ustawa była o wiele bogatsza niż to, co oferują nam nawet partie opozycyjne. Ależ ta Polska jest zacofana...
OdpowiedzUsuńW sensie - bogatsza niż projekty RP, SLD i strony społecznej, czy bogatsza niż projekt Dunina uzupełniony o punkty z ultimatum? Bo wydaje mi się, że pierwotnie duńska ustawa była podobna jeśli chodzi o prawa do tych proponowanych przez tzw. lewicę.
OdpowiedzUsuńZ przyszłym mężem sie zareczylismy jakis czas temu. Za rok oficjalne urzędowe zareczymy, a potem związek partnerski. Troche pózniej drugie obywatelstwo. Ciekawe jak to bedzie wyglądać jak na starość powrócimy do Polski, mam nadzieje ze do tego czasu związki partnerskie osób tej samej płci bedą na równi z małżeństwem :) spoko jeszcze mamy z 25-30 lat do emerytury, więc czas mamy :) troche gorzej z mentalnością Polakow/Polek, to bedzie trudniejsze do zmiany w tak krótkim czasie... Ale cóż poradzić - lata zaboru Watykańskiego zrobiły swoje...
OdpowiedzUsuń