Impreza u K. W doborowym gronie nerdów, geeków oraz miłośniczek i miłośników fantasy uzewnętrznia się (po każdym drinku jakby intensywniej) pewien bloger (nazwijmy go B.). W pewnym momencie rozmowa schodzi na lesbijki i gejów. B. oświadcza, że w sumie to on jest homofobem. Patrzę na niego zdziwiona i zaprzeczam (bo czytam go od dawna, a poza tym, choć dopiero go poznałam, to już zdążyłam uznać za naprawdę fajnego gościa): no przykro mi, mój drogi, ale jednak nie jesteś. Ale on się upiera. I przytacza taki oto przykład: ostatnio miał okazję bawić się w gronie przyjaciół, wśród których jest para gejów. W pewnym momencie zaczęli się całować. A on na nich patrzył i myślał sobie, że niby powinno mu to przeszkadzać, wydawać się jakieś nie takie, ale tak nie jest. Ot, patrzy sobie na nich i myśli, że to w sumie miły widok. Gdzie tu homofobia? Ano w tym, że on ich jednak dostrzega. Że widzi, że to dwóch mężczyzn i patrząc na nich, myśli o tym, że to geje. A jak patrzy na parę heteroseksualną, to nie myśli o ich orientacji. Więc jest homofobem.
Strasznie mi się ta jego konstatacja spodobała. Nie, nie dlatego, że udowodnił swoją tezę, ale dlatego, że pokazał jedną z różnic między osobami heteroseksualnymi i nieheteroseksualnymi. To, że heteroseksualność jest przezroczysta, nie zauważamy jej. I że jego boli, że nie potrafi tak samo postrzegać nieheteroseksualności. Na tym się nasza rozmowa nie skończyła, poszliśmy o krok dalej - czyli że o prawdziwej równości będzie można mówić dopiero wtedy, gdy zamiast dwóch chłopaków, będą po prostu dwie kochające się osoby. Jak w klipie portugalskiej ILGI:
Koniec końców, B. znalazł jednak argument za tym, że jest homofobem. Otóż B. jest ojcem. I gdy się zastanawiał, czy zostawiłby swoje dzieci pod opieką przyjaciela geja, to stwierdził, że ma pewne obawy. I jakieś 10 procent tych obaw związanych jest właśnie z tożsamością owego przyjaciela. Wprawdzie 90 procent wynika z zupełnie innych rzeczy, jak choćby z tego, że kolega ten nigdy się dziećmi nie opiekował, no ale nadal zostaje to zupełnie nieracjonalne 10 procent.
Żałuję, że nie zapytałam B., czy owo 10 procent dotyczy jedynie tego konkretnego kolegi, czy też każdej osoby nieheteroseksualnej i czy podobnie nieracjonalne obawy żywi zarówno w stosunku do kobiet, jak i do mężczyzn, bo pewnie wynikłaby z tego kolejna ciekawa konstatacja. Ale może jeszcze będzie okazja. Pytanie na koniec brzmi: czy to, że B. uważa się za homofoba, wystarczy, by stwierdzić, że nim jest? A może ta jego, jak dla mnie, spora wrażliwość na to, czy i dlaczego kogoś wyklucza oraz przeświadczenie o nieracjonalności własnych obaw świadczy o czymś kompletnie przeciwnym? Może po prostu uważa, że homofilowi nie wypada się deklarować jako homofil, skoro jednak dostrzega w sobie jakieś uprzedzenia?
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
I tak nie jest homofobem :)
OdpowiedzUsuńChyba jednak jest gayfriendly, któremu nie wypada się deklarować z racji swoich uprzedzeń ;)
OdpowiedzUsuńJa mam takie podchwytliwe, nieco prowokacyjne pytanie. Ile procent kobiet kochających kobietę postrzega siebie jako osobę kochającą drugą osobę, a ile jako lesbijkę/biseksualistkę (wraz z całym asortymentem towarzyskim, kulturowym, tożsamościowym) kochającą kobietę?
OdpowiedzUsuńEile
@Eile
OdpowiedzUsuńNie wiem jakim procentem jestem, ale ja tak siebie postrzegam, łącznie z całym asortymentem ;)
Z faceta taki homofob jak ze mnie święta Cecylia. Jeśli diagnozuje u siebie śladowe ilości irracjonalnych uprzedzeń, to tylko pogratulować. Chyba wszyscy mamy takie niesprawiedliwe intuicje na sumieniu, grunt, by zdawać sobie z tego sprawę i próbować wyczyścić;) Nawiasem, hohoho: http://przekroj.pl/opinie_inne_artykul,8235.html ;)
OdpowiedzUsuń@ Anonimowy: "Ile procent kobiet kochających kobietę postrzega siebie jako osobę kochającą drugą osobę, a ile jako lesbijkę/biseksualistkę (...) kochającą kobietę?"
Ilu facetów w związkach hetero czuje się "osobą kochającą kobietę"?
Wydaje mi się, że te napięcia są naprawdę różne i zależne od tego, gdzie kładziemy akcent w swojej identyfikacji. A co do widzialności - to, co występuje w mniejszych ilościach, zawsze bardziej rzuca się w oczy i chyba trudno z tym walczyć, zresztą po co? To normalne, że zauważasz wózek czy obcy akcent. Sęk w tym, by nie patrzeć na kogoś przez pryzmat wózka czy obcego akcentu.
Ejże, a tajemnica spowiedzi libacyjnej?!
OdpowiedzUsuń@Eile
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że postawione przez Ciebie pytanie powinno brzmieć: Ile procent kobiet kochających kobietę postrzega siebie jako osobę kochającą drugą osobę, a ile jako lesbijkę/biseksualistkę (wraz z całym asortymentem towarzyskim, kulturowym, tożsamościowym) kochającą drugą lesbijkę/biseksualistkę? Bo rzecz jest o orientacji, nie o płci. Nim jednak na nie odpowiem, proszę o rozwinięcie "wraz z całym asortymentem towarzyskim, kulturowym, tożsamościowym", bo nie do końca rozumiem, o co chodzi.
@B.
O kurczę, B. mnie czyta! Warto było złamać tajemnicę spowiedzi libacyjnej, by się o tym przekonać:) A tak serio, to ta dyskusja była za dobra, by pozwolić jej odejść w nasycone alkoholem odmęty niepamięci.
Po przeczytaniu tego tekstu sama sobie zadałam sobie pytanie, czy oczekiwanie postrzegania nie "geja kochającego geja" tylko "osoby kochającej osobę" jest w ogóle realne, bo przecież znam wiele osób, które bardzo dobrze się czują z taką właśnie wyraźną identyfikacją i uważają to za ważny element ja. Bo nieheteroseksualność to też kultura, też środowisko. Nie dla wszystkich oczywiście, ale dla wielu osób jest to bardzo ważne. Więc może ostrzeganie geja jako geja w ogóle nie jest homofobiczne :) A napisałam, że pytanie przekorne, bo na pierwszy rzut oka się wydaje, że najbardziej tolerancyjnie by było jakby orientacja sensualna była czymś "przezroczystym". A może wcale nie?
OdpowiedzUsuńEile (już bez biseksbloga ;P)
@Eile
OdpowiedzUsuńWiem, że już bez Biseksboga. Mogłaś przynajmniej ostrzec, że zamierzasz go skasować, nie lubię, jak miejsca, do których zaglądam, tak po prostu znikają. Serio, serio:)
Tak jak napisałam, nie uważam, że postrzeganie geja jako geja jest homofobiczne. Po prostu pokazuje, na jakim etapie jesteśmy. Podobnie "The Kids Are All Right" nie jest postrzegane jako film o rodzinie, a jako film o lesbijkach. I to nie jest kwestia wyraźnej identyfikacji, ale tego, że orientacja inna niż heteroseksualna nadal wydaje się większości osób w najlepszym wypadku niezwykła i dlatego jest zauważana.
B. musi być fajny gość :) pozdrawiam go z tego miejsca :)
OdpowiedzUsuńEch... myślę, że gdyby inni byli takimi homofobami jak B. to byłoby o niebo...:DDD
OdpowiedzUsuńZaglądam do Was i stawiam sobie pytania, których być może nie postawiłabym nigdy, rodzą mi się rozmowy ze znajomymi w tematach, których raczej nie dotykaliśmy (chyba, że dawniej.. kiedyś, jak się "dojrzewało" :D ). To niewątpliwie pozytywne doświadczenia:D i macie w tym swój udział!!! Nie wiem jak zmienić postrzeganie niektórych ludzi ( moi znajomi jakoś zdrowo myślą... na szczęście;D ), ale wiem, że mogę jakoś próbować :DDD tak "po swojemu"... Co do "heteroseksualnej przezroczystości", myślę, że jest to tak głęboko wryte i utarte, traktowane jako norma, że nieheteroseksualność nie ma najmniejszych szans na osiągnięcie tegoż statusu,
nie teraz i nie tutaj... ale to nie w tym tkwi problem... Ech...
Nieeeeee!!!!
OdpowiedzUsuńTo jest straszne, żeby w komentarzach na innym blogu, dowiadywać się o śmierci jednego z ulubionych blogów ;/
Jesteś okrutnicą Eile ;-(
Będzie, tylko zmieniony :) Buziaki kochani Eile
OdpowiedzUsuń@Sydonia
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję i bardzo się cieszę!
@Eile
Trzymam za słowo. A kiedy będzie?