Parę dni temu NOP triumfalnie ogłosiło na swojej stronie, której z przyczyn oczywistych linkować nie zamierzam, że zarejestrowali jako swoje kilka paskudnych znaków, wśród których znalazł się m.in. krzyż celtycki i niesławny "zakaz pedałowania". I że w związku z tym odtąd zamierzają pozywać tych, którzy owe znaki ośmielą się znieważyć. Reakcje na owo doniesienie były przeróżne, od (skutecznego) wysyłania protestów do RPO, przez głosy oburzenia w mediach, w efekcie których postanowienie o rejestracji najprawdopodobniej zostanie zaskarżone przez prokuraturę, po spontaniczne akcje znieważania owych znaków oraz twórczość humorystyczną:
(Więcej znaczków na stronie "Miłość nie wyklucza", a z zaprezentowanych najbardziej mi się podoba tęczowa "kutanga" tudzież "fallanga".) I choć wyśmianie sytuacji to jak dla mnie trochę za mało i mam nadzieję, że skończy się jednak na "derejestracji", to ma ono tę przewagę nad innymi działaniami, że po pierwsze rozładowuje atmosferę, a po drugie jest chyba bardziej niż wkurzające dla chłopców spod znaku kutangi.
Drugi powód jest trochę starszy. Otóż od jakiegoś czasu, a konkretnie od momentu, kiedy w żałosnym stylu nie dostał się do Sejmu, kandydat PJN Krzysztof Oksiuta uprawia na swoim blogu i stronie na Facebooku coś, co jest tak absurdalne, że nawet trudno nazwać to homofobiczną i transfobiczną nagonką. Otóż, poruszony tym, że "zamiast" niego do Sejmu trafili gej i transka, pan Krzysztof zupełnie serio proponuje na przykład, by osoby homoseksualne nie miały praw wyborczych, by stworzyć osobne toalety dla osób nieheteronormatywnych czy wprowadzić w parlamencie obowiązkowe badania na HIV. Jak się łatwo domyślić, jego jakże mądre wpisy już kilkakrotnie poskutkowały zablokowaniem jego konta na fejsie, w związku z czym komunikuje się z użytkownikami głównie za pomocą ankiet. A że z techniką u niego słabo i nie potrafi sprawić, by odpowiadali jedynie jego "fani", to reakcje na jego pytania bywają... cóż, zabawne. Nawet bardzo:
Trzeci powód jest z trochę innej bajki, bo dotyczy śmiania się z samych siebie. Inna Strona (tak jak i Homiki) przedrukowała "Alfabet Biedronia" i nagle okazało się, że to, co wydawało się po prostu dobrą zabawą, może też budzić pewne kontrowersje (zresztą, żeby oddać sprawiedliwość IS, również niektóre komentarze na fejsie były mało entuzjastyczne). Choć głosów na plus było zdecydowanie więcej niż na minus, to dowiedziałyśmy się m.in., że:Mnie osobiście nie podoba się takie podchodzenie do wypowiedzi Biedronia... Ten cały słownik też pasuje do hetero. Poza tym ponoć tam siedzą sami katolicy, moraliści... to teraz się nie dziwę że glosowania nad różnymi projektami kuleją jeśli tym moralistom co słowo z sexem się kojarzy .
A ci co zachwycacie się talentem tych pań które to wymyśliły. Nie widzicie że przez to i was to dotyczy... was z branży właśnie . Każde wasze słowo będzie wyśmiewane... bo heterykom będzie się jednoznacznie kojarzyć .
ja tu zauważam raczej nabijanie się z osób należących do branży mniejszości, i nabijanie się z Biedronia, a nabijając się z przedstawicieli mniejszości w sejmie daje to pozwolenie nabijanie się z mniejszości poza sejmem. Może to i ironia i pokazanie głupoty posłów, ale mało to kto zauważy
Mam wrażenie, że zacytowanych powyżej osób nie rozbawiłaby też ani "kutanga" (jako niepotrzebne "budzenie agresji" wśród homofobów), ani dokuczanie Oksiucie (jako "robienie sobie wrogów"). I nie dlatego, że uważam, że niekończąca się lista słów zakazanych musi wszystkich bawić (choć byłoby miło), ale dlatego, że całkiem sporo osób po prostu nie przyznaje sobie prawa do posiadania poczucia humoru w swoich sprawach. I wszędzie widzi jedynie pretekst do dyskryminacji, prześladowania i tak dalej. Co jest w sumie strasznie smutne.
Alfabet Biedronia jest genialny. Już dawno nie widziałam tak trafnej oceny sytuacji. Jak kogoś to nie bawi, to chyba po prostu nie myśli sprawnie.
OdpowiedzUsuńEj no, są takie sytuacje, że śmiech jest właśnie najbardziej adekwatną reakcją "zaangażowaną"...
OdpowiedzUsuńCi co nie doceniają roli śmiechu chyba nie kumają, że nie chodzi o nerwowy chichot, tylko o zdrową, pewną siebie szyderę.
Matko kochana, ja mam miast swojej facjaty wizerunek wściekłej owcy. Teraz już wiem jakie to nieuświadomione impulsy mną powodowały, kiedy zmieniałam zdjęcie profilowe.
OdpowiedzUsuń@gadugadanie
OdpowiedzUsuńNo niekoniecznie. Może np. myśleć, że to obsceniczne, monotonne, głupie...
@Allek
Ha, no może to właśnie kwestia pewności siebie.
@pipilotti
Nie martw się, Rude ma pluszowego krokodyla przytulonego do pluszowego słonia (które robiły za druhny na naszym ślubie). To ci dopiero zagubiona tożsamość seksualna!
Po prostu nie rozumie, że to wyszydzający śmiech, a nie ośmieszający śmiech. Trzeba zrozumieć charakter śmiechu.
OdpowiedzUsuńZgadzam się. Gdy oglądałam nagranie, w którym Biedroń przemawiał, bardzo się wkurzyłam. Nie wspominając już o NOPie i oszołomie (nie mogę inaczej) Oksiucie. Jednak gdy zobaczyłam, najpierw alfabet Biedronia, a potem Twój wpis + geniaaalne obrazki, rozładowałam bezsilną złość najlepiej, jak można, czyli śmiechem. Na takie absurdy i taką głupotę należy reagować właśnie śmiechem, nie pieniactwem. Poza tym dystansu do siebie nigdy za wiele. Taki dystans to w pewnym stopniu wyznacznik tego, że MY wiemy kim jesteśmy i nie zachwieje tym coś tak nonsensownego.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
A Piotr Semka uważa rze: "(...) neobolszewicy uwielbiają kreować sytuacje swojego rzekomego zagrożenia. Oto w Sejmie posłowie dość bezmyślnie zaśmiali się w trakcie wystąpienia posła Roberta Biedronia, gdy ten użył określenia PONIŻEJ PASA. Natychmiast ogłoszono stan zagrożenia polską homofobią w polskim Sejmie. Kilka lat wcześniej marszałek z PSL Józef Zych dość nieszczęśliwie zaczął swoje wystąpienie od słów: NIE PO RAZ PIERWSZY STAJE MI. Wtedy także posłowie wskutek trywialnych skojarzeń śmiali się do łeb. Co charakterystyczne, nikomu jednak w PSL nie przyszło do głowy, aby czynić z tego przykład antychłopskości Sejmu".
OdpowiedzUsuńFallanga jest cudna! :D
OdpowiedzUsuńNie ukrywam, wszakże, że wkurza mnie "zadyma" wokół krzyża celtyckiego. Fakt zawłaszczenia tego symbolu przez neofaszystów różnej maści, to jedno a, sam symbol to, drugie.
@VN
OdpowiedzUsuńWszystko super, tylko dlaczego odnoszę wrażenie, że tamten śmiech był serdeczny, a ten drugi szyderczy i złośliwy? Poza tym, co innego zaśmiać się i pozwolić kontynuować posłowi, a co innego przekrzykiwać go i zachowywać się jak banda dzieciaków bez krzty szacunku. I nie oszukujmy się, choćby Biedroń był najlepszym posłem na świecie, niektórzy i tak będą patrzeć. na niego przez pryzmat nie człowieka, a geja. Smutne jest to, że to nie dokonania polityka, a jego orientacja (czyli sprawa prywatna i intymna)są wyznacznikiem jego wartości. Może przesadzam, ale tak to widzę.
Ola...
OdpowiedzUsuńW przypadku posła Biedronia jego orientacja nie jest sprawą prywatną ani, tym bardziej intymną, bo uczynił z niej swój "sztandar". I to jest, według mnie, clou.
la_petite...
OdpowiedzUsuńGood point. W przypadku Biedronia nie do końca tak jest. Bardziej miałam na myśli, że to, jaką ma orientację, ma się nijak do tego, jakim jest posłem, czy też człowiekiem. Rozumiesz?
Ola...
OdpowiedzUsuńAleż, rozumiem. Weź tylko pod uwagę, że jeśli ktoś jest znany tylko i wyłącznie z tego, że dokonał "wyszafienia" (czyli wyjścia z szafy) to trudno oceniac go po innych dokonaniach, skoro ich nie ma. Mnie gó...zik obchodzi czy mój dentysta jest np. homoseksualistą. On ma leczyć moje zęby!Przyznam się szczerze, że nie wiem czy bym nie zareagowała alergicznie gdyby, wspomniany stomatolog, przy pierwszej wizycie, przedstawiając się, dodał, że jest gejem.
la_petite...
OdpowiedzUsuńMasz rację. Ja nie próbuję pokazać, że Biedroń dokonał nie wiadomo czego. Raczej chodziło mi o ogólny wydźwięk tego typu sytuacji, pokazany akurat na jego przykładzie. I wiesz, jest różnica między stomatologiem (pozostanę przy Twojej analogii), który ni stąd ni zowąd powiedziałby Ci przy wierceniu siódemki, że jest gejem, a między działaczem (jakim i czy w ogóle DZIAŁACZEM, kwestia sporna, ale to słowo najbardziej pasuje) na rzecz LGBTQ. Gdyż w przypadku dentysty to nijak ma się do jego zawodu, natomiast, w przypadku Biedronia, raczej byłby hipokrytą, pozostając w szafie. A to, czy on wybitnie działa, to już inna para kaloszy. Mam nadzieję, że za bardzo nie zakręciłam ;).
Ekhem. Pragnę zauważyć, że VN jedynie zacytowała Semkę, co nie znaczy, że się z nim zgadza. Przypuszczam, że nie:)
OdpowiedzUsuńCo do Roberta, to może w punktach:
1. Orientacja nie jest sprawą prywatną czy intymną. I, szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, skąd się owo całkiem powszechne stwierdzenie wzięło. Prywatne jest to, co człowiek robi w czterech ścianach swojego mieszkania. Natomiast orientacja jest rzeczą tak samo publiczną jak np. to, czy ktoś ma wąsy, czy nie. Wszak wiemy, że np. klubowi koledzy Roberta są hetero, czyż nie? Bo całkiem otwarcie piszą/mówią o żonach, dzieciach itd. I nikt im nie zarzuca, że robią sobie ze swojej orientacji sztandar. Ba, nikt nie widzi nic dziwnego w tym, że np. na oficjalnej stronie RP podają informacje o swojej rodzinie. Dlaczego? Proste - bo są hetero. A "prywatna", "intymna" ma być orientacja niehetero. Z hetero nikt nie ma problemów.
2. Robert nie jest znany z tego, że jest gejem. On jest jedną z osób publicznych, o których wiadomo, że jest gejem. Wbrew pozorom to spora różnica. A jest osobą publiczną, bo ponad 10 lat temu założył i przez długi czas przewodniczył jakby nie patrzeć największej polskiej organizacji działającej na rzecz praw osób LGBTQetcetera. Niezależenie od tego, że nie zawsze mnie działania KPH zachwycają, nie mogę nie docenić tego, co udało mu się osiągnąć. Tak że to nie jest tak, że niczego poza wyjściem z szafy nie dokonał. Przeciwnie - w działalności społecznej osiągnął znacznie więcej niż większość posłanek i posłów nowicjuszy. A w działalności parlamentarnej ma dokładnie takie same sukcesy co pozostałe osoby, które znalazły się po raz pierwszy w Sejmie. I nie ma w tym nic dziwnego.
3. Przykład z dentystą jest o tyle nietrafiony, że, jak już napisałam, Robert jest osobą publiczną. Nie musi nikomu mówić, że jest gejem, bo wszyscy o tym wiedzą. Tak jak wszyscy wiedzą, że np. Donald Tusk jest hetero. Nawiązując jeszcze do tego przykładu, wyobraźmy sobie taką sytuację: dentysta przyjmuje klientkę, nagle dzwoni jego telefon, on przeprasza i mówi, że musi odebrać, bo to żona, a ona nigdy nie dzwoni do niego w godzinach pracy, jeżeli nie wydarzy się coś ważnego. A teraz wyobraźmy sobie sytuację, w której dentysta mówi, że to jego chłopak i daje takie samo wytłumaczenie. Która z tych sytuacji zostałaby uznana za neutralną, a która za "obnoszenie się"? Chyba nie muszę pisać.
Podsumowując, clou nie polega na tym, że Robert uczynił sobie ze swojej orientacji sztandar. Clou polega na tym, że głupio rechoczącym posłom i posłankom gej kojarzy się jedynie z jednym. I to z tym, z czym działalność tego konkretnego geja nie ma nic wspólnego. Bo jakoś nie kojarzę, by KPH miało w statucie legalizację publicznego oddawania się czynności z pewnego przekreślonego znaczka.
"że jeśli ktoś jest znany tylko i wyłącznie z tego, że dokonał "wyszafienia"" itp.
OdpowiedzUsuńA mnie się zawsze wydawało, że Biedroń jest znany z działania na rzecz praw osób LGBT. A czego dokonało pozostałe ponad 400 posłów i z czego jest znane?
Co z heteroseksualnymi politykami i działaczami, którzy publicznie dokonują coming outów i opowiadają o swoim heteroseksualiźmie. Niektórzy to nawet chwalą się, że kopulowali, bo beszczelnie prezentują owoce tej kopulacji, czyli dzieci. Tylko opisów pozycji brakuje. Przy nich taki Biedroń to wręcz kwintesencja dyskrecji.
" dlatego, że całkiem sporo osób po prostu nie przyznaje sobie prawa do posiadania poczucia humoru w swoich sprawach"
Ja bym raczej powiedziała, że nie przyznaje sobie prawa do nabijania się z heteroseksualistów. Tych zboczonych, którym się wszystko z jednym kojarzy.
tak jak powiedzial Palikot- Biedron w sejmie to bedzie nauka tolerancji na wielka skale; dobrze, ze poslowie rechocza bo to obnaza ich mentalny poziom i poziom ignorancji w calym spoleczenstwie, ktore moze sie w tych rechoczacych poslach przejrzec jak w lustrze
OdpowiedzUsuńteraz krok po kroku beda sie z nim oswajac, wierze w Biedronia i Grodzka i kocham Palikota za to, ze dzieki niemu sie w sejmie znalezli:)
"Orientacja nie jest sprawą prywatną czy intymną. I, szczerze mówiąc, nie mam pojęcia, skąd się owo całkiem powszechne stwierdzenie wzięło"
OdpowiedzUsuńOk, ok tylko zauważ, że histerię robią sami geje - ot wystarczy przykład Śmiszka, który po wypowiedzi Radziszewskiej w TVN stwierdził : "Nie kryję swojej orientacji seksualnej, ale to moja prywatna sprawa. Moje dobra osobiste zostały naruszone" i chciał polecieć z tym do sądu
Ewa...
OdpowiedzUsuńRóżnimy się w poglądach i w podejściu do otaczającej rzeczywistości, to pewne. To dobrze, gdybyśmy się zgadzali we wszystkim, byłoby straszliwie nudno;)
Polemizowanie z cudzymi, subiektywnymi odczuciami uważam za zajęcie jałowe, więc w ten piękny, sobotni poranek, tylko jedna uwaga.
To czy Donald Tusk jest hetero, wie tylko on sam. My wiemy, że ma żonę i dwoje dzieci a to, jak sama zapewne wiesz, nie oznacza, automatycznie, bycia hetero;)
@Magda
OdpowiedzUsuńEtam. Oczywiście, że wyciąganie komuś orientacji jako np. argumentu w dyskusji dotyczącej prawa unijnego (a to zrobiła Radziszewska) jest czymś niewłaściwym. Bo owa "histeria", o której piszesz, nie bierze się z niczego, a z tego, że inna niż heteroseksualna orientacja ma sporą szansę być w odbiorze publicznym uznaną za dyskredytującą. Tak że nic dziwnego, że tak wiele osób decyduje się jej nie ujawniać.
@la_petite_parisienne
Wiesz, w tym przypadku ja nie piszę o swoich subiektywnych odczuciach, a o dość powszechnym niestety braku symetrii w odbiorze orientacji heteroseksualnej i nieheteroseksualnych.
Co do Tuska, to osoby heteroseksualne nie muszą się "deklarować", bo heteroseksualność jest w naszej kulturze tyleż domyślna co przezroczysta. Tusk nie musi mówić, że jest hetero, bo jest to oczywiste (jako taki funkcjonuje w odbiorze społecznym i to wystarcza). Nieoczywiste i w związku z tym spychane do kategorii "intymne" są wszelkie inne deklaracje.
Ewa...
OdpowiedzUsuń1. Posłużyłaś się oczywistym skojarzeniem, to naturalny odruch.
Rechoczący posłowie, także, posłużyli się skojarzeniem, tyle, że wykazali, przy okazji, całkowity brak kultury osobistej.
2. Ano, właśnie...W naszej kulturze. Pytanie brzmi: co powoduje, że ujawniony poseł Biedroń wzbudza takie emocje a wielu innych, ujawnionych homoseksualistów, także będacych osobami publicznymi, nie. Czyżby zachowanie i osobowość ujawnionego?
1. Oczywistym skojarzeniem? Bynajmniej. To, że orientacja heteroseksualna jest czymś tak oczywistym, że aż przezroczystym, to fakt. Nikt się nie zastanawia nad deklaracjami typu "moja żona, moje dzieci", o ile wychodzą one z ust mężczyzny. Gdy wychodzą z ust kobiety - już tak. I to jest ów brak symetrii, o którym piszę.
OdpowiedzUsuńTo, czy Tusk jest "w rzeczywistości" homo, hetero czy bi nie ma żadnego znaczenia. Żyje jako hetero (żona, dzieci...), tak też jest postrzegany. Orientacja to nie tylko preferencje łóżkowe, ale też życiowe wybory.
2. Hm, nie mamy więcej jawnych gejów w Sejmie, tak że trudno mi sytuację Roberta porównać z czyjąkolwiek inną. Ale przypuszczam, że skala emocji jest związana z tym, że walczy o prawa osób nieheteroseksualnych. Czyli nie dość, że śmie otwarcie mówić o tym, że jest gejem, to jeszcze uważa, że osobom nieheteronormatywnym należą się równe prawa i o to walczy. Nie jest filmowym "przyjacielem gejem" czy "artystą gejem", nie wpisuje się w schemat "geja, który zna swoje miejsce".
Okej, wymieniłyśmy poglądy, tym razem - rozbieżne;)
OdpowiedzUsuńPrzy okazji, "doknęłaś" tematu, który działa na mnie jak, przysłowiowa, "płachta na byka".
Oświeć mnie, jakich praw są pozbawione osoby nieheteronormatywne w Polsce. Chętnie, z przytoczeniem odnośnych norm prawnych.
Ja potrafię odróżnić wypowiedź autora posta od cytatu. I w tym przypadku odnosiłam się do tego, co napisał w "Uważam Rze" Semka, więc może powinnam na początku napisać: @Semka, a nie @VN. Co nie zmienia faktu, iż domyśliłam się, że VN nie musi się z tym zgadzac, po prostu przytacza.
OdpowiedzUsuń@Ola
OdpowiedzUsuńZ Twoją polemiką z Semką jak najbardziej się zgadzam. I dodałabym do niej jeszcze to, że wypowiedź Biedronia nie miała podtekstu seksualnego, w przeciwieństwie do wypowiedzi Zycha, więc tym bardziej są to nieporównywalne sytuacje. Chciałam jedynie zaznaczyć to, co już napisałaś - że VN jedynie cytuje, a niekoniecznie się zgadza. I bynajmniej nie chciałam sugerować, że nie odróżniasz czyjejś wypowiedzi od cytatu:)
@la_petite_parisienne
Niech zgadnę. Albo uważasz, że możliwość zawarcia małżeństwa jest przywilejem, nie prawem, albo że osoby niehetero mogą przecież wziąć ślub, tyle że niekoniecznie z osobą, z którą chcą go wziąć, albo że wszystko można załatwić notarialnie. Lub jakaś mieszanka tych rzeczy. Trafiłam? Kłopot w tym, że niezależnie od tego, jak to zinterpretujesz, moja partnerka i ja nie możemy zrobić tego samego, co może zrobić dowolna para różnopłciowa będąca w podobnej do naszej sytuacji. Jeżeli to nie jest brak równości wobec prawa, to ja nie wiem, co to jest.
Ewa...
OdpowiedzUsuńKryteriów wykluczających zawarcie małżeństwa jest kilka. To, o którym wspominasz, to PŁEĆ a nie ORIENTACJA!
Jeżeli mówimy o dyskryminacji należałoby znaleźć przepis prawa (polskiego), który uniemożliwia dokonanie czynności prawnych osobie niehetoronormatywnej. Taki przepis, w polskim prawie, nie istnieje. Ja doskonale rozumiem problem bo sama, mieszkając we Francji (w więc w cywilizowanym, wydawałoby się, zakątku Europy) nie mogłam zawrzeć związku małżeńskiego z osobą tej samej płci. Nie zmienia to faktu, że mówienie o dyskryminacji i walce o prawa osob niehetoronormatywnych jest nieadekwatne do sytuacji. I, w tym, cały problem. Przeciętny Kowalski, który nie przejawia zadnych homofobicznych postaw, słyszy, że np. poseł Biedroń walczy o prawa homoseksualistów i kombinuje tak - "To ja tyram jak wół, mam pod górkę a oni (te geje znaczy, czy jak oni się tam zwą) mają mieć jakieś szczególne prawa"? A, takiego wała! I, nagle, zaczyna być homofobem. Powstaje idiotyczna sytuacja, w której "te geje" muszą się tłumaczyć, że nie są wielblądami i, że mają takie same prawa jak inni ale nie mogą zawrzeć związku małżeńskiego. Od lat, ja z kolei, "walczę" o zmianę retoryki i języka używanego w kontaktach z resztą społeczeństwa. Kiepsko mi to idzie, zazwyczaj jestem obwoływana...Homofobem, co, przyznam, brzmi, dość zabawnie.
Rozumiesz o czym mówię? Ja nie twierdzę, że nieheteronormatywni mają życie usłane rożami, twierdzę, że mają takie sama prawa jak wszyscy inni i nie są dyskryminowani ze względu na orientację! To, wbrew pozorom, jest kolosalna różnica
Zupa się wylała, wspomniałam o tych zaszłościach w innym wątku. Używanie sformułowań, że osoby nieheteronormatywne sa w Polsce dyskryminowanie, nawoływanie do walki o prawa i posługiwanie się terminem małżeństwo jednopłciowe lub, co gorsza, homoseksualne zbudowało, zupełnie niepotrzebne, barykady. Ciekawym jest fakt, że wraz z powstawaniem kolejnych organizacji czy stowarzyszeń walczących o prawa nieheteronormatywnych, rośnie ilośc homofobów. Żyję na tyle długo, że mam porównanie do zachowań ludzi, od lat siedemdziesiatych, kiedy, z lekkim zdumieniem, odkryłam swoją nieheteronormatywność.
Przy okazji, w innym wątku sama napisałaś o konieczności modyfikowania obcych wzorców do polskiej rzeczywistości. Pamiętaj, że cały ruch walczący o prawa homoseksualistów, narodził się w krajach, w których prawo karne penalizowało sodomię (czyli analne stosunki, przede wszystkim, między mężczynami). I, ta walka zakończyła się sukcesem. W tzw. zachodniej Europie w roku 1992, kiedy padł ostatni bastion - Wyspa Man (dodam, ze z doktryny prawa brytyjskiego, kwestia ta została usunięta w XXI wieku). W Polsce NIGDY nie powstał kodeksowy zapis penalizujący ten występek, tylko w okresie zaborów sodomia (tylko homoseksualna) była penalizowana a w latach 1919-1932 (do czasu wprowadzenia kodeksu Makarewicza), choć był taki zapis, nie był egzekwowany. Pomijam zapisy prawa magdeburskiego bo, po pierwsze nie było to prawo powszechne, po drugie, nie było to prawo polskiej proweniencji. Tak więc w Polsce, górnolotnie brzmiące hasło walki o prawa homoseksualistów to puste hasło.
Wracając do kryteriów wykluczających możliwość zawarcia małżeństwa, zwróć uwagę, że nie moga także, stanąć na ślubnym kobiercu: zstępni, rodzeństwo, osoby ubezwłasnowolnione, osoby pozostające w związkach małżeńskich czy w stosunku przysposobienia. Czy w tych przypadkach ktoś mówi o dyskryminacji? Oni są, tak samo wykluczeni, jak Ty i Twoja partnerka! Dorzucę jeszcze jeden "kwiatek"...W projektach ustaw o związkach partnerskich, nie znalazłam zapisu umożliwiającego zawarcie takowego przez ojca i syna, matkę i córkę, braci czy siostry, o osobach pozostających w stosunku przysposobienia nie wspominając. To, jak to jest? Ci dyskryminowani, sami dopuszczają się dyskryminacji i odmawiają prawa do związku dwóm nieheteronormatywnym braciom czy siostrom? To nie jest złośliwośc, to konstatacja faktów.
Wydaje mi się, że zbytnio kombinujesz. Walka o związki partnerskie/małżeństwa jednopłciowe jest walką o prawa osób nieheteroseksualnych. Bo to one są tymi związkami najbardziej zainteresowane i to one w większości będą te związki zawierać. Jasne, że kryterium orientacji nie jest decydujące przy zawarciu małżeństwa. Tyle że nie zmienia to faktu, że brak możliwości zawierania małżeństw przez pary jednopłciowe uderza głównie w osoby niehetero.
OdpowiedzUsuńI to nie jest tak, że przeciętny Kowalski nie byłby homofobem, gdyby nie używać słowa "homoseksualność". Związek osób tej samej płci, jakbyś go nie nazwała, dla niego jest związkiem dówch lesb/gejów. Zmiana języka nic tu nie zmieni.
Co do osób, które łączą więzi rodzinne, w związku z czym nie mogą zawrzeć małżeństwa, to bynajmniej nie są tak samo wykluczone. Z racji tego, że są rodziną, z automatu mają prawa, których ja i moja partnerka nie mamy. Dziedziczenie bez podatku. Prawo do pochowania brata, siostry, dziecka. Prawo do odmowy zeznań. Prawo o decydowaniu o zdrowiu i życiu. W niektórych przypadkach również prawo do wspólnego rozliczania. Tak że nie, to nie jest to samo.
Piszesz, że walczysz o zmianę języka. To napisz, jak konkretnie sobie wyobrażasz walkę o równe prawa bez nadmieniania, że chodzi również o prawa osób nieheteroseksualnych. I tak, by przeciętny Kowalski nie domyślił się o co chodzi (swoją drogą dla mnie już sam pomysł, by ktoś miał się nie domyślać, jest uwłaczający), i nie stał się przez to homofobem.
Errata...
OdpowiedzUsuńOstatnim bastionem był Gibraltar - padł w 1993 roku.
Tylko jedna rzecz, tak a propos praw w rodzinie...Rodzeństwo, rodzice i dzieci (także przysposobione) nie mają prawa do uprawiania seksu miedzy sobą.
OdpowiedzUsuńNie można, także, mieć więcej niż jednego współmałżonka. Czy to nie jest dyskryminacja?
No nie do końca. Przysposobione rodzeństwo, o ile nie łączą go więzy krwi, ma prawo uprawiać ze sobą seks. Z kazirodztwem mamy do czynienia jedynie w przypadku wstępnych i zstępnych, spokrewnionego rodzeństwa, przysposobionego i przysposabiającego.
OdpowiedzUsuńTyle że, niezależnie od tego, co o nim myślę, kazirodztwo nie jest tematem dyskusji. Jest nim umożliwienie osobom tej samej płci zawierania małżeństw/związków partnerskich. Jak to załatwić, nie mówiąc wprost, kto na tym skorzysta i kto na ich nieistnieniu traci?
O, przepraszam! Mowa jest o dyskryminacji!
OdpowiedzUsuńPrzy okazji, napisałam o rodzicach i dzieciach (także przysposobionych) a nie o rodzeństwie. Szczegół...
Chcesz o osobach tej samej płci? Proszę bardzo - dwaj homoseksualni bracia będa wykluczeni, tak samo jak dwie homoseksualne siostry. Trzej i więcej mężczyzn, trzy i więcej kobiety, także. Uzasadnij mi, dlaczego?
O nie, nie. Piszesz, że walczysz o zmianę języka używanego w "kontaktach z resztą społeczeństwa", bo to właśnie ów język, Twoim zdaniem, skutkuje homofobią otoczenia. W związku z tym proszę o konkrety: jak mówić, by dostać to, czego się chce? Czyżby należało zacząć od kazirodztwa?;P
OdpowiedzUsuńZdanie o rodzicach i dzieciach (tak że przysposobionych) można było zrozumieć i tak, jak Ty piszesz, i tak, jak ja. A z czego wynika zakaz kazirodztwa? Z kultury, która długo bazowała na przekonaniu, że potomstwo spokrewnionej ze sobą pary będzie zwyrodniałe fizycznie (teraz wiadomo już, że to nieprawda, o ile osoby te nie są obciążone chorobami genetycznymi). Również zakaz wielożeństwa (nie tak powszechny na świecie jak zakaz kazirodztwa) to jedynie kwestia kulturowa. Czy się z tymi zakazami zgadzam? Niekoniecznie. A teraz poproszę o konkrety w kwestii owego języka, który jest wszystkiemu winien.
Język skutkuje, także. Nigdzie nie napisałam, że tylko.
OdpowiedzUsuńJak mowić? To nie temat na krótki post w sobotni wieczór.
Kwestię utrudniają zaszłości, o których pisałam.
Zakaz kazirodztwa i wielożeństwa wynika z kultury. Oczywiście!
A zakaz małżeństw jednopłciowych? Także!
Dlaczego jedne obyczajowe zakazy mają być "gorsze" od innych?
Kwestia stanowienia prawa, bo o tym, także mówimy, to nie jest zbiór pobożnych życzeń. Ustawodawca powinien, choć czasem mu to nie wychodzi, przewidzieć skutki działania prawa we wszystkich możliwych dziedzinach życia obywateli i funkcjonowania państwa. Także w sferze zmiany obyczajów i, tychże zmian, skutków.
Nie uciekam od dyskusji, po prostu, w tej chwili, nie mogę siedzieć w sieci.
Hm, tyle że ja nie piszę, że jedne zakazy są gorsze od innych. Ja się po prostu zajmuję tym, co mnie bezpośrednio dotyczy. Zwykła ludzka rzecz.
OdpowiedzUsuńI oczywiście że stanowienie prawa to nie jest kwestia pobożnych życzeń (choć dla naszych polityków niekoniecznie jest to oczywiste). Dlatego też każdy projekt ustawy ma uzasadnienie, w którym oszacowane są skutki wprowadzenia danego prawa i wyjaśnione przyczyny, dla których powinno być wprowadzone.
Ależ nie twierdzę, że Ty tak piszesz. Chciałam, tylko, pokazać kontekst. Nie można kwestii ustawowego rozwiązania sprawy związków partnerskich rozpatrywać w oderwaniu od obyczajowości, w tym także, innych zakazów tej samej natury.
OdpowiedzUsuńCo do języka...
Dwa pytania, będzie łatwiej dyskutować.
1.Czy po wcześniejszej wymianie "ciosów", podtrzymujesz swoje stanowisko, że w polskie prawo dyskryminuje osoby homoseksualne/biseksualne/transseksualne? Chodzi mi o PRAWO a nie przeświadczenie, niektórych osób, że są dyskryminowane, bo to nie to samo.
2.Czy uważasz, że w Polsce panuje nietolerancja i homofobia/transfobia. A jeśli tak, to czy obserwujesz, w ostatnich, powiedzmy 15 latach jej wzrost czy spadek?
Pytam, nie bez kozery, bo jeśli diametralnie się różnimy w poglądach wyjściowych, to najpierw chętnie, spróbowałabym ustalić stan faktyczny.
Bo, pisalam już wcześniej o tym, posługiwanie się terminem "walka o prawa osób ...", "walka z dyskryminacją osób...", w sytuacji kiedy nie występuje dyskryminacja jest klasycznym przykładem, takiego właśnie, źle użytego języka komunikacji społecznej.
Dla porównania - od pewnego czasu czytam/słyszę, że w Polsce są dyskryminowani katolicy, i są pozbawiani swoich praw. Dla mnie to, taka sama, bzdura jak dyskryminacja osób wiadomych.
To taki rodzaj "wywoływania wilka z lasu" czy samosprawdzającej się przepowiedni. Krzyczmy, że jesteśmy dyskryminowani, w końcu ktoś się wkurzy i nam "przywali", wtedy będziemy mieli przykład, że nas atakują, obrażaja, poniżają...Whatever.
Tyle, znad porannej kawy, przy dźwiękach Haendla, celem uspokojenia się bo czuję się dyskryminowana.
1. Tak.
OdpowiedzUsuń2. Tak i trudno powiedzieć. Akcja zawsze rodzi reakcję. Większa widoczność osób nieheteronormatywnych = większa widoczność osób im niechętnych. Podobnie było z innymi grupami, które nie miały/nie mają równych praw.
BTW, nie jestem fanką martyrologii. Ale jestem też za nazywaniem rzeczy po imieniu.
Ewa...
OdpowiedzUsuń1.No, to jestem w kropce. jak już pisałam wcześniej, polemizowanie z przeświadczeniem czy odczuciem jest zajęciem jałowym.
2.Właśnie, akcja rodzi reakcję Co było pierwsze? Krzyk o prawa dla osób homoseksualnych czy wzrost homofobii, na którą ten krzyk był odpowiedzią? Ja twierdzę, ze to pierwsze. Źle dobrany język, źle skonstruowany i źle ukierunkowany przekaz spowodował reakcję. Tyle, że ta reakcja nie jest, jak twierdzę, wzrostem homofobii w społeczeństwie, en bloc, tylko rekacją niektórych grup, dodatkowo nagłaśnianą przez media. Gdyby nie media, pies z kulawa nogą, nie słyszłby o NOP i haśle "Zakaz pedałowania".
Ilość osób nieheteronormatywnych w polskim społeczeństwie, jest, procentowo rzecz ujmując, mniej więcej, stała. Przez lata, osoby te, funkcjonowały w społeczeństwie, choć tu zgoda, mniej z nich jawnie się do tego przyznawało. Nie były poddawane ostracyzmowi, nie były szykanowane, w jakiś szczególny sposób przez ówczesne władze (mam na myśli, przede wszystkim to, że stosunek aparatu państwowego do tychże osób, nie odbiegał od standardów stosowanych w tzw. zachodnich krajach, a miejscami, choćby poprzez brak kodeksowych zapisów penalizujących męskie akty sodomii, owe sławetne cywilizowane kraje, przewyższał) w dodatku, kościół katolicki mający znacznie większy wpływ na społeczeństwo niz obecnie, po za przypominaniem zakazu religijnego, obowiązującego katolików, do dyskusji się nie włączał, wykazując zdumiewającą wręcz, tolerancję.
Darujmy sobie pojedyńcze przypadki, które zawsze i wszędzie się zdarzyć mogą, ba, zdarzają się i to, w rzekomo tolerancyjnych społeczeństwach zachodnich, w skali, której nie widać w Polsce.
Co takiego się stało po roku 89, że nastąpił wzrost homofobii, połączony ze spadkiem autorytetu KK i jego wpływu na coraz szybciej laicyzujące się społeczeństwo? Jakim cudem, to uwolnione od "komunistycznego jarzma", wolne społeczeństwo zareagowało na powrót do cywilizacji europejskiej, wzrostem homofobii?
Co do języka - w określeniu "prawa osób homoseksualnych" kluczowe jest słowo "prawa" a nie "homoseksualnych" a w "małżeństwo homoseksualne", kluczowe jest "małżeństwo".
Na zakończenie - nie twierdzę nigdzie, że należy przestać nazywać rzeczy po imieniu i stosować jakąś polską odmianę Polari, żeby nikt spoza blue, się nie domyślił o czym mowa.
1. Cóż. Nic na to nie poradzę, że to nie moje przeświadczenie o byciu dyskryminowaną przez prawo sprawia, że nie mogę zawrzeć związku z moją partnerką.
OdpowiedzUsuń2. Tak jak napisałam - akcja rodzi reakcję. Jeżeli ktoś robi to w domu po kryjomu i nikomu się nie przyznaje, że jest dajmy na to gejem, to raczej się nie naraża na to, że ktoś mu da po gębie za to, że jest gejem. Tak że tak, siedzenie w szafie jest sposobem na uniknięcie ostracyzmu. Tyle że, wybacz, ja uważam, że osoby niehetero mają dokładnie takie samo prawo do jawnego życia jak osoby hetero, a jeżeli spotyka je z tego powodu ostracyzm, to jest to wina tych, którzy uważają, że czyjaś orientacja psychoseksualna jest powodem, by go traktować gorzej niż innych.
A co do historii najnowszej, to obawiam się, że Twoja wiedza jest ciut niepełna. Bo to nie jest tak, że osoby niehetero nie były szykanowane przez władze przed 1989 - przypomnij sobie akcję Hiacynt. I nie jest tak, że mniej osób przed 1989 rokiem przyznawało się do swojej nieheteroseksualności - większość się nie przyznawała i tu masz klucz do owej spokojnej egzystencji: siedzenie w szafie. Obecna widoczność (manifestująca się choćby tym, że nie ma praktycznie dnia, w którym media nie pisałyby o naszych sprawach), zmiana dyskursu, czyli przejście mediów od zajmowania sie homoseksualnością do zajmowania się homofobią, nagłośnienie naszych postulatów to ogromne zwycięstwo naszego ruchu LGBT. Bez tego nie byłoby zainteresowania polityków, projektów ustaw, szansy na związki. I jestem przekonana, że nie ma innej drogi. Żadne tam "w domu po kryjomu" w imię niedrażnienia homofoba nie da zmian w prawie, o które walczymy. Bo nikogo nie obchodzą grupy, których nie ma.
Ewa...
OdpowiedzUsuńPrzepraszxam, co Ty wiesz o akcji Hiacynt? Dotyczyła Cię? Czy tylko o niej czytałas albo znasz ją z opowiadań? Podobno nie lubisz martyrologii...Miałaś teczkę w "różowym archiwum" MO? Ile lat przeżyłaś jako zdeklarowana osoba nieheteronormatywna w PRL-u? Chętnie się dowiem jak wygladała historia PRL-u bo wychodzi na to, że ja żyłam w jakimś PRL-u? Wiesz co? Wkurzyłam się...
Wiesz, tak się dziwnie składa, że nie trzeba dorastać w jakichś czasach, żeby o nich ciut wiedzieć. Szczególnie jak ma się partnerkę, która, i owszem, w 1989 rok weszła jako dorosła osoba i zdążyła już się wcześniej dowiedzieć, jak to jest być lesbijką w PRL-u. Tak że pliz, nie patronalizuj.
OdpowiedzUsuńZnaczy, znasz z opowiadań...
OdpowiedzUsuńA nie sądzisz, że jak się żyło jako osoba dorosła to się wie, ciut więcej?
Nie, bo jest to tylko i wyłącznie "więcej" w wydaniu jednej osoby. Znasz powiedzenie "historię piszą zwycięzcy"? Bardzo je lubię i staram się je stosować w ocenie zarówno historii nowszej, gdzie jest sporo źródeł, jak i tej, gdzie źródeł jest zdecydowanie mniej. Nie ma jednej perspektywy i jednej prawdy. Każdy dokłada swoją własną i nawet suma ich wszystkich nie składa się na pełny obraz tego, jak dane wydarzenia, czasy wyglądały. Z Twojej perspektywy lesbijkom w PRL-u żyło się nieźle. Z Gosi - beznadziejnie (polecam jej Lekcje historii, też na blogu). Prawda leży pośrodku? Bynajmniej. Każdy ma swoją, równie prawdziwą i nieprawdziwą zarazem.
OdpowiedzUsuńEwa...
OdpowiedzUsuńKończąc wymianę myśli na temat " jak się żyło osobom homo w PRL-u" napisze tylko, że ja mówię o czymś co sama przeżyłam a Ty o czymś, o czym słyszałaś. Nie widzisz różnicy? Napisałam wyraźnie, że mówię o sytuacji generalnie a nie w ujęciu pojedyńczych, osobistych przypadków.
I, nadal nie wiem, jaka jest Twoja odpowiedź na zadane wyżej pytania, o przyczynę gwałtownego wzrostu (rzekomego) homofobii.
la_petite: Ja przeżyłam czasy PRL-u i większość moich znajomych również (taki wiek). Nie wiem ile lat miałaś za PRL-u, ale wydaje mi się, że mniej niż ja.
OdpowiedzUsuńI nie wiem, gdzie mieszkałaś, bo w stolicy wcale lepiej nie było. A słowa (wybacz Ewo) "pizdoliz" "cipoliz" "lesbo pierdolona", jeśli ktoś chciał żyć otwarcie, były na porządku dziennym. Już nie mówiąc o konspiracyjnych miejscach spotkań, wynajmowaniu skrytek pocztowych, nie podawania imion i nazwisk w korespondencji. Jeśli uważasz to za fajne życie to ...
I proszę Cię bardzo o niedyskredytowanie Ewy ze względu na wiek, bo to nie on jest wyznacznikiem mądrości, wiedzy, inteligencji i dojrzałości emocjonalnej.
"Bo owa "histeria", o której piszesz, nie bierze się z niczego, a z tego, że inna niż heteroseksualna orientacja ma sporą szansę być w odbiorze publicznym uznaną za dyskredytującą"
OdpowiedzUsuńOk, ok tylko to pokazuje, że problem nie leży w tej strasznej "hetero-większości" ale i w samych gejach, którzy chcą lecieć do sądu za to, że ktoś im powiedział, że są homo i mają faceta.
W odbiorze publicznym to i mycie okien w niedzielę może być uznane za dyskredytujące, więc owszem jest to jakiś argument za ciepłym konformizmem i zwalaniem winy na zły świat za to, że ktoś tam musi żyć w szafie.
Ho, ho, ho, Magdo, nie wiedziałam, że z Ciebie taka hardcorowa zwolenniczka coming outów. Niemniej jednak wydaje mi się, nie, nie wydaje mi się, jestem przekonana, że dla wielu osób coming out mógłby się skończyć całkiem realnymi nieprzyjemnymi konsekwencjami (jak wyrzucenie z domu, zwolnienie z pracy pod byle jakim pretekstem lub niemożność jej znalezienia, ostracyzm, mobbing itd.), tak że szanuję ich decyzję o nierobieniu tego kroku. I uważam, że nikogo do coming outu zmuszać nie należy i że każdy tę decyzję powinien podjąć samodzielnie (wyjątek robiłabym jedynie dla osób publicznych obnoszących się ze swoją homofobią i lobbujących za niekorzystnym dla osób LGBTQ ustawodawstwem). Mimo że ja jako ja uważam, że lepiej żyć otwarcie.
OdpowiedzUsuń@Ewa
OdpowiedzUsuńA mi się wydaje, ba jestem przekonana, że życie w ogóle kończy się całkiem realną, nieprzyjemną konsekwencją czyli śmiercią i to co z nim zrobimy to już nasza broszka i nasze konsekwencje :). Nasze decyzje są naszymi decyzjami, a nie decyzjami wyimaginowanych "onych" co niby tylko czyhają coby nam dowalić.
Czy jestem zwolenniczką coming-outów? Iii tam, ja nigdy nawet nie użyłam słowa na "l" ;) w określaniu siebie, a wszyscy w moim życiu wiedzą z kim dzielę dom i tworzę rodzinę. Jednak podobnie jak było tu już napisane w komentarzach, miałabym ciężką alergię gdyby ktoś kogo poznaje zaczął mi się przedstawiać jako gej/lesbijka. Bo mnie to nie obchodzi. Obchodzi mnie natomiast z kim ta osoba żyje, z kim robi zakupy, kogo przytula przed snem. Obchodzi mnie relacja, nie orientacja ;)
Rude...
OdpowiedzUsuńNie wstydzę się swojego wieku. Urodziłam się w 1960 roku, w podhalańskiej wsi Ząb, gdzie mieszkałam 14 lat. Potem przeprowadziłam się do Krakowa. Na lat osiem.
Nie dyskredytuję Ewy, nie ukrywam, że ubodło mnie "do żywego" stwierdzenie o nieznajomości historii PRL-u. Powody są dwa, Pierwszy: jak widać z daty urodzenia, żyłam w tamtych czasach dość długo. Drugi: jestem z wykształcenia historykiem (dodam, zarozumiale, że także).
Ja, też, się nasłuchałam. I, co z tego? Ja, też, nie lubię martyrologii więc nie chcę ciągnąć tego wątku. Zupełnie na marginesie, jakie znaczenie ma czy ktoś mówi o kimś "lesbo pierdolona" zamiast "głupia pizdo"?
I to by było na tyle.
"Napisałam wyraźnie, że mówię o sytuacji generalnie a nie w ujęciu pojedyńczych, osobistych przypadków."
OdpowiedzUsuńAha, i dlatego właśnie koronny, przwijający się jak mantra argument brzmi: "ja mówię o czymś co sama przeżyłam a Ty o czymś, o czym słyszałaś."
Uśmiałam sie jak norka.
"problem nie leży w tej strasznej "hetero-większości" ale i w samych gejach, którzy chcą lecieć do sądu za to, że ktoś im powiedział, że są homo i mają faceta."
Tak, takich przypadków jest mnóstwo, że wymienię chociaż sprawę Śmieszka, następnie przypadek partnera Biedronia, no i jeszcze tego działacza co rozmawiał z Radziszewską. I wiele innych spraw jak powyższe. Zupełnie natomiast nie zdarzają się przypadki nazywania osób homo dewiantami przez urzędników lub polityków. Nigdzie nie pojawiają się próby powiązania orientacji homo z pedofilią i zoofilią. Nawet konkubinaty jednopłciowe są traktowane jak te hetero, i na przykład bez problemu mają zapewnione dziedziczenie praw do mieszkań spłódzielczych.
"Obchodzi mnie relacja, nie orientacja"
I fajnie, oby więcej takich. Tylko widzisz, nie wszyscy tak mają. Istnieją na tym świecie ludzie, dla których jakość relacji jest uzależniona od konfiguracji płci w tej relacji. Takie są fakty, czy Ci się to podoba, czy nie. I konsekwencje działania tych drugich ponoszą głównie, niestety, nie oni sami.
reader...
OdpowiedzUsuńByć może o czymś nie wiem, nie znam prawa spółdzielczego. Czy konkubinaty różnopłciowe mają, ustawowo, zagwarantowane prawo do dziedziczenia?
Konkubinaty różnopłciowe mają ustawowo zagwarantowane prawo do dziedziczenia spółdzielczego lokatorskiego prawa do mieszkania. Mają prawo do adopcji dziecka partnera/partnerki. Po rozstaniu strona, która zostaje z dzieckiem/dziećmi ma prawo do alimentów. Żadnej z tych rzeczy nie mają zagwarantowanych konkubinaty jednopłciowe. Na równi z różnopłciowymi odpowiadają jedynie za długi partnera/partnerki.
OdpowiedzUsuńreader...
OdpowiedzUsuńI, jeszcze jedno, śpiąca jestem, umknęło mi wcześniej...
Czy możesz rozwinąć myśl, cytuję:
"...pojawiają się próby powiązania orientacji homo z pedofilią..."?
Zobacz "Kozak przeciw Polsce" i druga, podobna sprawa w niedawnym czasie. Oraz uzasadnienie wyroku. (Chodziło o mieszkanie komunalne, lub spółdzielcze lokatorskie, czyli prawo do najmu na preferencyjnych warunkach.) Własnościowych nie dziedziczą ustawowo.
OdpowiedzUsuńLin...
OdpowiedzUsuńMożesz mi podac podstawę prawną, proszę?
Nie jestem prawniczką, jestem praktyczką. Żyję w dzieciatym konkubinacie różnopłciowym, więc siłą rzeczy wiem, jakie prawa mam.
OdpowiedzUsuń"Czy możesz rozwinąć myśl.."
OdpowiedzUsuńTu nie ma co rozwijać. Różnej maści prawicowe oszołomy lansują tezę, że istnieje takie powiązanie i niektórzy w nie wierzą. Bez problemu można takie rzeczy wygooglać, jeśli do tej pory umkneło.
A już tak bardziej horrorystycznie, to wystarczy przypomnieć sobie ostatnie próby wprowadzenia poprawek do "ustawy o wspieraniu rodziny i pieczy zastępczej".