• West Hollywood - w końcu odpoczynek

    Do niedzieli 12 grudnia zostajemy w West Hollywood. Przyleciałyśmy wczoraj. Mieszkańcy twierdzą, że to najbardziej różowe ze wszystkich miast na świecie. Obywatele San Francisco pewnie mają na ten temat inne zdanie, ale jedno jest pewne - to właśnie West Hollywood jako pierwsze miasto w Stanach umożliwiło w 1985 roku rejestrację związków osób tej samej płci. Tak że możliwość zawarcia związku właśnie tu miała dla nas nielichy wymiar symboliczny (i raczej żaden inny, bo przeprowadzki nie planujemy). Ale po kolei.

    9 grudnia
    Pożegnanie (na szczęście tylko na trzy dni) z Nowym Jorkiem.
    Już mi brakuje miasta, które nigdy nie śpi. Chyba nie nawykłam do leniwego stylu życia, a zdecydowanie taki praktykuje się w West Hollywood. Lot trwał sześć godzin, w międzyczasie w prezencie dostałyśmy trzy, tak że mój organizm jest trochę zdziwiony nagłym przestawieniem pór dnia. Podróż z lotniska do hotelu - kolejne 45 minut. Kontrast w stosunku do Nowego Jorku piorunujący. W West Hollywood budynki są niskie, na ulicach, przynajmniej w dzień, praktycznie nie ma ludzi, a samo hrabstwo Los Angeles ciągnie się na wszystkie strony na ponad 100 kilometrów. Bez samochodu żyć się nie da. Plus w stosunku do Nowego Jorku - tu wszyscy mówią z dużo bardziej zrozumiałym akcentem. Oraz są uśmiechnięci i czasem do przesady wyluzowani (wieczorem miałyśmy już nieco zesztywniałe mięśnie twarzy od ciągłego uśmiechania się i odpowiadania na pozdrowienia).

    Po przyjeździe do hotelu miałyśmy chwilę na przygotowanie się do ceremonii zawarcia związku partnerskiego. Trwała równie krótko jak ta w samolocie, za to odbyła się bez pompy i praktycznie jedynie w obecności samych zainteresowanych - chłopaków, nas, Andy'ego i Kristen, którzy będą się nami tu opiekować, oraz burmistrza West Hollywood.
    Potem równie skromna impreza w hotelowej restauracji (naprawdę dobrze tu karmią!). Co zabawne, mimo że obyło się bez pompy i prasy (a może właśnie dlatego), mamy znacznie większe poczucie realności tej uroczystości niż poprzedniej, w samolocie.

    A dalej? Oczywiście spacer po mieście, a konkretnie wzdłuż słynnego Santa Monica Boulevard. Klubów mnóstwo, ale nie skusiłyśmy się na wejście do któregoś - po trosze z powodu zmęczenia (tutejsza dziewiąta wieczorem to polska szósta rano), po trosze dlatego, że muzycznie jakoś nic nam nie podpasowało. Choć wrażenia wizualne całkiem, całkiem.
    10 grudnia
    Pobudka po siódmej, leniwa kawa w holu hotelu i podziwiane budzącego się do życia miasta. W południe ruszamy na zwiedzanie, a później wyprzedaże. A wieczór? Gosia właśnie znalazła kowbojską knajpę, mnie za to kusi Comedy Store, jeden ze słynniejszych klubów z występami stand-uperów. Zobaczymy. A póki co kilka widoczków z dachu hotelu.
    Trochę więcej zdjęć z West Hollywood i z ceremonii zawarcia związku na naszej stronie na Facebooku tu.
  • Czytaj także

    8 komentarzy:

    1. Gosiu, Ewo :)

      z przyjemnością czytam - i oglądam :) - o Waszych wrazeniach z podrózy poślubnej. :)

      Będą cudowne wspomnienia na wszystkie wspólne lata. :0)

      Mam praktyczne pytanie - czy małżeństwo zawarte w Szwecji nie byłoby uznawane w USA (choćby jako partnerstwo)? Od strony praktycznej właśnie, zastanawiam się nad sensem zawierania cywilnego związku partnerskiego PO małżeństwie cywilnym. Posunięcie w drugą stronę jest zrozumiałe (myślimy o tym).

      Mocy kolejnych wrażeń :), pozdrowienia.


      KaFor

      OdpowiedzUsuń
    2. Hello! How are you? Are you from Poland? It's in Warsaw, isn't it? No? Warsaw is a capital of Poland? I thought it was Paris :-PPP

      Takie teksty też słyszycie - bo ja właśnie mam takie wspomnienia z USA - uśmiechnięta od ucha do ucha życzliwa powierzchowna ciekawość podszyta obojętnością oraz kompletna nieznajomość geografii ;-P

      Ale przygodę macie fajną - chyba sobie tego wszystkiego nie wyobrażałyście zapisując się na konkurs SASu, co? Uroczo się czuję wiedząc, że przyłożyłam moją łapkę do tego, żebyście teraz mogły się lansić po Sunset Boulevard :-D

      Uściski!

      OdpowiedzUsuń
    3. Racja, z takiego "Zgłosić nas?" - "A zgłoś" TAAAAAAKIE COŚ się porobiło! Myślały, że tak sobie cicho pojadą i nikt się nie dowie :)))
      A tak na marginesie, to dla Jankesów Dziewczyny są z kraju Europa. Zdaje się, że mało kto tam rozróżnia te nasze kraiki. Hungary np. to po prostu 'hungry'. A ktoś te 51 stanów pamięta? Ich nazwy, stolice i gdzie leżą? Nawet oni nie pamiętają tych wszystkich 'malutkich' na swoim Wschodzie.

      OdpowiedzUsuń
    4. Is that k.d.'s house I can see in the distance? :)

      OdpowiedzUsuń
    5. Ach, Hollywood! :) Trochę dziwne, że najpierw zawarłyście związek małżeński a potem partnerski, ale tego nigdy za wiele przecież ;) U nas nie można wcale, to zagranicą zaszalałyście i zrobiłyście to podwójnie ;) zakochana-w-dziewczynie.blog.onet.pl

      OdpowiedzUsuń
    6. @WhipEyE: it's anothe direction, but only 3 miles ;-) But I think Gosia would prefer a cup of coffee with Melissa Etheridge (but I don't know where she is living right now)

      OdpowiedzUsuń
    7. I jeszcze coś zupełnie nie na temat. Niepostrzeżenie minął jubileusz 250 wpisów na tym blogu. 250-ty to "Ślubny lans". Gratulacje!!!

      OdpowiedzUsuń
    8. Thanks Joey. Come on girls - only 3 miles - I'm sure it's worth the commute - maybe Gosia can ask kd where Melissa is while Ewa rifles through her garbage for me? ;)

      OdpowiedzUsuń