Nie da się ukryć - to był ciekawy rok. Być może najciekawszy w moim życiu. Odpuszczę sobie wyliczanie, co się działo w poszczególnych miesiącach i skupię się na tym, co było dla mnie najważniejsze.
Najistotniejsze i najsmutniejsze wydarzenie to katastrofa samolotu prezydenckiego. Homicze środowisko najboleśniej odczuło śmierć Izabeli Jarugi-Nowackiej, naszej największej przyjaciółki wśród polityków. O tym, jak katastrofa wpłynęła na sytuację na polskiej scenie politycznej, chyba nie trzeba pisać. Zresztą o Smoleńsku pewnie jeszcze nie raz usłyszymy, wszak kolejne wybory blisko, a i spokojniejszy politycznie czas to dla niektórych świetna okazja do gry trumnami.
Jeżeli chodzi o sprawy czysto homicze, to ten rok zdecydowanie upłynął pod znakiem walki o ustawę o związkach partnerskich. Działania Grupy Inicjatywnej, wielka debata na Homikach, akcje "Miłość nie wyklucza" i "Równi w Europie - tak chcemy" i w końcu mój z Gosią start w konkursie SAS. Oczywiście cały czas brakuje tej wielkiej "kropki nad i", czyli samej ustawy, ale coraz szerszy oddźwięk społeczny pozwala mieć nadzieję, że w ciągu najbliższych lat w końcu ją postawimy. Oczywiście różowo nie jest. Wprawdzie nasze postulaty niby popierają SLD i Palikot, ale nie ma co się łudzić, że jakoś szczególnie im na nas zależy, gdy nie potrzebują naszych głosów. Oraz że partie przynajmniej skłonne powalczyć o ustawę w Sejmie tak szybko będą dysponować wystarczającą liczbą mandatów, by zrobić coś poza zgłoszeniem jej do laski marszałkowskiej. Nie mogę też nie wspomnieć o wątpliwościach, jakie wzbudziły działania Grupy Inicjatywnej wśród samych osób nieheteroseksualnych, przynajmniej tych zainteresowanych wyrażeniem swojej opinii w ankiecie przygotowanej przez portal Homiki. I bynajmniej nie o to chodzi, że nie chcą ustawy, ale o to, że przygotowany przez GI projekt w dużej mierze uznały za zbyt zachowawczy i bynajmniej niereprezentatywny dla ich oczekiwań.
W sumie dyskusja wokół działań GI wcale nie jest niczym złym. A już zaangażowanie przez Homiki kilku tysięcy osób w opiniowanie ustawy było wydarzeniem bez precedensu, które pokazało, że wcale nie jest tak, że kwestia naszych praw interesuje tylko garstkę działaczy, ale że jest istotną bolączką naszej społeczności. Podobnie było z EuroPride - tu też krytyka działań jej oficjalnego organizatora Fundacji Równości zaowocowała wysypem inicjatyw przeróżnych grup formalnych i nieformalnych, które może niekoniecznie sprawiły, że nasza EuroPride była wielkim sukcesem, ale na pewno nie była też porażką. Tak bogatego programu nie miało dotąd żadne wydarzenie organizowane przez osoby nieheteroseksualne w Polsce. Nie obyło się oczywiście bez rzeczy dyskusyjnych, od niesławnego "rzucania jajkiem w pedała" (i lesbę w osobie Gosi) po plakat Pomady. Nasz udział w EuroPride ograniczył się do zorganizowania wieczoru "Wspomnień czar" oraz występu kabaretu (ostatniego w Warszawie, nie licząc Dnia Różnorodności). Na frekwencję, mimo potwornego upału, narzekać nie mogłyśmy, tak że z naszej perspektywy - pełen sukces.
Druga połowa roku to coraz głupsze wystąpienia Radziszewskiej - od uznania, że szkoła katolicka ma prawo zwolnić nauczycielkę lesbijkę po wyoutowanie Krzyśka Śmiszka w programie TVN. Nasz odwet na pani minister wzięłyśmy w dedykowanym jej programie kabaretu podczas Dnia Różnorodności (któremu patronowała), ale nie da się ukryć, że, choć było to miłe i ożywcze, nie rozwiązało głównego problemu, czyli samej obecności tej pani na jakże niepasującym do niej stanowisku pełnomocniczki rządu do spraw równego traktowania.
We wrześniu zaczęła się epopeja pod tytułem "Gosia & Ewa in the Air". Aż mi się wierzyć nie chce, że od początku konkursu minęły już cztery wypełnione nim miesiące. Już od jakiegoś czasu obiecuję to wszystko podsumować i ciągle mi nie wychodzi, więc może mała wprawka teraz. Tak naprawdę nie mam pojęcia, w ilu mediach (nawet polskich) i ile razy się przy jego okazji pojawiłyśmy (a to jeszcze nie koniec). Wiem też, że tak naprawdę na ocenę tej akcji będzie dobry moment dopiero za jakiś czas, kiedy już co poniektórzy przestaną się bać otwierać lodówkę i skończą się reakcje przypadkowych ludzi w stylu "To panie? Gratuluję!". Co mnie najbardziej poruszyło w ciągu tych miesięcy? Z jednej strony to, o czym wielokrotnie już pisałam, czyli wsparcie i życzliwość tak wielu, często zupełnie nieznajomych, osób. Przyjaźnie i znajomości, które się w jego trakcie narodziły. Ale też, o czym chyba dotychczas nie pisałam, miejscami zupełne niezrozumienie sytuacji ze strony osób (na szczęście nielicznych), które znamy i które były trochę bardziej na bieżąco z naszymi odczuciami i emocjami w trakcie konkursu niż ci, którzy mieli możliwość wspierać nas jedynie za pośrednictwem internetu. Tak że tak z czysto osobistej perspektywy ten konkurs był dla nas świetną okazją do zweryfikowania niektórych znajomości. Większości na plus, kilku na minus. A z perspektywy mniej osobistej? Tu nic nowego nie wymyślę - udało się sprawić, że o związkach partnerskich było naprawdę głośno. Udało się skonsolidować bardzo wiele bardzo różnych środowisk, wszystkie nasze portale, wiele blogów. Zainteresować niezainteresowanych. Oczywiście bynajmniej nie nasza w tym zasługa, a tych wszystkich osób, które zupełnie bezinteresownie zaangażowały się w promowanie naszego udziału w konkursie. Które uparły się, że musimy wygrać. I dopięły swego. A potem pomogły nam się do tego ślubu przygotować. I nadal są z nami.
Końcówka roku to nie tylko przygotowania do wyjazdu, ale też listopadowa manifestacja spod znaku "Faszyzm nie przejdzie", aresztowanie Roberta Biedronia i w końcu wybory samorządowe, które były rekordowe, jeśli chodzi o liczbę kandydatów spod znaku LGBTQetcetera. Mandat udało się zdobyć jednemu - Krystianowi Legierskiemu.
Nie mogę też nie wspomnieć o czymś o dużo mniejszym znaczeniu, ale dla mnie bardzo ważnym, czyli o wzroście popularności naszego bloga. Dobra passa zaczęła się w lipcu (za sprawą EuroPride), a rekordowy był październik - to już zasługa konkursu SAS. To, co mnie najbardziej cieszy, to rosnąca liczba komentarzy i odesłań z innych mediów, nie tylko homiczych. Nie będę was dziś zamęczać liczbami, na to przyjdzie czas w sierpniu przyszłego roku, przy okazji świętowania dwóch lat istnienia garniturka, ale muszę przyznać, że zakładając go, nie przypuszczałam, że tyle się będzie na nim działo. Wprawdzie o popularności bloga świadczą nie tylko komentarze, ale i liczba trolli, a tych póki co jest tu niewiele, ale akurat z tego powodu płakać nie będę.
Co jeszcze? "Dyskretne symetrie" Jeanette Winterson. Wyjazd do Berlina na koncert Melissy Etheridge. A już w styczniu czeka mnie coś, co prawdopodobnie przebije to wydarzenie. Ale póki co nie chcę zapeszać. Oraz rozwiązanie kabaretu Barbie Girls, które, ku naszej rozpaczy, jakoś nie wywołało u nikogo odruchu Rejtana. Tak że wychodzi na to, że była to dobra decyzja, podjęta we właściwym czasie. Co nie znaczy, że nie czekają nas jeszcze jakieś ostatnie podrygi - ale o tym, jak już będą pewne na sto procent.
W ubiegłym roku nie miałam problemu ze wskazaniem człowieka roku (Ryszard Giersz). W tym było wprawdzie kilka bardzo ważnych coming outów (Ireneusz Krzemiński, Michał Głowiński, Marta Konarzewska - pierwsza otwarta nauczycielka lesbijka, Karol El-Kashif - pierwszy coming out geja żyjącego z HIV), był też kolejny wygrany proces - Piotra Kozaka, ale zabrakło kogoś, kto wykazał się bohaterstwem na miarę Giersza. 2010 był też rokiem coraz silniej uwidaczniających się antagonizmów wśród działaczy, ale też, po części z nich wynikających, nowych inicjatyw, jak choćby grupa Tel-Aviv. Co dalej? Na pewno będzie się działo wokół warszawskiej Parady Równości, która póki co zdaje się mieć nieco zbyt wielu "właścicieli". Będzie też ciąg dalszy akcji "Miłość nie wyklucza", która ma nadzieję objechać całą Polskę. Oraz, jak się uda, nasze wesele. Będą wybory parlamentarne, tak że będą i umizgi polityków, i pogrywanie związkami przez nam niechętnych. A Gosi i mnie mogę jedynie życzyć, by rok 2011 był dla nas równie ciekawy jak 2010. Choć chwila odpoczynku też się oczywiście przyda.
-
2010: intensywny i bardzo ciekawy
2010: intensywny i bardzo ciekawy Ewa Tomaszewicz 12/31/2010
Czytaj także
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Sporo się działo w kwestii spraw LGBT w tym roku, ja do najważniejszych zaliczyłabym na pewno EuroPride, coming out Marty Konarzewskiej, "Miłość nie wyklucza" no i Wasz udział w konkursie SAS oraz sam ślub. Oby w kolejnym roku działo się jeszcze więcej, oczywiście tylko i wyłącznie w pozytywnym sensie! Życzę Wam wszystkiego dobrego, na pewno fajnie jest wkraczać w ten nowy rok już jako małżeństwo :) zakochana-w-dziewczynie.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńEwo, co konkretnie nazywasz 'bohaterstwem na miarę Giersza"?
OdpowiedzUsuńKaFor
Człowiekiem, który swoim działaniem (przez 10 lat!) zrobił najwięcej - za rok 2010 - jest PIOTR KOZAK, który swoją determinacją, działaniem konsekwentnym na polu prawa (w sądach) uzyskał to co DLA KAŻDEJ / KAŻDEGO ze społeczności LGBT w życiu codziennym jest najważniejsze: prawo do najmu komunalnego lokalu mieszkalnego dla partnera / partnerki tej samej płci.
OdpowiedzUsuńTo jest to, co absolutnie najważniejsze w życiu. Nie medialne 'bohaterstwo', nie wydarzenia przemijające, choćby spektakularne (choć też ważne), to co przemijające - lecz trwałe, istotne na polu praw czlowieka dla każdej osoby.
Pozdrawiam noworocznie
KaFor
a czy prawo polskie się tearz zmieniło? Na pewno nie jest precedensowe, więc nie wiem, czy ten wyrok dla Kozaka zmienia los Kazdej i Każdego...
OdpowiedzUsuńKaja
Dopiero kiedy przeczytałam Twoje podsumowanie i podsumowanie Ushi dotarło do mnie, że to był naprawdę ciekawy rok :). Także- posumowania mają sens- okazuje się, że mimo wszystko ten rok był bardziej in plus niż in minus :).
OdpowiedzUsuńKaju, wyroki precedensowe mają wpływ na postanowienia dotyczące podobnej materii również w krajach, w których nie ma prawa precedensowego.
OdpowiedzUsuńPolecam na ten temat lekturę artykułu p. Bodnara z HFPCz.
Pan Piotr Kozak wygrał sprawę przeciwko Polsce. Jego sprawa zakończyła się pozytywnie dla niego. Każdy / każda kto ma podobny kłopot może już teraz powoływać się na ten wyrok Trybunału Europejskiego, bez konieczności przechodzenia przez całą drogę krajową przed polskimi sądami.
Sprawa sądowa trwająca 10 lat, jej koszty psychiczne i finansowe dla powoda są bardzo duże. Wpływ wyroku na sprawy innych jest bardzo ważny.
Przez to wszystko Piotr Kozak jest najważniejszą postacią 2010 roku dla LGBT w Polsce i poza nią - jego wysiłek służy teraz innym.
KaFor
Czesc Ewo i Gosiu, niestety nie udalo nam sie spotkac w tym 2010 roku a szkoda, ale mam nadzieje ze jednak kiedys nam sie uda... nie wiem czy w sprawie Parady Rownosci bo musze przyznac ze raptem i niespodzianie przyspieszyly sie moje plany z Australia i nawet nie wiem czy bede jeszcze w Polsce na kolejnej "nie fundacyjnej" paradzie, ale tak ogolnie. Wiem ze przyjaciolmi nie bedziemy ale zaluje ze nigdy nie mielismy okazji sobie wyjasnic wszystkich zaprzeszlosci z przeszlosci ;)). W kazdymrazie wszystkiego dobrego w 2011 roku, by wasz slub w koncu byl zarejestrowany rowniez w Polsce i mega wesela koniecznie z oczepinami ;)).
OdpowiedzUsuńAdam Biskupiak
życzę Wam, aby ten 2011 był lepszy od 2010 i żeby spełniło się wszystko czego pragniecie i o czym marzycie! :)
OdpowiedzUsuńHmmm... niespecjalnie lubię podsumowywać, bo zawsze zapominam o wielu wydarzeniach, nawet tych ważnych. Wolę patrzeć do przodu. Mała śnieżna kuleczka pod nazwą "związki partnerskie", kiedyś tam rzucona, zaczęła się toczyć i w 2010 nabrała całkiem sporego rozmiaru i tempa. A co najważniejsze - dostrzeżono ją nie tylko w "branży", ale i poza nią. I to nie tylko w gronie autorytetów, ale widzi ją Kowalski z Kowalską. Dlaczego? Bo w IV kwartale 2010 zaczęto ich bombardować z wielu kierunków (jeśli oczywiście preferują pewne tytuły prasowe, portale informacyjne i stacje telewizyjne). I jest to Ewo twoja i Gośki zasługa. W każdym razie ja zauważyłam, że heterycy przestali się bać popierać nasze dążenia i pozytywnie o nich wyrażać (a tak było kiedyś). Dziś domaganie się formalizacji związków jednopłciowych już nie świadczy o byciu gejem czy lesbijką, ale o podstawie europejskiej, modernistycznej, liberalnej. I tego właśnie nam trzeba, jeśli i wy, i my chcemy, by nasze zagraniczne akty ślubu cokolwiek znaczyły tu, gdzie żyjemy - czego z całego serca nam życzę :-)
OdpowiedzUsuń@Wszyscy
OdpowiedzUsuńJa bardzo lubię wszelkie podsumowania i rankingi - zarówno czytać, jak i tworzyć. W sumie nie mam pojęcia, dlaczego, może po prostu lubię porządkować rzeczywistość.
I dziękuję za życzenia wszelkie :)
@Adam
Koniecznie musimy się spotkać - teraz mamy ciut mniej na głowie, więc i okazji powinno być więcej. Australia? O kurczę!