• Radziszewska musi odejść

    Pamiętacie, jak w 1991 roku Jan Bielecki zdymisjonował wiceministra zdrowia Kazimierza Kaperę po tym, jak ten stwierdził, że homoseksualizm to zboczenie? Dobre czasy, chciałoby się powiedzieć. Teraz mamy pełnomocniczkę ds. równego traktowania, która ostatnio wspina się na szczyty niekompetencji, ale żadne służbowe konsekwencje raczej jej za to nie grożą. Wiem, że kilka razy pisałam, że mamy taką pełnomocniczkę, jaką mamy, i jeżeli chce z nami rozmawiać, to rozmawiajmy, bo może coś z tego wyniknie. Cóż, po jej wypowiedziach dla "Gościa Niedzielnego" i w "Dzień dobry TVN" przeszło mi. Tak tylko dla przypomnienia, w wywiadzie dla GN pani Radziszewska stwierdziła, że szkoła katolicka ma prawo zwolnić nauczycielkę lesbijkę i że nowa ustawa antydyskryminacyjna właśnie takie przypadki precyzuje. W TVN za to broniła swojej wypowiedzi dla GN, po raz kolejny dając wyraz nieznajomości prawa unijnego i polskiego kodeksu pracy. A gdy wytknął jej to Krzysiek Śmiszek z Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego, stwierdziła, że jest on "członkiem społeczności osób homoseksualnych" i tajemnicą poliszynela jest, kto jest jego partnerem. Ręce opadają na taką argumentację, szczególnie w wykonaniu osoby, która z urzędu ma się zajmować równością.

    W tej całej sprawie, oprócz skandalicznego zachowania Radziszewskiej, są jeszcze dwa ciekawe aspekty. Pierwszy to stary dobry stereotyp, że z byciem osobą nieheteroseksualną łączy się określony światopogląd. Oraz że (oczywiście w przeciwieństwie do osób heteroseksualnych!) przenosimy swoją tożsamość i swój światopogląd na grunt zawodowy. Czyli nie ma na przykład takiego bytu jak lesbijka katoliczka, na dodatek będąca matematyczką, która nie tłumaczy twierdzenia Pitagorasa na przykładzie relacji Safony i jej uczennic.

    Drugi to idiotyczne stwierdzenie, że nikt nie powinien być sędzią w swojej sprawie. Idiotyczne, bo używane jedynie w stosunku do określonych grup, które chce się zdyskredytować. Bo przecież nikt nie powie, że matki nie powinny się wypowiadać w sprawach matek, a nauczyciele - nauczycieli. No ale jak już gej Śmiszek, nieważne, że występujący z ramienia Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego, wytknie pani od równości, że się na tej równości nie zna, to trzeba mu to jego gejostwo wyciągnąć. Bo przecież niemożliwe jest, żeby on się na tym, o czym mówi, po prostu znał.

    Tak że jak ktoś ma czas i ochotę, to w poniedziałek 27 września o godzinie 13 pod kancelarią premiera zacznie się demonstracja spod znaku "tej pani już dziękujemy". I choć obawiam się, że jeżeli już jej podziękujemy, to najwcześniej przy okazji wyborów parlamentarnych, to myślę, że zaprotestować (po raz kolejny) warto.

    Update: Radzia przeprasza. Wzruszyłam się.

    A co tam słychać w konkursie SAS, który tak przynajmniej do 10 października będzie się tutaj regularnie pojawiał? Otóż na pierwsze miejsce wskoczyła tajemnicza duńska para Lau i Christina. My póki co siedzimy na drugim stopniu. Ale za to dorobiłyśmy się pięknego klipu promocyjnego - wielkie podziękowania dla Roberta!

  • Czytaj także

    18 komentarzy:

    1. Przyznam szczerze, że sama nie byłam przekonana, czy ta wypowiedź Radziszewskiej jest aż tak haniebna. W końcu wiele religii uznaje homoseksualizm za coś moralnego, a tym samym uznaje za niezgodnego z doktryną. Tutaj jednak w tym przypadku szkoła katolicka posuwa się za daleko - bo przecież katechizm kościoła katolickiego głosi, że homoseksualiści sami w sobie nie są źli, dopiero gdy są aktywni seksualnie. Jest dużo osób homoseksualnych, co zauważyła Yga w wywiadzie dla Jedynki, które nie podejmują aktywności seksualnej. I w tym momencie jest to dyskryminacja. Uważam jednak, że zarówno instytucje i firmy mogą zatrudniać, kogo chcą (jednocześnie nie nawołując do agresji i nienawiści wobec jakichkolwiek grup).

      Wypowiedź dla DD TVN była jednak stanowczo żenująca. Wciąż mówienie o orientacji seksualnej partnera dialogu w tym kraju jest odbierane jako jakiś sposób degradacji. No i sprawa outingu - czy wolno outować osoby, jeżeli one tego nie chcą? Uważam, że nie, bez względu na to czy robi się to wobec osób działających na rzecz LGBT, czy publicznych homofobów z zapędami homoseksualnymi.

      OdpowiedzUsuń
    2. Przepraszam - za coś niemoralnego miało być.

      OdpowiedzUsuń
    3. Art. 11.3 k.p.: Jakakolwiek dyskryminacja w zatrudnieniu, bezpośrednia lub pośrednia, w szczególności ze względu na płeć, wiek, niepełnosprawność, rasę, religię, narodowość, przekonania polityczne, przynależność związkową, pochodzenie etniczne, wyznanie, orientację seksualną, a także ze względu na zatrudnienie na czas określony lub nieokreślony albo w pełnym lub w niepełnym wymiarze czasu pracy - jest niedopuszczalna.

      Wypowiedź pani Radziszewskiej jest haniebna, ponieważ ta pani jest urzędnikiem nie znającym przepisów albo mającym gdzieś przepisy (nie wiem co gorsze). Jako obywatelka płacę tej pani (może grosze z podatków, ale płacę) za należyte wykonywanie obowiązków. Pani Radziszewska może sobie myśleć co chce, ale jako urzędnik nie ma prawa pieprzyć takich głupot w imieniu państwa.

      K

      OdpowiedzUsuń
    4. Nigdy nie przepadałam za Radziszewską, że tak eufemistycznie to ujmę. I zawsze uważałam, ba nadal uważam, że powinna odejść, ale nie za tę wypowiedź!
      Prywatna firma ma prawo zatrudniać kogo chce na jakich zasadach chce. Jakakolwiek ingerencja pachnie mi socjalizmem. Poza tym w ogóle co to za pomysły, żeby strać się pracę w katolickiej szkole? Religia katolicka po prostu nie uznaje homoseksualizmu i już. Mają do tego prawo. Po co się pchać w to bagno? Gdzie tu logika?

      OdpowiedzUsuń
    5. @yeshivagrl
      Otóż właśnie nie, nie ma prawa (paragraf w komentarzu K). Oczywiście, że w praktyce tak to często wygląda, ale polskie prawo stanowi, że nikomu nie można odmówić zatrudnienia ani zwolnić go ze względu na orientację seksualną. Są od tego wyjątki, ale dotyczą światopoglądu, a nie orientacji. I tak, to poniekąd jest socjalizm, ale takie mamy prawo. A Radziszewska skompromitowała się nieznajomością tej gałęzi tegoż prawa, na której, z racji swojego urzędu, musi się znać.

      A co do pracy w katolickiej szkole i w ogóle związków osób nieheteroseksualnych z Krk, to nie da się ukryć, że takich osób jest całkiem sporo. I ja bym nie oceniała ich wyborów - ich wiara, ich sprawa. Ważne jest to, że kwestia ich zatrudnienia w instytucjach katolickich jest całkiem realna.

      OdpowiedzUsuń
    6. Abstrahując od wypowiedzi Radziszewskiej dla "Gościa Niedzielnego" cała późniejsza afera w moim odczuciu jest zwykłym biciem piany. Wyobraźmy sobie sytuację, że w tym wywiadzie pada pytanie nie o nauczycielkę lesbijkę a o nauczyciela rozwodnika. Po głośnej reakcji innych mediów TVN zaprasza do programu, Radziszewską i na przykład Jerzego Buzka by zapytać go czy takie rzeczy w Unii są w ogóle możliwe:). Radziszewskiej kończą się argumenty i wypala, że tajemnicą poliszynela jest to, że Buzek zostawił swoją Ludegardę dla innej pani. Czy ktoś wtedy w ogóle by się zająknął o tym, że Radziszewska wyoutowała Buzka, wytykając mu jego orientacje?. Nie, co najwyżej ludzie popatrzyliby na nią z politowaniem, że sięga do życia prywatnego swojego rozmówcy, byłoby kilka zniesmaczonych komentarzy i tak naprawdę na tym wszystkim straciłaby tylko ona. A obecna histeryczna reakcja mediów na tę rozmowę jest dla mnie potwierdzeniem przekonania, że homoseksualizm to coś wstydliwego, coś, co można wytknąć rozmówcy. Czy można bowiem wytknąć nam coś z czym nie mamy problemu, czego się nie wstydzimy?. Sprawa stała się kolejnym tematem zastępczym na którym partie mogą ugrać swój kapitał polityczny (PO bo nie musi zajmować się reformami, tylko dysputami ideologicznymi, lewica bo jak zwykle jawi się jako obrońca wszystkich uciśnionych, a PiS bo może pokazać, żeby się ich trzymać kiedy nie chce się rewolucji obyczajowej)

      OdpowiedzUsuń
    7. @Magda
      Ja braku znajomości prawa równościowego - czy to dotyczy ono rozwodników, czy mnie osobiście - przez panią ministrę od równości nie uważam za temat zastępczy. Bo ona, przynajmniej teoretycznie, ma bronić między innymi mnie.

      A w dyskusji ze Śmiszkiem oburza mnie wyciągnięcie jego orientacji jako czegoś, co miało go zdyskredytować (w jej poczuciu), a nie sam fakt wyoutowania go (to akurat jest dość zabawne).

      OdpowiedzUsuń
    8. To czy coś ma nas zdyskredytować w czyichś oczach zależy po części od nas samych i od tego, w jaki sposób na ten rzekomy dyshonor zareagujemy. Jeżeli spłynie to po nas jak po kaczce i bez nerwów powrócimy do merytorycznej dyskusji ośmieszymy w ten sposób naszego oponenta. Natomiast, jeżeli wpadniemy w histerię i święte oburzenie to tak naprawdę pokażemy, że strzał był celny i można w ten sposób walić dalej, bo zawsze będzie to nas boleć. W tym kontekście nie rozumiem zachowania Śmiszka, który chce iść z tym do sądu mówiąc, że jego dobra osobiste zostały naruszone. Czyli co?. Powiedzenie, że ktoś jest ma partnera tej samej płci, użycie tego w rozmowie jest naruszeniem dobra osobistego?. Czyli jak rozumiem narusza uznane przez społeczeństwo i system prawny wartości?. Moim zdaniem on sam w tej chwili przyznaje, że to, co ona powiedziała nie zdyskredytowało go tylko w jej oczach, ale również w jego indywidualnym poczuciu.
      Jeżeli zatem przypisywanie komuś orientacji homoseksualnej jest homofobiczne, to, czemu ani lewica ani organizacje LGBT nie pisały listów protestacyjnych, kiedy Palikot publicznie w Radiu Zet i na swoim blogu nazwał Kaczyńskiego gejem?. Przecież też w ten sposób chciał go zdyskredytować. A dostał za to Hiacynta.

      OdpowiedzUsuń
    9. PS.
      a na deser wypowiedź Biedronia po słynnych występach Palikota w sprawie rzekomej orientacji seksualnej Kaczyńskiego.

      "W żadnym wypadku nie uważam wypowiedzi pana Palikota za homofobiczne i nie widzę w nich nic niestosownego. Skoro publicznie mówi się o prezydencie Kaczyńskim czy innych osobach publicznych, że są w heteroseksualnych związkach małżeńskich z kobietami i mają dzieci. Nie widzę powodu, by nie pytać publicznie o orientacje seksualną znanego polityka" - dla Trybuny z dnia 12.01.2009 roku ;)
      Jak to się zmienia punkt widzenia...

      OdpowiedzUsuń
    10. Filmik fajowy.

      Głosuję i głosuję. Malutką przewagę ma ta para z Niemiec, więc mam nadzieję, że łatwo uda się ją przebić.

      Musicie wygrać :)

      OdpowiedzUsuń
    11. @Magda
      Tak jak napisałam - nie chodzi mi o zachowanie Krzysia po wywiadzie, a o ewidentną nieznajomość prawa równościowego w wydaniu pani od równości. Oraz o wyciąganiu przez nią orientacji seksualnej rozmówcy jako argumentu. I o tym jest ten post, a nie o Hiacyncie dla Palikota (który to pomysł swojego czasu krytykowałam) czy o wypowiedzi Roberta sprzed paru lat. Trzymajmy się tematu:)

      OdpowiedzUsuń
    12. No to ja czegoś tutaj nie rozumiem. Chcę założyć firmę i zatrudnić w niej samych gejów, lesbijki czy osoby transseksualne. Czy to jest dyskryminacja osób heteroseksualnych?

      Jeżeli usługi mojej firmy skierowane są do homoseksualnego lub transseksualnego odbiorcy to chyba mam prawo zatrudnić kogoś, kto będzie w stanie zrozumieć problemy tych ludzi, być na bieżąco z trendami w kulturze LGBT i w sprawach związanych z działalnością naszych organizacji?

      OdpowiedzUsuń
    13. Jeżeli nie zatrudnisz lub zwolnisz kogoś wyłącznie dlatego, że jet heteroseksualny, to tak, jest to dyskryminacja i złamanie prawa pracy. Możesz szukać kogoś o określonych kwalifikacjach i może się tak zdarzyć, że w związku z tym zatrudnisz wyłącznie osoby o określonej orientacji, ale nie wolno kierować ogłoszeń wyłącznie do określonych grup - kobiet, osób przed 40 rokiem życia, lesbijek itd.

      OdpowiedzUsuń
    14. @Ewa
      Lubię po prostu swobodną i dryfującą dyskusję, ale rozumiem dyscyplinę blogową i będę się pilnować;)

      OdpowiedzUsuń
    15. Spoko, tylko że trudno mi dyskutować z rzeczami, z którymi też się nie zgadzam (jak Hiacynt dla Palikota). Dlatego wolałabym jednak trzymać się kwestii zasadniczej - czy Radziszewska zna, czy nie zna prawa:)

      OdpowiedzUsuń
    16. @Ewa

      Dzięki za odpowiedź. Już zgłupiałam od tej całej afery - coś mi tu nie pasowało, ale do końca nie wiedziałam co. Rzecz w tym, że ta granica jak formułować zasady zatrudniania jest w gruncie rzeczy dość płynna.

      Radziszewska być może miała pecha - źle zrozumiała przytoczoną sytuację, może źle wyraziła swoje myśli i nadal jest przekonana, że to zrobiła dyplomatycznie. Chociażby dlatego nie powinna być rzecznikiem, że nie potrafiła powiedzieć tego, co powiedziałaś Ty, Ewo, a co myślę jest podstawą dla jakichkolwiek rozważań sytuacyjnych.

      OdpowiedzUsuń
    17. Znalazłem na Students relację, wedle której Pani Radziszewska wypowiadając się w "Gościu", nie mówiła ogólnie o lesbijkach, czy takowej ułożonej katoliczki lesbijki, lecz o kimś otwarcie wchodzącym w konflikt z doktryną kościoła. Nie wiem, jak jest, bo sam źródła nie znam. (Niestety program nie chce mi tu akceptować linków)

      Ale to, co zrobiła później Panu Śmieszkowi jest naganne. Pozwolę sobie przekopiować fragment komentarza, który tam zamieściłem.

      Istnieje jeszcze inny osobny problem. Negatywny stosunek Polaków do homoseksualistów, jako konkretny skutek fatalnej działalności działaczy związanych ze środowiskiem LGBT, które są nastawione na młodych, wykształconych, niewierzących. z wielkich miast. Pomijam wpadki typu wypowiedź Biedronia, który twierdził, że ma identyczny cel jak pierwsi chrześcijanie w imperium rzymskim, czy sprośne ulotki rozdawane przez jedną z organizacji. Idzie o sprawy poważniejsze. Po pierwsze, emancypacja z powodu oczywistej dysproporcji ilościowej, wymaga od nich postawy purytańskiej, to znaczy wyraźnie wiążącej dane zachowania z kontekstem seksualnym. Zwyczajnie, jeśli idę ulicą i widzę dwóch mężczyzn, którzy trzymają się za ręce, prawdopodobieństwo, że widzę parę, jest mniejsze niż w przypadku analogicznej sytuacji z kobietą i mężczyzną. Oni zaś wyraźnie chcą (widać to w ich wypowiedziach) istnienia tejże analogi. W praktyce sprowadza się to, do szerzenia się seksoholizmu, Homoseksualiści tracą przy tym, choćby ten wymiar heteroseksualnej miłości i erotyki, które każą spostrzegać je jako szaleństwo, coś dysfunkcjonalnego. Pięknie o tym wymiarze (w kontekście homoseksualnym!) pisał Platon w "Fajdrosie" (w dzisiejszych czasach dosłownie czytane teksty Platona, mogą sugerować nawet pedofilię). Po drugie jeśli się śledzi na przykład w TOK FM audycje o nich i dla nich, to się odkryje ich skłonności do paternalistycznego traktowania społeczeństwa. Ludzie zwykle nie lubią osób snujących opowieści o tym, jakim zmianom mają społecznie podlegać, dokąd dojść. Prawdopodobnie dlatego Amerykanom nie szkodzi radykalna wolność słowa, powiązana z wymogiem występowania pod imieniem i nazwiskiem. Platon był wprawdzie utopistą, ale nie mówił, w Atenach forsujemy dwa postulaty, w Sparcie na razie tylko jeden, na drugi przyjdzie czas! A takie treści można wyczytać z "przeszpiegów", które dzisiaj nie są niczym trudnym. Platon też, potrafił napisać w swym późnym dziele, że homoseksualizm powinien być prawnie karany, nawet jeśli owo prawo miało by być nieskuteczne. I wiesz bardziej mnie nakłonił do "tolerancji" niż Biedronie, którzy muszą sobie odpowiednio zracjonalizować taką ewolucję poglądów.

      OdpowiedzUsuń
    18. (ciąg dalszy)

      Po trzecie, co powiecie na taką sytuację. Pewna popularna gazeta robi dowcip na pierwszego kwietnia, ogłasza, że niejaki Skoczylas, znany satyryk organizuje paradę równości. Satyryk pisze i publikuje sprostowanie, w którym odcina się od imprezy, stwierdza, ze kłóci się ona z jego przekonaniami. Gazeta i środowisko niespodziewanie odcina się od rozróżnienia na zasady i osoby, rzuca się na niego, jak on śmiał, nie przyłożyć ręki do "zbożnego" celu. Po czwarte ich pomysły na związek partnerski, to są kolejne zgniłe kompromisy prawne (pierwszym kompromisem było zezwolenie na rozwody). Prawo co raz bardziej odrywa się od swego sensu, przesłanek i założeń. To już lepiej radykalnie ułatwić zrzeszanie się i zerwać z praktyką prawnego uzależniania przywilejów w zależności od postaci seksu. Pozostaje pytanie, czy nasza kultura to przetrwa? Regulowanie go to, siła kulturotwórcza. Cóż, przy dzisiejszych tendencjach... Po piąte prawo musi uszanować to, że ich styl życia zwyczajnie drastycznie koliduje z innymi stylami życia (na przykład katolickiego) i nie może odgórnie jednego z nich ograniczać w imię fałszywej zgody. Po szóste istotnie istnieje takie kryterium, wedle którego stosunki homoseksualne są gorsze – rodzenie dzieci, można ten kontekst na przykład bagatelizować, ale on nadal istnieje. Para homoseksualna, aby mieć dziecko musi się uciec do takich działań, których nie stosują heteroseksualiści a gdyby stosowali, zapewne spotkaliby się z naganą moralną. Faktyczną dźwignią, realnej emancypacji jest tu oczywiście technika, nie zaś ideologia, ale na razie sytuacja nie wygląda ciekawie. Jeśli homoseksualiści mają dziecko z cudzego nasienia, to pojawia się problem, prawa wiedzy o swym biologicznym ojcu. Jeśli dziecko pochodzi z małżeństwa jednego z partnerów, pojawia się problem, czy on z rozmysłem je rodził, aby potem kogoś rzucić, czy też złamał swe szczere słowo, że nie opuści drugiej osoby, aż do śmierci? Jeśli homoseksualiści chcą spełniać wyśrubowane normy „etyki heteroseksualnej”, dylemat jest poważny.

      Ps: Tylko proszę mi nie pisać, że działacze LGBT przeciwstawiają się stereotypowi silnego związku między orientacją a poglądami. Gdyby tak do końca było, straciliby rację bytu, nie mogliby sformułować równościowych postulatów. Zdarzają się też głosy, że środowisko jest zbytnio podzielone, strasznie źle, że orientacja nie bardzo przekłada się na poglądy, postawy polityczne etc.

      OdpowiedzUsuń