I znowu się w coś wpakowałyśmy! Chodzi oczywiście o konkurs "Love is in the Air", wokół którego coraz więcej się dzieje. Dzięki Radkowi, który nam zrobił piękne zdjęcie, i Bartkowi, który dodał do niego samolot, chmurki i słońce, dorobiłyśmy się swoistego loga naszej akcji. Efekt możecie zobaczyć u góry prawej szpalty oraz (wersja pełna) na stronie na Facebooku, którą, natchnione tym dziełem sztuki, założyłyśmy. O tu. Konkursem zainteresowały się też mainstreamowe media, tak że jutro będziemy się z tej okazji uzewnętrzniać. O potrzebie wprowadzenia związków partnerskich / małżeństw rzecz jasna - innej opcji nie bierzemy pod uwagę! Jak już coś z tego się ukaże, to oczywiście dam znać.
Niezależnie od tego, co z tego wszystkiego wyniknie, muszę przyznać, że to jest rodzaj działania, jaki lubię najbardziej. Spontaniczny, na luzie, a przy okazji pozwalający dołożyć cegiełkę do walki o prawne uznanie naszych związków. W krajach, w których osoby nieheteroseksualne mają już równe prawa, tego rodzaju akcje traktowane są pewnie jako swoisty konkurs piękności. Chciałabym, żeby i u nas tak było (choć wtedy raczej byśmy nie startowały), niestety dla nas to przede wszystkim kwestia polityczna. W końcu to, że w konkursie bierze udział tak wiele polskich par, i to, jak wielkim poparciem się cieszą (trzy pary w pierwszej dziesiątce!), jest dla mnie swoistą manifestacją poparcia dla wprowadzenia związków również w Polsce.
A co słychać w wielkim świecie? Abiekt opublikował przeprowadzony przez siebie raport o stosunku kościołów i związków wyznaniowych w Polsce wobec osób homoseksualnych. Całość do przeczytania tu (bardzo polecam), a największe kontrowersje wzbudziło póki co pierwsze zdanie raportu:
Jednen z najbardziej krzywdzących stereotypów na temat osób homoseksualnych brzmi mniej więcej tak: "większość gejów to ateiści".
Oczywiście chodzi o słowo "krzywdzących", jako niby sugerujące, że jest coś złego w byciu ateist(k)ą. Ja jestem wierną wyznawczynią kościoła Ani DiFranco (o tym, jak przestałam być ateistką na rzecz tego właśnie kościoła pisałam tu i tu), więc być może nie powinnam wypowiadać się w tej sprawie, ale jako że pochodzę z dość religijnej rodziny (a w dzieciństwie przeszłam fazę niemal manii religijnej), to jednak spróbuję. Przede wszystkim każdy stereotyp jest krzywdzący - bo upraszcza, bo odnosi się zawsze do grupy, nigdy do jednostki, bo uruchamia negatywne mechanizmy społeczne, bo pozwala je usprawiedliwiać. Nawet teoretycznie pozytywne stereotypy nie są fajne, bo dla odmiany wykluczają wszystkie osoby, które nie są w stanie im sprostać (np. stereotyp dobrej matki - jak nie wiecie, o co chodzi, sprawdźcie to forum na Gazeta.pl).
Po drugie, choć nikt tego nigdy w Polsce nie zbadał (a chyba warto), można mimo wszystko założyć, że większość osób nieheteroseksualnych jest wierząca. A niektórzy (?) są wyznawcami jedynej i obowiązującej w Polsce religii, czyli katolicyzmu. Oczywiście niekoniecznie rodem z Frondy czy wiadomego radia (szczęśliwie, i piszę to szczerze, mamy też w Polsce katolików spod znaku "Tygodnika Powszechnego"), ale jednak nadal uważających się za katolików. I, moim zdaniem, mających do tego pełne prawo. Argumenty w rodzaju że "osoby nieheteroseksualne praktykujące katolicyzm są masochistami" są jak dla mnie kompletnie nietrafione. Również katolicyzm zmieniał się na przestrzeni wieków (fakt, że opornie, ale jednak) i działo się to jednak pod wpływem jego wyznawców, tak że nie widzę nic dziwnego w wierze niektórych osób, że mogą tam znaleźć swoją niszę. Niezależnie od moich osobistych poglądów na temat tej (i każdej innej oprócz jedynej prawdziwej) religii.
No i po trzecie, doskonale rozumiem, jak wkurzające dla osób religijnych może być twierdzenie, że nie mogą tacy być (mogą być jedynie ateistami albo wyznawcami Wolnego Kościoła Reformowanego lub innych "nielegalnych" kościołów). W końcu - symetrycznie - mnie też wkurza stereotyp, że każdy Polak to katolik (a każda Polka to katoliczka). Różnorodność, do cholery!
-
Monotematycznie plus ciekawy raport
Monotematycznie plus ciekawy raport Ewa Tomaszewicz 9/08/2010
Czytaj także
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Każdy stereotyp jest krzywdzący? Stereotyp kobiety jako osoby o większej inteligencji emocjonalnej jest krzywdzący? Wydaje mi się jednak, że sam fakt rozmijania się stereotypu z prawdą jako taki nie musi być krzywdzący.
OdpowiedzUsuńZresztą, tu bardziej chodzi o fakt, iż mówi się o "krzywdzie" w kontekście bycia wziętym za ateistę. Analogicznie, czy podoba nam się, gdy ludzie procesują się, bo "posądzono" ich o homoseksualizm i dowodzą, że w ten sposób naruszono ich dobra?
Mniemam, że takiej natury był ten sprzeciw wobec sformułowania o "krzywdzącym stereotypie" :)
Każdy. Wyobraź sobie sytuację, w której ktoś wytyka jakiejś konkretnej kobiecie brak inteligencji emocjonalnej, którą powinna - bo przecież jest kobietą - posiadać.
OdpowiedzUsuńNaturę sprzeciwu rozumiem, ale się z nim nie zgadzam. Bo w kontekście całego raportu, który nie wartościuje negatywnie ateizmu, a jedynie zwraca uwagę na kwestię religijności części osób nieheteroseksualnych, jest jak dla mnie nieuzasadniony. Nikt nie lubi być branym za kogoś, kim nie jest.
Jasne, pełna zgoda.
OdpowiedzUsuńWszelako sam należę do osób które zareagowały alergicznie, gdyż jakby nie było sformułowanie to może i jak widać budzi opór. Po czasie spostrzegłem co prawda, że niezależnie od moich zapatrywań, dla wielu osób będzie to w takim sensie jak przedstawiłaś krzywdzące, ale wciąż, wywołuje to jakiś niesmak, co poradzić...
Zresztą, tak zupełnie poważnie, to sformułowanie jest najmniej istotnym z całego raportu.
Zagadnienia interesujące, to na przykład czemu (polscy) hinduiści należą do związków bardziej przyjaznych LGBT (głowy sobie nie dam uciąć, ale religia ta jako taka szczególnie mile się o "odmieńcach" chyba nie wypowiada).
No bo buddyzm to rozumiem - tam każdy seks to jednako złudne źródło cierpienia, czy homo- czy hetero-, to bez znaczenia.
Myślę, że dla wielu katolików krzywdzący jest także stereotyp katolika, który się rozpanoszył, a nie zauważa wielu zmian, jakie w katolikach zachodzą. Być może jest to mniej lub bardziej nieśmiały zalążek nowej reformacji, a może po prostu oddolna potrzeba zreformowania skamieliny. Ja znam kilka osób uważających się za katolików, które mogę z czystym sumieniem przedstawić jako ludzi autentycznie żyjących wedle słów Jezusa, a nie tych wszystkich mniej lub bardziej "świętych" palantów, którzy z ewangelii zrobili nic nieznaczącą bajeczkę, a sami dopisali opresyjny kodeks karny dla nieposłusznych i opornych. I co ciekawe - wszystkie te osoby w kwestii osób homoseksualnych z uporem maniaka powołują się nie na listy Pawła, ale na przykazanie miłości "kochaj bliźniego swego, jak siebie samego". Być może mam szczęście, że akurat w moim otoczeniu są tacy wierzący (heterycy), tym bardziej, że ja - ateistka, lesbijka - właśnie od tych osób otrzymuję olbrzymie wsparcie na wielu płaszczyznach (łącznie z żoną oczywiście).
OdpowiedzUsuń@Sylwek
OdpowiedzUsuńJa jakoś sceptycznie podchodzę do tych deklaracji, może dlatego, że akurat miałam do czynienia z duchownym hinduizmu i nie był szczególnie przyjaźnie nastawiony do osób nieheteroseksualnych. Buddyzm wiadomo, choć poznałam swojego czasu buddystę - fana Frondy. Ale cóż, każda religia ma swój margines.