W wyreżyserowanej przez Jamesa Kenta fabule historia Anne Lister trochę przypomina losy Nancy Astley z "Muskając aksamit" Sarah Waters. Oto wiktoriańska lesbijka (tym razem z dobrego domu) zostaje porzucona przez swoją wielką miłość Marianne Belcombe, która nie potrafi wyobrazić sobie innego życia niż z bogatym, dobrze postawionym mężczyzną, za którego (majątek) wychodzi za mąż. Na skutek wstrząsu doznanego w efekcie zdrady Marianne Anne postanawia poświęcić się nauce. Wkrótce jednak to jej nie wystarcza, szuka więc pocieszenia, uwodząc poznaną w kościele śliczną i głupiutką pannę Browne i romansując z samą Marianne, która przez kilka zwodzi ją obietnicą wspólnego życia, gdy tylko jej mąż wyzionie ducha, by w końcu skończyć jako partnerka Anne Walker - szarej myszki, ale i bogatej właścicielki ziemskiej z sąsiedztwa.
Filmowa Anne Lister (Maxime Peake) i Anne Walker (Christine Bottomley)
Film Kenta - choć mocno odbiega, o czym za chwilę, od rzeczywistości - jest znakomity. Świetnie zagrany, trzymający w napięciu, a przy okazji, co dla mnie jest zaletą, utrzymany w konwencji innych kostiumowych produkcji BBC. Zachwyca nie tylko sama Anne (w tej roli Maxine Peake), ale i stosunek jej najbliższych do jej wyborów życiowych. Z ciekawostek - nakręcenie całości zajęło zaledwie 18 dni. To się nazywa prawdziwa brytyjska szkoła filmowa!
Towarzyszący filmowi fabularnemu dokument "Revealing Anne Lister", brawurowo prowadzony przez Sue Perkins, przynosi trochę inną historię słynnej lesbijki. Lister jest wprawdzie nadal odważna i bezkompromisowa, ale przy okazji okazuje się być też snobką bezlitośnie odsuwającą się od uwiedzionych przez siebie kobiet, gdy mija pierwsze zauroczenie, a przeszkadzać zaczynają różnice klasowe. Anne Walker okazuje się być bardziej majętną żoną niż wyczekiwaną prawdziwą miłością. A związek z Marianne kwitnie nawet po jej zamążpójściu, przerwany nie tyle przez Anne rozczarowaną tchórzostwem swojej wielkiej miłości, co przez Marianne, która, choć uwielbia Anne jako kochankę, to z drugiej strony wstydzi się pokazać się publicznie z kimś wyglądającym zbyt "męsko" na ulicy. "Revealing Anne Lister" pokazuje też dalsze losy Lister - historię jej podróży (kolejna w tamtych czasach męska domena), zakończonych przedwczesną śmiercią w Rosji - oraz samych dzienników, które były odkodowywane kilkakrotnie w czasach, kiedy ich ujawnienie groziło czy to kompromitacją przodkom Lister (koniec XIX wieku), czy to wywołaniem oburzenia społecznego (lata 60. XX wieku).
Bardzo ciekawe są fragmenty dotyczące podejścia do tak zwanych romantycznych przyjaźni między dziewczętami w czasach Lister. Otóż nie były one uważane za nic karygodnego, wręcz przeciwnie, uznawano je za formę przygotowania do małżeństwa. Zachowanie Anne było nieakceptowane nie dlatego, że spotykała się z dziewczynami, ale dlatego, że przyjmowała wówczas rolę stereotypowo uważaną za męską - była aktywna, uwodzicielska, zdecydowana.
Anne Lister około 1830 roku. Namalował Joshua Horne
Niezależnie od tego, że sama Lister aniołem nie była, jej historia jest czymś pod każdym względem niezwykłym. Otwarta lesbijka, niezależna kobieta, bezkompromisowa biznesmenka - jakże różni się od współczesnych jej kobiet, które znamy chociażby z kart powieści Jane Austen i których jedynym przeznaczeniem życiowym było znalezienie swojego pana Darcy. Oczywiście trudno sobie wyobrazić, by Lister mogła być sobą, gdyby nie jej pieniądze i pozycja społeczna, jednak mimo wszystko pozostaje prawdziwą bohaterką i to nie tylko tamtych czasów.
nasza-nie nasza
OdpowiedzUsuńz jednej strony fascynacja osoba ktora zyla tak jak chciala- w sferze obyczaju
z drugiej mysl ze biznes jaki prowadzila odbywal sie zgodnie z zasadami najbezwzglednejszego wyzysku jaki wtedy obowiazywal.
I to na nia spada czesc odpowiedxzilnosci za swiat jaki opisywal Marx.
wiec jaka byla ta pani?
chyba swoja wlasna,a kibicuje jej nie z powodu caloksztaltu, ale fragmentow jej zycia.Jak kazdemu.
Tez mi odkrycie...
m@B
neospasmin.blox.pl
Czas nadrobić braki w komentarzach ;)
OdpowiedzUsuńTrudno mi się z czymś nie zgodzić :)
Trochę szkoda, że ten snobizm Lister został dość znacząco wygładzony.
Powtarzam się, ale czemu nie miniserial? Pewnie brak kasy...
Mnie też bardzo zainteresowały te "romantyczne przyjaźnie". Ale niestety ich status jest chyba zwyczajnym odzwierciedleniem totalnej mizoginii i nie przywiązywania większej wagi do jakiejkolwiek aktywności kobiet, a tym bardziej tego, co się między nimi działo (w końcu "coś takiego nie mogło istnieć" nie tylko według królowej Wiktorii).
Oczywiście "zainteresowanie" mogło pojawić się dopiero, gdy zaczynały wykraczać poza ustalone dla nich ramy.
I Sue Perkins :D
Aż zaplułam monitor ze śmiechu, kiedy zaczęła czytać swój dziennik. "Yin and Yang of teenage sexual expression"... Rewelacja :D
W sumie chyba wolę tę Lister z dokumentu od tej z filmu (choć pewnie niemała w tym zasługa Sue Perkins:)). Pomnikowe postacie są nudne, a robienie z niej bardziej nam współczesnej niż była w rzeczywistości (naciskanie na Marianne, by żyła z nią jawnie, wymiana obrączek) zupełnie niepotrzebnie zafałszowuje całą historię, która jest ciekawa i bez tych smaczków. A może nawet ciekawsza, bo to kolejny przyczynek do dyskusji wizerunkowych. Co nie zmienia faktu, że film świetny.
OdpowiedzUsuń