Na Homikach pojawił się tekst Wojtka o blogach LGBTQ. Nie da się ukryć, że czytało mi się go miło, szczególnie od momentu, w którym okazuje się, że nasz niespełna dwuletni blogasek zdołał już dobić do znacznie starszych i bardziej doświadczonych w tej formie komunikacji ze światem braciszków i siostrzyczek. Jest rzecz jasna w tym artykule kilka stwierdzeń, z którymi się nie zgadzam (i o nich teraz będzie, bo po co pisać o tym, z czym się zgadzam?), ale dotyczą one nie tyle opisywanych blogów, co portali.
Jednym z leitmotivów artykułów Wojtka poświęconych naszej aktywności w internecie jest kwestia niedostrzegania blogów przez portale oraz zbyt mała niezależność i krytycyzm tych drugich. Być może tak jest w przypadku polskich portali nastawionych na mężczyzn nieheteroseksualnych (które znam słabo lub wcale), ale jeśli chodzi o bardziej kobiecą stronę sieci, to trudno stwierdzić, że jest to problem. Bo albo w ogóle nie ma tam publicystyki (smutny przypadek lidera w tej kategorii, czyli Kobiety Kobietom), albo jest, i to miejscami ostra, tyle że nie wzbudza praktycznie żadnej reakcji wśród czytelniczek (przypadek naprawdę dobrego portalu W stronę kobiet, który nadal pracuje na swoją pozycję w sieci, i mam nadzieję, że ją z czasem osiągnie). Kiedyś jakieś tam emocje budziła nieistniejąca już Lesbijka.org, która w ostatnich latach działalności skupiła się wyłącznie na przeklejkach z innych portali, i to by było właściwie na tyle. Rzecz jasna co jakiś czas pojawia się w sieci miejsce, które gdzieś tam w zamyśle twórczyń ma się stać portalem dla kobiet nieheteroseksualnych (jak Fioletowa Winda czy Dżdżownica), ale kończy się niestety na pomyśle i pisaniu (lub nie) dla niewielkiego grona osób. Czyli albo mamy czasem niezłe autorskie strony, których problemem jest zasięg, albo silne inicjatywy, które może i wykorzystują swoją popularność, ale nie do komentowanie rzeczywistości, a do tworzenia przestrzeni, w której można kogoś spotkać i sobie pogadać.
I teraz pytanie: na dostrzeżeniu przez który z tych portali miałoby blogerkom i blogerom zależeć? Ten, który ma spory zasięg, ale zerową linię ideologiczną? Wówczas publikowanie tam z pewnością wiązałoby się z promocją bloga, tyle że jednocześnie w warstwie tekstowej portal powielałby idee blogującego (wyłącznie!), więc równie dobrze można by się przerzucić na dostarczanie kontentu stronie i odpuścić pisanie dla siebie. A może lepiej wiązać się z małymi stronami? Wtedy trudno mówić o promocji, to raczej współpraca równych graczy - ja wam tekścik, wy mi linka, przybywa nam mniej więcej tyle samo. I tu współpraca zresztą jest, bo z tego, co widzę, mniejsze i średnie portale (jak W stronę kobiet czy nastawione nie tylko na kobiety Homiki i Homoseksualizm.org.pl) jak najbardziej do blogów sięgają.
Problem braku współpracy (o ile rzeczywiście istnieje) dotyczy więc tak naprawdę miejsc dużych i zarazem opiniotwórczych. Ze stron nastawionych na mieszaną publikę, na które zaglądam, pod tę charakterystykę podpada właściwie tylko Inna Strona. Rzeczywiście, wraz z zamknięciem rubryki "Bloginie i blogowie" zabrakło na niej miejsca dedykowanego tej grupie, ale mimo wszystko mam wrażenie, że IS traktuje blogujących na równi z innymi osobami, które czasami mają coś do powiedzenia, zwracając się do nich z prośbą o wypowiedź równie często jak do innych mniej lub bardziej znanych osób nieheteroseksualnych. A jeśli chodzi o brak krytycyzmu czy niezależności, to od tekstów publikowanych na portalach oczekuje się chyba jednak większego obiektywizmu niż od tych na blogach. I niekoniecznie jest to prawo pisane. Ot, ilekroć zdarza mi się pisać tekst dla kogoś z zewnątrz, powstrzymuję się od co bardziej osobistych wynurzeń i staram się o trochę szerszą perspektywę. Co nie znaczy, że nie przemycam do artykułu własnych poglądów. I moim zdaniem to samo robią również autorzy i autorki Innej Strony czy Homików (co bardzo pięknie wyłapują komentujący, którzy, mimo pozornej neutralności tekstów, zazwyczaj doskonale widzą, w czym rzecz).
Jak dla mnie problem nie leży w tym, że portale nie dostrzegają blogów, a w tym, że "nasza" sieć jest nadal potwornie uboga, przynajmniej jeżeli chodzi o opiniotwórczość, bo portali randkowych czy rozrywkowych jest całkiem sporo i mają się, mam wrażenie, nieźle. Trudno też mieć pretensje do jedynego miejsca, które jest i duże, i ma potencjał opiniotwórczy, że nie jest do końca takie, jak byśmy chciały i chcieli. Tę publicystyczną lukę wypełniają blogi - i to nie tylko te wymienione w tekście Wojtka, bo przecież nasza blogosfera to nie kilkanaście blogów, a pewnie kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt tysięcy (choć większość ma charakter osobisty). Czyli tak naprawdę mamy sytuację dość (na tle zgniłego Zachodu) niezwykłą - oto portale w większości od publicystyki uciekają, skupiając się w najlepszym razie na newsach, a opinii szuka się na czasami równie mocnych jak owe portale blogach. Czy to źle? Moim zdaniem nie. A o niewidoczność blogerów i blogerek zacznę się martwić, gdy zamiast jednego dużego gracza dorobimy się co najmniej kilkunastu. Jeżeli to w ogóle nastąpi.
-
Niewidoczność blogów?
Niewidoczność blogów? Ewa Tomaszewicz 6/28/2011
Czytaj także
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Mam pewną trudność- Wojtek pisze na Homikach również w dużej mierze o swoim blogu, który zresztą zasłużenie, cieszy się powodzeniem. Czy nie trudno o dystans, jeśli równocześnie jest się oceniającym i ocenianym, że tak to nazwę ? Czy to właśnie nie jest jednak oznaka pewnej ubogości polskiej "netosfery" LGBT etc ?
OdpowiedzUsuńPrzyznam, że ten dyskurs w mojej opinii jest dość wąski.
Masz rację, piszących (nie prywatnie) jest równie mało co działaczy i działaczek, na dodatek często są to te same osoby. Co zabawne, w stosunku do tych, którzy nastawiają się też na działalność biznesową, zdarzają się zarzuty, że przecież powinni być przede wszystkim społecznie zaangażowani, a w stosunku do organizacji, że nie wspierają "swoich" mediów. I jak tu się bawić w czyste dziennikarstwo?
OdpowiedzUsuń@ dubiduu
OdpowiedzUsuńUbogość bierze się, wg mnie, z tego, że mały procent osób jest zaangażowanych. Tak naprawdę - w cokolwiek.
A Wojtek oceniał swój blog jako jeden z popularniejszych (publicystycznych). A właściwie nawet nie oceniał, tylko przedstawiał, jak inne, w pewnym kontekście (portali) oraz w pewnych (dla mnie bardzo ciekawych!) statystykach.
I trochę na marginesie: Abiekt działa szeroko i dużo, i jest - przez tę produktywność choćby :) - mocno atakowany, krytykowany. I ma chyba trochę żal - wg mnie słusznie. Jednak Ewa i Gosią mają pod tym względem chyba lepiej (ale nie dlatego, że mniej działają, he, he).
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńStarałem się w tekście traktować swój blog jak produkt, którym de facto jest. Jest produktem, który pozwala mi na komunikację, kreację i w ostateczności na sprzedawanie różnych rzeczy. Gdyby nie to, że tak łatwo ze mną wejść w interakcję, myślę, że nigdy bym nie odważył się np. na "Miłość nie wyklucza", która całkowicie opiera się na interakcji z ludźmi. Tyle w temacie. A inne uwagi tutaj
OdpowiedzUsuń@Wu
OdpowiedzUsuńNiewidoczność naszych działań na portalach to zupełnie inna kwestia. Choć mimo wszystko chyba nadal łączy się z niedostatkami naszej netosfery (nie ma komu wszystkiego ogarniać i o tym pisać). Pamiętam, jak wykurzałam się, że trzeba było okładki "Wysokich Obcasów", by ktoś poza Homikami zauważył nasz kabaret (który w międzyczasie zdążył zrobić dwa programy i dwukrotnie objechać Polskę). Podobnie jest z innymi inicjatywami i właściwie jedyne, co można zrobić, to samej/samemu zadbać o własną widoczność (co zresztą Wojtkowi świetnie wychodzi). I moim zdaniem warto to robić, bo jak "środowisko" nie będzie świadome czyjegoś istnienia, to trudno się spodziewać, że dowie się o nim mainstream.
Rzeczywiście jest też tak, że, jeżeli portale zauważają coś poza naszym "małym mainstreamem" (Biedroń, Kostrzewa, KPH), to często tylko po to, by to skrytykować, nie promują też osób stojących za tym czy innym wydarzeniem (co mi podsunęło pewien pomysł, który być może u siebie zrealizuję). Ale z drugiej strony nie jest chyba aż tak dramatycznie, o czym świadczy choćby bardzo dobra prasa wokół MNW ("wyłamała się" tylko Ania Laszuk).
Portali LGBT, poza Homikami, prawie nie znam. Ale aż nie chce mi się wierzyć, że nie promują Barbie Girls! Przecież tak mało jest instytucji i zdarzeń równocześnie „branżowych” i mainstreamowych! A Wasz kabaret bawi wszystkich, więc na portalach – wydawałoby mi się – powinien być wręcz zgranym tematem! Dziwne, dziwne.
OdpowiedzUsuńI przy okazji – Wasz blog, a także Abiekt – może właśnie dlatego są w czołówce popularności wśród „branżowych” blogów, bo właśnie wykraczają poza tematykę LGBT – i publicystycznie, i w zakresie tekstów i materiałów z działu kultury, że tak powiem. :)
@Wu
OdpowiedzUsuńZ Barbie Girls było tak, że najpierw napisała o nas Ela Turlej (freelancerka, współpracująca z różnymi magazynami), potem Homiki, potem "Replika" (ale moim piórem, więc się nie liczy), potem długo, długo nikt, i w końcu "Wysokie Obcasy". Po "Obcasach" nagle obudziły się nasze portale. Co zabawne, to największe cięgi zebrałyśmy właśnie od naszych - ale to już klasyka:) A teraz nie ma za bardzo już o czym pisać, bo od roku kabaret formalnie nie istnieje, choć reaktywujemy się od czasu do czasu, gdy zaprosi nas miasto, w którym jeszcze nie byłyśmy.
Co do popularności, to wydaje mi się, że Abiekt zawdzięcza ją też w dużej mierze swojej pracowitości, wyszukiwaniu rzeczy, o których nikt nie pisze, a także brakowi oporów w pisaniu pod prąd.
A tak w ogóle to bardzo dziękuję za wszystkie pochwały. Dodają skrzydeł:)
Na marginesie, skoro "nie ma za bardzo już o czym pisać, bo od roku kabaret formalnie nie istnieje" - wydaje mi się, że pamiętam wywiad w "Zadrze"...
OdpowiedzUsuńTak, zrobił go nie kto inny jak redaktor Homików:) Ukazał się krótko po okładce WO.
OdpowiedzUsuńTrudno czegokolwiek dobrego spodziewać się po takich portalach lgbt, które w założenia komercyjne, choć w jakiś sposób próbują maskować ten fakt.
OdpowiedzUsuńAle czy to się da zamaskować?
Na tych portlach każdy milimetr ekranu jest wyceniony i reklamy różnych tekstyliów albo seks-dopalaczy to nie jest dodatek tylko clue tych portali, nawet jeśli one się do tego nie przyznają.
Ale szczerze mówiąc wydaje mi się, że era takich portali dobiega końca, choć niektóre z nich i tak znalazły na to radę. W praktyce w rękach jednego właściciela/właścicielki jest po kilka portali gdzie widzimy te same reklamy, ale są często wyspecjalizowane i w ten sposób jeszcze bardziej oporne na mieszanie się różnych treści.
Czy jest o co walczyć na takich portalach? One często bez wlepienia swojego loga wszędzie gdzie się da nawet nie zamieszczą newsa o wydarzeniu z branży, choćby mialo ono charakter całkowicie niekomercyjny. Owszem, jeśli chodzi o front portal-kluby - to niech płacą, promują, rozliczają się jak chcą, ale portale starają się traktować wszystkich tak samo i myślą tylko o handlowych korzyściach.
A blogosfera to właściwie powinna uważać, żeby nie dac się za łatwo wciągnąć i nie publikować za darmo treści na takich portalach, które nie podzielą się ani ułamkiem swoich całkiem pokażnych zysków z reklam.
To jest zresztą gwóżdź programu tej odchodzącej już ery portali net 1.0 - w większości przypadków nie było tam publicystyki dlatego, że takiej osobie od publicystyki trzeba by zapłacić.
Co za problem - niech dadzą ogłoszenie: zatrudnię redaktorkę działu publicystyka, na umowę o pracę, zatrudnię korespondentkę z sejmu RP!
Na pewno posypałoby się mnóstwo CV i artykułów publicystycznych byłoby w brud.
Sorry, że ja znowu o tej forsie, no ale z mojej perspektywy apirowanie niezależnych mediów do autoreplikacji na śmieciowych portalach zarabiających wcale niebagatelne zyski na reklamach kłóci się ze sobą.
Jeśli ktoś nie publikuje treści, które mają wartość, to znaczy że większą wartość wytwarza dla nich publikowanie okrojonych newsów i prostych zapowiedzi, które mogą ogarnąć sami i nikomu nie płacić za pracę nad treścią albo ograniczyć się do bardzo szczupłego personelu.
Nie wymieniam tu nazwy konkretnych portali. Można sobie dośpiewać na podstawie tego co kto o czym wie ;-)
Pamiętam wielki booom blogów jakieś 8 lat temu (swojego pierwszego bloga założyłem w marcu 2002). Pojawiła się wtedy cała masa blogów 'temtycznych'. Niestety większość z nich już odeszła w zapomnienie wraz ze zmianami w osobistym życiu piszących blogi. W większości były to blogi bardzo osobiste, zarówno traktujące o życiu singli jak i par nieheteroseksualnych. Linkownia pękają w szwach, nie było też tak wielu możliwości ukrywania i hasłowania blogów. Ja mam wrażenie ze wiele prywatnych blogów LGBTQetc celowo się ukrywa, gdyż cenią sobie intymność i stąd silna heetyczność i okrojony dostęp. Fakt - idea blogowanie zmieniła się w ciągu ostatnich 10 lat.
OdpowiedzUsuń"ale mimo wszystko mam wrażenie, że IS traktuje blogujących na równi z innymi osobami, które czasami mają coś do powiedzenia..."
OdpowiedzUsuńJa też mam takie wrażenie i mam też wrażenie, że właśnie brak specjalnego statusu blogerów jest problemem. ;)
"bo przecież nasza blogosfera to nie kilkanaście blogów, a pewnie kilkanaście czy nawet kilkadziesiąt tysięcy"
Nie wiem skąd tak astronomiczne liczby,radzę poszperać za statystykami dotyczącymi korzystania z internetu. I nie zakładać, że każdy blog pisany przez homo jest poświęcony sprawą homo. Spora część blogów jest czystym biznesem lub robi za zaplecze.
A tak wogóle, to przecież blogi też się nawzajem nie zauważają i raczej nie ma szans żeby się wydziały bez jakiegoś huba.
Btw dziękuję za aktywację wersji mobilnej bloga. Czyta się teraz dużo lepiej na telefonie :))
OdpowiedzUsuń@reader
OdpowiedzUsuńStatystyki korzystania z internetu znam, bo akurat w internecie pracuję:) W 2010 liczbę polskich blogów szacowano na 3 miliony (a popularność tej formy pisania wciąż rośnie!). Przy założeniu, że od 5 do 10 procent populacji jest niehetero, blogów prowadzonych przez "nas" byłoby od 15 do 30 tysięcy. Większość blogów ma charakter osobisty, więc siłą rzeczy kwestie związane z orientacją w jakimś tam natężeniu powinny być na nich obecne. Tak że te kilkanaście-kilkadziesiąt tysięcy to całkiem realne szacunki. Jasne, że większość blogów czytana jest jedynie przez krewnych i znajomych królika, ale nie zaprzecza to automatycznie ich istnieniu:)
Dodaj do tego jeszcze to, że osoby niehetero zazwyczaj są bardziej aktywne w internecie niż heteroseksualne, bo ze względu na to, że większość siedzi w szafie, sieć jest dla nich jedynym miejscem swobodnej ekspresji.
@Adaś
Proszę bardzo, cała przyjemność po mojej stronie:)
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńCoś się nie zgadza z procentami :)
OdpowiedzUsuńA poza tym:
1) Liczba blogów to nie to samo co liczba blogerów.
2) Ja znalazłam dane międzyarodowe,że ok. 60% blogerów tworzy blogi hobbystyczne, czyli nie w celach zarobkowych. W Polskich badaniach ankietowych tylko kilkanaście procent blogerów zdeklarowało,że umieszcza informacje o zyciu osobistym na blogu. (choć statystyka marna)
3)Blog hobbystyczny to nie to samo co blog o życiu prywatnym. Jak przeglądam blog o linuxie czy globalnym ociepleniu, to za diabła nie poznam orientacji blogera.
4)Dość popularne są zlecenia na tworzenie ministron, blogów, profili i kont na zlecenie. Ilości od kilkanaście do paru tysięcy. Takze wolę ostrożnie zliczbami.
Ale kto wie, może masz lepsze dane.
Fakt, procenty wzięłam najwyraźniej z Frondy. Czyli 150 do 300 tysięcy.
OdpowiedzUsuńJasne, że liczba blogerów nie przekłada się na liczbę blogów, ale jak weźmiesz nawet te kilkanaście procent blogów osobistych i podzielisz przez 10, to nadal szacunki są ok. Choć to tylko szacunki, stąd we wpisie poprzedzają je słowa "pewnie z":)
Wielu odbiorców ocenia blogi z góry, jeśli prowadzą je homoseksualiści - nie czytają ich (a raczej się tym nie chwalą), choćby były bardzo bardzo dobre (piszę o heterykach, którzy wstydzą się, że lubią coś, co jest queerowe...a przecież seriale typu "L Word" czy "Queer as folk" biły rekordy popularności, nie mając wyłącznie homoseksualnych odbiorców). Takie blogi pozostają doecniane tylko w kręgu branżowym..
OdpowiedzUsuńNo i znów trafna diagnoza doktor Ewo (;
OdpowiedzUsuńIMHO wydawać by się mogło, że nasz tęczowy internet dopiero raczkuje... Niestety tak wyglądają nasze portale. Nie wiem z czego to wynika przecież te portale mają po kilka lat, a i Internet jest coraz powszechniejszy i nie wiem dlaczego wciąż brakuje nam portalu z prawdziwego zdarzenia. Czy to wina małego zainteresowania? Przecież taki WSK powinien cieszyć się dosyć sporym, a na razie wieje pustką. Nie wiem jaką mają liczbę wejść na stronę, ale jeżeli chodzi o komenty to bieda.
Co do publicystyki to sprawa jest prosta bo faktycznie jej nie ma, na takim np. KK nie ma jej w ogóle. To chyba (?) najpopularniejszy portal dla kobiet nieheteroseksualnych, a newsy pojawiają się tam raz na ruski rok, a co dopiero mówić o jakimś felietonie! Totalny brak profesjonalizmu.
A blogi? Blogi mają się dobrze. Widać było to w czasie całej tej akcji z Paradą.