Kierownictwo stacji Orange Sport stwierdziło, że nie chce w swoich programach homofoba, transfoba i chama. Brawo, Orange Sport. Nie no, serio, brawo. Wszak chamski homofob i transfob (chamska homofobka i transfobka) to dla polskich mediów nie lada gratka. Wystarczy, że pojedzie po kimś na spotkaniu dla pięćdziesięciu osób, a już się o tym rozpisują ogólnopolskie media. Albo mruknie coś o paleniu tęczy czy 120 procentach pedofila w geju - od razu w nagrodę zaprosi go Polsat, TVP czy inny TVN. Wszak wiadomo, że powie coś obrzydliwego, więc nie dość, że będzie duża oglądalność, to jeszcze inne media to podchwycą i wzrośnie tak zwana opiniotwórczość (tak zwana, bo mierzona wyłącznie liczbą cytatów z danej gazety czy telewizji w innych mediach). Tylko się cieszyć i kasę liczyć.
I nagle mamy przypadek Orange Sport. Zaprosili homofoba, transfoba i chama Grzegorza Skrzecza i nieopatrznie zadali mu pytanie, przy którym miał okazję pokazać klasę - o niegdyś Franka, a teraz już Kellie Maloney, która jeszcze jako metrykalny Frank była promotorem Lennoxa Lewisa. Czegoż to ów Skrzecz, dzielnie dopingowany zresztą przez drugiego gościa Andrzeja Suprona, nie nagadał. Było o kolejnym potworku, o pedałach, co to się na wszystkim teraz znają, o zboczeńcach, przez których wyginie świat... Modelowy pokaz buractwa przerywany co chwila iście lepperowskim "he, he, he".
Krótko po zakończeniu programu kilka (naprawdę kilka!) osób zapytało na facebookowym profilu Orange Sport, czy ten program aby na pewno był w porządku i czy homofobia i transfobia wpisują się w wartości promowane przez stację. Efekt? Obietnica przyjrzenia się sprawie. Krótko później przeprosiny:
Przepraszamy wszystkie osoby, które poczuły się dotknięte rozmową gości i prowadzących w programie "Bieg przez plotki". Przy pełnym poszanowaniu dla różnorodności poglądów i opinii, jest taki poziom dyskusji, który nigdy nie powinien pojawić się w mediach. Jest nam przykro, że tak się stało. Wspólnie z prowadzącymi podejmiemy wszelkie działania, aby już więcej do takiej sytuacji nie doszło.
Kacper Sosnowski, redaktor naczelny Orange sport
Piotr Michalski, dyrektor Produkcji Kontentu Orange Polska
I na tym się... nie skończyło. Prowadzący profil uspakajali dyskusję, jaka się pod przeprosinami rozpętała, a osobom dopytującym, czy ktoś poniesie konsekwencje, obiecali, że omówią sytuację z kierownictwem. Informowali też o już podjętych działaniach:
Szanowni Państwo, w pełni rozumiem Państwa oburzenie. Do tego przykrego incydentu doszło w środku długiego weekendu. Natychmiast podjęliśmy możliwe w tym czasie działania: usunęliśmy rozmowę z powtórek programu, wydaliśmy oświadczenie z przeprosinami, usuwamy homofobiczne wpisy. Zapewniam, że w Orange sport nie ma miejsca dla osób szerzących język nienawiści. Dalsze kroki w tej sprawie wymagają jednak spotkania z kierownictwem redakcji i autorami programu. Dojdzie do niego w poniedziałek. O decyzjach, które zapadną, poinformujemy.
Piotr Michalski, dyrektor Produkcji Kontentu Orange Polska
Dzień później, zgodnie z obietnicą dali znać, co zrobią - że pana Skrzecza zapraszać już nie będą. I jeszcze raz przeprosili:
Szanowni Państwo, podczas dzisiejszego spotkania z kierownictwem redakcji Orange sport i autorami programu "Bieg przez plotki" bardzo dokładnie przeanalizowaliśmy przebieg sobotniego programu, który wywołał tyle kontrowersji. Uznaliśmy za słuszną decyzję prowadzących program o szybkim zakończeniu - pierwotnie zaplanowanej na 6 minut - rozmowy, by nie stwarzać możliwości do dalszego głoszenia subiektywnych i obraźliwych wypowiedzi w studiu. Podjęliśmy również decyzję, że pan Grzegorz Skrzecz nie będzie już zapraszany jako gość do programów Orange sport. Jeszcze raz przepraszamy wszystkich, którzy poczuli się urażeni poglądami wyrażonymi przez naszego gościa i zapewniamy, że nie są to poglądy redakcji.
Kacper Sosnowski, redaktor naczelny Orange sport
Piotr Michalski, dyrektor produkcji kontentu Orange Polska
Phi, powiecie? Żadne phi. Tak, wiem, wszak najmilej by było, gdyby zniknął z wizji nie tylko Skrzecz, ale i Supron, a prowadzący przeprosili co najmniej za brak asertywności w trakcie programu. Ale przecież dużo bardziej prawdopodobny był inny scenariusz - olanie sprawy, ewentualnie skwitowanie jej stwierdzeniem, że za poglądy gości stacja nie odpowiada. Wszak, że przypomnę, mowa nienawiści się sprzedaje, a tu proszę - ktoś jej u siebie nie chce. Na dodatek nie jest to kanał czy program informacyjny, a sportowy, czyli taki, którego widzowie - stereotypowo, bo nie zaryzykuję stwierdzenia, że to prawda - są jeszcze mniej wrażliwi na nienawistne teksty niż przeciętni konsumenci mediów. Już tu i ówdzie widać nawoływania do bojkotu stacji za "uleganie homopropagandzistom" czy propozycje zmiany nazwy na "Tęcza Sport". A to pewnie dopiero początek.
Oczywiście to smutne, że chwalę kogoś za coś, co jest po prostu normalne i powinno być standardem. Niestety żyjemy w czasach, w których z obawy przed agresywnymi krzykaczami odwołuje się spektakle i zamyka wystawy, istnienie tęczy jest według wielu aktem nienawiści, a nawoływanie do popełniania przestępstw z kościelnych ambon przez co wyżej postawionych dostojników nikogo specjalnie nie dziwi. Tym bardziej trudno nie docenić kogoś, kto odmawia uczestnictwa w tym absurdalnym spektaklu, nie bawi się w modny prawdopośrodkizm, nie zrównuje agresorów z ofiarami, nie boi się mówić wprost, że mowa nienawiści i homofobia to rzeczywiste problemy.
Więc jeszcze raz brawo. A pozostałe media, co tak kochają zapraszać mniejszych i większych nienawistników, niech się uczą. Bo, jak widać, nadal można inaczej. Trzeba tylko chcieć. I nikomu się krzywda nie dzieje. A nawet jak się zadzieje - w co specjalnie nie wierzę, bo szum wokół tej sytuacji raczej nie przełoży się na spadek oglądalności - to jak widać dla niektórych przyzwoitość liczy się bardziej niż negatywna reakcja iluś tam osób.
A może przy okazji paru fanów stacji czegoś się nauczyło. Na przykład tego, czym się różni wyrażanie poglądów od obrażania ludzi. Może.
Fot.: Grzegorz Skrzecz w swoim ostatnim programie w Orange Sport Polska
Brawo!
OdpowiedzUsuń