Dziś poniedziałek i, dla mnie, początek jednego z najcięższych tygodni w roku (z powodów zawodowych), tak że będzie wpis z kategorii niepoważnych. Przy okazji pewnej dyskusji na naszym fejsie przypomniał mi się świetny tekst Bożeny Keff "Krwawi tyrani i dobrzy władcy, czyli programy dla świata i ludzkości" napisany dla "Przeglądu" w czasach, kiedy ten magazyn dało się jeszcze czytać, czyli siedem lat temu. W skrócie - Bożena napisała, co by zrobiła, gdyby została władczynią świata i miała władzę absolutną. Oraz jakie pomysły miało kilka innych przepytanych przez nią osób. A jako że zdecydowanie potrzebuję chwili wytchnienia, zachciało mi się po latach pociągnąć temat.
Na etapie przemyśleń wyszło mi, że na władczynię świata nadaję się średnio, bo, tak szczegółowo, nie jestem w stanie moim programem objąć całej Ziemi. Kilka pomysłów ogólnych się pojawiło, jak zakaz wojen i posiadania broni, otwarcie granic, intensyfikacja badań nad podziemnymi złożami wody w Afryce, zakaz eksploracji Antarktydy, zakaz jakiejkolwiek dyskryminacji, ustawowe ograniczenie konsumpcji i zesłanie wszystkich tyranów na odciętą od świata wyspę z paczką zapałek jako jedynym bagażem, głównie jednak skupiłam się na tym, co bym zrobiła z politykami. Najpierw przypomniały mi się słowa pewnej miłej pani profesorki, którą Gosia swojego czasu spotkała w pociągu, a która zaproponowała, by nieudolnych rządzących rozstrzeliwać - kolejny sort z pewnością bardziej by się postarał - ale to rozwiązanie wydało mi się zbyt drastyczne. Dość często pojawiającą się ideę, by kazać im żyć za minimum krajowe, odrzuciłam dla odmiany jako nieszczególnie motywującą.
Koniec końców zdecydowałam się na pomysł Davida Eddingsa z cyklu książek o Elenium i Tamuli, by przedstawicielom narodu w dniu, w którym zostaną wybrani, odbierać cały majątek. Jeżeli lata ich rządów przyniosą zyski, odzyskają, co ich, powiększone o odpowiedni procent. Jeżeli nie, cóż - skończą z niczym. Rzecz jasna owo rozwiązanie miało pewną wadę - znalezienie chętnych do rządzenia graniczyło z cudem, trzeba było więc wybrać ich bez ich zgody i przez cały czas pilnować - za to państwo prosperowało świetnie. Swoją drogą ciekawa jestem kilku rzeczy - jakie poparcie miałoby takie rozwiązanie w referendum i jak by się zmieniły obyczaje polityczek i polityków, gdyby je wprowadzić np. jutro. Oraz jak oni by odpowiedzieli na pytanie o idealny system rządów i czy ta odpowiedź choć minimalnie uwzględniałaby to, jak je sprawują teraz.
Do gości, których rozwiązania zdecydowanie mają w sobie coś, dodałabym jeszcze Dana Berna:
Nie mam pojęcia, czy powyższe wybory skazują mnie na dołączenie do grona tyranów na wyspie. Pewnie zależy to od punktu widzenia (wszak zakaz wszelkiej dyskryminacji oznacza chociażby likwidację religii). Zapraszam za to do kontynuowania zabawy komentarzach. Tyrani i tyranki - ujawnijcie się!
Jako zacięty wróg demokracji, zwłaszcza w takiej formie jaką mamy obecnie, najchętniej władcą świata uczyniłbym Piłsudskiego.
OdpowiedzUsuńA wracając do wygłupów, niech Rude de Wredne napisze ładny hymn, transparenty się zrobi, geje i lesbijki są w armii, to załatwią jakiś sprzęt - i dawaj! na Pałac Prezydencki :)
http://transskunks.blogspot.com/2012/04/prosze-prosze-moje-wygupy-inspiruja-to.html
Nie nie, ja się nie nadaję. Jestem zbyt wrażliwą osobą na miłosierne królowanie ;)
OdpowiedzUsuń@Ewa
OdpowiedzUsuńWprowadzając zakaz jakiejkolwiek dyskryminacji, pozbawiłaś się, tym samym, jakiejkolwiek władzy.
@Ewa
OdpowiedzUsuńIdąc za ciosem la petite dodam, że masz jak w banku: podziemie, konspirę i szybki zamach stanu:). Bo czyż można żyć bez zakorzenionej w narodzie (nie tylko naszym)tradycji?
Ja bym oddała władzę Ojcu Doktorowi Dyrektorowi i udała się na wygnanie do Nowej Zelandii
OdpowiedzUsuńNo nie wierzę. Po prostu nie wierzę, że w gronie czytelniczek i czytelników nie ma tyranów i tyranek (tudzież władców i władczyń z planem). Tylko obalać się wam chce. Albo kampanię robić. Nie wiem, co gorsze:)
OdpowiedzUsuńTaaa... Wypowiedzmy wojnę Czechom, a potem natychmiast się im poddajmy ;)
OdpowiedzUsuń@Ewa
OdpowiedzUsuńObalanie łatwiejsze niż mozolne budowanie. Ludzkość jest leniwa. Przeżarta, rozpuszczona, rozhisteryzowana i zbyt poprawna politycznie. Takie, hmmmmm...Cioty:D
OK. Jako władczyni nakazałabym moim poddanym, żeby czytali książki. Znajomość obowiązkowych lektur byłaby przepustką do uzyskiwania różnych profitów. Jako władczyni mądra i cwana robiłabym nieustające sondaże o poziomie czytelnictwa. Ha! Nareszcie skończyłyby się utyskiwania różnych mądrali, że naród słabo czyta. Ale w końcu przyszedłby do mnie współczesny Stańczyk i - dłubiąc wykałaczką w zębie - rzekłby: pani, puknij się w czoło, nie widzisz, że wyrasta nam szara strefa potomków Eugeniusza Sawrymowicza... (Dla ułatwienia: w mojej II kl. LO uczyła nas, w zastępstwie, pani prof.X w oparciu o "biblioteczkę Sawrymowicza". To były takie bryki-skrótowce, pt: "co autor miał na myśli", ale myśl sama, skąd przyszła, dokąd zmierza i czy we właściwym kierunku - była już zbędna. WNIOSEK: 4 zaliczonych Sawrymowiczów - bdb.
OdpowiedzUsuńA gdyby tak jeszcze zakazać oglądania TV?
OdpowiedzUsuń...I, zlikwidować internet.
OdpowiedzUsuń...i paczuszka zapałek przyszykowana
OdpowiedzUsuńLikwidacja intenetu nie wchodzi w gre raczej. Ewa nie maialaby sily przekazu, a juz na pewno nie do Australii:)
OdpowiedzUsuńTo inaczej: byłby tylko jeden internet. MÓJ internet!
OdpowiedzUsuń