• Szlachetne zdrowie


    Zazwyczaj w sierpniu piszemy mniej. Tak jest i tym razem, ale niestety powodem nie jest urlop. Nie jest nim też brak tematów, bo te zawsze się znajdą. Ot, chociażby od kilku dni, za sprawą komentarzy pod ostatnim postem, chodzi mi po głowie rozwinięcie idei reprezentantki/reprezentanta. Mam też ochotę odnieść się do komentarzy pod moim tekstem na Innej Stronie, gdzie towarzystwo dyskutuje o polskich wzorcach par jednopłciowych, a właściwie o ich braku. Nazbierało się też trochę książeczek, w tym fenomenalne "Nie licząc psa" Connie Willis, które wprawdzie z "naszymi" sprawami wiele wspólnego nie ma, ale za to jest uroczą lekturą, szczególnie na trudne czasy. A czas mamy z Gosią rzeczywiście nie najłatwiejszy. I to, a nie kolejna wędrówka po górach, jest niestety przyczyną braku weny, a w efekcie mniejszej liczby tekstów na blogu.

    Wczoraj Gosia trafiła do szpitala. Po raz piąty od maja, po raz drugi planowo. Cel: leczenie, problem: to dopiero druga wizyta z bodaj dziesięciu (bodaj, bo tak do końca się tego przewidzieć nie da), które jeszcze przed nią. Wszystko zaczęło się na początku maja, od grypy, która nie była grypą, zapalenia nadnerczy, które nie było zapaleniem nadnerczy, zakażenia bakteryjnego, które nie było zakażeniem bakteryjnym, i paru innych rzeczy, które w sumie czternaścioro lekarzy i lekarek podejrzewało i próbowało leczyć, zanim, po miesiącu wizyt w przychodniach i na ostrych dyżurach, narastającej frustracji i strachu, co to może być, skoro nic nie pomaga i jest coraz gorzej, postawili diagnozę. Żeby było jeszcze zabawniej, wcale nie samodzielnie, ale przy mojej pomocy, kiedy to, po konsultacji z doktorem Google, zażądałam, by, zamiast robić kolejne USG brzucha i ogólne badanie krwi, zbadali hormony tarczycy. No i bingo - nadczynność. Czyli, co już teraz wiemy, wcale nie koniec, a początek problemów. Bo oto do nadczynności doszedł nam basedow z prześliczną orbitopatią, a to oznacza, że trzeba sobie poradzić już nie tylko z tarczycą, ale i z oczami. No więc sobie radzimy, a właściwie radzi sobie zespół lekarzy (tak na marginesie - jak z problemami endokrynologicznymi, to tylko na Banacha), a Gosia im pomaga, grzecznie łykając i przyjmując dożylnie różne paskudztwa oraz ucząc się żyć bez cukru, słodyczy, sporej części owoców i wielu innych rzeczy, które czynią życie milszym. 

    Miłe to wszystko nie jest, choć zdarzają się i plusy. Jak chociażby nie do końca legalne (wszak pacjentka terenu szpitala opuszczać nie powinna) wieczorne wyprawy na Pola Mokotowskie, sąsiadujące ze szpitalem na Banacha. Zazwyczaj trudno nam znaleźć więcej czasu na spacery niż te obowiązkowe godziny z psem, i proszę, nagle go mamy. Jak przekonanie się, że mimo owych spacerków i upartego paradowania po cywilnemu Gosia jest naprawdę grzeczną pacjentką, bo jej koleżanka z tego samego oddziału trzyma przed szpitalem rower, na który się urywa, gdy tylko może. Jak okazje, by popromować homoseksualizm i przekonać się, że ludzie są naprawdę fajni i otwarci, i bynajmniej nie mam na myśli jedynie personelu medycznego, ale też pacjentki, jak chociażby współtowarzyszkę Gosi z celi, zwykłą babkę z małego miasta, która kompletnie nie rozumie, co ludzie mają przeciw związkom osób tej samej płci. Albo zgorszyć szpitalnego podrywacza, który zamierzał towarzyszyć Gosi w wieczornym spacerze, dopóki nie usłyszał, że jej kochanka już na nią czeka. Choć, co by tu nie mówić, z przyjemnością byśmy się bez tego wszystkiego obyły. No chyba że uda zorganizować planowany od jakiegoś czasu wyścig na wózkach szpitalnymi korytarzami, to może zmienię zdanie.

    Ostatni plus jest taki, że możemy zupełnie spokojnie i bez specjalnych wyrzutów sumienia odpocząć od tej całej związkowej kołomyi, która się zacznie już pod koniec sierpnia. Choć jak nas znam, to akurat się nam nie uda.

    fot. Nanoxyde, Wikimedia Commons
  • Czytaj także

    17 komentarzy:

    1. Pozdrowienia dla Was, dla Gosi, z życzeniami zdrowia.


      KaFor

      OdpowiedzUsuń
    2. Trzymajcie się dziewczyny. Zdrowia dla Gosi :)

      OdpowiedzUsuń
    3. Oj to dużo zdrowia życzę!!!

      I to bardzo szybko, bo mimo wszystkich plusów to jednak szpitale to nie jest zbyt przyjemne miejsce o ile jest się tam w charakterze pacjenta. Ja zawsze się bałam, że pobadają i coś znajdą przez przypadek i zamiast wyjść do domu to na inne oddziały będą przewozić...

      Pozdrawiamy cieplutko! :)

      PS. I nie dajcie się tak bardzo wciągnąć w ta kołomyję, bo patrząc na obecnych ludzi w rządzie to szkoda nerwów, a i szanse na pozytywny efekt walki o nasze sprawy są nikłe... Niestety. :(

      OdpowiedzUsuń
    4. Buziaki i duuuużo siły dla Was:*

      Bogusia

      OdpowiedzUsuń
    5. Trzymajcie się dziewczyny!

      OdpowiedzUsuń
    6. Promocja homoseksualizmu, półlegalne spacerki, cywilne ciuchy, randki, wyścigi wózków :o Może jeszcze Barbie Girls? Nie ma co, fajny ten szpital :D Dużo zdrowia dla Gosi i sił dla Ewy :*

      OdpowiedzUsuń
    7. Zdrowia życzę ;)
      Ka5ka

      OdpowiedzUsuń
    8. Jak tylko zobaczyłam nagłówek, to aż zdrętwiałam z przerażenia. Widzę jednak, że trzymacie się dzielnie. Fajne z was babki! Pozdrowienia i uściski.

      OdpowiedzUsuń
    9. Moja mama ma basedowa, leczyla sie u dr. Janik - endokrynolog i okulistka.

      ak

      OdpowiedzUsuń
    10. Gosia dziękuje za wszystkie życzenia i pozdrawia z celi. Wyniki póki co dobre, tak że oby tylko tak dalej!

      OdpowiedzUsuń
    11. Miłości, zdrowia i wytrwałości ! :)
      Będzie dobrze, musi ! :))))
      Małgorzata D.

      OdpowiedzUsuń
    12. Powrotu do zdrowia zycze! i wielu dobrych :lapiduchow:
      ciociasamozlo pozdrawia i sciski sle!

      OdpowiedzUsuń
    13. Szlachetne zdrowie...
      No cóż, trzymajcie sie dzielnie, wspierajcie, bo wszak - w zdrowiu i w chorobie, na dobre i złe jesteście razem.

      OdpowiedzUsuń
    14. Dużo zdrowia i cierpliwości życzę, a przede wszystkim pogody ducha, bo to baardzo pomaga:)
      Sama zmagam się z dziwnymi tarczycowymi rzeczami, jeno u mnie ni pies ni wydra, słyszę na zmianę wyliczankę hashimoto basedow, zapalenie, nadczynność, niedoczynność, "a czy pani nie mogłaby mieć wyraźnych wyników?":) Bo w kilka tygodni (i bez leków) wlatywałam z dużej nadczynności w niedoczynność przy takiej ilości przeciwciał, że trzy razy mi badania powtarzali za friko, bo laborantki były pewne, że im się coś popsuło :D. I tak od kilku pokoleń... Moja mama była leczona przez jakąś dychę z okładem na taką ilość schorzeń, że nie zliczę, zanim same zdecydowałyśmy o badaniach tarczycowych i wyszło szydło w worka...

      Na podstawie moich doświadczeń mogę napisać, że równie ważne co leczenie tradycyjne jest maksymalne uspokojenie się i jak najmniej stresów - choroba mnie nauczyła takiego opanowania, że hej:)
      Pozdrawiam ciepło!

      Morri (słabo się udzielająca, ale często czytająca)

      OdpowiedzUsuń
    15. Jesteście razem, wspieracie się i nawet w tym trudnym momencie znajdujecie dobre strony, to teraz może być już tylko lepiej. Powodzenia, siły i powrotu do zdrowia!

      OdpowiedzUsuń
    16. Hej dziewczyny życzę Wam dużo zdrowia dla Gosi a Ewie dużo siły i wytrwałości trzymam za Was kciuki :) pozdrawiam Motyl 9

      OdpowiedzUsuń