Wiele słów goryczy już padło, a padnie jeszcze więcej pod adresem Komisji Ustawodawczej, która negatywnie zaopiniowała zarówno ustawę o związkach partnerskich, jak i ustawę o umowach.
Zastanawiam się, czy taki, a nie inny wynik posiedzenia zawdzięczamy tej piętnastce posłów, która niefrasobliwie, za nic mając prawo do godnego i szczęśliwego życia największej mniejszości, nie licząc się z opinią publiczną, nie czyniąc najmniejszego wysiłku, aby zapoznać się z treścią obu ustaw, je odrzuciła.
Pierwsza i druga myśl (kto czytał Pratchetta, ten wie, co mam na myśli) gromko krzyczą: TAK! To oni są winni, ci kabotyni, ci katolicy z bożej łaski, te lenie, bezczelne, zarozumiale, pełne pychy (p)osły płci obojga. Ale włącza się trzecia myśl. Gorzka, ale jakże prawdziwa.
Szacunki mówią, że osób, jak to się teraz pięknie mówi, nieheteronarmatywnych, jest od 2 do 10% w każdym społeczeństwie (średnia - 6%). 6% z 40 000 000 (zaokrąglona liczba mieszkańców Polski) daje nam 2 400 000 takich osób. Z tej grupy około półtora miliona ma czynne prawa wyborcze i stanowi siłę nabywczą. O równe prawa walczy w całej Polsce w porywach do 200 osób (biorę tutaj pod uwagę donatorów i donatorki na różnego rodzaju akcje, nie biorę, co warto podkreślić, choć to oczywiste, osób heteroseksualnych, które również działają na rzecz naszych praw). Po przeprowadzeniu prostych obliczeń wychodzi, że 0,012% osób nieheteronormatywnych rzeczywiście walczy o swoje prawa. A co robi pozostałe 99,988%?
Część siedzi w szafie, głęboka zakopana w najdalszym przykurzonym kącie, bojąc się własnego cienia i szczęścia. Odbiera sobie prawo do życia. Uznaje się za tych gorszych, którzy zasłużenie nie mają równych praw. Kończy swoje szafowe życie wykończona psychicznie.
Jako że świadomość wzrasta, znaczną część nieistniejącego środowiska stanowią też wcale niesiedzący w szafie analni masochiści. Dotyczy to zarówno kobiet, jak i mężczyzn. Skąd nazwa? Ano wchodzą w dupę społeczeństwu bez lubrykantu. Mam na myśli „normalnych”, których znajomi są bardzo zdziwieni, że za partnerów życiowych mają osoby tej samej płci, bo przecież na to nie wyglądają. Nie chodzą na parady, żeby broń boże nikt ich nie powiązał z tą grupą dziwaków z, już przysłowiowymi, piórami w dupie. Muszą wstydzić się przed swoimi znajomymi wyglądu dwóch lesbijek, a nawet lesb, które nie tylko ośmieliły się wygrać konkurs na ślub w chmurach, ale jeszcze pojawiały się w telewizji. No zgroza.
To właśnie ta grupa, wcale niemała, tłumaczy wszystkim, że im związki do niczego nie są potrzebne, bo przecież im, a nawet Im, żyje się dobrze. Że gdybyśmy się dostosowali do innych, nikt by nas nie dyskryminował. Cała ta dyskryminacja to dla nich wymysł tych męskich lesb i przegiętych ciotek, co to same się o nią proszą. Dodają wyniośle, że miłość nie potrzebuje papierków. Wyraz swoim poglądom dają, oczywiście anonimowo, na wszelakich forach, w komentarzach pod tekstami etc. Postulują z wyżyn swojego majestatu, aby na paradach pojawiały się osoby ubrane w garnitury (oczywiście mężczyźni) lub garsonki (oczywiście kobiety), tak aby społeczeństwo zobaczyło, że nie będzie żadnych szopek w Urzędzie Stanu Cywilnego. Wytykają nienormatywnym braki w wyglądzie, a działaczom w działaczostwie, wkładając w to ogromny wysiłek. Najczęściej logika jest im obca. Jeśli fakty nie zgadzają się z ich stwierdzeniami, to tym gorzej dla faktów. Na koniec dyskusji, a raczej pyskówki, atakują ad personam. Żal, że ta para idzie w gwizdek.
Kolejną grupą są kibice. Dopingują tę garstkę działających okrzykami bojowymi: zróbcie, działajcie, zmieńcie, dlaczego nie zrobiliście tego, dlaczego działacie w ten sposób. Oczywiście podlajkują posty, ba, nawet je udostępnią. I na tym niestety kończy się ich działalność. Rzecz jasna na paradę, marsz czy wiec by przyszli, ale akurat mają już coś innego zaplanowane i niestety nie mogą tego odwołać. Jest im bardzo przykro, na pewno następnym razem się uda.
Nie może zabraknąć Godotów. Nie negują konieczności zmian, widzą panoszącą się w najlepsze dyskryminację, mają świadomość bycia obywatelami drugiej kategorii, ale czekają. Czekają, aż łaskawie panujący rząd im to da. A jak nie rząd, to może Unia Europejska albo Obama. No w każdym razie ktoś przyjdzie i da.
Są jeszcze niedasie. Niedasie to gatunek, który twierdzi, że na pewno się nie uda, że społeczeństwo jest niedojrzałe, że nie ma co się szarpać, bo i tak nic z tego nie wyjdzie, poczekajmy więc może na lepszy moment.
Na koniec tej skromnej i bardzo niepełnej wyliczanki, nie mogę nie wspomnieć o tych najbogatszych. Mają pieniądze, więc nie odczują na własnej skórze niesprawiedliwości, jaką zafundowało im ich własne państwo. A jeśli już wspomogą te nieszczęsne 0,012%, to dobrą radą.
Oczywiście każdy osobnik może być sklasyfikowany w kilku grupach. A żeby nam, działaczom i działaczkom nie było tak dobrze, nie mogę nie dodać, że w tym niewielkim odsetku tych, co to jednak coś robią, jest cała masa żrących się ze sobą wzajemnie grupek i podgrupek.
W 43 rocznicę wydarzeń w Stonewall, kiedy to lesby, transki, cioteczki i męskie prostytutki pokazały światu, że mają swoją godność i zasługują na równe traktowanie przez funkcjonariuszy prawa, niezależnie od tego, kim są, jak wyglądają i się prowadzą, w Polsce przełykamy gorzką pigułkę, szukając winnych hen daleko.
A wystarczy, aby 10% z tego 1 500 000 wyszło na ulicę i stanęło twardo za różowym transparentem: Żądamy równych praw! Żądamy małżeństw! Stać was na to?
Na zdjęciu: Stonewall Inn, 2010. Fot. Gryffindor, Wikimedia Commons.
Polska potrzebuje swojego Stonewall Inn.
OdpowiedzUsuńOd paru lat coraz bardziej się o tym przekonuję.
I coraz bardziej mnie ta myśl przeraża :(
@RDW: Masz rację! Biję się w pierś :(
OdpowiedzUsuńSzymonie, nie potrzebuje Stonewall, potrzebujemy odwagi, rozsądku i tych 10%. Gdyby było, okazałoby się, że zmiana konstytucji to pestka.
OdpowiedzUsuńMogę tylko dodać do tego artykułu Amen! I to całkiem nie ironicznie.
OdpowiedzUsuńNajgorsza jest jednak grupa tych, co to im się wszystko należy, do wszystkiego mają prawo, tylko im to musi ktoś na srebrnej tacy podać!
Głupota ludzka poraża i to nie tylko samych zainteresowanych/lub prawie zainteresowanych, ale też całego społeczeństwa. Świetnie się orientują komu pod kołdrę zajrzeć, a nie dostrzegają jak cichaczem znajdzie się jakiś pretekst/powód, aby im prawa odebrać.
Czy na pewno spór dotyczy linii "asymilacja - odrębność kulturowa"?
OdpowiedzUsuńUciekając przed jednym stereotypem, wydajesz się wpadać w inny - mamy w tekście bohaterki/ów pozytywne/ych: "lesby, transki, cioteczki i męskie prostytutki" i szwarccharaktery, w tym "normalnych", dla których "dyskryminacja to (...) wymysł tych męskich lesb i przegiętych ciotek".
Zastanawiam się czy częste doświadczenie wykluczenia powoduje to dziwaczne poczucie wyższości jednej mniejszości w mniejszości nad drugą. Bo z perspektywy wpisywania się wizerunkowo w stereotypowo "normalną/bliżej femme" darzyło mi się, że moją tożsamość (lesbijki) kwestionowała Pani w typie stereotypowej butch. Do tego momentu o głowy mi nie przyszło, że mogę być postrzegana (jako "nie-malująca-paznokci-w-szpilkach-nogi-łamjąca") w taki sposób ;) A potem w rozmowie okazywało się, ze Pani siedzi w głębokiej szafie i jest w szoku, że Rodzice do mojej Partnerki mówią "Córka"...
Rzeczywistość w której żyjemy choćby ze względów ekonomicznych wpływa niestety na brak zaangażowania. Większość osób, które znam (lat dwadzieścia parę +) szuka pracy/ boi się, że straci pracę/ pracuje na umowach śmieciowych etc. Czy sprawę ochroniarza zwolnionego za udział w Marszu Równości skomentowała RPO/ pełnomocnik do spraw równego traktowania/ ktokolwiek (poza A. Grodzką i R. Biedroniem)? Dla mnie - wyautowanej w rodzinie bliższej i dalszej, na studiach i wśród znajomych (btw niektórzy z nas swoje minimum działań realizują też tak na co dzień)- kwestia ewentualnej utraty pracy ma znaczenie.
Po drugie, "karnawałowy" charakter (podkreślam nie stroje i nie jakieś tam wyobrażenia o "normalnej" męskości/kobiecości etc.) części warszawskiej Parady (bo raczej nie w innych miastach)w aktualnej sytuacji kiedy jesteśmy obywatel(k)ami drugiej kategorii razi mnie. Jeśli ktoś się utożsamia z hasłem "whatever" czy czuje się "queer" to może niech przełoży te hasła na polski i wtedy mierzy się z nieokreślonością/stygmatem jakim są obciążone i dokonuje uroczych wolt przejęcia języka.
Z roku na rok bliższe mi są Manify, które mają wyraziste hasło i przesłanie. Pewna formuła parady/marszów się wyczerpała (tzn. sam przemarsz - "niech nas zobaczą")- a nie ma pomysłu na nową.
Paulina
Hmmm nie rozumiem zupełnie tej retoryki "winy".
OdpowiedzUsuńNo i tez nie widzę związku między Stonewallem a ustawą o związkach partnerskich w Polsce.
A może jak już, to raczej guilty pleasures?
Zgadzam się z pierwszymi dwoma akapitami Pauliny.
Poza tym należy pytać, czego ludzie naprawdę chcą, a nie czego powinni chcieć. W praktyce ludzi i tak zatruwa robak monogamii, tyle że nie chcą tego formalizować i nawet bardziej ich to podnieca z ukrycia, że bawią się w heteronormatywny dom z parą choć podobno nieheteronormatywną wszakże parą są... Z mojej perspektywy to nie wiem, co jest gorsze - monogamia sformalizowana czy z ukrycia - jeden czort, nie będę jednej grupy dodatkowo stygmatyzować za to.
To są właśnie guilty pleasures. Ociekające jadem związki. I największy afrodyzjak w tej logice - zazdrość i samouwielbienie.
Była już o tym dyskusja pod innym postem, ale znowu nasuwa mi się myśl, że te monogamiczne związki właściwie celowo nie mogą zostać sformalizowane, bo stanowią komplementarne dopełnienie heteroseksualnych małżeństw. Znudzone małżeństwa muszą mieć kogoś, nad kim mogą się wywyższać i twierdzić, że to się jednak nie każdemu należy (im bardziej sami tego nie cierpią, tym mocniejszego szukają dowartościowania), a ci w ukryciu potrzebują zakazu, żeby ich ideał nadal mógł być niedostępny, i to im zawsze wynagradza prawdziwe oblicze ich związku.
Więc jeśli już ktoś chce w to uderzyć, to tylko karnawałem. Związki należy zbić z piedestału i albo żądać gruntownej przebudowy stosunków społecznych (łącznie ze zniesieniem małżeństw) albo nawet nie wysuwać jakichś specjalnych postulatów, tylko pokazywać na głos, że można żyć inaczej (poza monogamicznymi związkami) i zachęcać ludzi hetero (jeśli ktoś wierzy w ten podział...) żeby też spróbowali czegoś innego.
Paulina: Weź pod uwagę, że właśnie te lesby, transki, cioteczki i prostytki, między innymi pozwalają Ci na takie życie jakie prowadzisz.
OdpowiedzUsuńW Polsce lesby i cioteczki, a także lesbijki i geje również załatwiły Ci takie, a nie inne życie. Ponad 20 lat temu było jeszcze gorzej. A po zwolnieniu z pracy nie stała za nikim Helsińska Fundacja Praw Człowieka. Ale odważyli się(odważyliśmy się) stanąć na przekór temu wszystkiemu.
Uderzam w femki, które mają nieuzasadnione poczucie wyższości. Które zarzucają je innym.
Piszesz minimum działań. Czemu nie chociaż midi? Naprawdę nie widzisz. nie dostrzegasz, że jesteś obywatelką drugiej kategorii? Nie przeszkadza, Ci, że Twój kraj ma Ciebie i Twoją partnerkę, tam gdzie słońce nie dochodzi?
A co do parada. Niech Ty czy Tobie podobni przyjdą na tę paradę. Podejrzewam, że gdybyście chcieli przemóc swoją odrazę, moglibyście tłumnym przybyciem zakryć te pióra w dupie.
I może czas zrozumieć, że równe prawa należą się każdemu. Nie ważne czy jest whatever czy queer, czy męski, czy żeński. Jesteśmy ludźmi, obywatelami Polski i nasza konstytucja nam to gwarantuję.
bejbola: Ale co chcesz zbijać z piedastału? To czego nie masz? Fajny plan, tylko taki abstrakcyjny. Poza tym wcale nikt Cię nie zmusza do życia w związku monogamicznym czy brania ślubu. Ale są tacy, którzy chcą, więc czemu im zabraniać?
OdpowiedzUsuńWiesz, że jesteś konserwatywna? Chcesz aby państwo zaakceptowała, ba usankcjonowało Twój sposób życia;)
RudedeWredne:
OdpowiedzUsuńNa życie, które prowadzę z moją Partnerkę nikt mi nie "pozwala".
Codziennie w jakimś stopniu "wywalczamy"je sobie(tam gdzie jest to możliwe - u mnie we wszystkich sferach o których pisałam poza pracą, u mojej Partnerki także w pracy)- rozmową, wyjaśnianiem oczywistości, reakcją na homofobiczne żarty prowadzącego zajęcia,
utratą tych znajomych, co to byli tolerancyjni, ale niekoniecznie chcieli nas oglądać u siebie jako parę (jako "skrytki" jak najbardziej).
Co do obywateli drugiej kategorii - zgadzam się w każdym aspekcie.
Tylko, że nasza strategia to nie wyjście raz do roku na marsz/paradę, z której media i tak wyłapią jakieś pseudostarcie dwóch światopoglądów (że też nigdy nie widziałam łysych panów uciekających przed kimś lgtbq - a czekam ;) )Tylko konsekwentnie tak otwarte życie jak się da wśród ludzi, którzy nas otaczają, a czasem tych z którymi się mijamy. I podpisywanie apeli. I pisanie listów do różnych osłów/osłanek, których nikt nie czyta. Pytasz czemu minimum działań - bo aktualnie w naszej sytuacji finansowo-rodzinnej - to możemy robić. Perspektywa Warszawy, chyba trochę zmienia obraz sytuacji. Pamiętam jak czytałam na Waszym blogu, jak miejsce pracy Ewy objęło Cię ubezpieczeniem. W tym samym czasie, w mojej pracy słuchałam homofobicznych żartów szefa (i szukałam nowej).
Przy tym szanuję to, co robicie z Ewą (trzymałyśmy kciuki i głosowałyśmy w czasie "ślubu w chmurach" ;) ).
Czytam Wasz blog i z wieloma rzeczami, które piszecie zgadzam się.
Ale ta to drążenie kwestii wizerunkowej z jedną tezą, że "te lesby, transki, cioteczki i prostytutki" są cacy, a "normalni" z femkami na czele są be, jest dokładanie takim samym niedostrzeganiem różnorodności we wszystkich z wymienionych grup jak to które próbujesz mnie zarzucić. Ani wizerunek ani monogamiczność czy jej brak (jak w poście bejboli) nie jest dla mnie wyznacznikiem tożsamości lgbtq.
O "whatever" i "queer" piszę ironicznie, bo mam wrażenie, że część osób wybiera te hasła z powodu tej samej hipokryzji, która kieruje asymilacją, tych osób które za cenę przynależności do tzw. społeczeństwa wyrzekają się siebie (vide historia z książki Laszuk o paniach, co to w razie wizyty rodziny chowały szczoteczkę do zębów).
Za zaproszenie na paradę dziękuję - w moim regionie są marsze ;) Wydawało mi się, że skoro napisałam, że wolę Manify to jasne jest, że na Marszach bywam. I dla mnie zobaczenie ogromnej różnorodności marszu od środka (tego oczywiście nie ma w mediach) nie jest zaskoczeniem.
Paulina
Paulina: Gdzieś Ty wyczytała w tym tekście, że femki są te złe. Nigdzie tego nie napisałam. Przykro mi, że identyfikujesz się, z którąś grup tu przeze mnie wymienioną.
OdpowiedzUsuńNigdzie nie napisałam, że tylko te lesby etc są cacy. Wśród wymienionych przeze mnie grup również znajdują się lesby, pedały etc.
Bycie butchem czy femką nie ma nic wspólnego z tym jakim jesteś człowiekiem i co robisz.
Nie napisałam, że ktoś Ci pozwala prowadzić życie z Twoją partnerką. Nikt nie potrzebuje, nie powinien potrzbeować pozwolenia na godne życie. Napisałam, że dzięki działaniom w przeszłości kilku "frustratów", możesz tak żyć.
Aha. Ja też nie widzę związku pomiędzy Stonewall, a związkami partnerskimi w Polsce.
OdpowiedzUsuńNaszego nieistniejącego środowiska nie było i raczej nie będzie stać na podjęcie jakiejkolwiek walki.
Nierozsądny zabieg stworzenia worka, do którego wrzuca się wszystkich, którzy podpadli autorce i uznanie, że wszyscy oni są tacy sami, czyli jak ktoś nie lubi piór, to zapewne nie chodzi też na parady, sam siedzi w szafie, wstydzi się dziewczyn ze ślubu w chmurach i czerwieni się przy znajomych, gdy w TV mówi się o gejach, a przede wszystkim jest przeciwnikiem związków. Autorka pomieszała różne zbiory ludzi, czasami zachodzące na siebie, a czasami zupełnie nie. Bardzo niesprawiedliwy i krzywdzący worek. Cóż, ludzie walczący ze stereotypami, sami lubią je tworzyć w innych miejscach.
OdpowiedzUsuńPrzekonanie, że "milionowa parada" da nam związki, jest naiwne. My jesteśmy na etapie prywatnego i indywidualnego wychodzenia z szafy. Ludzie boją się póki co podejrzeń o własny homoseksualizm, bo poza Warszawą i dużymi miastami wciąż jest on największą obelgą i największym przekleństwem. O jakiej paradzie mowa, o jakiej walce, jeśli ktoś codziennie wychodząc z domu kasuje historię odwiedzonych stron w internecie?
No i na koniec. Na parady chodzi 2-4 tys. ludzi. Nie chodzi 2,4 mln. Na jakiej podstawie ktokolwiek zakłada, że 0,1% ma rację co do skuteczności parad a 99,9% się myli? Żeby było jasne, sam chodzę na krakowskie marsze, ale do głowy mi nie przychodzi osądzanie tych, którzy nie przyszli.
Walpurg: Nie wiem, gdzie wyczytałeś rewelacje zawarte w pierwszym akapicie Twojej wypowiedzi. Autorka informuje, że nic nie zakłada. Pokazuje realia.
OdpowiedzUsuńDla mnie naiwnością jest sądzić, że gdyby rząd i (p)osłowie zobaczyli nawet 20-tysięczny tłum ludzi żądających równych praw, nie zastanowili się nie tylko nad wprowadzeniem związków, ale zmianą konstytucji (patrz górnicy).
Podstawą do sądzenie, że ilość osób ma znaczenie jest: najnowsza historia Polski (ruch Solidarność), doświadczenia krajów, które mają nie tylko namiastki związków, ale małżeństwa.
A jakie Ty masz podstawy, aby sądzić, że to nie zadziała?
A co do wychodzenia z szafy. Jak się okazuje nawet w małych miejscowościach, przykład Ryszarda Giersza, nie taki diabeł straszny jak go malują. Może trzeba się odważyć być sobą? Wiem, że to trudne, bo obecnie w małych miejscowościach dzieje się to co działo się Warszawie dwadzieścia parę lat temu.
Tekst jest oczywiście świetny. Wchodząc jednak w dyskusję na temat szczegółów - kurcze, nie wiem, mnie wciąż pogląd o istotności parad nie przekonuje. Myślę, że jakiś czas temu one rzeczywiście miały dużą rolę - nie było netu, nie było takiego dostępu do mediów itd. Ale dziś to nie wiem. Nie mówię, że bez sensu, ale nie przeceniałabym.
OdpowiedzUsuńWydaje mi się,że jednak rzeczywiście taka praca u podstaw jest najważniejsza + media + działania proustawodawcze (jak się nie udało teraz to trzeba dalej, albo inaczej). Mi się wydaje, że jest sporo ludzi, który robią dużo. Że nie można też tak powiedzieć, że to jest sukces kilku osób, czy grupy osób - to też jest krzywdzące dla reszty.
Tyle, że tu nie chodzi o parady, ale o wszelkie publiczne manifestacje swoich żądań. Wyobraź sobie, jak by to wyglądało, gdyby wczoraj, zamiast dwóch (!) osób pod Sejmem stanęło choćby i 2 tys. osób. A tak? Politycy uwalili, a my płaczemy na fejsie, bo na tyle nas stać. Słabe to.
OdpowiedzUsuńRuda, wpadłaś w stylistykę Gazety Wyborczej i Piotra Pacewicza. Not good.
OdpowiedzUsuńUschi: nie sądzę. To cały czas mój styl. A poza tym nie szukam winnych tam, gdzie ich nie ma. A styl GW i Packa bardziej prezentuje pewien artykuł na zaprzyjaźnionym portalu.
OdpowiedzUsuńI tak poczułam się urażona, że ktoś porównuje mój styl pisania do kogoś innego;)
Sądzę, że wszystkie komisje tak wyglądają. Każdy już na wejściu wie, jak zagłosuje. Dyskusja musi się jednak pro forma odbyć. Poza ściśle zainteresowanymi, nikt nie słucha argumentów, ekspertyz, nie zna projektów, czasem się wysypie, że w ogóle ich nie zna, nie czytał(a) i nie odróżnia, ale się tym w ogóle nie przejmuje, żeby nie powiedzieć, że ma to głęboko. Śmieje się z tego, że jacyś frajerzy w dobrej wierze za friko wysmarowali setki stron i teraz referują zamiast się opalać. Podobnie będą wyglądały komisje i głosowanie o in vitro i zmianie płci. Pisałam już, że im więcej projektów o zp, tym gorzej. Idę o zakład, że PO swojego nigdy nie zgłosi.
OdpowiedzUsuńNiech będzie nawet 3% z tych 38 mln, czyli trochę ponad milion. Skromnie liczmy. Nie ma co mieć pretensji, że żyjąc w homofobicznie wychowanym społeczeństwie, większość siedzi w szafie i nie udziela się jawnie. Jednak można udzielać się także anonimowo. Obrzydzeniem napełnia mnie jakakolwiek krytyka pracy osób, które od lat działają otwarcie i pod swoimi nazwiskami. Dokładnie - JAKAKOLWIEK. Począwszy od pieprzenia o tym, że związki są nikomu niepotrzebne, bo jemu/jej są niepotrzebne, że gardzą papierkiem, bo przecież o miłość chodzi, że udają, że nie rozumieją, że "papierek" ma po prostu zabezpieczyć obie strony, kiedy właśnie sielanka się skończy, stracą pracę, zachorują czy umrą, że geje i lesbijki nie powinni mieć dzieci, a skończywszy na dyskusjach wizerunkowych, "wstydzie", że właśnie lesby w spodniach wygrały konkurs i wzięły ślub w samolocie, a nas takich "pięknych" (szanowanych przez nieświadome naszej orientacji społeczeństwo) nie wybrali. Nie wybrali, bo żeście się nawet nie zgłosiły. Nie zgłosiłyście się, nie chodzicie na paradach i marszach, nie działacie, to przynajmniej nie ryjcie pod tymi, co się zgłosiły (lub zgłosili), chodzą i działają za Was.
Biorąc pod uwagę że liczba osób w wieku produkcyjnym w Polsce wynosi około 24 mln, to uwzględniając 6 % nieheteronormatywnych mamy 1440000 osób z prawami wyborczymi. Starszych można pominąć, bo oni się rzadko takimi sprawami interesują. I jeszcze jedno - najwyższa pora nauczyć się głosować na odważnych ludzi, stałych w poglądach... Jeśli w PiS lub Solidarnej Polsce byłby jawny, odważny gej lub lesbijka lub osoba wspierająca interesy osób LGBT to ja oddałbym na takiego kandydata swój głos. Sprawdzajmy przed wyborami, co myślą o nas kandydaci na posłów i senatorów.
OdpowiedzUsuń@Anonimowy - dokładnie, można chociaż to zrobić - sprawdzić. Przed poprzednimi wyborami w dyskusjach w sieci "widziałam" lesbijki, które zamierzały beztrosko głosować na kandydatów o wyraźnie homofobicznych poglądach, ujawnionych w głosowaniach w poprzedniej kadencji. Nie chciało im się nawet sprawdzić. Niestety, obowiązywała już cisza przedwyborcza i nie mogłam ich uświadamiać.
OdpowiedzUsuń@Anonimowy: a to mnie rozweseliłeś i to podwójnie: 1. a skąd Ty wiesz, czym się starsi niehetero interesują? 2. "głosować na odważnych ludzi o stałych poglądach", no żart przedni. Od razu przychodzi mi na myśl poseł Marek Jurek...
OdpowiedzUsuń@ frog@dog, fajnie że Ci Marek Jurek na myśl przyszedł... Prawicowcy wiedzą, że ich nie zdradzi, tak jak nas zdradza wielu posłów z Platformy. Po naszej stronie jedynie mi na myśl poseł Kalisz przychodzi.
OdpowiedzUsuńStarsi niehetero odpoczywają - wolą odpoczywać niż zaprzątać sobie głowę związkami. Oni już swoje przeżyli, i w wieku 70 lat większość ludzi ma naprawdę w dupie co się w polityce dzieje.
RdW zatrudniasz mnie, ja Ci się odwdzięczam wychodzę z szafy i tyle mnie widzieli w wiejskim mięsnym. sory, wybacz, proza życia. nie stać mnie na bycie panem co sie sądził za "pedała".
OdpowiedzUsuńsays: 23 lata temu, w moim ukochanym mieście również nie było łatwo. A dzięki swojej postawie miałam duże problemy ze znalezieniem pracy, tylko dlatego, że nie ukrywałam tego kim jestem. I pamiętam te momenty, kiedy się bałam.
OdpowiedzUsuńBałam się jeszcze po 1995 roku, kiedy zrobiłam, niechcacy, ogólnopolski coming out.
Ale za każdym razem kiedy przełamywałam się zrozumiałam, że to czego się boję, to mój własny strach. I że odbierałam sobie sama prawo do normalnego życia.
To, co mówi...says, to, według mnie, jeden z poważniejszych problemów w naszym pięknym kraju: tzw. ujawnianie się. Z jednej strony serce podpowiada, że takie masowe coming-outy mogłyby otworzyć oczy współobywatelom, ale odważ się na to, gdy poza ewentualnym moralnym wsparciem na branżowych forach, ryzykujesz obrzydliwy ostracyzm, szczególnie w małych miejscowościach, na wsiach. Bez konkretnego wsparcia, nie można wymagać takich gestów. Dlatego właśnie apelowałam (bez echa): musimy stworzyć silną organizację; silną prawnikami, sprzyjającymi mediami, KAPITAŁEM, która nie będzie "produkowała" męczenników za sprawę, lecz wykaże solidarność, troskę, czyli da nam tę dumę i odwagę.
OdpowiedzUsuń@RDW: Wiesz, każdy ma inną odporność,inną sytuację. Obejrzałam Twój występ w Polsacie, jeszcze z red. Woyciechowskim. No, piękny. Ale nie możesz, Gosiu tak pryncypialnie oczekiwać podobnej postawy od innych. Są ludzie dzielni, trochę dzielni, i... niedzielni.
OdpowiedzUsuńFeog@dog: Nie oczekuję. wiem ile kosztowało to mnie. Występując w polsacie bałam się jak diabli. Ci, którzy mnie znali od razu zauważyli.
OdpowiedzUsuńRównież ostracyzm nie jest mi obcy. Ale, w którymś momencie (dość późno i duża w tym zasługa Ewy) zrozumiałam, że to jest moje życie, nie otoczenia, nie znajomych.
Oj Frog znowu przez Ciebie szykuje mi się kolejny wpis na bloga i znowu dość osobisty. O strachu, wychodzenia z cienia i takie tam. Może po tym ludzie uwierzą, że wiem o czym pisze:)
I tak na marginesie, ja nikogo do niczego nie zachęcam.
OdpowiedzUsuńRDW: Dobry pomysł! Ależ zachęcać należy!! Także własnym przykładem. A przy okazji, jakoś, nie umiem tego sprecyzować, ale wydaje mi się, że - paradoksalnie - dzisiejszym młodym niehetero trudniej się ujawnić?! Może brak im tej naszej, złudnej, ale jednak inspirującej, postsolidarnościowej euforii?
OdpowiedzUsuńfrog@dog
OdpowiedzUsuńProblem z ujawnieniem się, nie jest problemem występującym tylko w Polsce. W kraju, w którym mieszkam obserwuję to samo. Trudno porównywać skalę ale i tutaj (czego sama doświadczyłam) można się spotkać, jeśli nie z ostracyzmem to z lekceważeniem, pogardą czy niewybrednymi żartami (przy których Wojewódzki i Figurski to orły intelektu). Zdarzyło mi się dostać słownego "kopniaka" od przedstawicielki miejscowej nieheteronormatywnej mniejszości.
The grass is always greener on the other side of the fence...
Mocny tekst. Kiedy minęła mi wczorajsza złość, pomyślałam, że może to jednak i dobrze, że projekty odrzucono w taki, a nie inny sposób. Dlaczego? Ano dlatego, że może w końcu dotrze do kogoś, że tak być dalej nie może. Może nawet powiększy się owe grono osób homoseksualnych walczących o równe prawa. Może. Co do parad - to może dobrym pomysłem byłoby zorganizowanie zwykłego marszu politycznego, w którym wykrzyczymy o co nam chodzi, bez pawich piór w tyłkach i tego typu szopek (?). Pod tekstem podpisuję się i popieram całkowicie jego autorkę.
OdpowiedzUsuńPopieram was całym sercem ale niestety na tym chyba zakończę, życie w tym kraju jako osoba otwarta to koszmar i to bez względu na miejsce zamieszkania, zresztą Wy jesteście idealnym przykładem. Byłam i wciąż w dużej mierze jestem pod ogromnym wrażeniem tego co robicie ale nie-sety coraz częściej dziwi mnie wasz upór i samo zaparcie, ja doświadczam może 1/1000 tego co wy a mam już serdecznie dość,nie mam zielonego pojęcia skąd bierzecie tyle energii na to żeby wciąż narażać siebie na to wszystko i to w wersji zwielokrotnionej.
OdpowiedzUsuńJa mam już dość,mam dość tej mentalności,polityków i prawa które po raz kolejny pokazało mi że nie mam co tu szukać zarówno jako osoba młoda, jako kobieta a przede wszystkim lesbijka. Czas się spakować posprzątać po sobie co się da i zostawić to zatęchłe od nienawiści bagienko żeby się samo sobie kisiło.
Wiem że powiecie "ucieczka nie rozwiąże problemu" ale czy takie sado-masochistyczne nastawianie po raz enty policzka nie jest bezsensowne szczególnie kiedy można żyć inaczej/lepiej gdzie indziej?
Cóż pozostaje mi jedynie was podziwiać i wspierać(o ile można to tak nazwać) przynajmniej dopóki jeszcze tu siedzę w tym ciemnogrodzie.
Frick
@Mademoiselle
OdpowiedzUsuńNie bardzo rozumiem, sformułowanie, "że projekty odrzucono w taki a nie inny sposób".
Przyjęcie lub odrzucenie odbywa się przez głosowanie, wymagana większość to 3/5 głosów, przy obecności przynajmniej połowy członków komisji. Masz zastrzeżenia do ważności głosowania? Komisja nie dyskutuje zapisów projektu, zwłaszcza ich zgodności lub nie, z Konstytucja RP, bo nie ma takiej wiedzy. Dlatego BAS zamawia opinie i, to one są jedną z podstaw do podjęcia decyzji przez członków komisji. Bywa, że wnioskodawcy przedstawiają posiadane opinie na temat bo to jest dodatkowy argument. Bywa także, że członkowie komisji także posiadają niezaleznie sporządzone opinie (głównie na zamówienie klubów). Można także, wystąpić do przewodniczącego komisji z prośbą o zaproszenie własnego eksperta celem wysłuchania jego głosu. Wnioskodawcy nie poszli tą drogą. Dlaczego? Nie wiem.
Przypomnę, że to głosowanie nie zamyka drogi do dalszego procedowania ale z tego co zauważam, ani SLD, ani (zwłaszcza) RP nie bardzo mogą liczyć na przychylność pani marszałek...
SLD po porażce wyborczej jest marginesem a RP raczej przypomina rozwydrzona bandę nastolatków na korytarzu liceum niż klub parlamentarny.
"nie mogę nie wspomnieć o tych najbogatszych"
OdpowiedzUsuńI nobla za sposób na wyciągnięcie od nich kasy.
"I tak na marginesie, ja nikogo do niczego nie zachęcam."
No właśnie, dokładnie.
Takie bieganie ze strzelbą i celowanie do wszystkiego co się rusza. Po co szukać winnych wokół tych, którzy sprzyjają? Żyjemy w internetowej bańce i jeśli zakłada się, że wszystkie lajki i komenty przekładają się na realne wsparcie, można się mocno rozczarować. Granica między realnym a wirtualnym się zatarła. " 20 lat temu" jeśli jakiś działacz zakładał, że wszyscy ludzie, którzy piszą do niego listy z podziękowaniem za ciężką pracę i czytają jego artykuły w gazetach, którzy uśmiechają się do niego na publicznym przemarszu, pojawią się pod sejmem, gdy działacz pójdzie zmagać się z systemem,cóż... to trochę za mało by porwać tysiące. To jeszcze nie ten czas, jeszcze troszkę brakuje charyzmy by przekuć virtualne w real. A obwinianie może sprawić, że nawet tego wirtualnego wsparcia następnym razem będzie trochę mniej. Nie wspominając już o tym, że każdy ma prawo do bycia politycznym lub apolitycznym, do walki lub do zżerania rezultatów w błogim uczuciu wdzięczności.
OdpowiedzUsuńCo nie zmienia faktu, że się wam dziewczyny należą wielkie brawa. Jestem przekonana, że dobro z waszych działań wróci do was. To, że w Polsce działa ktoś kto jawnie i bezinteresownie walczy o prawa mniejszości, jest już bardzo dużym sukcesem. Na miarę Polski i mentalności Polaków. Więcej cudów na razie nie będzie.
Lipshit: gdyby nie jęki, pomstowanie w tej bańce na rząd (p)osłów, ten tekst by prawdopodobnie nie powstał. Nie napisałabym go, być może, gdyby nie lata rozgoryczenia, walki z wiatrakami w środowisku.
OdpowiedzUsuńPiszesz " Po co szukać winnych wokół tych, którzy sprzyjają?" Bo są winni. Bo nic ich nie kosztuje zalajkowanie postu, Często jako ktoś anonimowy. I nie szukam winnych, ja ich wskazuję. Zaprzeczysz?
Jako działaczka, młoda działaczka idealistycznie zakładałam, że w ramach ogólnopolskiego zrywu wolnościowego, my też wyjdziemy na ulicę i zażądamy równych praw. Ale zarówno wtedy jak i po dwudziestu paru latach nie stać nas (ich/was) na to.
A ja nadal jestem idealistką, chociaż cyniczną idealistką. Ale wierzę w to, że kiedyś LGBTetc obudzi się z tego marazmu, tchórzostwa, oportunizmu i wyjdzie na ulicę.
I mam nadzieję, a patrząc po niektórych komentarzach oraz liczbie osób lajkujących mój wpis, że coś w ludziach się budzi. Nie tylko społeczeństwu hetero trzeba uświadamiać, trzeba pokazać naszym, że to od nich samych zależy ich godność.
Nie będę przepraszać obrażonych za moje słowa. Skoro poczuli się obrażeni, to znaczy, że trafiłam i to celnie.
Postaram się nadal dobrze celować. Mam komfort i wieku i swojej przeszłości i teraźniejszości, aby pisać, co myślę, a co dla wielu jest prawdą. Co dla mnie jest prawdą.
A największą satysfakcję sprawia mi fakt, że robię to z otwartą przyłbicą,nie ukrywając się. Bo znakomita większość wie, że pod Rudewredne, kryje się Małgorzata Rawińska.
I chciałabym, aby moich oponentów było stać na to samo. Marzycielka ze mnie.
Ruda, moja żona się szykuje na sądową batalię bo ma dość. Patrzę o otwartymi z niedowierzania ustami i kocham ją jeszcze bardziej ;).
OdpowiedzUsuńRozumiem ludzi, którzy boją się o swoją pracę, miałam i mam podobnie ale też to "urban myth", że nie można pracować będąc osobą wyoutowaną- pracowałam w bardzo delikatnej sferze i jakoś nie było problemu. No cóż, jak kogoś ambicje sprowadzają się do "pracy w wiejskim mięsnym", to już trudno.
Życie jest sztuką wyborów.
Mimo strachu.
I dziękuję Ci za ten artykuł i ostatnie dwa lata, bo zmieniłaś w naszym życiu więcej niż ktokolwiek dotychczas.
ps. Wyborcza może pomarzyć o takich tekstach ;)
"A ja nadal jestem idealistką, chociaż cyniczną idealistką. Ale wierzę w to, że kiedyś LGBTetc obudzi się z tego marazmu, tchórzostwa, oportunizmu i wyjdzie na ulicę."
OdpowiedzUsuńA ja po woli przestaję, mam taki mały przykład może pojedynczy może głupi ale obrazujący to co opisujesz i chyba w dużej mierze tłumaczący dlaczego jest tak a nie inaczej.
Byłam na Eoro-paradzie w W-wie przy okazji spotkałam się z pewną osobą branżową którą znam przede wszystkim z pewnego forum, w trakcie naszego krótkiego spotkania zachęcałam by ze swoją drugą połówką przyszły chociaż zobaczyć z boku jak to wygląda.
Po paradzie szybko zwinęłam manatki i pojechałam na drugi koniec Pl spotkać się z kimś wyjątkowym ;-D, no i wydawało by się że to koniec, jednak ta wyjątkowa osoba również zna panią z W-wy i tak się złożyło że byłam świadkiem ich rozmowy na gg z której to wynikało iż tamta się pofatygowała na EP żeby zobaczyć te piórka i o dziwo nie było aż tak źle jak to wszyscy opisują :-D Ale to jeszcze nie koniec. Największym zaskoczeniem było dla mnie kiedy po wejściu na wcześniej wspomniane forum zobaczyłam wpisy tej Pani w tematach związanych z EP po prostu ręce opadają. Dopiero potem zauważyłam że ta osoba ma takie tendencje w każdym temacie a w szczególności w tych które najmniej ją dotyczyły. Nie wiem dlaczego zasada wtykania kija w mrowisko tak bardzo tą panią bawi szczególnie że jest po psychologii, ale zaczęłam zauważać że faktycznie jest to ogólno-Polska bardzo powszechna przypadłość znam jedną piosenkę która to trafnie obrazuje:
Ej, czy ty też wyrównujesz do dołu?
Za mądry dla ciebie, kto mądrzejszy od ogółu matołów?
Za bogaty ten, kto bogatszy niż ty?
Ludzie zachowują się jak ogrodnika psy.
Ej, czy równasz w dół?
Skoro tobie brak, to niech też braknie mu?
Brak mi słów na takie podejście
zawiść, zazdrość, zamiast starać się mieć więcej,
tylko myślisz żeby inni mieli mniej...
To bardzo przykre ale Polak to taka mała ciasna jednolita foremka do której musisz się zmieścić jak nie to masz przechlapane.
Frick
@Rude
OdpowiedzUsuńBynajmniej nie napisałam komentarza sugerując istnienie obrażonych czy konieczność przeprosin. Mocne wypowiedzi są w czasach poprawności na wagę złota. I ta wypowiedź taka jest. Tak samo jak jest zaproszeniem do dyskusji.
Sugeruje jedynie, że działania w sferze wirtualnej, z wirtualnym wsparciem to za mało by porwać ludzi do wyjścia na ulicę. Tworząc bloga/MNW dajecie możliwość wypowiedzenia się na forum publicznym. I możliwości takiej wypowiedzi nie powinno się mylić ze stwarzaniem możliwości do realnych działań. Macie wsparcie i mur osób, które stoją za wami, chociażby część z nich miała tylko odwagę kliknąć lajka. To jest dobry kapitał wyjściowy. Nie piętnujmy tych, których z różnych powodów stać tylko na to. Część z nich kiedyś dojrzeje do prawdziwych działań. Trzeba im tylko dać możliwość. Trzeba nad nimi pracować. Nie poganiać strzelbą.
"Mają pieniądze, więc nie odczują na własnej skórze niesprawiedliwości, jaką zafundowało im ich własne państwo".
OdpowiedzUsuńHmmmm...Czyżby to miało oznaczać, że Rzeczpospolita Polska, poprzez stanowione prawo, traktuje bogate osoby nieheteronormatywne inaczej niż całą resztę ubogiego pospólstwa? W takim razie, zamiast "polskiego Stonewall Inn", potrzebna jest nowa, nieheteronormatywna rabacja, która rozprawi się z przywilejami bogaczy...
Tak, bogatemu pedałowi, Diabeł dzieci kołysze. Te adoptowane.
@dubiduu widzisz nie każdy ma tego farta, że posiada w sobie polot i kreatywność by przebojem wkraczać w jakiekolwiek środowisko pracy, zakładać firmy itd. wśród nieheteronormatywnej części społeczeństwa są także ludzie prości o nieskomplikowanej inteligencji, ale wcale nie gorsi od Ciebie. bezczelnością z twojej strony jest oceniać czyjeś ambicje w tej kwestii. pracowałam - więc nie pracujesz. oczywiście, z chęci rozwoju osobistego. ja pracuję - nadal, bez zmian, z przyczyn takich gdyż licząc na kasie osiągnęłam szczyt swoich możliwości intelektualnych. mogę nie robić nic, to dopiero ambicja :) nie wiem jakie jest twoje delikatne środowisko, ale nasze wiejskie jest niczym mimoza. dyrekcja jeszcze jako tako, ale gdy od pracowników tego samego szczebla słyszysz, że nie będą z tobą pracować bo się brzydzą to się odechciewa nie siedzieć w szafie.
OdpowiedzUsuń@RdW
OdpowiedzUsuńJa jednak wątpię, że ta masowo poobrażana zwierzyna skruszeje i poleci działać. Trzymam kciuki. Kanalizacja gniewu to cholernie trudna sztuka
Pominę zupełnie dziadostwo, które potrafi wyłącznie przeszkadzać osobą robiącym cokolwiek, obrażając anonimowo w internecie, bo to to się nadaje wyłącznie do pacyfikacji.
Sama jednak piszesz, że masz sytuacje pozwalającą na otwarte działanie, ba działanie w ogóle. Sporo jej niema, chociażby z powodów finansowych, osobistych, zdrowotnych. Wymienić można jeszcze inne, w tym pewnie i wspomniane tchórzostwo czy lenistwo. To, że Tobie było ciężko nie znaczy,że inni mają przechodzić przez coś podobnego. Właściwie, fakt że nadal, po dwudziestu latach, może być podobnie trudno pokazuje ogrom zaniedbania, jeśli chodzi o działalność kierowaną do osób LGBT. Ktoś wspomniał o Solidarności i nam wystarczyłaby zwykła solidarność, chociażby w tak prozaicznej sprawie jak zorganizowanie dojazdu na demonstracje (górnicy mieli to zapewnione przez związki, nawet kibole potrafią się zorganizować) Jeśli chodzi o LGBT, to oczekiwanie jest takie: przyjedź, demonstruj, a potem s...dalaj i radź sobie sam/a (tak to trochę jak zwierciadlane odbicie "weźcie zróbcie"). Wiem, że się da, bo jest ileś żywych przykładów, na przykład Wy. Tylko czy naprawdę wszyscy muszą iść najcięższą drogą i robić to pojedynczo?
Inna prozaiczna sprawa to lament, że brak starszych osób LGBT ujawnionych. A czy jakakolwiek orga pomyślała żeby zapewnić pomoc starszym osobom.
Kolejna śmieszna rzecz, która mi zgrzyta. Jakiś czas temu był artykuł na Gaylife i było tam, że do Adlera, przychodzą geje z kasą, gotowi ją wyłożyć na zmiany. Z drugiej strony ciągle czytam o problemach finansowych organizacji. I zastanawiam się jaka jest przyczyna, że ci z kasą nie bardzo chcą inwestować w dotychczasowe działania. Bo nie oszukujmy się, na sprawach związanych z dziedziczeniem czy podatkami skorzystali by najbardziej, a kupić nie da się wszystkiego, nawet mając bardzo dużo kasy można się przejechać przy obecnym prawie.
W maju umieściłam poniższy wpis, ale wówczas nikt go nie dostrzegł, chociaż już były wyraźne sygnały, że władza ma nas w d... Jeszcze raz apeluję:
OdpowiedzUsuńMamy do wyboru: pogodzić się, że jesteśmy mniejszością, którą politycy mają gdzieś, albo nadal robić swoje z poczuciem, że będziemy trwać, upierdliwi, jak wesz w kołnierzu. Tylko, tu się zgadzam z tymi, którzy twierdzą: ta wesz, to nie może być tylko problem "wykluczonych". Wesz włazi wszędzie, i żadna modlitwa przed jej towarzystwem nie uchroni. Czyli: może jesteśmy za grzeczni, za mili, za bardzo "chrystusowi"? Może warto, zamiast przymilać się, że przecież jesteśmy częścią społeczeństwa, zacząć mocno i wyraźnie mówić:JESTEŚMY OBYWATELAMI. Cholera, jest konstytucja? Jest. A my jesteśmy nią objęci. Róbmy akcje, ale IDŹMY do SĄDÓW. Szukajmy SWOICH adwokatów. Stwórzmy fundusz, który pozwoli nam na solidną reprezentację w sądach. Nie w sprawach pojedynczych, ale w ZBIOROWYM POZWIE o dyskryminację. Na podobnej zasadzie, jak pozew zbiorowy wobec korporacji chemicznej, która zatruwa nasze życie! Nasze państwo zatruwa nam życie! Nam, pod znakiem LGBT. Uważa, że to nie kwestia obywatelska, lecz indywidualna. Nie chce mi się już mówić, jaka to hipokryzja. Mam nadzieję, że ktoś zauważy mój wpis i pociągniemy go konstruktywnie".
@ frog@dog odpowiedziałam Ci wtedy na ww. Twój post. Polskie prawo nie przewiduje pozwów zbiorowych w obszarze dyskryminacji.
OdpowiedzUsuńKaFor
Są organizacje międzynarodowe. Nie upieram się przy pozwach zbiorowych, głośno myślę...
OdpowiedzUsuńsays.. no błagam Cię, gdzie Ty widzisz ocenę ? Otrząśnij się.
OdpowiedzUsuńNapisałam, że jak ktoś chce pracować w mięsnym to jego wybór.
Więc weź ze dwa porządne oddechy i się troszkę wyluzuj.
Może potem okaże się, że świat nie jest taki zły, jak go malujesz.
I wiesz co ?
Nie wiem jak straszne miałaś przeżycia w różnych pracach, mnie też nie ominęły nieprzyjemności ale nie będę się kryła po kątach i udawała kogoś kim nie jestem. I tyle. Nie umiem, nie chcę, nie potrafię. I to nie kwestia farta, jak napisałaś, tylko ciężkiej pracy nad sobą i właśnie moich wyborów.
A co robisz Ty, to już Twoja sprawa.
Uwagę o bezczelności pominę milczeniem- rozumiem, że frustracja bierze górę nad czytaniem ze zrozumieniem.
Pracuję nadal i nie narzekam.
I nie demonizowałam bym wsi, strasznie mnie irytuje jak się z ludzi z mniejszych miejscowości robi pożeraczy homoseksualistów.
Chcesz coś zmienić- zacznij od siebie. Wymagasz od innych, zacznij od siebie. Nikt Ci nie każe robić rewolucji.
Rozumiem Rudą i innych, którzy od lat się szarpią za całą resztę. Mają prawo do oceny. Cała reszta, w tym poniekąd ja, chowamy się za ich plecami a jak przyjdzie co do czego i zaczną nas krytykować, to znajdujemy milion powodów, żeby się usprawiedliwić.
Jedna będzie nauczycielką, inna będzie z małego miasteczka, jeszcze inna boi się rodziców, a kolejna trzęsie się, że ją rodzina wydziedziczy a jeszcze innej nie pozwala dziewczyna...
Jest pewnie milion powodów, żeby nic nie robić i jeden, żeby coś zrobić- wspólne dobro.
Mam tylko obawy, że z takim nastawieniem większości zainteresowanych to gie z tego wyjdzie.
Lipshit: Z uporem maniaka będę twierdzić, że nikogo nie piętnuję. Opisuję realia i wskazuję także winnych naszej sytuacji. Nie chcesz mi chyba wmówić, że wśród 1 500 000 ludzi znakomita większość ma powody żeby się ukrywać, obawiać coming outów itd. itp.
OdpowiedzUsuńReader: Czyli tym ukrywającym się i całej reszcie jest teraz lekko? Nie czuję dyskomfortu psychicznego nie mogąc żyć zgodnie ze sobą?
I powiedz mi jak organizacje mają zapewnić wsparcie tym, którzy łaskawie ruszą się na demonstracje? Przecież, do jasnej cholery oni nie walczą o prawa organizacji, tylko o swoje prawa. Ba, teraz jeśli będę mieli problemy mogą się zgłosić do prawników, Helsińskiej Fundacji i parę innych miejsc. Trzeba tylko ruszyć tyłek i chcieć.
Widzisz, mi było ciężko i trudno, ale to Ewa i ja miałyśmy przecudowny ślub w chmurach. Też mam/miałam kłopoty zdrowotne, finansowe i co z tego. Pomimo wszystko jestem szczęśliwa, spokojnie patrzę co rano w swoją twarz w lustrze i wiem, że godnością nie nakarmię naszego stada i nas, ale cieszę się, że potrafiłam o nią walczyć. Cieszę się, że nie muszę kłamać i udawać kogoś kim nie jestem. Warto było przez to wszystko przejść.
walka o swoje prawa nie jest łatwa, ale jeżeli nie szukaliby usprawiedliwień, stanęli murem za transparentem. śmiem twierdzić, że to życie bardzo szybko stałoby się łatwiejsze.
Ale jeśli ktoś nie chce być sobą, jeżeli ktoś woli aby jego kraj nim pomiatał, proszę uprzejmie. Co nadal nie zmienia wymowy mojego wpisu.
Sorry za brak polskich znakow.
OdpowiedzUsuńNie wydaje Wam sie smieszne, ze my w imie idei ROWNOSCI i tolerancji zadamy ustawy o zwiazkach partnerskich czy tez, zeby bylo jeszcze bardziej "rownosciowo" PACS?
Albo aktywisci LGBT maja inne rozumienie "rownosci"albo jestem z innej galaktyki. Dla mnie rownosc polega na ROWNYCH PRAWACH I OBOWIAZKACH. Ustawy proponowane przez SLD i RP mi tego nie daja [w 100%].
Dlaczego zaden aktywista (chodzi mi o tych "medialnych"), zaden transparent nie mowi wprost "zadamy malzenstwa". To jest rownosc, a nie jakistam substytut.
Na studiach ucza mnie, ze do negocjacji nie wychodzi sie z absolutnym minimum. Przedastawia sie wlasne zadania by z nich w trakcie negocjacji zejsc. Tak robia zwiazkowcy, tak tez robia przeciwnicy in vitro (odsylam do nieszczesnej Rzepy sprzed paru dni).
Czy ja zasiadajac w tej komisji glosowalbym za? Jak sie nie ma co sie lubi to sie lubi co sie ma. Nie zmienia to jednak faktu, ze to jest minimum i trzeba rozpoczac kampanie zadajaca rownych praw.
Sorry za brak regul pisowni, skladni etc. ale pozno jest ;)
@Anonimowy
OdpowiedzUsuńNo, widać, że późno...Ciekawam, co studiujesz bo chyba nie prawo. I, raczej, nie logikę.
@Anonimowy: Zapraszam, wyjdź z nami na ulicę, żądaj. Bycie anonimowym nawet tutaj, świadczy być może, że tego nie zrobisz.
OdpowiedzUsuńI tak zgadzam się całkowicie, że związki partnerskie nie oznaczają równych praw. Ale, i piszę to z żalem, od czegoś trzeba zacząć.
@dubiduu uwagę o bezczelności jak najbardziej możesz pominąć milczeniem. wszak sarkazm to nie ironia. mogę cię sparafrazować, że jeśli czyjeś horyzonty ograniczają się tylko do własnego podwórka to jego problem, ale wtedy ktoś możne mi powiedzieć "przyganiał kocioł garnkowi".
OdpowiedzUsuńnie demonizuj wsi - chyba w życiu na takowej z pozycji autochtona nie byłaś. i chyba umknęło ci, ze na wsi/małej miejscowości ocenia się nie zachowania, a ludzi personalnie, z nazwiska.
uprzedzając uwagę o osobach, które się przeprowadziły do małej miejscowości i żyją po swojemu można się znaturalizować w takim środowisku ale nie mając (przynajmniej z początku) związku emocjonalnego z ludźmi, miejscem, można robić o wiele więcej niż ci co siedzą tam od zawsze (np. w owym nieszczęsnym mięsnym).
w jednym się zgadzamy mianowicie wymagam żeby nikt na siłę mnie nie uszczęśliwiał i nie życzę sobie by ktoś z perspektywy własnej dupy mówił mi co robię źle a co nie. i myślę że spora grupa osób tak ma. robię tyle na ile mam chęć i możliwość.
szkoda że taką ignorancją reaguje się na sytuację ludzi, którzy się boją i mają ku temu swój powód, karmiąc ich cynicznie brzmiącym w tym momencie tekstem, że ogranicza ich własny strach. myślę, że w takim dyskursie można zjebać każdego, kto potwornie się boi coś zrobić, od skoku ze spadochronem, do stanięcia na drabinie, wszak nie zabije się gdy z niej spadnie, a lęk wysokości niech sobie wsadzi.
"nikt nie każe ci robić rewolucji" - cały wpis, który komentuje jest wiadrem goryczy, że nie robię właśnie rewolucji (choćby wewnętrznej - charakterologicznej), bo wg słów autorki wypada, że jestem Godotem tylko, że ona siedzi w wawie, a ja w pcimiu wiec mając widok przysłonięty pałacem kultury nie widzi moich małych kroczków do mniejszego zakresu populacji. nie wiem, może już się w swojej walce oderwała od rzeczywistości, że uważa, że albo jest się aktywistą, czynnie uczestniczy w odpustowych imprezach cyklicznych, albo siedzi się w szafie.
resztę napisała reszta.
@...
OdpowiedzUsuńPonieważ dopadł mnie, po pierwszy raz w życiu, katar sienny, nie będę się silić na sarkazm, żeby z tego smarkazm nie wyszedł...
Być może Cię pocieszę (albo rozczaruję) ale nie, nie jesteś Godotem.
Autorka popełniła, posłużę się eufemizmem, ehmmm...Niezręczność, nazywając pewną grupę osób, Godotami a, Ty, nieopatrznie, przyjąłeś ten "tytuł" jako własny.
Urodziłam się i wychowałam się na wsi, zacofanej, podhalańskiej wsi, w której nie było mięsnego. Był GS, po jednej stronie sprzedawano młotki, gwoździe, podkowy, świeczki i naftę do lamp
(z lampami były przejściowe trudności) a po drugiej produkty spożywcze ale nie mięso. Wieś liczyła niewiele pond 120 chałup i domów, niektóre z nich nie miały prądu. Ponieważ wyprowadziłam się stamtąd przed odkryciem, że "mam inaczej" nie dane mi było zaznać sytuacji, podobnej do Twojej ale mimo to, wiem o czym mówisz.
Pytaniem, jak sadzę bez odpowiedzi (bo to szalenie subiektywna sprawa), pozostanie czy Twój strach wynika z instynktu samozachowawczego czy, może jest irracjonalnym lękiem przed ujawnieniem się, które to, wcale nie musi wywołać żadnych negatywnych skutków. A co, jeśli wywoła i, to w dodatku bardzo negatywne? Wtedy, zgodnie z radą, powinieneś ruszyć tyłek i zgłosić się do Fundacji Helsińskiej. (Natura silniejsza niż niedyspozycja, jednak sarkazm...)
@RdW
OdpowiedzUsuńJak zapewnić wsparcie? Zwyczajnie, chociażby przez logistykę, bo nie mówię wcale o kasie ale wiadomo, że grupą taniej i szybciej. Marzy Ci się pospolite ruszenie na wzór górników, a ja jedynie stwierdzam, ze bez dobrej organizacji i współpracy pomiędzy organizacjami z całej Polski będzie z tego guzik. Spontan jest fajny przy ACTA, bo tam z 80 procent populacji poczuło się zagrożone. Skoro można zorganizować pokaz filmów, konferencje czy objazd GI po miastach to chyba da się w drugą stronę. I jest to tylko przykład, bo pewnie bardziej obyci w temacie mogą wymyślić lepsze rzeczy.
Brakuje działań,które by się przekładały na wzajemne zaufanie na linii działacze-społeczność. Nie wiem,może zbyt duży nacisk na imprezy kulturalne a zbyt mały na konkretną pomoc dla potrzebujących. Mam na myśli pomoc dla szykanowanych osób, pomoc prawną,psychologiczną. Może jest ona dobra ale mało eksponowana, może jest jej zbyt mało i ograniczona do dużych ośrodków. Zresztą "konsultacje" wokół projektu GI pokazują stosunek samych działaczy do reszty LGBT. Raczej trudno zdobyć zaufanie kogoś, kogo się lekceważy, nieprawdaż? Bez tego zaufania nikt nie ruszy czterech liter, żeby stanąć za transparentem razem z działaczami.
Szanuje ludzi,którzy coś mądrze robią, bo i ja na tym korzystam przy okazji. Mam jednak świadomość, że ci co działają, robią to dla siebie, spełniając swoje potrzeby (na przykład godnego życia) lub walczą o prawa i kraj dla samych siebie. Tak jak w interesie osób LGBT jest wsparcie dla działaczy, tak samo w interesie działaczy jest uzyskanie poparcia dla swoich działań. Akurat MNW uzyskała poparcie jak mało która akcja, czyż nie?
Co do godności, psychiki i tym podobnych, to sprawa indywidualna. Też mi się parę razy zdarzyło unieść godnością w różnych sprawach i ponoszę tego konsekwencje. I nigdy by mi do głowy nie przyszło namawianie kogokolwiek do tego samego, bo dla mnie ingerencja z buciorami w cudze życie jest niedopuszczalna.
A gniew i wk*rw lepiej kanalizować na polityków i homofobków. Tyle słyszę o zaszczutych, tchórzliwych lesbijkach i gejach, co się boją własnego cienia. Może najwyższy czas przestać składać odpowiedzialność wyłącznie na ludzi LGBT i pojechać po zaszczuwających ścierwach. Tych z rodzin i tych, co udają przyjaciół i tych z mediów i polityki. Ile razy czytam artykuł cominutowy, to mam wrażenie, że to instrukcja dla ofiary: jak najmniej wkurzyć kata. I mam serdecznie dosyć ciągłego poszukiwania winy za homofobie wewnątrz środowiska LGBT.
says: Pałac Kultury nic mi nie przesłania. Nie patrzę na nikogo z wyższością, bo mieszkam w Warszawie. Odnoszę wrażenie, że raczej Ty patrzysz na nas z góry, jako osoby pozbawione empatii, wyrozumiałości, które nic nie wiedzą o prawdziwym życiu, które żyją jak pączek w maśle.
OdpowiedzUsuńWiem, że są wsie zabite dechami, wiem, że wiele osób z nich emigruje, bo chce żyć zgodnie ze swoją naturą. Może Cię to zdziwi, ale wiem także co to znaczy ostracyzm, niechęć pracowania z lesbijką w jednej firmie. Nie trzeba mieszkać na wsi (nawet tej ze 120 chałupami) aby tego doświadczyć. O tym pisze dubiduu, której zarzucasz bezczelność, nie wiedząc przez co przeszła. Ja akurat wiem i ją podziwiam. Wiem, że wie o czym pisze.
I nie ja zakwalifikowałam kogokolwiek do jakiejkolwiek grupy. Sami to robicie. I tłumaczycie się i mi to czego tłumaczyć nie musicie. Ja to rozumiem tylko pojąć nie mogę, że ktoś woli żyć obrażany, poniżany niż coś z tym zrobić.
Myślisz, że Twoja wieś zauważyłaby Cię w tłumie ludzi żądających swoich praw? Aż tacy są spostrzegawczy?
Wiem, że trudno podjąć decyzję, wiem, że trudno jest zostawić za sobą to co się zna, ale wiesz, kasy do obsługi są w wielu dużych miastach. A sądząc po tym, nie co, ale jak piszesz, mam wrażenie, że na kasie by się nie skończyło. I to nie jest autorytatywne stwierdzenie panienki z miasta czy dawanie rady wiejskiej dziewczynie. To jest pokazanie możliwości. La petite z niej skorzystała:)
La petitte: Nie wiem do kogo był skierowany ten sarkazm. Jeśli do mnie to coraz więcej jest sytuacji, kiedy ludzie ze wsi i małych miasteczek otrzymują wsparcie, o jakim można było pomarzyć, kiedy wyniosłaś się ze swoje podhalańskiej wsi. Jeśli organizację pomocową nie będą wiedzieć o trudnej sytuacji, łamaniu praw człowieka to jak mają pomóc. I to rozumiałam przez ruszenie tyłka.
Reader: "Może najwyższy czas przestać składać odpowiedzialność wyłącznie na ludzi LGBT i pojechać po zaszczuwających ścierwach"
OdpowiedzUsuńPo pierwsze uświadamianie, że same środowisko jest winne, dopiero się zaczęło. Po drugie kto ma jechać po zaszczuwających ścierwach? Ta garstka osób, te 0,012% właśnie to robi.
I tak walczę dla siebie, zgadza się. Walczę o godne życie.Bo dla mnie godność, bycie człowiekiem i wierność swoim ideałom ma duże znaczenie. Nie potrzebuję pochwały z Twojej strony, gdy korzystaszc z tego co do tej pory udało mi/nam się wywalczyć. Ale zadziwia mnie jak łatwo przychodzi Ci wysuwanie kolejnych żądań. Mówienie mi/osobom działającym co powinni zrobić, żebyś łaskawie ruszyła dupę i również powalczyła dla siebie. Jeszcze raz napiszę bo nie dotarło: Organizacje nie muszą walczyć dla organizacji. Prawo nie zabrania im się zrzeszać.
"... tak samo w interesie działaczy jest uzyskanie poparcia dla swoich działań" Gówno prawda, za przeproszeniem, to nie jest w ich interesie, to jest w twoim interesie danie im wsparcia.
I widzę dużą niekonsekwencję w Twoim rozumowaniu. Jakim cudem bowiem korzystasz z tego co działacze wywalczą, skoro robią to tylko dla siebie?
A może, skoro widzisz luki w działaniu, sama zaczniesz te luki wypełniać? Jestem niemal pewna, że znajdziesz usprawiedliwienie dla siebie, czemu nie możesz tego zrobić i dlaczego między innymi ja powinnam (hehe) Ci to załatwić. Nieprawdaż?
@Rude de Wredne
OdpowiedzUsuńNie ja zdecydowałam o przeprowadzce do miasta. Kto inny stworzył mi możliwość a, nie ja sama. Nie potrafię wróżyć z fusów, nie jestem w stanie powiedzieć, co by było, gdybym ugrzęzła, w rodzinnej wsi, na lata.
Co do pomocy...Nie pytałam nigdy (np. Fundacji Helsińskiej) jak można pomóc komuś, komu sąsiad pluje pod nogi w windzie a sąsiadka stwierdza "w powietrze", że pojedzie następnym kursem (jesteśmy we dwie pod windą a winda sześcioosobowa) albo wsiadając do windy, którą ja opuszczam, również "w powietrze" (albo do towarzysza/ki podróży) rzuca "ale tu cuchnie, w windzie" (towarzyszy temu mina, znaczące spojrzenie i pogarda w głosie)? Znasz jakiś paragraf na takie zachowania? Mnie, akurat, takie zachowania w stosunku do mnie, śmieszą a, nie wkurzają czy obrażają ale są osoby nieposiadające, jak ja, skóry nosorożca, które przeżywają takie sytuacje bardzo boleśnie. Tak sobie przypomniałam, stąd ten malutki smarkazm.
Tego żadna pojedyńcza ustawa, ani marsze czy parady nie załatwią. Społeczeństwo en bloc, "dojrzewa" do pewnych zachowań i nie jest to kwestia tolerancji czy akceptacji ale obojętności. To jest proces a jego szybkość jest wprost proporcjonalna do ogólnego poziomu wzrostu zamożności, wliczając w to szereg ulg czy przywilejów pochodzących od państwa. Jeśli państwo, w pierwszej kolejności, ułatwia życie pozostałym 90% (to z Twojego wyliczenia) to ludzie mniej (albo wcale) zwracają uwagę na to, że i mniejszość (np. seksualna) coś, "przy okazji", dostaje. Nawet, jesli to "coś" jest przez bardzo duże "C". Nie mniej ważne jest, jak to się rozkłada na osi czasowej i jakie ma tło historyczne w tym, obok obyczajowego, prawne.
I, na koniec...W Twoim wskazaniu grup "winnych" za istniejący stan rzeczy, zabrakło jednej, wszak skoro mówimy o całości, to potrzebujemy 100%. Czy działacze i aktywiści są, jak żona Cezara?
La: A po czym wnioskujesz, że oszczędzam działaczy? Bo na pewno nie w tym poście.
OdpowiedzUsuńNiezła wieś z windami, nono;)
A tak serio masz sprawę Ryszarda Giersza. Dość podobna sytuacja.
Bajki o dojrzewaniu społeczeństwa samego z siebie słyszałam nie raz. U mnie w domu jest na takie okazje powiedzonko: sraliś, mazgaliś, referentus duptus.
I przypominam łaskawie, że ja jestem częścią tego społeczeństwa i już dojrzałam. Tylko nie chcę spadać i uciekać za granicę. Nie oczekuję niczego od społeczeństwa, ale od państwa, która ma obowiązek zapewnić swoim obywatelom równe prawa. A nie ochłapy. O to podobno walczyła Solidarność. Podobno żyję w Państwie demokratycznym.
Gdyby zdać się na społeczeństwo, to nadal żylibyśmy w średniowieczu, albo i epoce kamienia łupanego.
Nie pytałaś Fundacji, o skąd przekonaie, że by nie pomogli. Tak sobie stwierdziłaś i już? A teraz sobie ironizujesz na ten temat. Śmieszne i straszne.
Anna Grodzka swoje przeszła. I zobacz ile osiągnęła. Ale ona też jest be, bo śmie domagać się głośno swoich praw,prawda? Wszelkie organizacje są be. Mam wrażenie, że według Ciebie nie zasługuje na równe prawa, bo przecież jesteśmy inni. Powinniśmy pokornie znosić nasz los.
A co do Twoich przenosin, ten kto Tobie stworzył szansę jeszcze Cię do tego zmusił? Jesteś aż tak bezwolną osobą?
@RdW
OdpowiedzUsuńCzepianie się moich czterech liter ani mnie nie obraża ani nie mobilizuje, ani nie wpływa na moje decyzje. Zagrywki personalne wiszą mi miętkim.
Szukanie winy za homofobie w środowisku trwa odkąd zaglądam do internetu i czytuje portale LGBT, to dobrze ponad dziesięć lat. Twój art nie jest niczym nowym, i takie głosy już były. Razem z pyszczeniem na działaczy i bojami wizerunkowymi. Ciągle to samo.
Co wywalczyliście do tej pory? Obecność w mainstremowych mediach i coś związanego z zaświadczeniami z USC. To pierwsze przekłada się na ogólny wzrost tolerancji względem mniejszości i zapewne na mój komfort psychiczny też. Z drugiego może kiedyś skorzystam, a może nigdy. A, jest jeszcze swoboda w dostępie do tęczowego internetu, który działa na tyle mizernie, że ciężko rozpropagować nawet jakiś apel, bo jeden na drugiego poobrażany. Związki partnerskie? Zobaczymy, właśnie szumnie ogłosiliście, ze posprzątane.
Po za tym nic, żadnej zmiany prawnej polskie orgi nie wywalczyły.
I żeby było śmiesznie, to większość wcale się z Tobą nie kłóci. Ani niczego od Ciebie nie chce. To Ty chcesz masowego ruchu i chcesz porwać za sobą ludzi. A ja jestem ciekawa jak zamierzasz to osiągnąć? Sikając na buty każdemu, kto ma choć trochę inne zdanie? Jakich mediów LGBT, w miarę masowych, użyjesz żeby porwać za sobą przynajmniej te kilkadziesiąt tysięcy rozwścieczonego tłumu? Jakich mediów użyjesz, żeby im wytłumaczyć, że powinni być rozwścieczeni, bo zostali konkursowo zrobieni w balona. Sporo nawet nie rozróżnia pomiędzy głosowaniem komisji a sejmowym i nie wie do końca o co chodzi i co się stało.
I jeszcze jedno. Oskarżenia o to, że chcę Ciebie wykorzystać są co najmniej śmieszne. Formalizacja związku to dla mnie kwestia lat, jeśli w ogóle. Przyszłości nie znam. Takich jak ja jest pewnie sporo. Tutaj to Ty chcesz sformalizować swój związek i chcesz mojego (oraz innych) wsparcia, wmawiając mi, że cokolwiek robisz dla mnie. A w moim interesie jest przede wszystkim troszczenie się o moje zdrowie i moją obecną sytuacje. W dalszej kolejności mogę się troszczyć o inne rzeczy.
Ps. W moim rozumowaniu nie ma niekonsekwencji. Ptaki śpiewają dla siebie, mając mnie tam, gdzie słońce nie dochodzi, a też korzystam.
@Rude de Wredne
OdpowiedzUsuńNie łapię o co Ci chodzi z tym zmuszaniem, kiedy się przeprowadzaliśmy, miałam czternaście lat i nie ja wybierałam choć nie oponowałam, wręcz przeciwnie.
Sprawa Giersza to zupełnie inna bajka, ja nigdy nie usłyszałam obelgi skierowanej wprost do mnie, w dodatku, publicznie. Jeśli by nie było to poparte jakąkolwiek formą agresji fizycznąej, pewnie bym nie zareagowała.
Opisywana, przeze mnie sytuacja miała miejsce we wsi Warszawa kiedy już byłam calkiem "dużą dziewczynką". Tak gdzieś około 35-go roku życia.
Co do oczekiwań...To dość śmiesznie brzmi, kiedy piszesz, że oczekujesz od państwa a nie od społeczeństwa, tak jakby to były dwa, niezależne od siebie byty. Wynikałoby z tego, że społeczeństwa pozbawione własnej państwowości skazane są na cofanie się w rozwoju bo tylko państwo jest motorem zmian i postępu. Ciekawa teza zwłaszcza w odniesienu do społeczeństw żyjących w czasach przed powstaniem pierwszych państw...
Problem polega na tym, że Ty się czujesz obywatelem drugiej kategorii, opluwanym, poniżanym, pomiatanym i dyskryminowanym przez państwo, które ma dla Ciebie tylko ochłapy.
Ja nie mam takiego problemu i, nigdy nie miałam. Nie czuję się dyskryminowana ani poniżana. Korzystałam z wszelkich swobód obywatelskich dostępnych prawem, fakt, że za PRL-u swobód było mniej ale nie odczuwałam tego jakoś boleśnie. Mój wyjazd za granicę (zarówno ten, jak i poprzedni) nie był spowodowany poczuciem dyskryminacji czy niedostatkiem praw. Twierdzę, że w Polsce osoby homoseksualne nie są w żaden sposób pozbawione praw obywatelskich, które przysługują osobom heteroseksualnym. Objawy homofobii wśród społeczeństwa nie przekładają się na prawo stanowione a, tylko w takim przypadku, można mówić o dyskryminacji.
Argumenty emocjonalne nie mogą być przeciwwagą dla argumentów prawnych w tej kwestii.
Tyle osobistych wynurzeń, wycieczek, złośliwości, czepialnictwa, wiemlepiejstwa i cokolwiekktokolwieksobietamwyczytalnictwa.
ciąg dalszy poprzedniego postu...
OdpowiedzUsuńNie mam pojęcia jakich praw jest pozbawiona posłanka Grodzka. Chętnie się dowiem...
Mnie brak prawa do zawarcia związku małżeńskiego z osobą tej samej płci ani ziębi ani grzeje, w dodatku uważam, że powolny schyłek instytucji małżeństwa w cywilizacji zachodniej nie jest zjawiskiem korzystnym, tak z punktu widzenia społeczeństwa jak i państwa i dlatego też nie działam na rzecz uchwalenia takowego. Oczywiście nie odbieram nikomu prawa do działania na rzecz powyższego. Ale, także, nie działam przeciwko tym, którzy o tym marzą.
Pisałam to, i tutaj, wcześniej, że widzę potrzebę regulacji prawnych dla osób (płci dowolnej) żyjących w tzw. związkach nieformalnych acz trwałych, które cokolwiek chcą regulować.
Mamy sytuację zastaną czyli art.18 Konstytucji. Szturmowanie tego bastionu jest działaniem bez szans powodzenia. Wbrew temu co napisałaś wyżej, zmiana Konstytucji, to nie jest "pestka". Są dwie drogi albo iść w zaparte, radykalizować działania (pytanie o granice tego radykalizmu, pozostawiam otwarte) i wywiesić banner "Małżeństwo (jednopłciowe) albo śmierć" albo usuwać te zapisy ustawowe, ktore najbardziej przeszkadzają. To jest kwestia priorytetów. Tu pojawia się problem, kto ma jakie priorytety (chętnie zobaczyłabym taką listę). Prawdopodobnie, łatwiej jest skupić szersze grono pod sztandarem "małżeństwo" bo tu wiemy co zyskujemy tyle, że cały czas, moim zdaniem jest to para w gwizdek bo art.18 przeskoczyć ani obejść się nie da, jeśli, jakkolwiek by nie nazwana, instytucja będzie zbliżona w prawach (zwłaszcza) i obowiązkach do istniejącego wzorca. Radykalizacja działań, spowoduje usztywnienie stanowisk środowisk, do tej pory, neutralnych albo lekko sympatyzujących. I, teraz pytanie czy chce się ugrać cokolwiek czy od razu, za jednym zamachem, wszystko. Jeśli wszystko, to pozostaje rewolucja bo inaczej Konstytucji szybko nie zmienisz. Jest też niebezpieczeństwo, że podobnie jak w przypadku czwartkowego "rozpoznania walką" (bo, to nie była bitwa) można nie osiągnąć absolutnie niczego, czyli wrócić do punktu wyjścia. Uważam, że działanie na zasadzie "wszystko albo nic", przyniesie, niestety, nic. Pozostają, moim zdaniem, dwie inne drogi, w zasadzie równoległe. To kwestia wyboru strategii, działań operacyjnych, doboru taktyki i krytycznej (a, nie krytykanckiej!) analizy działań dotychczasowych.
Reader: Nie odpowiedziałaś mi na pytanie. Źle założyłam, że będziesz szukać wymówek, a ty łaskawie je zignorowałaś.
OdpowiedzUsuńZasada prosta chcesz żeby było inaczej zrób to sama. Orgi zawodzą - załóż swoją. Nikt ci tego nie broni.
A na koniec cię zmartwię, wbrew temu co piszesz i próbujesz siebie przekonać, między innym mnie zawdzięczasz to, że możesz żyć swobodniej.
A jeśli chcesz być ptaszkiem, który nie tylko śpiewa ale i również nie zwraca uwagi gdzie i na co sra, wolna wola. Korzystaj.
I tak moim głównym manifestem jest: Ludzie ruszcie swoje zadufane tyłki i załatwcie dla mnie i Ewy związek partnerski. Tylko dla nas".
O ja bezczelna ignorantka. Mam prawo mieć swoje zdanie i wypowiadać je głośno. Bez-czel-ność.
OdpowiedzUsuńEhhh "trzykropki" możesz się dalej użalać, proszę bardzo, to wolny kraj ale nie będę się przed tobą tłumaczyć i przepraszać, "żem z mniasta i wykształconam", oraz, że wiem jak się doi krowę i jak to jest, kiedy człowiek jest otoczony przez homofobów. Nie mam powodów, bo Ty nie chcesz rozmawiać, oceniasz mnie jako bezczelną wielkomiastową lesbę, która pewnie nie chodzi do pracy, tylko jej służąca przynosi śniadanie do łóżka i nie stąpa, bo ją niosą w lektyce. Spoko, taka wizja nawet mi się nawet podoba.
Ty masz już swoją wersję cierpiętniczą. Też spoko, każdy ma tak jak sobie wybierze.
La: Stwierdzam, że społeczeństwa pozbawione własnej państwowości skazane są na cofanie się w rozwoju bo tylko państwo jest motorem zmian i postępu. Społeczeństwa przed powstaniem pierwszych państw rozwijały się bowiem prężnie, a państwa stworzył Latający Potwór Spaghetti.
OdpowiedzUsuńŁał, nie wiedziałam, że mam pełne prawa obywatelskie. Zaraz powiem to Ewie i jutro złożymy papiery w USC. Znajomemu powiem, że nie ma co się przejmować, bo po 30 latach związku i śmierci partnera nie zapłaci 20% podatku, a rodzina zmarłego nie zajmie ich wspólnego majątku. To się chłopak ucieszy. A potwierdzeniem będą słowa la petite parisienne.
Artykuł 18 Konstytucji nie jest wyryty w kamieniu. Napisali go ludzie i ludzie mogą go zmienić.
Naprawdę uważasz, że nawet 20 tysięczny tłum potencjalnych wyborców, nie dał by (p)osłom do myślenia?
Może nie sądzisz, bo wszak najlepiej się nie wychylać, co udowadnia reader, a najwyżej w łaskawości swojej skorzystać lub nie z tego co zrobią inni. A wcześniej udowodnić im, ukrywając się za nickiem, ynteligetne i błyskotlywe wyższościowe teksty.
A co do Ani Grodzkiej, wiem, że głupia nie jesteś, więc pomyśl.
Reader: Tak mi przyszło do głowy, że gdyby naprawdę to co napisałam nie dotknęło ciebie osobiście, nie pisałabyś takich elaboratów.
OdpowiedzUsuńAcha- naszła mnie jeszcze jedna refleksja.
OdpowiedzUsuńZwiązki partnerskie nie załatwią ludziom łatwiejszego życia. To jest jakaś pomyłka w logice.
Żeby chcieć kiedyś zawrzeć związek partnerski, trzeba będzie z tej swojej zatęchłej szafy wyjść! Kiedy w końcu będziemy mieli tę możliwość nie stanie się cud,z dnia na dzień ludzie się nie zmienią, a małe miejscowości i ich społeczności nie staną się bardziej tolerancyjne!
Wkurza mnie, że wiele osób tego nie rozumie. Nie rozumie jak wiele od nich zależy, nie kiedyś tam ale teraz.
@Rude de Wredne
OdpowiedzUsuńNawet 100 tysięczny tłum, nie dałby albo by dał, tylko pytanie w którą stronę. Czy sądzisz, że zwolennicy całkowitego zakazu aborcji, in vitro czy legalizacji miękkich narkotyków nie byliby w stanie wystawić znacznie wiekszej "armii" i żądać zmian w Konstytucji?
A co, jeśli wystawią jeszcze większą i zażądają antyhomoseksulanych zapisów? Sądzisz, że nie są w stanie? To, tak przy okazji w kwestii licytacji siły "kryteriów ulicznych". Podoba Ci się taka eskalacja? Bo mnie, nie.
Sądzę, że wiesz jak przebiega proces legislacyjny w przypadku dokonywania ewentualnych zmian w Konstytucji RP.
Co do praw posiadanych, wspominałam, że argumenty emocjonalne nie są przeciwwagą dla argumentów prawnych.
Prawa obywatelskie określa Konstytucja RP w rozdziale II, art.30 - 86. Tak stanowi prawo. Jeśli uważasz, że Twoje prawa obywatelskie zostały naruszone, masz prawo, na podstawie art.80, zwrócić się do Rzecznika Praw Obywatelskich z wnioskiem o pomoc w ochronie swoich wolności lub praw naruszonych przez organy władzy publicznej.
Sądzę, też, że nie masz ograniczonych wyrokiem sądu, swoich praw publicznych.
Mniej biegania ze strzelbą, mniej demagogii a więcej zdziałasz.
Acha, bo nie wiem czy tylko do reader piłaś czy do mnie też.
Pod nickiem la petite parisienne kryje się Sarah d'Epervier, lat 52, B'ham, UK
La petite: rozumiem, ze wnioski wysnuwasz, dobre rady dajesz mając za sobą lata doświadczeń pracy u podstaw, pracy w organizacjach i poza nimi? Angażowałaś się, poświęcałaś cały wolny czas na działania. Siedziałaś po nocach, spotykałaś się w prywatnych mieszkaniach itd. itp.?
OdpowiedzUsuńJeśli tak, wyślij mi na mejl rudaiwredna@gazeta.pl swoje imię i nazwisko, miło będzie porozmawiać z kimś, kto tyle lat już działa. Tematów, wspominek nam na pewno nie zabraknie.
@Rude de Wredne
OdpowiedzUsuńZnajdź mi, proszę, mój post, w którym stwierdzam, że działałam w organizacjach etc., etc. Będę szalenie wdzięczna.
Nie będe Ci już dawała żadnych rad. Ty, rad nie przyjmujesz.
I, znów, skoro się tak usilnie domagasz. Jako osoba transseksualna (m>k) używam imienia Sarah, w akcie urodzenia mam wpisane imiona Paweł Edward.
Tak, więc: Paweł Edward d'Epervier, lat 52, B'ham, UK.
Wystarczy?
La: Pod większością wpisów na temat, czy to ustawy czy działania pojawiają się Twoje wpisy mówiące o konstytucji, o równych prawach, o tym dlaczego lepiej zrobić taki lub tak. B, zdanie "Nie będe Ci już dawała żadnych rad." świadczy o tym.
OdpowiedzUsuńI po czym wnioskujesz, że nie przyjmuje rad? Owszem przyjmuję. Od przyjaciół:)
@la
OdpowiedzUsuńkocham jak piszesz B'ham,UK
Anonim, P'nań, Greater Poland.
Kiedy zdałam sobie sprawę, że jestem lesbijką, oczywiste było dla mnie, że będę zawsze identyfikować z dyskryminowaną grupą i będę solidarnie pomagać wszystkim lesbijkom, gejom, bi, trans. Ale kiedy zaczęlam poznawać branże, przeżyłam największy szok i rozczarowanie w swoim życiu.
OdpowiedzUsuńJak to możliwe, że uluboną zabawą tej grupy, zamiast stawać solidarnie i konsekwentnie po stronie ludzi słabych i dyskryminowanych,zamiast walczyć o swoje prawa, jest lizanie dupy ludziom, ktorzy nimi gardzą i cała swoją silę czerpią z tego, że jest ich więcej ???
Nie wiem, chyba jestem jakimś ewenementem, bo z roku na rok staje się coraz bardziej wrazliwa na krzywdę ludzi, jak widze osobe na wózku inwalidzkim to mi sie chce plakać...
Kiedyś chcialam sie sądzic za pedała, to osoba z branży (ktora byla świadkiem) powiedziała, żebym na nią nie liczyla w sądzie i odpuściłam...
rozpacz
Uważam, że każdy robi tyle ile może i na ile mu/jej warunki pozwalają.
OdpowiedzUsuńNa Paradę nie pójdziemy nigdy. Wiedziałyśmy to już dawno... Najpierw zbyt głęboko w szafie się siedziało, a potem Parady zaczęły przypominać pióra w dupie. Podobnie nie zamierzamy się nigdy wybrać na Manifę.
Mamy swój "Kawałek Świata" w którym walczyłyśmy swego czasu o akceptację i tolerancję matek, sióstr, ojców, wujków, ciotek... Teraz większość toleruje, przy Nas nie ma żadnych dziwnych tekstów ani uwag. Nadal spotykamy się na święta i każdy wie, że Ona to moja Partnerka. Nie koleżanka, nie przyjaciółka. I to jest moim zdaniem ogromnym osiągnięciem.
Choć z Jej matką nadal wymienia listy i tłumaczy sytuację to jakoś to zdziałała i po trzech latach jest dużo lepiej. Wiemy na własnej skórze ile kosztuje nerwów, bólu, nieprzespanych nocy i wszystkiego takie pokazywanie na co dzień naszej normalności.
Cierpliwie tłumaczyć i pokazywać/udowadniać życiem, zachowaniem i wszystkim, że "nie, nie zmieni nam się i nie pójdzie któregoś dnia każda do faceta..." Że tworzymy stały związek, który chce ze sobą być nawet jeśli Państwo nie daje papierka na zalegalizowanie go. Ale bez afiszowania się z tym jednocześnie.
Dlatego w żaden sposób nie czujemy się winne. Bo nie mamy zamiaru narażać życia, pracy, zdrowia, które i tak zmarnowałyśmy nerwami o uświadamianie własnej najbliższej rodziny, tym, że się pojedzie, przejdzie za transparentem, a na drugi dzień "radź sobie sama" jak ktoś rozpozna i zrobi ci z codziennego życia w pracy piekło.
Brzmicie tak, jakbyście się ustawiły życiowo, miały spokojną pracę, bo "przecież wszyscy wiedzą i nas nie zwolnią", i chodziły na Parady i miały za złe innym, że nie chcą narażać swojego spokojnego życia dla tych kilku godzin za transparentem.
Drevni Kocurek, jakbyś sobie założyla wielki pioropusz i odpowiedni makijaż, to by nikt Twojej facjaty w pracy nie rozpoznał...
OdpowiedzUsuńZresztą po co pisać takie posty, nie chcesz, nikt Ci nie każe, ale po cholere dajesz przykład innym ludziom, żeby też nie chodzili. Takie posty to czysta głupota, zniechęcasz ludzi do walki o TWOJE ZASRANE prawa. Snieżna kula się nakręca.
Takie posty się powinno kasować jak w Radiu Maryja, szkodnikow powinno się usuwać z eteru. Wtedy bylby posłuch u pospólstwa.
Drevni: serio masz spokojne życie? Gratuluję.
OdpowiedzUsuń"Brzmicie tak, jakbyście się ustawiły życiowo, miały spokojną pracę, bo "przecież wszyscy wiedzą i nas nie zwolnią"".Masz niezłą wyobraźnię i potrafisz wyczytać to czego nie ma
A skoro rodzina wie, znajomi, to myślisz, że w pracy nie wiedzą?
Jeśli Ty coś traktujesz normalnie, inni też będą. Znana prawda.
A skoro nie czujesz się winna, to po się tłumaczysz?
Widzisz coś czego nie ma.
OdpowiedzUsuńTo nie jest tłumaczenie się. To jest pokazanie w jaki sposób ja działam w swoim najbliższym otoczeniu. Owszem, jak traktuje się coś normalnie to inni też - nasza rodzina najbliższa i bliska jest tego żywym przykładem.
W pracy nikt nie ma zamiaru się outować, bo zwyczajnie chronimy swoją prywatność i w pracy zawsze trzymałam twardo granicę. Podobnie mnie nie interesują czyjeś wakacje z mężem/chłopakiem czy plany ślubne etc, tak samo i ja o prywatności nie rozmawiam. Rozdzielam te dwie sfery.
Już dawno mówiłam, że walka powinna być od razu o małżeństwa, a Parada nigdy nie powinna przyjąć takiej formy jaką ma. Bo co świętujecie? Ignorancje społeczeństwa? A te kolorowe stroje i pióra? Z jakiej to radości, że co? Moim zdaniem to pajacowanie które nie da nam zmian w prawie ani w niczym.
Ten artykuł mówi bardzo wyraźnie o tym wszystkim, co mówiłam/pisałam nie raz w Sieci: http://homiki.pl/index.php/2011/08/tczowe-rodziny-nasza-jest-prawie-zwyczajna/
Drevni: Już dawno mówiłaś. A zrobiłaś coś w tym kierunku? Wiesz gadanie nic nie kosztuje.
OdpowiedzUsuńA parady są takie jakie są, bo Ciebie i Tobie podobnych tam nie ma.
Nie wiedziałam, że ogromny różowy baner z napisem "Żądamy związków partnerskich" oznacza świętowanie.
Mam dość takich pouczających gadek od ludzi, którzy zawsze znajdą usprawiedliwienie i są przekonani o swojej wyższości.
Nigdzie nie napisałam ani nie twierdzę, że jestem w jakiś sposób wyższa od innych.
OdpowiedzUsuńProponuję ochłonąć, bo chyba Ci się nazbierało i celujesz nie w tych co trzeba. ;)
Pozdrawiam i powodzenia z takim podejściem.
Ależ skąd, stwierdzenia już dawno mówiłam, parady są be etc wcale nie świadczą o wywyższaniu się. Skąd, absolutnie.
OdpowiedzUsuńA o moje podejście się nie martw, podejrzewam, że Ty i Tobie podobne nie ruszyłyby tyłka nawet jakby im rozwinąć czerwony dywan i płatki róż sypać.
Nie mas dziecka.
OdpowiedzUsuńNie masz pojęcia co to odpowiedzialność.
EOT.
Nie odniosę się może do całej dyskusji, jedynie do dwóch wypowiedzi Drevni Kocurek. Po pierwsze, jeżeli piszesz: "tworzymy stały związek, (...) bez afiszowania się z tym jednocześnie" - jak rozumiesz słowo afiszowanie? Piszesz "podobnie mnie nie interesują czyjeś wakacje z mężem/chłopakiem czy plany ślubne etc, tak samo i ja o prywatności nie rozmawiam". Czy zwyczajne rozmowy wykraczające tylko lekko poza granicę czysto zawodowe są czymś dziwnym, czy może dlatego są czymś dziwnym, że prowadzenie dyskusji na tematy typu wakacje, czas wolny wymagałyby od Ciebie przyznania się do homoseksualizmu, co uznałabyś wtedy rozumiem za afiszowanie się? Czyli rozumiem, że u Ciebie za granicą prywatności są wszystkie kwestie dotyczące, bądź tylko dotykające Twojej partnerki?
OdpowiedzUsuńDruga kwestia: uważam, że post z 17:01 jest na bardzo niskim poziomie.
Trzecia kwestia, do autorki: nie ze wszystkim się zgadzam, ale dziękuję za post. Od paru dni o nim myślę i zastanawiam się nad tym, co robię i co mogę zrobić, żeby mieć poczucie, że zrobiłam dla siebie i dla innych (wszak znam ból niewyoutowania) tyle, ile mogłam.
Kasia
No to dyskusja rozgorzała nie na żarty, ale czy w tym wszystkim nie zabrakło właśnie żartu?
OdpowiedzUsuńPostulaty związków nawiązują do praktyk emancypacyjnych, ale obecnie już żadna emancypacja nie jest możliwa. Kategorie emancypacyjne nie przystają do naszej patchworkowatej rzeczywistości przeszytej jednak gęsto twardymi nićmi kapitalistycznych wartości.
Żeby je rozciąć i uwolnić chaos, trzeba czegoś bardziej podstępnego.
@Drevni Kocurek, zastanawiałam się swego czasu po co ci dziecko, cóż, dziś już wiem, że po to by używać go jako transparentu "odpowiedzialność". czyż twa odpowiedzialność zwiększyła po porodzie w cudowny sposób swój zasięg poza świadome zachodzenie w ciążę bez jakkolwiek ustabilizowanej sytacji mieszkaniowo - socjalnej, rozdawanie aż całe pół dnia ulotek, oczekiwanie od wszystkich uwagi i pomocy oraz kupna mieszkania? (tak, to ja pisałam pod wątkiem o mieszkaniu którego nikt nie chce ci kupić:)). wiec błagam cie, nie wycieraj sobie ust tym słowem, bo wieje hipokryzją.
OdpowiedzUsuńo mówieniu o prywatnych sprawach w czasie pracy nie wiem z jakiej pozycji mówisz, ale raczej oderwanej od rzeczywistości. na dłuższą metę wiadomo, że z kimś się mieszka. można całe życie twierdzić, że to koleżanka, kuzynka, bezdomna, której zrobiło sie szkoda i się ją wzięło. nie trzeba uczestnictwa w paradzie, by współpracownicy wiedzieli, a piekiełko jesli mają urzadzic, to urządzą za wciskanie im kitu także. teraz może to i kosmos, wyobraź sobie siebie w wieku 50 lat z tą samą śpiewką. zabawne, nieprawdaż?
wogóle się nie odzywać? kiedyś przychodzi taki moment dojrzałosci społecznej, że kończy się stać oburczonym w kącie podczas przerwy na kawę czy papierosa w pracy i zaczyna się uczestniczyć w rozmowie. no chyba że jest się zbyt ważnym by otwierać usta do maluczkich. albo ci maleńcy już są zmęczeni posępną miną i mają gdzieś słuchanie.
wiele ciekawostek przed tobą, z racji twej pozycji pani matki. przedszkole, szkoła, baliki i pierdoły. inne mamunie, kaze sympatyczne stworzenia z zestawem "100 pytań do...", być może pracujace w tej samej firmie. masz już przygotowaną na to receptę?
poza tym draństwem dla osoby, która spędza z nami życie, a mogłaby w tym czasie robić cokolwiek innego udawać że jej nie ma. jeśli tak ma być wobec owego zewnętrznego świata zawsze, to lepiej za wczasu się rozejść i nikomu swoja postawa nie czynić przykrości.
@dubiduu musze się z tobą zgodzić (no popatrz) w tym co napisałaś. z tym że, kiedy da się narzędzie tym, co go potrzebują to z niego skorzystają, ci co będą chcieli siedzieć w swojej zatęchłej szafie zostaną tam i nic ich nie przekona. zawsze będzię "tak, ale.." i chyba tylko proza życia, PITy, przekroczenie progu "wczasów pod gruszą" mimo ze dzielisz pensję na dwa i inne świadczenia finansowe w wypadku świetnego dobrostanu są w stanie odrobinę otworzyć oczy.
"Kasia" rozmowy o prywatności w pracy są dla tych, co je lubią. Są ludzie, którzy o swojej prywatności zwyczajnie rozmawiać nie chcą, bo w pracy skupiają się na pracy. To wynika z osobowości, charakteru człowieka, a niekoniecznie od razu od tego, co ma w domu i że może to odstaje od 90% normy.
OdpowiedzUsuńI dużym błędem jest podciąganie problemu homoseksualizmu czy przyznania się do niego pod takie sfery. Niektórzy po prostu nie rozmawiają o prywatności, nawet jeśli ich rodzina jest "tradycyjna" jak z obrazka w podręczniku - bo nie lubią, nie chcą bo uważają, że praca to nie miejsce ani czas.
Od tego ma się znajomych, przyjaciół etc.
"..." radziłabym zacząć czytać ze zrozumieniem zanim zaczniesz się uciekać do prywatnych wycieczek z moich prywatnych wpisów. Nie znasz mojej sytuacji dokładnie i wyczytujesz to, co chcesz. ;)
A pisane było przede wszystkim do osób znających nas osobiście i sytuację osobiście, a Twoje przytaczanie wypaczonego fragmentu jest nie na miejscu co najmniej. Tym bardziej, że widzę iż odebrałaś go na swój sposób, bo post dotyczył zupełnie czegoś innego. Ale jak mówię, ci co znali osobiście sytuację wiedzą, że nie chodziło o "nie chce ci ktoś czegoś kupić".
I nie masz żadnego prawa wkraczać w moje życie w jakikolwiek sposób, a już tym bardziej z sugestiami "po co ci dziecko". Widać, że dzieci nie masz i nie wiesz jak to jest. Ani dlaczego ludzie dzieci mają, ani co do nich czują, ani jaką ma się sytuację życiową kiedy się je ma. A zmienia się wtedy cały świat i priorytety.
Jeśli Ty masz takie przedmiotowe podejście do "mienia dzieci" to tylko pogratulować. Mam nadzieję, że kiedyś na własnej skórze przekonasz się jak to jest.
Nie mam zamiaru mojego dziecka narażać na jakieś sytuacje, bo każde dziecko ma inną, a z każdym nauczycielem przy zapisie prywatnie też będę rozmawiać, aby nie było jakiś dziwnych akcji.
I jak z kogoś brać przykład to z Nikki & Jenn.
Sytuacja wygląda inaczej, ale wiadomo, każdy widzi/odbiera tak jak potrafi. :)
Na resztę odpisywać nie będę.
Najważniejsze jest bezpieczeństwo mojej rodziny i nie mam zamiaru narażać go w żaden sposób uczestnicząc w obecnie wyglądającej "walce" o prawa.
Przede wszystkim też dlatego, bo to nie jest walka o równe prawa, a o jakąś pseudorówność.
Myślę, że każda kobieta rozumie dlaczego nie wychodzę na ulicę, pomijając posiadanie rodziny w skład której wchodzi także dziecko. Wszakże wiele z nich woli być anonimowe i nie bać się, że za którymś rogiem dostanie w łeb albo kilku wysokich łysoli zechce ją "nawracać i leczyć", bo rozpozna w tv/gazecie...
I tyle w tym temacie. Pięknie pokazujecie jakie to "tęczowe środowisko" jest, dlatego też jako tako się z nim nie identyfikuję ani nie mam zamiaru w jakikolwiek sposób przynależeć. :)
Ustawy poleciały do kosza i dobrze - do dupy były. Ustawa PO też pójdzie - i bardzo dobrze. I wracamy do punktu wyjścia.
Jak dla mnie dobry punkt, aby się wszyscy zastanowili nad sensem walki o "związki" a nie małżeństwa, jak i nad sensem wyglądu parad imprezowo, jakby było co świętować - a nie ma...
Mam nadzieję, że to będzie punkt, w którym pojawi się ten marzący się Ewie marsz polityczny, gdzie przejdą normalni ludzie (jakość a nie ilość tego się liczy) i powiedzą konkretne postulaty i argumenty za tym, że powinniśmy być na równi z rodzinami hetero.
W 100% tego słowa znaczeniu.
Pięknie pokazujecie jakie to "tęczowe środowisko" jest - oj biedaku.
OdpowiedzUsuńjak wszystko źle to napisz swoją obywatelską 'ustawę'. na początku zacznij od zakazu mówienia cokolwiek na swój temat innego niż sympatyczne wyznania. kolejną rzeczą, która tam zawrzyj to obowiązek wiejskiego, polskiego, tradycyjnego weselicha, żeby było RÓWNO.
piszesz, że masz w dupie, a zaraz piszesz, że nie masz w dupie. ciekawa jestem czy na ów marsz polityczny byś się wybrała, czy też byś uznała, że "aaa bo to warszawa, a bo to daleko,a dziecko, a bla bla bla".
może wyznaj jak sobie wyobrażasz właściwą "walkę o prawa"? może przeczytają to działacze i wezmą sobie do serca?
czary mary, hokus pokus, nagle pojawiają się ekstra wypasione małżeństwa, takie z twojego marzenia. ale wiesz co? nie skorzystasz, żeby nie dostać w łeb za rogiem.
:)
P.S nie wkraczam w twoje życie, bo cie nigdy na oczy nie widziałam. oddziel pewne sfery. w końcu takaś dorosła.
Przerażające...
OdpowiedzUsuńNie umiesz czytać, co ktoś napisał i jeszcze sama nie rozumiesz własnych wywodów.
EOT.
Drevni: Dziecka nie mamy z bardzo prostego powodu, jakim jest odpowiedzialność. Odpowiedzialność za dziecko. Zrobić, urodzić to żadna sztuka, gorzej zapewnić mu poczucie bezpieczeństwa. W wypadku śmierci biologicznej matki, druga matka nie ma żadnych, ale to żadnych praw, wiesz o tym?
OdpowiedzUsuńPoza tym zastanawiam się, czy niebiologiczna matka będzie ukrywała swój status przed dzieckiem, czy może każe się dziecku zachować tajemnicę?
Wiesz, znam kilka lesbijek, które mają i dzieci i odwagę aby walczyć o swoje, a przede wszystkich o prawa swoich dzieci. Ale co, one wiedzą o życiu.
To straszne...
OdpowiedzUsuńjak się kaze dziecku zachować tajemnicę, to się da mu do zrozumienia, że to nie jest normalne, czyli już od małego się uczy nietolerancji...i może się to potem odwrócić przeciwko tej osobie w trakcie jakiejs sprzeczki rodzinnej...poza tym dziecko będzie żyło w stresie, jak inne dzieci będą pytać...
Raczej stawiam na to, że drevni kocurek nie poinformowala dziecka, chociaż mogę się mylić, oczywiście to nie moja sprawa i w życiu realnym bym się nie wtrącala, ale tutaj anonimowo toczy się dyskusja...
mysle, że z dzieckiem to problem jest w każdym możliwym wariancie
i tym bardziej powinno się walczyć o te związki partnerskie...
@Rude de Wredne
OdpowiedzUsuńW przypadku związku dwóch kobiet, jeśli jedna z nich jest matką biologiczną, druga może wystąpic o przysposobienie dziecka i w ten sposób, w przypadku śmierci matki biologicznej, ona przejmuje opiekę nad dzieckiem. I tak się dzieje, równiez w Polsce, na podstawie zapisow KRiO. Taka sama sytuacja powstaje w heteroseksualnym małżeństwie, w którym jedno z małżonków posiada dziecko (np. żona) i nagle umiera, współmałżonek w takiej sytuacji nie posiada żadnych praw. Czyli tak jak w związku jednopłciowym.
Przysposobienie dziecka partnera/partnerki jest możliwe wyłącznie W małżeństwie/konkubinacie różnopłciowym.
OdpowiedzUsuń@Ewa
OdpowiedzUsuńA, skąd ta pewność?
Karolinko, śpij spokojnie.
OdpowiedzUsuń|Nigdzie nie napisałam, że dziecko nie będzie wiedziało.
Dziecko już wie. Do mnie mówi Mamo, do Niej Mamusiu.
A właśnie, żeby nie czuło się inne ich mamusie powinny mieć prawo do ŚLUBU. A nie do związku partnerskiego. Bo już sama nazwa stawia je w świetle "dziecko z innego domu".
Jeśli będzie na równi z różnopłciowymi ślubami i będą małżeństwa wtedy będzie mogło czuć się równe.
Mimo wszystko mam zamiar je wychowywać i wychowujemy je w poczuciu, że nie jesteśmy w żadnym calu gorszymi ludźmi od innych kochających się par. Czy to homo, czy hetero.
Pozdrawiam.