• No przecież mogą wziąć ślub


    Ruszyło się trochę w kwestii ustawy o związkach partnerskich. Już w najbliższy czwartek posiedzenie komisji ustawodawczej, na którym będzie zaopiniowany pierwszy, złożony w lutym tego roku, projekt ustawy, pojawiły się też dwie opinie na temat jego konstytucyjności - jedna na tak (konstytucjonalisty z UW) i jedna na i tak, i nie, ale raczej nie (konstytucjonalisty z KUL-u). Linki do obu tu. Temat wrócił też na łamy "Gazety Wyborczej". Z tekstów, które ukazały się w ostatnich dniach, wart przeczytania jest wywiad z Radomirem Szumełdą z PO, w którym opowiada on trochę o wewnętrznych układach w partii, ocenia poparcie dla ustawy i podnosi dość rzadko przywoływany argument, że na jej wprowadzeniu skorzysta całe społeczeństwo, a nie jedynie zainteresowani i zainteresowane:
    Szacuję, że (...) są dziesiątki tysięcy ludzi, którzy nie płacą w Polsce podatków, ZUS-u, nie pracują na nasze PKB. Zamiast tego budują dobrobyt brytyjski, holenderski czy skandynawski. Wyjeżdżają, bo urzędnicy państwowi w tamtych krajach nie szydzą z nich, nie traktują ich jak ludzi gorszego gatunku. Gdy przegląda się różne fora internetowe, okazuje się, że spośród osiemnasto-dwudziestolatków, którzy odkryli w sobie naturę homoseksualną, a pochodzą z małych miejscowości - 99 procent marzy, żeby tylko skończyć szkołę czy studia i pojechać do Londynu. Te dzieciaki boją się wykluczenia w swoich społecznościach, a do tego, gdy słyszą ze strony bardzo ważnych polityków, że są gorsi, że nic im się nie należy od państwa, to o czym mają marzyć, jak nie o Londynie? Przyjęcie regulacji prawnej dotyczącej związków partnerskich może w dużej mierze naprawić ten grzech marnotrawstwa, można to zrobić od ręki, wystarczy dobra wola. Nie widzę tu żadnych ubocznych kosztów czy zagrożeń.
    Można z nim oczywiście polemizować, wszak zmiana prawa nie sprawi automatycznie, że dyskryminacja zniknie (ale na pewno w tym nie przeszkodzi), trudno też oszacować, dla ilu osób rzeczywiście powodem emigracji jest przede wszystkim brak akceptacji, ale fajnie, że ktoś mówi o tym aspekcie. Bo przecież można to rozciągnąć i na te osoby, które nie emigrują - że w przyjaznym środowisku lepiej się pracuje, tworzy się trwalsze związki, jest się bardziej twórczym itd.

    Z argumentami za i przeciw związkom w ogóle dzieją się ciekawe rzeczy, również dlatego, że coraz silniejszy jest przekaz, że ma to być rozwiązanie nie tylko dla par jednopłciowych, ale też różnopłciowych. Kłopot jest taki, że o ile dość łatwo zrozumieć (jeśli się chce), dlaczego te pierwsze potrzebują uregulowania dla siebie, to z tym drugimi już tak lekko nie jest. Widać to w m.in. komentarzach pod tekstem o kampanii "W związku z miłością" na Wyborcza.pl. Najczęstszy argument przeciw? No przecież mogą wziąć ślub cywilny, więc o co im chodzi? Plus: chęć zawarcia takiego związku bierze się z braku odpowiedzialności za partnera/partnerkę, a jak ktoś jest nieodpowiedzialny, to jak śmie żądać ulg podatkowych i innych takich. Co zabawne, gdy przychodzi do par jednopłciowych, komentarze są zupełnie inne - o ślubie ani słowa, bo przecież wszystko można załatwić notarialnie (to pary różnopłciowe tak nie mogą?), a nieśmiało artykułowana chęć zrównania praw z małżeńskimi to już nie przejaw odpowiedzialności, a homoterroryzmu. Rzecz jasna nie jestem naiwna i wiem, skąd się takie głosy biorą, ale mimo wszystko ciekawe to.

    Problemów z jakąś spójną linią argumentacyjną jest zresztą więcej. Bo osobom heteroseksualnym i tym biseksualnym, które wybrały partnera/partnerkę płci przeciwnej raczej przydałaby instytucja zdecydowanie odmienna niż małżeństwo, a my dążymy do tego, by uzyskać prawa maksymalnie do małżeńskich zbliżone i taki jest też nasz projekt. W tej sytuacji jedyną wymierną korzyścią dla par różnopłciowych jest możliwość łatwiejszego rozwiązania takiego związku i domyślna rozdzielność majątkowa, a to woda na młyn dla przeciwników związków partnerskich. Bo znowuż mogą swoje o odpowiedzialności (wszak odpowiedzialność jest tylko jedna, taka ze wszelkimi zobowiązaniami i po grób, no jakże mogłoby być inaczej) i, na dodatek, o tym, że tak naprawdę chodzi o te wstrętne lesby i gejów, a heterycy to taka przykrywka, żeby to było łatwiej przełknąć.

    Nie optuję bynajmniej za tym, by związki były wyłącznie dla par jednopłciowych. Dla mnie wystarczającym argumentem jest to, że jest ileś tam par różnopłciowych, które też chciałyby z takiego rozwiązania skorzystać i dla których jest ono ważne. Jednak fakt faktem, że trudniej rozmawiać o związkach dla obu tych grup, bo i ich sytuacja, i potrzeby są zupełnie inne. Było to widać chociażby na niedawnej debacie w Bydgoszczy, podczas której poseł Artur Dunin miał tylko dwa pomysły na uzasadnienie takiego rozwiązania - że kiedyś przyszła do niego kobieta, która miała problem z dowiedzeniem się o stan zdrowia swojego partnera, gdy ten trafił do szpitala, i że gdyby związki były tylko dla par jednopłciowych, to fakt pozostawania w takowym byłby jednoznaczny z powiedzeniem, jakiej jest się orientacji. Trochę to mało. Ale nie wchodząc w to, co jest nie tak z instytucją małżeństwa, że ileś tam osób go nie chce, trudno chyba wymyślić coś więcej. Gdy już się wejdzie, jest łatwiej, bo wszak to, że ileś tam osób, które z różnych powodów nie chcą brać ślubu, skorzysta z tego rozwiązania, jest bardzo pozytywnym zjawiskiem. Tyle że znowuż - to jest argument jedynie na korzyść tych, co mogą, ale nie chcą. Czyli tak czy siak sporo danych jest do sprzedania.
  • Czytaj także

    11 komentarzy:

    1. Z mojej (hetero) perspektywy ze związkami partnerskimi dla par różnopłciowych głównie chodzi o to, by dać alternatywę tym, którzy nie chcą brać ślubu. Bo mają złe doświadczenia, bo ich partner/ka jest po rozwodzie i wyklucza ponowne wejście w małżeństwo, bo uważają, że nie potrzebują (a nawet nie chcą) pomocy sądu, gdy związek się kończy. To, że te osoby chcą zawrzeć związek, tyle że nie małżeński, nie ma nic wspólnego z brakiem odpowiedzialności. I jest, jak piszesz, pozytywne, bo zachęca ludzi do sformalizowania swojej relacji, a przecież o to ponoć państwu chodzi - by ludzie się sobą opiekowali i brali za siebie odpowiedzialność. I to jest wg mnie to, co mają wspólne wszystkie pary, niezależnie od orientacji.

      OdpowiedzUsuń
    2. Nie wiedziałem, że Konstytucja RP ma tak różne "oblicza" :D

      OdpowiedzUsuń
    3. Demokratycznemu Państwu powinno chodzić o to, by każdy obywatel mógł czuć się jego częścią, mieć potencjalną możliwość wyboru swego stylu życia, na miarę swoich aspiracji, zdolności, wyznawanych wartości, o ile nie przekracza przepisów prawa. Państwo powinno być laickie, równo traktując obywateli kultywujących wybraną wiarę, lub deklarujących jej brak. Zadaniem Państwa demokratycznego jest takie konstruowanie prawa, by każdy obywatel, w jego ramach, nie był wykluczony. Idea "prawa naturalnego" jest nie do przyjęcia, jako teokratyczna, a więc niezgodna z duchem i literą współczesnej demokracji.

      OdpowiedzUsuń
    4. frog@dog
      Współczesna demokracja posługuje się prawem wywiedzionym z teokratycznego porządku prawnego. W tym cały szkopuł...

      OdpowiedzUsuń
    5. la petite:
      W tym rzecz: wywiedzionym na manowce... A demokracja współczesna, nie mówię o tej Platońskiej, która skazywała na banicję poetów, a więc była ["demokracją ograniczającą lub wykluczającą", co przekreśla pojęcie demokracji, czyż nie?], z manowcami nie powinna się bratać, swatać, ani nawet herbatki z Panią Serwusową pic!

      OdpowiedzUsuń
    6. Hmmmm...Wygląda, że generalnie, instytucja małżeństwa powinna odejść do teokratycznego lamusa. Tylko co w zamian? Wychodzi na to, że nic. Każdy sobie sterem, żeglarzem, okrętem...

      OdpowiedzUsuń
    7. Czemu nie, pod prawnym oczkiem Państwa... Wilka i tak pociągnie do lasu. Ale to nie znaczy, by w każdym wilcze maniery węszyć, ale jak już się objawią to lu go prawem! ster, żeglarz i okręt, jak z kursu wypadną - ok - tylko niech bliskim poza pokładem zapewnią, co im się należy. Żadne prawo nie zmusi nikogo do jego złamania, ale nie powinno - do uniknięcia konsekwencji. Słowem: odpowiedzialność.

      OdpowiedzUsuń
    8. Państwo, i, w tej chwili ma takie prawne oczka...Testament, upoważnienie notarialne, darowizna i...Akt małżeństwa. Odpowiedzialność kontrolowana?

      OdpowiedzUsuń
    9. la petite: Tak, tak! Masz rację. Ja mówię o pewnym ideale. Ale i owszem Odpowiedzialność kontrolowana... prawem z demokracji wysnutym, Z DE-MO-KRA-CJI, nie z partyjnej kalkulacji. Ha, ha, też się uśmiałam. Ale, znasz ten dowcip: facet gra w orkiestrze na puzonie (który ma tłumik). Orkiestra przygotowuje się do występu przed widownią. Jeden ze słuchaczy wstaje i woła do muzyka z tubą: Panie, to sie musi dać wyciągnąć!

      OdpowiedzUsuń
    10. frog@dog
      Z demokracji? Wszak to rządy ludu, a lud u nas ciemny jak tabaka w rogu, homofobiczny i wewogle. Po za tym, jak powszechnie wiadomo w demokracji rządzi większość. Pozostaje mieć zatem nadzieję, że niebawem większość społeczeństwa będzie nieheteroseksualna, to wtedy się tę resztę urządzi. Demokratycznie.

      OdpowiedzUsuń
    11. Powinny być zatem do wyboru śluby i związki partnerskie dla obu orientacji - w sensie par homo i hetero. Każdy sobie wybierze co mu pasuje bardziej. ;)

      OdpowiedzUsuń