W ramach sajgonu, który panuje w naszym mieszkaniu (realizujemy noworoczne postanowienie i właśnie montują nam nowe szafy), mam utrudniony dostęp do półki ze swoją ulubioną lekturą. Jako osoba, która czytać musi, bo się udusi, sięgnęłam na do innego "działu". Zawiesiłam wzrok na lekturze, powiedzmy, tematycznej. No cóż, nie samą fantasy człowiek żyje:)
Po raz kolejny z niezwykłą przyjemnością przeczytałam "Kolor purpury". Co ciekawe, jest to jedna z niewielu książek, którą przeczytałam dopiero po obejrzeniu jej ekranizacji, w tym przypadku wspaniałego filmu z Whoopi Goldberg (czemuż, ach czemuż nie dostała Oscara? Swoją drogą, Spielbergowi też się należał, do dzisiaj uważam, że to jego najlepszy film:)). Jak zwykle czytanie pierwszych stron mnie drażniło, ale jak już się rozczytałam, to błędy językowe, ortograficzne i inne takie przestały drażnić i lektura okazała się smakowita.
Następnie ofiarą moich oczu padła Jeanette Winterson, a konkretnie "Nie tylko pomarańcze" i "Zapisane na ciele". Co do tej ostatniej pozycji, nadal dyskutujemy z Ewą na temat zakończenia. Ja uważam, że bohaterka spotkała swoją ukochaną, Ewa, że nie. I za to właśnie lubię Winterson - nic u niej nie jest takie, jakie się wydaje, i wszystko jest takie, jakie się wydaje.
Kiedy odkładałam na półkę panią Winterson, mój wzrok przyciągnęła niepozorna książeczka Jamesa Herriota "Wszystkie stworzenia duże i małe". Może ktoś z czytających pamięta jeszcze puszczany dawno temu serial BBC pod tym samym tytułem? Oczywiście zaczęłam czytać i na nowo odkrywać "uroki" i uroki życia wiejskiego weterynarza. I wszystko było by fajnie, tylko zapomniałam o jednym. Czytając książki z tej serii, zawsze potrzebuję sterty chusteczek. I żeby chociaż Herriot pisał w stylu hollywoodzkim, tak aby wycisnąć łzy, ale nie. On po prostu opisuje lekkim stylu historie, które mu się przydarzyły. A ja płaczę jak bóbr. I to niezależnie od tego, czy weterynarz odniósł sukces w leczeniu, czy też nie.
I tu małe dygresje. Umówiłam się kiedyś, dawno dawno temu, z atrakcyjną dziewczyną na kolejną randkę. Można powiedzieć, że już wtedy chodziłyśmy ze sobą. Poszłyśmy do kina na "Tańczącego z wilkami". Ja, jak widać na obrazku, typ gentlewoman, mocna, silna, zdecydowana, pewna siebie (więcej kłamstw przez palce mi chyba nie przejdzie), na filmie płakałam jak dziecko. Rękawy mojej białej koszuli ocalały tylko dlatego, że moja randka miała przy sobie, jak zawsze, paczkę chusteczek higienicznych. Po filmie już jej nie miała. Po wyjściu z kina i obowiązkowym spacerze, czy też kawiarni, bo już nie pamiętam, dziewczyna, która przez cały czas po filmie raz po raz na mnie zerkała, w końcu stwierdziła: "Nie wiedziałam, że jesteś taka wrażliwa. Tylko że płakałaś zupełnie w innych momentach niż większość ludzi w kinie".
Faktycznie film, jak to hollywoodzkie produkcje, obfitował w wiele łzawych momentów. Ludzie ginęli jak muchy. Ja skutecznie zniszczyłam paczkę chusteczek mojej lubej w dwóch chwilach. Jak zabili Cisco, konia bohatera, i Dwie Skarpety, zaprzyjaźnionego z głównym bohaterem wilka. Reszta wzruszała mnie, no ale żeby od razu płakać, to nie.
Z dzieciństwa kojarzę film z Himilshbachem, który znalazł psa, wilczura, i się nim zaopiekował. Nie byłoby w tym nic dziwnego, ale pies był wykorzystywany w obozach koncentracyjnych, do czego, wiadomo. Nie pamiętam dokładnie całego filmu, ale wiem, że na koniec pies został zabity. Dostałam niemalże histerii i długo nie mogłam się opanować, złoszcząc się na ludzi. Na ich bezduszność, bezmyślność i głupotę.
Piszę o tym, bo czasami w przypływie refleksji nad sobą i światem zastanawiam się, dlaczego tak mam? Przecież los ludzi również mnie wzrusza, martwi. I czasem nawet zakręci mi się łezka w oku. Ale jak krzywda dzieje się zwierzęciu, ryczę jak bóbr i nieważne, jak bardzo chciałabym zgrywać twardzielkę, to mi się i tak nie udaje.
Czytaj także
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Ech...ja to zawsze płaczę, ckliwa jestem, niewiedzieć czemu. Ludzie to mnie mają za twardzielkę, chociaż fizjonomia podła, ale... serce panie, gołąb nie człowiek :)
OdpowiedzUsuńPrzy książkach rzadko się rozżewniam, ale pamiętam z dzieciństwa "Diossosa", oj jak płakałam.
Ostatnio na flimie Yossi & Jagger, taki ujmujący, chyba pierwszy raz podobali mi się całujący chłopcy.
ojej, ja tez pamietam z dziecinstwa ten film z Himilsbachem i tym psem, utkwil mi w pamieci, no i ryczalam ofkors...
OdpowiedzUsuńpzr
Yga
Coś Wam długo te szafy montowali, że tyle książek się przewinęło ;)
OdpowiedzUsuńNajpierw sobie pomyślałam, że niezła zmiana tematyki, ale potem doszłam do wniosku, że wcale nie. Od uwodzenia w świecie fantasy do podrywu "na wrażliwca" w realu :D
Ja chyba jednak nieczuła jestem. Wzruszać się - tak, ale żeby jak bóbr płakać, to niebardzo.
Chociaż przypomina mi się jeden wyjątek z dzieciństwa. Straszliwie wręcz ryczałam, czytając "Braci Lwie Serce". Najbardziej przy jakimś wątku z koniem. Chyba musieli go zabić. Zresztą już nie pamiętam. Ale faktycznie, w przemocy wobec/śmierci zwierząt jest coś nad czym wyjątkowo trudno przejść obojętnie. To chyba kwestia zależności/bezbronności zwierząt od/wobec ludzi i, choćby teoretycznej, możliwości pomocy.
@Metaxu
OdpowiedzUsuńGosia czyta 100 stron na godzinę, tak że te książki to bilans dwóch dni. Koszmar. Kupujesz jej trzytomową sagę, myślisz, że starczy na tydzień, a ta na drugi dzień domaga się kolejnej!
@Metaxu:
OdpowiedzUsuńProtestuję stanowczo! Wcale nie chciałam podrywać na wrażliwca w realu. Ja jestem macho!;)
@Ewa
OdpowiedzUsuńRozumiem więc, że te szafy to na książki? Tylko z takim imponującym tempem, to chyba jak tylko zamontują, trzeba nowe zamawiać :)
@Gosia
No, ja nie wiem. Samo oczytanie, to do wizerunku macho jakoś średnio pasuje...
Ale niech będzie: macho też czasem musi z tonu spuścić, bo ciężko by było wytrzymać ;)
Film, książka ale jak już na reklamie broda mi się trzęsie bo mały kociak dostaje papu i nie wspomnę oczywiście o suni wyłowionej z Bałtyku ... oj dobrze, że nieraz na papierosa wychodzę do drugiego pokoju ;)-nieraz dobrze w skupieniu i ciszy się wzruszyć - ale te typy tak mają ;)
OdpowiedzUsuń@Tahoma
OdpowiedzUsuńTaa, i potem one wszystkie mówią, że są macho, a człowiek się nabiera:) BTW, z Bałtyku to chyba psiaka płci męskiej wyłowili. Ale między łapki mu nie zaglądałam, więc upierać się nie będę:)
@Metaxu
A wyobraź sobie, że szafy na ubrania. Ale, ale... Największa z nich ma na boku pięć bardzo poręcznych i dużych półek na książki. Ale się nie łudzę, że to w czymś pomoże.