• Penis biskupa i legalne filmy

    Kto nie widział wczoraj Martina w Ustach Mariana, niech żałuje. Kupił zebranych już pierwszą piosenką o marszczeniu Freda, rozciąganiu jamnika, waleniu gruchy... No wiecie, o co chodzi. A potem było jeszcze lepiej, bo pojawił się i premierowy "Penis biskupa", i "Oda do dupy", i prawykonanie "Gdybym był bi", i "Pchła z syfilisem" czy pozornie w tym kontekście niewinna "Ballada o panu i pani". Brzmi wulgarnie? Bynajmniej - było przezabawnie. I nikt chyba obrażony nie wyszedł, gorzej, ludzie w ogóle nie chcieli wyjść. Największe wrażenie zrobiła na mnie jednak reakcja na piosenkę skina - o tym, co zrobiłby z pedałami (zaśpiewaną na melodię "Tę pszczółkę..." z cudownym refrenem, w którym zamiast "Maju, Maju..." jest "Kopnie w jaja, jaja..."). Martin nigdy nie wykonywał publicznie tej piosenki, nie umieścił jej też w internecie z obawy, że zostanie potraktowana nie jako żartobliwa, ale jako obraźliwa. I co? I publiczność w Ustach Mariana zażyczyła sobie posłuchać jej jeszcze raz. To tyle na temat braku poczucia humoru na swój temat. Oczywiście powtórka występu być musi, bo Martin to skarb.

    Niestety nie wszystkich kawałków z koncertu można posłuchać online, części - bo są nowe, a części - bo zbyt kontrowersyjne (obawiam się też, że "Penis biskupa" podzieli losy piosenki skina), ale i tak najlepiej zobaczyć Martina na żywo. A kto nie może, niech słucha na You Tube, choć to jednak nie to samo.



    A po Martinie była drag queen Pussy Cat, a niżej podpisana wpadła w szał przytulania nielicznych zebranych, w tym między innymi czytającej tego bloga Lajt, która po okołoparytetowej akcji w Sejmie zjawiła się w Ustach. I która, o ile dobrze zrozumiałam, zawodowo bądź hobbystycznie zajmuje się demoralizacją nieletnich albo słabopełnoletnich dziewcząt - fajnie, jak też tak chcę! Z czytelniczek (bardziej Gosi niż moich) zjawiła się też Ania - rzecz jasna pozdrawiam serdecznie.

    Ostatnio, jak pewnie zauważyliście, nadrabiamy z Gosią zaległości filmowe. Tym razem padło na rzeczy dostępne w sieci bezpłatnie - "Lato miłości" (dostępne tu) oraz na "Śniadanie na Plutonie" (do pobrania legalnie tu, z tej samej strony można też sobie ściągnąć "Cheerleaderkę"). "Lato..." podeszło nam średnio, niekoniecznie ze względu na fabułę, która jest jaka jest (bogata panienka z dobrego domu zabawia się w wakacyjny "romans" z panienką z gorszego domu), ale z powodu specyficznej, nie wiedzieć czemu artystycznej stylistyki. "Śniadanie na Plutonie" dla odmiany jest świetne. W tle (jak to u Neila Jordana bywa) konflikt irlandzko-brytyjski, a na pierwszym planie Patrick-Patricia "Kitten" Braden (genialny Cillian Murphy), który uparcie odmawia bycia poważnym czy takim jak wszyscy. Cudo, kto nie widział, niech nadrobi.



    W ogóle bardzo się cieszę, że powstaje coraz więcej stron internetowych z legalnymi filmami. Bo, umówmy się, piractwo nie zniknie, nawet jeżeli pozamyka się wszystkie The Pirate Bay'e czy inne Megauploudy. I jedyny sposób na poradzenie sobie z nim (przynajmniej częściowe) to właśnie udostępnianie filmów w sieci za darmo (i zarabianie na bazach danych użytkowników czy reklamach) lub za niewielką opłatą. Skoro i tak są w sieci, to czemu nie mają być tam na zasadach twórców czy dystrybutorów. Z zagranicznych serwisów udostępniających filmy legalnie i bezpłatnie znalazłam ostatnio Watch Movies Online. Jest tam między innymi jedna z najnowszych lesbijskich produkcji "The Baby Formula". To kanadyjska komedia o parze lesbijek, które biorą udział w eksperymentalnym zapłodnieniu drogą partenogenezy materiałem genetycznym partnerki.
    "The Baby Formula", fot. materiały prasowe
     
    Na koniec kolejne doniesienie od czytelniczki. "Sprawa Pinkwatch" (stronki, której się czepiałam tu i tu) skończyła się happy endem - jest nowy, ładny layout. Dodawanie cytatów wprawdzie nadal nie jest łatwe, ale przynajmniej Pinkwatch już nie straszy. I super, tak trzymać.
  • Czytaj także

    4 komentarze:

    1. Wywołana do tablicy odpowiadam w sprawie demoralizacji " nieletnich albo słabopełnoletnich dziewcząt..."
      W grupie edukacyjnej znajdują się obie płcie, dobrowolnie zgłaszające chęć uczestniczenia w zajęciach poznawczych, z zakresu socjalizacji w duchu rewolucyjnym, który ma na celu pospolite ruszenie. Odmużdżamy i poprawiamy uszkodzony system edukacji, wraz z jego metodami i programem nauczania.
      @Ewo, dziękujemy za bardzo sympatyczną zabawę, a w przyszłości gdyby brakowała Wam zespołu do koordynacji ruchowej, to ja oczywiście służę pomocą.

      A co do "Śniadania na Plutonie", to kto nie widział, nich szybko nadrobi, Patrick jest moim ulubieńcem i przykładem niezłomnego bohatera w świecie bardzo trudnym, ale nie niemożliwym do bycia sobą. No i ta muzyka..eh. To jeden z filmów, na przykładzie którego, edukuję swoją młodzież.

      OdpowiedzUsuń
    2. To jak kiedyś będziemy w Twoim mieście, koniecznie musisz nas na to odmóżdżanie zaprosić! A do zabawy zapraszamy częściej - nie tylko w zakresie wspólnej grupy tanecznej:)

      OdpowiedzUsuń
    3. Jako,że zostałam oficjalnie czytelniczką "bardziej Gosi niż Ewy," czuję się zmotywowana, do wszczęcia akcji protestacyjnej, pikiet, blokad dróg, (chyba nie nadużywam uprawnień... ) tudzież
      podjęcia innych, jeszcze bliżej nie rozpoznanych kroków, w celu zniesienia ograniczeń dotyczących tekstów Gosi. Spójrzmy na fakty 9:1, 14:3 i 10 albo 11:0! Tylko biorąc pod uwagę ostatnie miesiące! Taaak. Jak taką dysproporcję można wytłumaczyć inaczej? (Mogłam pomylić się w obliczeniach. Przy tej ilości tekstów Ewy, w jednej ręce oczywiście zaczęło brakować mi palców, co komplikowało cała operację - bo próbując jednocześnie liczyć na dwie ręce wczytywałam się w plotki i niusy z zaległych miesięcy, co mnie dodatkowo rozpraszało w liczeniu i myliło. Czasem lubię sobie podnosić poprzeczkę... )
      Wstrzymam się z szeroko zakrojoną akcją, przez jakiś czas jeszcze bo myślę, że przedstawione żądania mają szanse powodzenia. (Pamiętamy fale strajków z lat 80-tych. Chodziło o to samo. Ktoś czegoś chciał, ktoś nie chciał ustąpić i sparaliżował nam się cały kraj. To było dawno. Nie musimy do tego wracać... )
      Ale nie wystosowałam żądań. Ewo, uwolnij pin do klawiatury! I drugie. (Nie chciałabym, aby kiedykolwiek tak się rzeczywiście zdarzyło, tym bardziej, że Gosia była po prawej, a palce u prawej są ważniejsze niż te u lewej ręki, (a jak jest się praworęcznym to nawet ważniejsze), dlatego będę żądała w przenośni). Żeby w drugiej ręce, także zaczęło brakować mi palców. Wierząc w siłę własnych argumentów i przekonywania, już zawczasu zaczęłam wprawiać się w piśmie lewą ręką i lustrzanym - na wszelki wypadek. Zatem życzę sobie i Wam także, żeby to pismo lewą ręką (i lustrzane) nie poszło mi na marne.
      ... A chciałam tylko podziękować za pozdrowienia....

      OdpowiedzUsuń
    4. @Ania - apeluj raczej do mojego lenistwa:). Na szczęście teraz mam wytłumaczenie, bo mnie istocie bezrobotnej trafiła się fucha i jej poświęcam ostatnie dni. Obiecuję jednak poprawę i w przyszłym tygodniu coś nastukam:)

      OdpowiedzUsuń