Na forum Kobiety Kobietom znowu ciekawa dyskusja. Pretekst - "happening ślubny" organizowany przez niszową partię lewicową we Wrocławiu. Pokrótce (na wypadek, gdyby ktoś jeszcze o tym pomyśle nie słyszał) rzecz wygląda tak, że owa partia poszukuje pary kobiet, które, cytuję, "przebiorą się w suknie ślubne i wystąpią przed ludźmi na Rynku oraz spotkają się z mediami, aby promować tolerancję". Termin: tuż przed wyborami parlamentarnymi. Cel: no, na pewno nie promocja tolerancji. Raczej owej partii.
Jak się łatwo można domyśleć, pomysł akceptacji nie zyskał. A przy okazji dyskusji nad nim wyszło kilka rzeczy. Pierwsza to sprawy wizerunkowe, do których się odnosić nie będę. Druga - znacznie ciekawsza - to postrzeganie organizacji przez niektóre uczestniczki dyskusji. I ta część, przyznam, była dla mnie bardzo ciekawa. Po pierwsze wyszło na to, że działania naszych organizacji (zidentyfikowanych jako KPH, Lambda i nic więcej) ograniczają się do: krzyczenia, plucia, szczucia, wylewania swoich frustracji, wydzierania się, że rząd i Kościół to świnie, a heterycy to wrogowie. Po drugie, że w Polsce nic się w ostatnich latach w naszej sytuacji nie zmieniło. Po trzecie, że organizacje dysponują jakimiś nie wiadomo jak wielkimi, ale za to lekką rączką pozyskanymi funduszami z UE, które marnotrawią na owe agresywne działania, zamiast zrobić śliczną plastikową kampanię społeczną (z udziałem wynajętych modeli i modelek, bo my to nietwarzowi jesteśmy) pokazującą, że jesteśmy tacy kochani, sympatyczni, zwyczajni, tacy jak wszyscy, po której to akcji sam Tusk na czerwonej poduszce (lub w zębach) nam ową ustawę o związkach partnerskich podpisaną przez wszystkich świętych przyniesie. Inaczej mówiąc, rzecz była też o strategii działania i o remediach na wszystkie nasze bolączki (nie wierzę w ich istnienie).
Z jednej strony trochę śmieszy mnie zupełna nieznajomość realiów działania w organizacjach oraz brak wiedzy na temat tego, kto, jakie akcje i za jakie fundusze organizuje (oraz skąd te fundusze bierze), z drugiej ów brak świadomości tego, jak się sprawy mają, to po części również wina samych organizacji. Jasne, że na swoich stronach informują o swoich działaniach, kłopot w tym, że nieszczególnie dbają o to, by choć od czasu do czasu pisały o nich nasze portale (po stokroć popularniejsze niż owe strony). I nie mam tu bynajmniej na myśli informacji o wydarzeniach (bo te łatwo przegapić), ale rzeczy większe, jak podsumowania działań, informacje o planach na przyszłość czy choćby opowieści z życia organizacji. Nie, nie mam złudzeń. Wiem, że do tego wszystkiego potrzeba ludzi, a tych jest zawsze za mało. Ale też wiem, że nie będzie ich więcej, jeżeli czymś się do siebie ich nie przekona. A wszelakie fora to nie tylko siedliska frustratów i frustratek, ale też całkiem sporej rzeszy ludzi, którym zależy i którzy może i by się w coś włączyli, ale najpierw trzeba im pokazać, co i jak mogą zrobić. I pokazała to choćby akcja "Miłość nie wyklucza" (dla nieuświadomionych: organizowana przez nieformalną Grupę Tel-Aviv), która od początku postawiła na jak największą widoczność we wszelkich miejscach dla osób LGBTQetcetera. Opłaciło się - miała się skończyć po miesiącu, a, dzięki zainteresowaniu i wsparciu finansowym osób prywatnych, szykuje się może nawet roczny objazd po Polsce.
W owej dyskusji na KK pojawił się jeszcze jeden związany z PR-em wątek. Dość zabawny. Jedna z foremek napisała, jak to znajomy swojego czasu uderzył do niej w te słowa: "powiedz temu KPH, Biedroniowi, Lambdzie to, tamto, siamto...". Na to ona, że ani nie jest członkinią tych organizacji, ani w ich zarządzie nie zasiada, więc dokładnie z takim samym skutkiem zastrzeżenia do ich działań może zgłosić on sam. Swojego czasu również na tym blogu pojawiały się komentarze w rodzaju "zróbcie z paradą to, a z wystawą fotograficzną tamto" (odnośnie wydarzeń, z którymi nie miałyśmy z Gosią nic wspólnego, po prostu o nich pisałyśmy). Wniosek? No, niestety z naszą widocznością "na zewnątrz" nie jest najlepiej. Jak ktoś działa, to obowiązkowo w ramach KPH lub Lambdy, jak coś robi publicznie - to samo. Czyli na konto tych organizacji idą zarówno rzeczy chlubne, jak i niechlubne, a generalnie jawimy się jako dość jednolita masa o identycznych poglądach. Wniosek numer dwa? Jeszcze gorszy - że sporo osób na owo "swojemu" reaguje alergicznie. Nie, bynajmniej nie dlatego, że owych organizacji czy osób nie cenią (no dobrze, czasami nie cenią), ale dlatego, że nie czują, by to "powiedzenie" mogło coś zmienić. Że ich głos się liczy, zostanie wysłuchany, choć niekoniecznie wzięty pod uwagę. Wniosek numer trzy? Na przekór wnioskowi numer dwa: jak się chce, by coś zostało zrobione, to najlepiej zrobić to samej/samemu, a nie narzekać, że inni nas nie słuchają i nie realizują naszych pomysłów ("pomysły są tanie" - zwykł mawiać mój kolega z pracy, i w pełni się z nim zgadzam; pomysł może rzucić każdy, ale już nie każdy znajdzie ludzi i środki do jego realizacji).
Tylko zanim się zacznie coś robić, to warto najpierw sprawdzić, czy ktoś już tego wcześniej nie próbował, jak mu poszło i co osiągnął. To też wyszło we wzmiankowanej dyskusji - nieznajomość stosunkowo krótkiej historii polskiego ruchu LGBTQetcetera. Bo przecież już była akcja, której celem było powiedzenie: "jesteśmy tacy sami i żyjemy wśród was". Nazywała się "Niech nas zobaczą", a pokazały się w niej osoby znacznie bardziej różnorodne (i w znacznie większej liczbie), niż te w "Miłość nie wyklucza". Pamiętacie, jakie wzbudziła emocje? No tak, to były inne czasy, ale mimo wszystko reakcje na zdjęcia par jednopłciowych trzymających się za ręce były nieco niewspółmierne do ich przekazu. I bynajmniej nikt się nad ich wyglądem nie rozwodził, za to nad prawem do obecności "takich obrazków" w sferze publicznej jak najbardziej. Czyli że w sumie obecne dyskusje o wizerunku można już uznać za pewien postęp. I tym optymistycznym akcentem pozwolę sobie zakończyć, choć nadal podtrzymuję nie raz tu już wyrażony pogląd, że nieważne, jakbyśmy byli słodcy i śliczni (my lub wynajęci modele i modelki), to i tak, jak ktoś będzie przeciw, to argumenty przeciw nadaniu nam równych praw znajdzie. W końcu Linda Evangelista i Cindy Crawford trzymające się za ręce nadal "postępują wbrew naturze", jak bardzo by kogoś ten obrazek nie kręcił.
-
Powiedz tej swojej KPH...
Powiedz tej swojej KPH... Ewa Tomaszewicz 1/07/2011
Czytaj także
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Wywołałaś mnie do tablicy, bo to mój - heteroseksualny - znajomy wyskoczył z tym "powiedz tym swoim..." i właściwie nie chodziło mi o to, że boję się, że mnie w organizacjach nie wysłuchają, ale raczej - masz problem? sformułuj go sam i sam zgłoś się tam, gdzie trzeba. Dlaczego ja mam być cudzym adwokatem? A już z jakiej racji przedstawicielem całego środowiska.
OdpowiedzUsuńCzęsto czuję frustrację i wściekłość - ostatnio zdarza mi się to naprawdę często i nie jest ona spowodowana treściami spływającymi z mediów publicznych, ale z naszych mediów. Mam wrażenie, że nasze organizacje (tu akurat mam na myśli wewnątrzśrodowiskową Lambdę) tak zapomniały się w walce z homofobią zewnętrzną, że nie zauważają, że dyskryminacja dzieje się wewnątrz środowiska. Że tworzy się regularna "kolejność dziobania" - ultra kobieca lesbijka dziobie tą zwyczajnie kobiecą, ta zwyczajnie kobieca taką "pośrodku", ta "pośrodku" łagodnego butcha, a łagodny butch rasową super lesbę. Ta z kolei wyżywa się na ultra kobiecej i kolejność się powtarza. Obawiam się, że jeśli podpowiem organizacjom, by działały na rzecz przeciwdziałania dyskryminacji wewnątrz środowiska popatrzą na mnie jak na kosmitę. A jednak - muszę sparafrazować pewne powiedzonko: lesba lesbie wilkiem. Forum Kobiety Kobietom jest miejscem, gdzie w szczególny sposób te zachowania się manifestują. Jakie to przykre i jak bardzo boli ludzi, którzy tyle robili, żeby zintegrować środowisko.
Bardzo nie lubię takiego nastawienia w stylu: najlepiej to usiąść i narzekać, a niech tam inni się udzielają lub co gorsza, jeszcze krytykować i wyśmiewać tych, którzy zamiast siedzieć z założonymi rękami COŚ robią dla całej społeczności, również dla tej konkretnej osoby, której nie chce się czterech liter ruszyć. zakochana-w-dziewczynie.blog.onet.pl
OdpowiedzUsuńSkoro partia chce zorganizować happening to dlaczego nie pośle na niego dwóch kobiet z wewnątrz partii? Jak dla mnie rezultat taki sam, tu chodzi przecież o obrazek, o stwierdzenie "my to popieramy (w domyśle: pokażmy gejom i lesbijkom, że mogą na nas głosować)". Ale nieważne zresztą.
OdpowiedzUsuńWiększość moich heteroseksualnych znajomych nawet nie ma pojęcia o KPH, Lambdzie, Biedroniu, czy Kostrzewie (mówię o tych organizacjach i ludziach, gdyż są oni najbardziej znani i najczęściej przytaczani w mediach publicznych). Natomiast homo-znajomi może coś tam wiedzą, ale zwyczajnie ich to nie interesuje dopóki ktoś nie zaoferuje im festiwalu gdzie za darmo lub za pół ceny mogą obejrzeć branżowy film, dopóki nie nadejdzie piątek, a wraz z nim czas na wyjście do jakiejś branżowej knajpki... Wtedy jednak też zwykle po prostu film obejrzą, nie wiedząc nawet, kto organizuje festiwal, pójdą do knajpy i nie zastanowią się, czemu nie wpada do niej cała masa dresów z pałami, by "wytłuc tych wszystkich pedałów". A właśnie takim możliwościom sprzyjają działania KPH, Lambdy, czy innych organizacji a nawet osób prywatnych, które mają jakieś tam społeczne ciągoty i chęć działania na rzecz innych. Ludzi narzekających na te instytucje nie spotykam tak często w życiu rzeczywistym - to głównie zjawisko występujące w Internecie, gdzie swoją frustrację można wyładować anonimowo.
Dlatego uważam, że głównym problemem jest niewiedza, brak świadomości, a nawet brak chęci poszerzenia tej świadomości, dopiero na drugim miejscu wewnętrzna homofobia. Ta druga jest nieco rozdmuchiwana przez medium jakim jest internet, a w rzeczywistości stanowi mimo wszystko marginalny odsetek. Owszem zdarza się, że kobieca dziewczyna w branżowej knajpce jest wyzywana od kurew przez panie butch, ale to i tak zjawiska marginalne i chyba nie do wyplewienia - wśród heteroseksualnych dziewczyn zdarza się równie nieuzasadniona wrogość, spowodowana zazdrością, czy po prostu brakiem kultury.
Po za tym w internecie pełno jest komentarzy dotyczących wyglądu działaczy - czy na co dzień też się spotykają z takimi komentarzami? Ktoś do nich podchodzi i mówi: "słuchaj, wyglądasz jak facet, jesteś obleśna" albo "jesteś tak spedalony, że mogę Cię postawić w pokoju zamiast choinki". Wydaje mi się, że nie. Że to jest zjawisko typowe dla internetu, który owszem, funkcjonuje w naszym życiu, ale nie jest jego wiernym odbiciem.
Ps. Dawno już przestałam czytać fora i komentarze z Onet.pl, bo to nie ma przełożenia na rzeczywistość, a po prostu zwyczajnie irytuje.
Cały czas odnoszę wrażenie (mam nadzieję że mylne) czytając takiego typu wpisy i komentarze do nich, że większości działaczy, blogerów, komentatorów wydaje się iż CAŁE środowisko LGBTQ jest wielce oświecone i zorientowane w "walce o sprawę" i tym co się wokół niej dzieje.
OdpowiedzUsuńZłudne nadzieje ;-)
Tak jak w czasach komuny, Naród w ciepłych izdebkach mówił lub chociażby zdawał sobie sprawę, że może być inaczej, to prawie nikt (oprócz właśnie działaczy) nie robił nic żeby to zmienić.
Dalej bezmyślnie chodzili do pracy, żarli kiełbasę i pili wódę w gronie znajomych, aż skoczył Wałęsa przez płot, stając się symbolem zmian wywalczonych przez garstkę ludzi, choć później wiele więcej ludzi twierdziło, że też działali - mieli przecież plakietki Solidarności i oporniki w chlebaku ;-)
Tak teraz większość ciotek zapierdala od poniedziałku do piątku w robocie, zastanawiając się jaką szałową kieckę ubierze na weekendową imprezę i jakich zajebistych kolesi zaliczy, mając w nosie lub niewiedzy całe KPH, Lambdę, Miłość nie wyklucza i związki partnerskie(ewentualnie orientując się pobieżnie w temacie).
Być może trafi się jakiś polski Milk (nie musi to być osoba, ale instytucja), który poprowadzi ludzi pod tęczowym sztandarem ku równości;D
Wtedy również sporo ludzi będzie przypisywało sobie różne zasługi, a i tak wszyscy będą na siebie szczekać nadal.
Ufff...
Od razu mi lżej po wypluciu tych mondrości.
Widzę ciekawe komentarze,ale nikt nie mówi w nich zasadniczej prawdy.Mianowicie Polska nie tylko gospodarczo dzieli się na A i B.Ale też pod względem nas homo.Co mogę osiągnąć będąc z mieściny?co najwyżej będę pośmiewiskiem i stracę pracę.Niezła perspektywa!Osoby z metropolii są praktycznie anonimowe nawet żyjąc razem nie żyją pod presją.Czy w ogóle ktoś pomyślał że o nas mówi się i myśli dzięki pożałowania godnym paradom miłości sory-żenada mimo iż jestem les to co pokazują za granicy dołuje mnie.Brawo dla Gosi i Ewy za odwagę i determinację,ale może tak wreszcie wziąć się za dupy polityków żyjących podwójnie wzorem zagranicy gdzie nie chciano politycznych skandali z ich ujawnieniem i zalegalizowano wreszcie związki.Liczą się cele nie pół środki.
OdpowiedzUsuńNiestety jest i jeszce inna płaszczyzna, o której nikt nie wspomniał.Pracując z KPH, bo żadna inna organizacja nie chciała, dośwaidczyłam dyskryminacji i wykluczenia i to jest fakt, który potwierdzają inne osoby będące w bliższej lub luźniejszej współpracy z tą organizacją. Drugi, poruszany, to fakt nierozliczania się z pieniędzy. I to nie są utyskiwania.asertywna
OdpowiedzUsuń