Tak dużo jak w ostatnich dniach o naszych sprawach chyba dawno się w kręgach ustawodawczych nie mówiło. Senat (głosami PO) ostatecznie nie przyjął poprawki do ustawy o prawie prywatnym międzynarodowym, zgodnie z którą przepisy prawa uznające związki osób tej samej płci miały nie wywierać skutków prawnych na terytorium Rzeczypospolitej Polskiej. Przy okazji politycy PiS mieli okazję kilkakrotnie popisać się wypowiedziami, z których do historii chyba przejdzie: "Nie bójmy się tutaj opinii, że jesteśmy homofobami" Czesława Ryszki, a Włodzimierz Cimoszewicz, ten sam, który parę dobrych lat temu, gdy pełnił funkcję marszałka Sejmu, nie dopuścił do pierwszego czytania projektu ustawy o związkach partnerskich, opowiedział się za ich wprowadzeniem, w okrojonej formie, ale jednak. Tymczasem SLD zapowiedziało na marzec projekty ustaw o związkach partnerskich i mowie nienawiści. Cóż, czekam niecierpliwie na efekty. Nie, żebym wierzyła, że się tak szybko doczekam, ale pomarzyć zawsze można.
Na tapetę wrócił po krótkiej nieobecności (poprzednio pojawił się przy okazji polskiej premiery filmu "The Kids Are All Right") temat homoadopcji i homorodzicielstwa, tym razem za sprawą świeżo upieczonej blogerki Marty Kaczyńskiej. Ona dla odmiany opinii, jakoby była homofobką, jednak się boi, bo swój wywód o wychowywaniu dzieci przez osoby nieheteroseksualne zaczyna od słów:
Nie jestem homofobem. Znam ludzi o odmiennej orientacji seksualnej i zdaję sobie sprawę, że w wielu przypadkach ich życiowy wybór nie jest wynikiem demoralizacji i skrajnego zepsucia, lecz kwestią uwarunkowaną biologicznie. Tak już jest, że niektórzy z nas są homoseksualni i nie należy ich za to potępiać.
Najbardziej mnie zaciekawiło to "w wielu przypadkach". Oraz połączenie w jednym zdaniu słów "wybór" i "kwestia uwarunkowana biologicznie". Bo to oczywiście bardzo miłe, że przynajmniej części z nie należy zdaniem pani Marty potępiać, ale z drugiej strony nie mam pojęcia, jak odróżnić kogoś, kto "stał się" nieheteroseksualny w wyniku demoralizacji od kogoś, kto jest taki, bo tak wybrał ze względu na uwarunkowania biologiczne, więc w sumie nie wiem, kto zasługuje na potępienie, a kto nie (nie, żeby mi jakoś szczególnie na tej wiedzy zależało). W dalszej części tekstu nie ma rozwiązania tego dylematu, jest za to taki oto wywód:
Skoro badania naukowe i opinie ekspertów (...) wskazują jednoznacznie, że stabilność emocjonalną i prawidłową ocenę swojej tożsamości zapewnia wyłącznie wzrastanie w rodzinie o modelu konserwatywnym, to wszelkie pomysły dotyczące przyznawania prawa do wychowywania dzieci w związkach homoseksualnych uważam za naruszające ich prawa do prawidłowego rozwoju psychicznego. Wszelkie inicjatywy zmierzające do przyznawania parom homoseksualnym prawa do adopcji dzieci uważam za przejaw sprzecznego z naturą uprzedmiotowienia dziecka i ograniczenia jego swobody wyboru.
Zaczynając od końca - dzieci nie mogą też wybrać, w jakiej rodzinie się urodzą (ciekawe, tak na marginesie, że tak wiele osób zapomina, że dla osób nieheteroseksualnych pragnących zostać rodzicami adopcja nie jest jedyną, a nawet preferowaną, opcją). To jest akurat, ekhem, uwarunkowane biologicznie i jakoś nikt z tego powodu szat nie rozdziera i nie nazywa ograniczeniem swobody wyboru. Tak jak i nie określa się w ten sposób decydowania, do jakiego przedszkola posłać dziecko, jak je ubierać, jakie wartości przekazywać. Umówmy się - dzieci generalnie mają niewielką swobodę wyboru. Mogą ewentualnie odmówić jedzenia kaszki czy pocałowania cioci i na tym się mniej więcej ich wolność kończy. Wracając do początku - badania naukowe i opinie ekspertów nie wskazują jednoznacznie na żaden model wychowania. Wręcz przeciwnie, co badacz, to opinia. Jedni różdżką bić każą, inni zakazują nawet klapsów, jedni stawiają na autorytet rodziców, inni na relacje partnerskie, a i tak każda rodzina rozwiązuje kwestie wychowawcze po swojemu, nawet jeżeli bardzo pragnie trzymać się jakiegoś modelu. Oczywiście nie będę udawać, że nie wiem, o jakie badania chodzi pani Marcie i co rozumie przez konserwatywny model rodziny - bo niewątpliwie nie chodzi jej o sposób opieki nad dzieckiem (a powinna, zresztą nie tylko ona, ale wszyscy "specjaliści" od homorodzicielstwa, uwzględnić i te czynniki, bo to by nadało ich teoriom choć pozory rzetelności), a o płeć rodziców. Zła wiadomość jest taka, że tutaj też trudno mówić o jakimś wspólnym stanowisku ekspertów, dobra - że zgodnie z raportem American Academy of Pediatrics nie ma ma żadnych wiarygodnych danych naukowych ukazujących przewagę dorastania w związkach heteroseksualnych. Wyniki rzetelnych badań nad homorodzicielstwem, choć jest ich niewiele (bo po prostu od niedawna się je prowadzi) potwierdzają, że dla dzieci nie ma żadnej różnicy, jakiej płci są ich rodzice. Niedawne badania pokazują też, że nie tylko nie ma znaczących różnic między dziećmi wychowywanymi w "konserwatywnych" i "niekonserwatywnych" rodzinach, ale też, że to nie płeć rodziców, a relacje między nimi mają największy wpływ na rozwój dzieci. To dobra wiadomość również dla kolejnej stygmatyzowanej grupy, czyli samotnych ojców i matek, bo wyszło na to, że lepiej, gdy dzieci mają jednego dobrego rodzica, niż dwójkę, która się ze sobą, delikatnie mówiąc, nie dogaduje. Swoją drogą nie jest to chyba specjalnie odkrywcze, w końcu zdrowy rozsądek podpowiada dokładnie to samo.
Ale przejdźmy dalej. Swoją notkę Marta Kaczyńska kończy następująco:
Sądzę, że niektóre z państw nowoczesnego Zachodu w sprawach dotyczących omawianej kwestii przekroczyły granice wolnościowego myślenia na rzecz hedonizmu, który okaże się zgubny dla następnych pokoleń. Pozostańmy wierni naszym staroświeckim zasadom, bo ich kultywowanie nie świadczy o naszej zaściankowości, ale o mądrości, która zapewnia zdrowie naszym dzieciom.
I tu właśnie popełnia najpowszechniejszy błąd wszelkich domorosłych specjalistów od cudzych i wcale niepotencjalnych, ale jak najbardziej realnych dzieci, bo zakłada, że w Polsce nie ma dzieci wychowywanych przez "niekonserwatywne" rodziny. Nie wiem, skąd się bierze to w sumie naiwne przeświadczenie. Jasne, że niewielu homorodziców przedstawia swoje pociechy w telewizji czy w prasie, jasne, że szacunkowe 50 tysięcy takich dzieci mieszkających w Polsce jest, no właśnie, szacunkowe, nie zmienia to jednak faktu, że polscy LGBTQetcetera mają dzieci, i to nie od dziś, w końcu płodność nie ma nic wspólnego z orientacją psychoseksualną. To nie jest jakiś nowy trend czy przywieziona "z Zachodu" moda. I owa sytuacja się nie zmieni, niezależnie od tego, jak życzeniowo byśmy do tematu podchodzili i na jakich "ekspertów" byśmy się nie powoływali. Zmienić się może za to sytuacja życiowa tychże dzieci, które, choć mają dwoje rodziców, to tylko jeden z nich jest nim w rozumieniu polskiego prawa i na przykład w przypadku choroby dziecka może zawieźć je do szpitala i decydować o leczeniu. Co, jeśli go chwilowo zabraknie, bo akurat wyjedzie na kilka dni z miasta? Co, jeśli umrze? Bardzo lubię wszelkie argumenty spod znaku "dobra dziecka". Szkoda tylko, że ci, którzy je wysuwają, nie myślą o dobru dzieci, które już są na tym świecie i każdego dnia, ze względu na bezduszne prawo, narażone są na realne, nie wydumane, niebezpieczeństwa.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Efekt zdemoralizowania...skrajnego zepsucia... ale nie u wszystkich bo niektórzy mają homo - tfu - seksualizm uwarunkowany biologicznie. Marta Kaczyńska z pozytywnych uczuć, jakimi jest w stanie obdarować osobę homoseksualną może wymienić chyba tylko współczucie. Nie wiem, czy jest homofobko, ale niebywałą ignorantką i do tego niedouczoną - z pewnością. Piotrek.
OdpowiedzUsuńPrzecież Jarek jest gejem, dlatego Marta nie używa ostrcyh słow. Wujka by to z pewnością dotknęło. On sam nigdy źle się nie wypowiedział o homoseksualnej mniejszości. Czekam z niecierpliwością na jego coming out :P
OdpowiedzUsuńEwa, sie wyraziłam b. obficie, wypelła prikazy i... guzik. NHo to już niewiem, jak to zrobic?
OdpowiedzUsuń@Piotr
OdpowiedzUsuńBo z homoseksualnością jest u nas ostatnio jak ze skokami narciarskimi - wszyscy są ekspertami:)
@merka
Serio Jarosław nigdy nic złego o gejach nie powiedział? Wierzyć mi się nie chce!
@kiszonkowa
Cokolwiek chcesz przez to powiedzieć:/
Gdyby w Polsce jedyni zdrowi psychicznie ludzie wrastali w rodzinach konserwatywnych, bylibyśmy społeczeństwem prawie samych psycholi.
OdpowiedzUsuńŚwiat pani Kaczyńskiej jest ciasny i ograniczony. Chyba za dużo bajek czyta dzieciom, a za mało ma kontaktu z rzeczywistością.
hm, po raz kolejny muszę weryfikować dane co do liczby dzieci. nastąpił błąd w wyliczeniach i przy pomocy pewnego pana dra ekonomii zweryfikowaliśmy dane - wyszło ok. 15 tys. dzieci wychowywanych w parach homoseksualnych (bo takie były odpowiedzi w ankietach w raporcie KPH i Lambdy Warszawa za lata 2005-6 - link tutaj http://www.lambdawarszawa.org/component/option,com_docman/task,doc_download/gid,19/Itemid,33/)
OdpowiedzUsuńoczywiście chodzi tylko o fakt liczbowy, w sumie nawet trochę bawi mnie jak te magiczne raz wypowiedziane 50 tys. poszło w świat i zrobiło karierę :)
OdpowiedzUsuń