Kilka godzin po tym, jak powiesiłam jego zdjęcie na naszym profilu na Facebooku, sprawę opisały Inna Strona i Gazeta.pl. Co im się udało ustalić? Że karteczka znikła tak szybko, jak się pojawiła. Że według anonimowej pracownicy akademika, z którą rozmawiała dziennikarka IS, nie ma w tym ogłoszeniu nic dziwnego, wszak takie związki są nienormalne, więc po co je uwzględniać. Oraz - tu będzie dla odmiany coś miłego - że zupełnie inaczej myśli kierowniczka akademika Olga Skonecka (to ona zerwała kartkę), która wyjaśniła, że ogłoszenie jest inicjatywą rady mieszkańców, a ona nie ma nic przeciw temu, by nocowały również osoby będące w związkach jednopłciowych. Wieczorem sprawa wyjaśniła się do końca - wyszło na to, że w samozwańczego obrońcę moralności zabawił się jeden z członków rady, który woli pozostać anonimowy. I miał to być według niego żart, tyle że zapomniał dodać na końcu uśmiechniętą buźkę.
I wydawać by się mogło, że wszystko jest już w porządku, tak że jedyne, co pozostaje, to pogratulować sobie nagłośnienia sprawy. Tyle że to nieprawda. Bo takie ogłoszenia nie biorą się znikąd. Po tym, jak wrzuciłam tę fotkę na Facebooka, odezwało się do mnie kilka osób. I wszystkie napisały mniej więcej to samo - że atmosfera w tym akademiku zawsze była homofobiczna, tyle że jak dotąd nic tak ewidentnego nie wypłynęło. Nie sądzę też, by dotyczyło to jedynie tego konkretnego domu studenckiego, za to symptomatyczne jest, że dotyczy właśnie tego - należącego do uczelni uznawanej raczej za liberalną, położonej ponoć w jednym z najbardziej otwartych miast w Polsce. Bo to oznacza, że gdzie indziej może być jeszcze gorzej.
Sporo się ostatnio pisze o homofobii w szkołach - i bardzo dobrze. Tyle że, jak widać, również później nie zawsze jest lepiej, a rówieśnicy i równieśniczki, mimo że niby już dorośli i dorosłe, potrafią dopiec równie mocno. I okazuje się, że nie wystarczy wyrwać się z domu i z dawnego otoczenia, by w końcu móc odetchnąć pełną piersią i żyć choć w miarę otwarcie. Bo jakoś nie sądzę, by po tym numerze osoby niehetero ustawiły się w kolejce do rady mieszkańców, aby podać nazwiska swoich partnerów i partnerek. Niby to nic wielkiego - ot, wybór między noclegiem w mieście i ukrywaniem się a noclegiem w akademiku. Tyle że to nie jest normalne, by bać się skorzystać z praw, które się ma.
Swoją drogą, nie rozumiem, po co w ogóle musieć się tłumaczyć z tego, kogo się nocuje. Limity (trzy razy w miesiącu) jeszcze jestem w stanie pojąć, choć z trudem, ale to, kto, z kim i dlaczego nie powinno nikogo poza samymi zainteresowanymi obchodzić.
Aż mi żal zniszczyć "no comment(s)", pod wpisem, swoim nic nie wnoszącym komentarzem.. Dobrze, że wyłapujesz takie sprawy, Ewo.
OdpowiedzUsuńTeż uważam, że nikogo nie powinno obchodzić, kogo student zamierza przenocować. Zmiana regulaminu jest dla mnie kompletnie bezsensowna - wcześniej można było przenocować kogokolwiek, choć tylko 3 razy w miesiącu (to się nie zmieniło), a teraz już tylko "osobę bliską". I niby czemu ma to służyć? Uniwersytet postanowił sobie wychowywać studentów pod względem moralności? Żałosne, to cofanie się w rozwoju. W końcu czy jest to moja koleżanka, czy siostra, to podejrzewam, że zużyje tyle samo prądu/wody/pościeli, niż gdyby była dla mnie kim innym. A przecież o to powinno władzom akademika chodzić, uchwalając limity noclegów na miesiąc.
OdpowiedzUsuńCo do homofobii w akademiku - sama mieszkałam tam przez kilka miesięcy i przyznam, że były pewne piętra (męskie), na których bałam się pojawiać. Pokoje na tych piętrach były zamieszkiwane przez "studentów" jawnie deklarujących się jako nacjonaliści i kibole. Wystarczyło spojrzeć na nalepki i plakaty, jakie wisiały na ich drzwiach - były wśród nich symbole drużyn piłkarskich, ale też rasistowskie i homofobiczne teksty wymierzone w gejów lub w ludzi o innym kolorze skóry. Studenci tam mieszkający to klasyczni "dresiarze", strach było spotykać ich na korytarzu lub w windzie. Nie mam pojęcia, co robią na wyższej uczelni, i to podobno najlepszej w Polsce. Dziwi mnie też, że pracownicy akademika nie reagowali, widząc takie teksty poprzylepiane na drzwiach, bo nie wierzę, że ich nie widzieli.
Smutne to bardzo. Idąc na studia na Uniwersytecie Warszawskim byłam przekonana, że to naprawdę solidna uczelnia, na najwyższym poziomie, nienaganna pod względem ochrony praw studenta i szacunku do niego. Kończąc te studia już wiem, że się bardzo pomyliłam.
Głupota ludzka nie zna granic, ale jak przeczytałem końcówkę "Można mieć maksymalnie jednego narzeczonego/ną na semestr.", to poryczałem się ze śmiechu ;)
OdpowiedzUsuń@Anonimowy/a
OdpowiedzUsuńJestem za niszczeniem "no comments", szczególnie takimi miłymi komentarzami jak Twój:)
@Agnieszka
Przyznam, że ja nie mam tego typu doświadczeń ze studiów (kończyłam Uniwersytet Gdański), może po części dlatego, że w akademiku nocowałam tylko od przypadku do przypadku. A może po prostu miałam szczęście. Przykre i wkurzające, że takie rzeczy dzieją się na uczelniach. Dobrze, że chociaż kierowniczka akademika zareagowała rozsądnie.
@Ter SA
No nie da się ukryć, że to ogłoszenie jest równie absurdalne jak tłumaczenia jego autora.
Hmm... Ja tam wspominam akademiki polibudy jak i uniwerku bardzo miło :)) znaczy sie głownie noce tam spędzone. No ale to było wieki temu i gdy sie przychodziło z siatka piwa do kolegi do akademika nawet na cała noc to nikt sie nie pytał czy sie jest homo czy nie.
OdpowiedzUsuńU nas na Warszawskim Uniwersytecie Medycznym nie jest źle - tajemnicą poliszynela jest, którzy asystenci plasują się zdecydowanie na prawo na skali Kinsey'a ^^
OdpowiedzUsuńSprawa nadaje się do rzecznika dyscyplinarnego Uczelni. Któryś z mieszkańców powinien złożyć w tej sprawie wniosek. Szerzenie nienawiści ze względów homofobicznych jest uchybieniem godności, której wymaga się od studenta. Sprawa co najmniej na upomnienie rektorskie - moim zdaniem.
OdpowiedzUsuńNo i zrobiło się smutno. Wyborcza właśnie podała, że zmarła Ania Laszuk. Bardzo przykra wiadomość.
OdpowiedzUsuńCholernie smutno.
OdpowiedzUsuń