-
Powrót Edyty Bartosiewicz
Powrót Edyty Bartosiewicz Ewa Tomaszewicz 8/29/2010
Czytaj także
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Nie wiem jak Courtney, ale Dylana, szczególnie teraz, nie słucha się dla "głosu" ile raczej znaczeń jakie (w szerokim sensie) powiązane są z jego muzyką :)
OdpowiedzUsuńEwentualnie po to, by wykonywać covery jego piosenek, brzmieniowo 100 razy lepsze od oryginału. A tak serio, to tekstowo Love i Dylan to zupełnie inna liga. No ale grunge i punk nigdy nie opierały się na jakichś szczególnych umiejętnościach muzyków, więc co ja się jej w ogóle czepiam.
OdpowiedzUsuńWiesz, ale mi chyba nie tyle chodzi o teksty, ile o sam fakt szeroko rozumianych znaczeń. Na przykład Dylan jest styrany życiem, to coś, czego ekspresji niekoniecznie zapewni perfekcyjny głos.
OdpowiedzUsuńOstatecznie, gdyby liczyły się teksty i jakość wokali, to słuchalibyśmy jeno najlepszych pieśni śpiewanych przez najlepszych operowych wykonawców.
Zresztą, chyba sama piszesz mniej więcej o tym, co ja mam na myśli, gdy stwierdzasz:
"Na czym polega jej magia? Jak dla mnie, na autentyczności. Na niewystudiowanych emocjach, na braku obaw przed pokazaniem, że, choć bardzo tego chciała, to jednak powrót na scenę był dla niej trudny. Oglądanie, jak z piosenki na piosenkę staje się coraz szczęśliwsza i pewna siebie, było naprawdę niesamowitym przeżyciem. Bo było widać, że nie do końca wierzyła, że ten powrót jej się uda, a gdy się okazało, że tak, nie potrafiła zejść ze sceny - bisowała cztery razy, a czwarty bis był powtórką zagranego już raz "Szału" - po prostu nie przygotowała więcej piosenek."
Ach, teraz rozumiem. Pamiętam, jak parę lat temu oglądałam występ Debbie Harry w Sopocie i choć z jednej strony słuchało mi się jej bardzo ciężko (ten sam przypadek - zrypany głos), z drugiej nadal było w niej coś, co nie pozwoliło mi przestać jej oglądać. Kolejny przypadek - Tom Waits, który zrobił sztukę ze swojego alkoholizmu. U Courtney mi tego czegoś zabrakło - ale może wynika to z tego, że wprawdzie nadal słucham muzyki niezależnej, ale to już zupełnie inna muzyka.
OdpowiedzUsuńEdyta wróciła :D
OdpowiedzUsuńTeż się bardzo cieszę, że wraca :) Mam nadzieję, że na dobre i następnych płyt nie będzie już wydawać w kilkunastoletnich odstępach :]
OdpowiedzUsuńTeż mam nadzieję, że nie zamilknie znowu...Jest jedną z tych artystek, których lepiej słucha się na żywo niż na płycie...
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za wścibstwo, ale czemu ostatni, fajny wpis zniknął?
OdpowiedzUsuńWróci dzisiaj, jeszcze fajniejszy:) Nie byłam z niego do końca zadowolona, a nie miałam czasu, by porządnie przeredagować.
OdpowiedzUsuńmasz wspaniałego bloga! będzie mi miło jeśli spodoba Ci się mój i go zaobserwujesz ;))
OdpowiedzUsuńps. uwielbiam Edytę Bartosiewicz i niedługo jade na jej koncert do Poznania ;))