W zeszłym tygodniu Łódź, w tym tygodniu Kraków. Znowu Marsz Równości i znowu kontra agresywnych wyrostków, którzy, gdyby nie policja, z pewnością nie poprzestaliby na okrzykach o zakazie tego i owego. Bilans? Czternastu zatrzymanych NOP-owców i jeden uczestnik Marszu w szpitalu. Miał pecha, dorwali go po demonstracji.
Czytam relacje z Marszu w mainstreamowych mediach i jak zwykle szukam czegoś, czego w nich nie będzie. Że to nie było starcie dwóch grup o odmiennych światopoglądach, żadne tam "geje kontra NOP", tylko po prostu atak chuliganów na pokojową demonstrację. Żałosne to, szczególnie w kontekście wojny, jaką miłościwie nam panujący premier Tusk ponoć wydał stadionowym bandytom. Albo takich historii jak ta: dwa dni temu w Katowicach kibole jednej drużyny próbowali pobić metalowymi rurami kibola drugiej. Prawdopodobnie w odwecie za to, że kibole tej drugiej kilka dni wcześniej wycięli na twarzy kibola tej pierwszej klubowe emblematy. Straszne, prawda? Pewnie, że straszne. I nikt nie ma co do tego wątpliwości, również śląska policja, która pod wpływem tych wydarzeń wzięła się za opracowanie strategii walki ze stadionowymi bandytami. Dlaczego więc w przypadku gdy grupy ekstremistów atakują już nie siebie nawzajem, a kogoś, kogo uważają za swoich przeciwników światopoglądowych (i kto im się raczej nie odwinie), ani media, ani władze nie widzą, że coś tu nie gra?
Gdy tydzień temu zadałam to samo pytanie na Facebooku, dowiedziałam się, że jestem naiwna. Wszak "wiadomo", że "lewackie manifestacje" są tak samo niepożądane jak kibolskie ekscesy, rząd nie ma żadnego interesu w walce z homofobią, a poza tym to liczy się siła - my jesteśmy grzeczni i spokojni, więc nie ma sensu się nami przejmować, wszak nic się na tym nie ugra. I pewnie to wszystko prawda, tyle że ja nadal nie rozumiem, co takiego wydarzyło w ostatnich latach w Polsce, że nagle staliśmy się zakładnikami tych, co głośniej krzyczą i mocniej biją. Pamiętacie, jak w 2004 roku swoje przerażenie agresją wobec krakowskiego Marszu Tolerancji artykułowali nie tylko "lewacy", jak Czesław Miłosz, Wisława Szymborska czy ks. Adam Boniecki, ale też chociażby twórcy portalu Kosciol.pl? A kojarzycie równie zdecydowane głosy w ostatnich latach? Ja pamiętam tylko jeden, kiedy to w listopadzie ubiegłego roku Antifa starła się w Warszawie z nacjonalistami. I wtedy jakoś wszyscy byli zgodni (nawet media, które początkowo wsparły Antifę), że tak nie wolno, że odpowiadanie agresją na agresję jest po prostu złe. Zgadzam się, jest, tylko czemu oburzenia nie budzi również sytuacja, gdy agresywna jest tylko jedna strona? Czy tylko ja mam poczucie, że coś tu jest bardzo nie tak?
No dobrze, dość przemocy, czas na wieści o pochodzie, o którym, choć nie do końca wiadomo, jaki będzie, to na pewno wiadomo, że będzie bezpieczny i nie wzbudzi większych protestów. Nie miałam o tym pisać i byłam przekonana, że podczas mojej nieobecności w sieci ktoś zdąży już się zająć tematem, ale wychodzi na to, że nieszczęsna ustawa o umowie związku partnerskiego (czy jakoś tak) to jednak ciekawszy temat dla naszej blogosfery niż Parada Równości 2011. Zgadzam się, ciekawszy. Ale mimo wszystko wrzucam odpowiedź na zadane w poprzednim poście pytanie, czy różowy baner z hasłem "Żądamy ustawy o związkach partnerskich" zostanie zaproszony na czoło Parady. Otóż nie, nie zostanie, bo, jak czytamy w relacji z ostatniego posiedzenia komitetu organizacyjnego na Gaylife:
Ta propozycja wzbudziła jednak szereg zastrzeżeń ze strony innych członków komitetu, tak merytorycznych jak i logistycznych. Ze względów bezpieczeństwa postanowiono ostatecznie, że przed pierwszą platformą nie będzie w ogóle ludzi – pojazd z Komitetem Honorowym będzie otwierał przemarsz i dopiero za nim znajdą się piesi.
Więcej o powodach odrzucenia wniosku możecie posłuchać tu i tu. A ja mimo wszystko chciałabym zaapelować do organizatorów Parady, żeby jednak wpuścili ludzi przed pierwszą platformę, a choćby i z transparentem z hasłem całego zgromadzenia, czyli "Wszyscy chcą kochać". Albo chociaż dykes on bikes, choć nie wiem, czy przygotowują w tym roku coś specjalnego. Bo jakoś trudno mi sobie wyobrazić, by czołem Parady miała być platforma, nawet jeżeli będzie ona piętrowa i na dodatek obwieszona najpiękniejszymi hasłami. Ale może to tylko kwestia moich prywatnych niedostatków - fantazja już nie ta czy coś w tym stylu.
Ruszyło się też coś w kwestii politycznych postulatów podczas Parady. Trochę o tym we wspomnianej już relacji na Gaylife:
Komitet zdecydował, by powierzyć misję przygotowania projektu swoistego "programu politycznego" Parady Równości 2011 Krystianowi Legierskiemu – członkowi Komitetu Honorowego, radnemu m. st. Warszawy wybranemu z listy SLD, członkowi partii Zielonych 2004. Skierowano już do niego w tej sprawie prośbę.
A nieco więcej na Innej Stronie - tu i tu. Najciekawszy (w kontekście rozważań o polityczności wydarzenia) fragment wypowiedzi rzeczniczki Parady to:
Mówiąc więc, że celem Parady Równości nie jest walka o rejestrowanie jednopłciowe związki partnerskie miałam na myśli to, że nie jest to ani cel jedyny ani najważniejszy dla wszystkich idących w marszu. Wydaje mi się, że niewielkie zamieszanie, jakie potem się wywiązało wynikało z tego, że użyłam nieprecyzyjnego sformułowania (jak to w komentarzach internetowych bywa) i poczynionej przez to nadinterpretacji. Parada Równości była, jest i będzie wydarzeniem politycznym. Nie zmieni tego ani właściwie ani źle interpretowany komentarz jakiejś Jej Perfekcyjności, ani nawet celowe działanie, gdyby ktoś chciał je podejmować. Jedyne, co pozostawiam do rozważenia to pytanie czy zabawa może być polityczna. Moim zdaniem: tak.
Hm. No w porządku, niech będzie: tak, zabawa może być polityczna.
Mam GW w której pisali o Łódzkim Marszu... Oprócz kilku błędów merytorycznych jak "marsz homoseksualistów" i że po drugiej stronie byli "skini", to artykuł w porządku. Jasno było widać kto kogo atakuje.
OdpowiedzUsuńGorzej się sprawa miała w artykule z Expressu, którego ja nie czytam ale moi prawicowi znajomi już tak i w albumie o wdzięcznej nazwie "stop pedałowaniu" wstawili foto artykułu. Jeśli chcesz to Ci wyślę to ich foto (jest to pół artykułu).
Redakcja zrównała oba marsze. Wyszła z tego taka ustawka, dwie RÓWNE organizacje przeciwko sobie. Tyle, że Marsz nie był przeciwko... To NOP-owscy działacze byli przeciwko. Na naszym marszu nie było ani słowa pod adresem kontrmanifestantów, tak jakby oni nie istnieli, ale oni byli i atakowali. Ja tylko słyszałam ich okrzyki, jajkiem nie dostałam. I najgorsze jest, że człowiek wykształcony to i tak wie swoje i oleje to co mówi jakaś gazeta. Ale już taka większość prostych Polaków która wierzy gazetom i czyta Express, to przyjmie postawę anty...
mam nieodparte wrażenie, że ta platforma z komitetem na czele, to niespełnione monarchistyczne ambicje "jakiejś Jej Perfekcyjności"...
OdpowiedzUsuń@jaga
OdpowiedzUsuńNie chodzi mi o to, że w GW nie było jasno powiedziane, kto atakował, a kto był atakowany, ale o to, że w mainstreamowych mediach zawsze jest jakaś "kontra", jak tu: http://lodz.gazeta.pl/lodz/1,89316,9597837,Geje_i_lesbijki_kontra_obroncy__tradycyjnej_rodziny_.html
Tymczasem, tak jak piszesz, tu nie ma żadnej kontry. Chuligani zaatakowali Marsz, Marsz nie atakował nikogo. Czytając relacje z GW, trudno wyciągnąć fałszywe wnioski, tyle że od przyjaznych nam mediów oczekiwałabym więcej - że zauważą, że to są czyny o takiej samej skali jak demolowanie stadionów. Wyobraź sobie, co by pisały media, gdyby w podobny sposób została zaatakowana procesja w Boże Ciało. I o podobny przekaz mi chodzi.
A tekst z Expressu chętnie zobaczę:)
Czyli mam już odpowiedź na swoje pytanie ;) Szkoda gadać. A jako stary agent radzę dobrze pilnować banera. Najlepiej zróbcie duplikat :))
OdpowiedzUsuń