• Rzecznik Praw Dziecka wspiera homofobiczną fundację

    Pamiętacie Fundację Mamy i Taty? Tak, to ci, którzy przed ubiegłorocznym EuroPride zainicjowali akcję "Cała Polska chroni dzieci!" (przed homopropagandą, a jakże), a w ubiegłym roku wydali broszurkę pod jakże znaczącym tytułem "Przeciw wolności i demokracji. Strategia polityczna lobby LGTB w Polsce i na świecie: cele, narzędzia, konsekwencje". Teraz w centrum ich zainteresowania znalazły się rozwody. Spoty akcji "Rozwód? Przemyśl to!", mimo początkowych oporów Komisji ds. Kampanii Społecznych Telewizji Polskiej S.A. (która uznała między innymi, że spot jest nieobiektywny, bo sugeruje większą winę mężczyzn), po interwencji samego Juliusza Brauna hulają już w telewizji (więcej o perypetiach ze spotami można przeczytać na stronie fundacji), a samą akcję objął patronatem Rzecznik Praw Dziecka Marek Michalak:
    I nie byłoby to może aż takie straszne, gdyby nie to, że akcja Fundacji Mamy i Taty bynajmniej nie ogranicza się do namawiania rodziców, aby przemyśleli decyzję o rozwodzie. Nie, jej organizatorzy chcą bardzo konkretnych zmian w prawie:

    Postulujemy w przypadku małżeństw wychowujących małoletnie dzieci:
    1)  obowiązkowy przed złożeniem pozwu rozwodowego kurs uświadamiający skutki rozwodu dla dzieci;
    2)  obowiązkowe posiedzenie pojednawcze na co najmniej 6 miesięcy przed orzeczeniem rozwodu;
    3)  zakaz orzekania rozwodu w pierwszym roku od zawarcia małżeństwa;
    4)  obowiązkowy, roczny tzw. okres refleksji poprzedzający pierwszą rozprawę rozwodową.
    Domagamy się podjęcia systemowych badań oraz inicjatywy ustawodawczej realizującej wymienione postulaty.

    Niezłe, prawda? Szczególnie gdy się pomyśli, że już teraz są sędziowie, którzy odmawiają udzielania rozwodów parom, które mają małoletnie dzieci. Co by było, gdyby taki koszmarek wszedł w życie? Wolę nie myśleć.

    Ciekawa jestem, czy Rzecznik Praw Dziecka w ogóle ma świadomość, co tak naprawdę wspiera powagą swojego urzędu. Czy też, podobnie jak w przypadku współfinansowanej przez siebie książki "Mądre wychowanie" (zamieszczonej na jego stronie), w której znalazło się między innymi coś takiego:

    Irena Koźmińska: A jak brak ojca wpływa na chłopców? Czy zjawisko homoseksualizmu może być związane z brakiem ojca?
    David Blankenhorn: Tak dość powszechnie uważały środowiska naukowe. Ale stał się to temat tabu. Nikt nie może teraz tego tak powiedzieć bez narażenia się na gwałtowny atak. Dla chłopca czymś najbardziej podstawowym jest pytanie: „Co to znaczy, że jestem rodzaju męskiego?”. Ojciec jest najważniejszą osobą, która pomaga chłopcu to zrozumieć. Jeśli go brakuje, chłopiec poszukuje odpowiedzi na to pytanie gdzie indziej – w grupie rówieśników lub innych miejscach, często nieodpowiednich, złych. Może wtedy zacząć uosabiać to, co jest dzisiaj postrzegane jako stereotyp męskości. Ojciec poprzez własny przykład może przekazać mu ideę, że bycie silnym mężczyzną oznacza opiekę nad słabszymi i ich obronę, branie pod uwagę potrzeb innych ludzi i traktowanie ich z szacunkiem. Widzisz, ja odnoszę się z szacunkiem do twojej matki. Chcę, abyś w taki sam sposób traktował kobiety. W ten sposób ojciec kształtuje męskość swego syna.

    kompletnie nie ma pojęcia (lub udaje, że nie ma), że coś takiego poparł. Zapytany przez tvp.info, czy zgadza się, że brak ojca może być przyczyną homoseksualizmu, stwierdził, że o tym akapicie książki nie wiedział i obiecał przyjrzeć się sprawie. Czy wie, że wspierana przez niego fundacja ma równie skrajne poglądy co David Blankenhorn, którego wypowiedź najwyraźniej nie przypadła mu do gustu? Czy, podobnie jak Ministerstwo Sprawiedliwości, wycofałby się z wspierania Fundacji Mamy i Taty, gdyby to wiedział? Ha, to jest pytanie.

    Oczywiście to nie jest tak, że pan rzecznik nie może mieć takich czy innych poglądów (choć zdaje się, że ma on bronić praw wszystkich dzieci, również wychowywanych przez jednego rodzica czy pary jednopłciowe). Ciekawa jestem po prostu, jakie właściwie ma. Bo na razie wygląda na to, że próbuje być trochę w ciąży, co, jak powszechnie wiadomo, nie jest zbyt zdrowe. Póki co przesłałam do niego grzecznego maila z prośbą o komentarz do postulatów fundacji i do samego jej charakteru. I niecierpliwie czekam na odpowiedź.

  • Czytaj także

    3 komentarze:

    1. ja bym się zgodził na kurs w kwestii dzieci - to się przydaje i już teraz sądy mogą skierować rodziców do psychologa z dzieckiem przed rozwodem.

      zakaz orzekania w ciągu roku jest też nienajgorszy - zmniejszy się liczba małżeństw fikcyjnych.

      Reszta do bani :)

      OdpowiedzUsuń
    2. O nie, nie. Więcej zaufania do ludzi, mniej nakazów. Można takie kursy organizować, proszę bardzo, ale niech to będą kursy dobrowolne. Zakaz orzekania rozwodów przed upływem roku małżeństwa - tym bardziej nie. Jeżeli jakaś para decyduje się na tak szybki rozwód, to zazwyczaj nie z błahych przyczyn. I nie poświęcałabym ich w imię walki z potencjalnymi nadużyciami. Szczególnie że trudno mi sobie wyobrazić fikcyjne małżeństwo ze wspólnymi dziećmi - a tego dotyczą postulaty.

      OdpowiedzUsuń
    3. Po co tyle zachodu? Nie łatwiej w ogóle zdelegalizować rozwody?

      A tak na poważnie, to ja akurat w ludzi nie wierzę, za dużo się naparzyłam na dzieciuchów, którym się zachciało ślubów. Bo babcia każe, bo tak wypada bo to i tamto. Potem pojawia się najczęściej nie zaplanowane potomstwo i masz babo placek. Dobra, to mamy diagnozę, a co z lekarstwem? Na pewno nie jest nim ten stek absurdów zwanych szumcie postulatami. To tylko pogorszy sytuację. Moim zdaniem przede wszystkim trzeba edukować społeczeństwo tj. głównie młodzież czym tak naprawdę jest małżeństwo. Oddzielną sprawą pozostaje polska mentalność i pewne katolickie nazwijmy to naleciałości...

      OdpowiedzUsuń