• (Nie) jestem zawodową lesbijką

    Kilka lat temu, jak jeszcze nie było tego bloga, naszego ślub i takich tam, po wpisaniu w Google mojego imienia i nazwiska na pierwszym miejscu pojawiało się takie coś:
    Nie mam pojęcia, ile atrakcyjnych ofert pracy mnie dzięki temu ominęło, wszak na tego typu kwalifikacje nie ma specjalnego popytu na rynku. To żart, ale nie do końca. Bo choć z pewnością iluś tam osobom chodziło i nadal chodzi po głowie, by ze swojej nieheteronormatywności żyć, a kilku nawet się to udało, to jednak ogromna większość aktywistów i aktywistek działa po godzinach, gdzieś tam między nauką i/lub pracą a życiem prywatnym i innymi sprawami. A jednak stereotyp zawodowego geja czy lesbijki, czyli kogoś, kto niekoniecznie ze swojego aktywizmu żyje, ale czyja orientacja i działalność z nią związana jest czymś, wokół czego toczy się całe jego/jej życie, ma się dobrze. Przykłady? Żeby daleko nie szukać - komentarze pod niedawnym wpisem o rekcjach na uzasadnienie wyroku w sprawie o znieważenie, w których znalazła się figura "butnych i wiecznie walczących lesbijek" jako opozycja do "po prostu szczęśliwych lesbijek". Z innych przykładów - u Abiekta pojawiło się ostatnio takie coś:
    Przyznaję, że trochę zaczynam się nudzić. To znaczy - nie mogę się doczekać kilku kwestii, ale też nudzi mnie ustawa o związkach. Czas na coś nowego i jakiś ferment. Mam nadzieję, że HomoWarszawa będzie tym "nowym", bo i nowe to będzie... Ale chyba chodzi mi też o to, że tematyka LGBT okazuje się w pewnym momencie - gdy mówimy o teraźniejszości - dość wąska. Stąd też chyba Czaplicka nagle odkrywa przed światem, że nago czyta a Tomaszewicz publikuje teksty historyczne.
    Zirytował mnie ten fragment, choć początkowo nie wiedziałam, dlaczego. A potem do mnie dotarło - oto działacz powiela stereotyp o zawodowych działacz(k)ach. Ocenia Czaplicką i Tomaszewicz, biorąc pod uwagę jedynie najbardziej widoczną część naszego życia. I gdy nagle - bach - w tej widocznej części dostrzega coś niepasującego do dotychczasowego "wzorca", konstatuje, że komuś się zmieniła optyka. Nie jest to podejście niezwykłe, ale mimo wszystko w wydaniu aktywisty zaskakuje.

    Tak, sprawy LGBTQetcetera są dla mnie ważne (i, tak na marginesie, wcale nie uważam, że to wąska tematyka), ciekawe, ba, momentami wręcz fascynujące, nie tylko w kontekście obecnej sytuacji społeczno-politycznej, ale też w wymiarze bardziej uniwersalnym - gry tożsamościami, odcieni wykluczenia, różnic w samopostrzeganiu, siły kulturotwórczej. Stąd taki, a nie inny blog, stąd ileś tam tekstów w innych miejscach, stąd pokazywanie się w mediach, wspieranie przeróżnych akcji i tak dalej. Ale takich ważnych dla mnie rzeczy jest trochę więcej. Że ich nie widać lub widać tylko trochę? Hm, nie wiedziałam, że poziom zaangażowania mierzy się widocznością działań. 

    A jednak - niektórzy i niektóre mierzą i mylą widoczność z pełnym oddaniem (wersja pozytywna) lub zafiksowaniem (wersja negatywna). I ciekawa jestem, dlaczego. Bo uważają, że do aktywizmu pcha ludzi ogólne poczucie niedowartościowania i brak własnego życia? Bo myślą, że skoro już ktoś się w działaczostwo bawi, to z pewnością nie ma (a może nie powinien mieć?) czasu na inne sprawy? A może z poczucia, że działacz(ka) to nie do końca człowiek, a już na pewno nie taki zwyczajny, co to i do kina na film akcji pójdzie, i serial obejrzy, i książkę poczyta, no chyba że jest to film, serial i książka aktywistyczna? Lub z innego stereotypu, że osoby nieheteronormatywne w ogóle mają mniej funkcji niż te wpisujące się w normy (np. istnieją wyłącznie w klubach i na paradach, oczywiście organizowanych za pieniądze "normalnej", pracującej i płacącej podatki części społeczeństwa)? Albo z chęci odróżnienia się, podkreślenia, że dla "normalnego" geja czy lesbijki, w przeciwieństwie do tych zawodowych (swoją drogą - czy ktoś kiedykolwiek słyszał o "zawodowych biseksualist(k)ach"?), życie nie kręci się tylko wokół własnej orientacji? 

    Ha, pewnie z tego wszystkiego po trochu i jeszcze z paru innych rzeczy. Na przykład z przedziwnych opowieści jednych działaczy o innych działaczkach. Bo coś mam wrażenie, choć może mylne, że i Czaplicka nie dlatego zaangażowała się kampanię "Nie czytasz? Nie idę z Tobą do łóżka", że tematyka LGBT zrobiła się dla niej zbyt wąska czy nudna (zresztą akurat ta akcja jest jak dla mnie multizorientowana i w tym jej urok). Ale oczywiście mogę się mylić.
  • Czytaj także

    16 komentarzy:

    1. Stereotyp "zawodowej lesbijki" (jak i każdy inny) ogranicza. Ma ograniczać, ma zawierać w prostych ramach, bo tak łatwiej ogarnąć złożoność i różnorodność świata; zaryzykowałabym nawet stwierdzenie że jednym z ważniejszych źródeł powstawania stereotypów jest potrzeba uproszczenia. A jak się uprasza - gubi się zarazem szczegóły i redukuje. I kiedy "nagle" okazuje się, że "zawodowa lesbijka" jest też ogrodniczką, czytelniczką, miłośniczką psów, dzierga na drutach itp. itd. (dowolne wpisać/dowolne skreślić) to zdecydowanie utrudnia tym samym klasyfikację, wychodzi z ramek i jest problem. Problem dla tego, kto do stereotypu próbował ją sprowadzić. Bo przecież miała być tylko lesbijką ;)

      OdpowiedzUsuń
    2. I w wydaniu kogoś "z zewnątrz" takie "miała być tylko lesbijką" jestem w stanie zrozumieć - inny to inny i jakoś tę inność sobie uzasadnić trzeba. Ale - to już chyba stały punkt moich blogowych "zadziwień" - im bardziej ktoś jest w środku, tym mniej powinien na ową sterotypizację być podatny, choćby z racji własnych doświadczeń. Wszak skoro jest lesbijką, to wie, że nie jest tylko lesbijką, wie, gdzie ta (albo inna) tożsamość ma znaczenie, a gdzie już niekoniecznie. A jednak, choć sam/a ma takie a nie inne doświadczenia, to redukuje, upraszcza, gubi szczegóły. Dziwne.

      OdpowiedzUsuń
    3. Jak ironię się odbiera w ten sposób to zaczyna mnie to martwić. Równie dobrze można o moich niektórych projektach tak powiedzieć. Ale autorka woli zamiast pozytywnie odebrać moje zainteresowanie innymi jej działaniami poszukać dziury w całym. A tak właśnie jest, że my zbyt często zapominamy by pokazać co innego robimy i czym innym też się zajmujemy. Na to chciałem zwrócić uwagę, właśnie w kontrze do stereotypu. Ale cóż - nie pierwszy raz obrywa mi się tutaj właśnie za to, że do pewnych tematów podchodzę bardziej na luzie.

      OdpowiedzUsuń
    4. Wojtku: Ciekawe, że najczęściej tylko Ty widzisz ironię w swoich tekstach. Nie wiem skąd to się bierze? Świat Cię nie rozumie? Czytający niedorośli? Może są niedojrzali?
      Popraw mnie, jeśli się mylę, ale z tego co napisałeś, że obydwie panie, które wymieniłeś, tylko dlatego zajęły się (dopiero co)innymi sprawami, bo temat LGBTetcetera, je znudził, a nie dlatego, że mają inne zainteresowania.
      I wiesz, taka dobra rada, ludzie nie wiedzą, o czym myślisz, kiedy piszesz tekst.

      OdpowiedzUsuń
    5. Ewo, no oczywiście, że jesteś zawodową lesbijką, podobnie jak np. Irena Krzywicka była zawodową gorszycielką. To są określenia naturalnie symboliczne. Czy Tobie to odpowiada, czy nie jesteś jedną z niewielu rozpoznawalnych twarzy społeczności LGBTitp. zarówno wewnątrz niej, jak i przede wszystkim wśród ogółu naszych rodaków. A dla owego ogółu na razie "najciekawszy" jest wciąż sam fakt bycia przez Ciebie lesbijką. I na pewno taka optyka nie niesie z sobą wyłącznie pozytywnego odzewu, ale też czasem negatywny i to wrednie nacechowany. I w tym sensie rozumiem Twoją irytację, gdy kolega z tej samej parafii wpisuje Cię w taki okrojony schemat. a jednak słów Wojtka tak nie odbieram, dlatego musiałam kilka razy przeczytać i jego tekst i Twój, by załapać, o co masz żal. Ale, dalibóg, poza lekką ironią wraz z autoironią, niczego więcej w wojtkowej wypowiedzi nie znajduję. Ma ona takie samo uzasadnienie, na jakie powoływałyście się tworząc BarbieGirls, że warto na nas niehetero spojrzeć "na luzie". Przecież wiesz, że osoby, które śledzą Twój blog doceniają Cię nie tylko za "zawodową lesbijkę", ale osobę, która ma coś ciekawego do powiedzenia na różne tematy, która jest kobietą pracującą, mającą swoje życie osobiste i wiele innych "pozapartyjnych" zainteresowań! Przywołam przykład Ellen DeGeneres: gdy się wyautowała stała się PRZEDE WSZYSTKIM lesbijką, chociaż przecież nie była nią przede wszystkim, co tysiące Amerykanów dotąd jej życzliwych, mogło stwierdzić oglądając jej popularny sitcom. Sporo się musiała napracować by, będąc lesbijką, robić swoje. A i tak wielu jej nie wybaczyło! No, ale ilu zyskało mogąc powiedzieć, że "jest jedną z nas".

      OdpowiedzUsuń
    6. @Wojtek
      Ale Ty nie napisałeś: zobaczcie, Czaplicka i Tomaszewicz nie tylko sprawami LGBT się zajmują, ale też robią inne ciekawe rzeczy, a to świetny przyczynek do tego, by nie odbierać aktywistek stereotypowo. Gdybyś tak napisał, to łał, super, dzięki za zainteresowanie, czuję się doceniona i dopieszczona.

      Ty napisałeś coś dokładnie przeciwnego: że nagle (!) zajęłam się historią, bo: a. najwyraźniej nudzi mnie już tematyka LGBT, b. również dla mnie okazała się ona zbyt wąska. I to dla mnie nie świadczy o zainteresowaniu, przeciwnie - gdybyś się interesował, to byś wiedział, że historią literatury zajmuję się znacznie dłużej niż sprawami LGBTQetcetera. I że obie dziedziny są dla mnie ważne i ciekawe.

      "nie pierwszy raz obrywa mi się tutaj właśnie za to, że do pewnych tematów podchodzę bardziej na luzie"

      Z tego, co pamiętam, poprzednio oberwało Ci się tutaj dokładnie raz, i to za mizoginię, a nie za luz. Innych przypadków nie pamiętam, no chyba że zobaczyłeś siebie gdzieś, gdzie nie wymieniam nikogo z imienia i nazwiska. Tak czy siak: więcej luzu, sam lubisz krytykować, więc chyba Cię nie dziwi, że raz na ruski rok obiektem krytyki na tym blogu się stajesz:)

      @Bestia
      Sarkazm widzę, ale: bądź grzeczna;)

      OdpowiedzUsuń
    7. Oczywiście rozumiem tekst i jak najbardziej popieram odszufladkowanie. Choć trochę zamącę. Szczerze mówiąc z pracy w tzw. ngo znam całkiem sporo osób, które naprawdę niewiele mają oprócz tego, czym się w nich zajmują, zajmują się od rana do wieczora i właściwie we wszystkich możliwych wymiarach. W dodatku w ogóle nie bronią się przed tą szufladką - wręcz przeciwnie uważają ją za chlubną. Więc może ta postawa jest po prostu uogólniana.

      OdpowiedzUsuń
    8. Ewo, gdyby Wojtek wziął >nudzi się< w cudzysłów - odczytałabyś jego tekst inaczej?
      A poza tym, dobrze wiemy, że faceci albo nie dojrzewają wcale, albo koło 40. dopiero, z czego lwia część z nich załapuje się od razu na andropauzę z jej oczywistymi konsekwencjami. Nie przeceniajmy ich więc, natomiast oceniajmy proporcjonalnie do danych im przez naturę możliwości... zatem. Kurcze, a w dzieciństwie tak im zazdrościłam!

      OdpowiedzUsuń
    9. Jeśli dobrze pamiętam, to był tytuł wywiadu z Waters, słowa pisarki. :/

      OdpowiedzUsuń
    10. Właśnie zajrzałam na jutuba, do Ellen i to jest to: dowcip i dystans do homoorientacji. Mądry, zabawny. Trudno się oprzeć takiej dawce humoru i poczucia godności.
      Ewo, czy Ty nie traktujesz zbyt "sierioznie" rzeczywistości? Wiesz, wiele lat temu, ale pamiętam "jak dziś" jedna moja znajoma, w moim domu będąc, na imprezie na moją rzecz zorganizowaną, podjęła dyskusję o T. Kantorze (którego twórczość podziwiałam i podziwiam po dziś dzień, i którego "Umarłą klasę" obejrzałam na żywo zasuwając w studenckich latach z Poznania do Krakowa). Tak się nieszczęśnie złożyło, że na drugi dzień po owej inkryminowanej imprezie miał być pogrzeb Mistrza. No i ona zaczęła nawijać o Jego geniuszu, oczywiście, przez mało kogo dostrzeżonym i zrozumianym (poza nią), o tym, że powinniśmy natychmiast ruszyć (?) do Krakowa (to był 1990 rok, że przypomnę), by wziąć udział w pogrzebie itp.
      Na moje, że raczej nie zdążymy i Kantor by do naszej obecności raczej wagi nie przykładał - wpadła w szał i zaczęła mi wymyślać od kulturalnych ignorantów itp. Odpowiedziałam żartobliwie, w moim mniemaniu, że Mistrz nie byłby zadowolony z jej ekspresji, bo miał nieco inną wizję swojego teatru, w którym to on dyrygował postaciami. No i oberwałam. Dziewczyna tak się zirytowała, że ja tu w imieniu Mistrza przemawiam, iż usłyszałam w odpowiedzi: a zamknij się ty, ty, mała, brzydka i głupia lesbo.
      Przepraszam za ten przydługi cytat, ale do dzisiaj mnie on rozbraja. Ona naturalnie wiedziała, że jestem lesbijką. Gościła w w moim i Alicji domu nie po raz pierwszy. C'est la vie, n'est pas?

      OdpowiedzUsuń
    11. Rozumiem, że Pan Wojciech Szot, w temacie zajęć "pozalekcyjnych" swoich koleżanek wykazuje się podobną wrażliwością, co w przypadku swojej wypowiedzi na temat osób z CHAD (upssss, myślałam, że wszyscy wiedzą, że to on ;)). Szkoda, że w komentarzach pod tamtym postem się tak pięknie nie wypowiedział jak pod tym.
      Żeby nie było pretensji, ja do poczynań Pana Wojtka Szota podchodzę z dużym luzem i ironią ;)

      OdpowiedzUsuń
    12. Oj przecież wszyscy wiedzą, że jak się taka persona bierze za działanie, to dlatego, że dostała kosza w klubie, a potem kolejnego, i kolejnego, aż się jej znudziło i zasiewa ferment zamiast feromonów, których najwidoczniej nie posiada w odpowiedniej kalibracji. :D

      Wychodzi takie coś na trybunę, a tu kolejny kosz: bo jak na trybunę wyjdzie, to urody jej nie przydaje, a wręcz przeciwnie: takie typy budzą powszechny śmiech i politowanie.

      Więc do ch... o co jej chodzi i czego ona chce? Nie ma koleżanek, nie ma drugiej połówki jabłka, i jest w ogóle jakaś podejrzana.

      LGBT... latwizna, głupota, buractwo, trawa (czyli siano) :D Aha, jeszcze q jak quękanie :D

      OdpowiedzUsuń
    13. @gadugadanie
      Ależ oczywiście, że takie siłaczki istnieją. I chwała im za to, że są, bo bez nich wiele rzeczy, które się dziać powinny, by się nie zadziało.

      @Anonimowy
      Dobrze pamiętasz, to był wywiad, który zrobiłam z Waters i to były jej słowa. Na tyle fajne, że zrobiłam z nich, na swoją zgubę, tytuł. Niestety nie wszyscy mają zwyczaj klikania w linki, które się wyświetlają, stąd swojego czasu pewien dziennikarz napisał o Ewie Tomaszewicz, co to sama o sobie pisze, że jest zawodową lesbijką. Co jest rzecz jasna po prostu zabawne.

      @frog@dog
      Nie traktuję rzeczywistości poważnie, traktuję ją precyzyjnie. Taka moja niewielka i nieuleczalna wada w morzu zalet (żart, żeby nie było, ja nie mam wad;).

      @dubiduu
      Post o ChAD był ogólny, choć zainspirowany konkretnym wydarzeniem - niestety o "psycholach" i innych takich słyszę nader często. I sama w tym temacie mam swoje na sumieniu, czego się wstydzę, ale nie przeczę, że mam. Stąd forma "my".

      @bejbe
      Piękny tekst. I to rozwinięcie skrótu LGBTQ! Wrzucam do pamiętniczka, aby nie zgubić.

      OdpowiedzUsuń
    14. Trochę na temat, a trochę obok:

      Niemal tak samo długo, jak jestem "działaczką" LGBTQ zajmuję się bezdomnymi zwierzętami. Poza najbliższymi znajomymi działacze LGBTQ nie wiedzą o tym. Tak samo zresztą w drugą stronę - poza najbliższymi znajomymi działacze "prozwierzęcy" nie wiedzą o mojej działalności LGBTQ. Nie żebym się tego wstydziła. Te światy się po prostu nie nakładają.

      Podejrzewam, że gdyby nasze "inne" dziedziny działania były bardziej medialne, więcej osób z naszych środowisk byłoby świadomych, że nie żyjemy z tęczowego działactwa i że można zajmować się więcej niż jedną rzeczą.

      W takim też zresztą kontekście czytam tekst Wojtka - jako refleksję nad możliwością "innego" zaangażowania człowieka, który nigdy nic "innego" nie robił. I ani mnie to nie razi, ani nie oburza, ani bym się tam jakiejś wielkiej stereotypizacji nie doszukiwała, ot może pewnej bezrefleksyjności lub nieumiejętności wyrażenia ironii. Ale jakoś tak mam, że wolę zakładać dobre niż złe intencje drugiego człowieka (większość nazywa to naiwnością ;) ). Cóż, być może inaczej bym zareagowała, gdybym to ja była tam wymieniona z nazwiska ;)?

      Podsumowując - tęczowe działactwo jest dla tęczowej społęczności bardziej widzialne. Zupełnie naturalnie. Większej refleksji po zwykłych odbiorcach spodziewać się - jak Ewa słusznie zauważa - nie należy. A po samych działaczach? Cóż, nie każdy wie wszystko, niektórzy się po prostu później dowiadują.

      OdpowiedzUsuń
    15. @Uschi
      Ja nie mam pretensji do ludzi, że nie wiedzą o czymś, o czym nie piszę. Ten blog ma dość określoną tematykę i nie dzieje się tak bez powodu (piszę o tym w tekście). Po prostu owa "refleksja dotycząca możliwości innego zaangażowania człowieka" mnie nie dotyczy, dlatego też nie podoba mi się posłużenie się właśnie mną jako przykładem - szczególnie że pisze o tym ktoś, kto mnie jednak osobiście zna, ba, nawet się przyznał (tyle że nie w tekście), że widział przykłady mojej innej działalności sprzed bodaj 10 lat. Więc wie, że tu nie ma żadnego "nagle", "z nudów" czy z powodu "wąskiej tematyki".

      OdpowiedzUsuń
    16. Aż sprawdziłam co też aktualnie google 'wyrzuca' przy moim imieniu i nazwisku. Wyniki:

      - Ślub cywilny w Szkocji krok po kroku
      - W Polsce można być trochę w ciąży
      - Pierwszy w Polsce ślub humanistyczny...
      - Konkurs Dziennikarz Obywatelski 2010
      - moje wykonanie piosenek w ising
      - na 3 s. odesłanie do mojego bloga (w dużej mierze LGBT)
      - na 6 s. link, gdzie można znaleźć tytuł jednego z moich artykułów naukowych (dot. LGBT)
      - na 10 s. o kolejnym moim artykule naukowym (dot. LGBT)
      - s. 16, mój poprzednio prowadzony blog (LGBT)

      To ostatnie 8 lat mego 'życia' - w Sieci - a jednocześnie u boku mojej żony.

      Ciekawe wnioski mogą wyciągnąć z takiego zestawienia osoby, które nas nie znają, a te które 'znają'? Ludzie (w większości) dostrzegają wokół, w innych, to co dla nich jest jakoś istotne.


      KaFor

      OdpowiedzUsuń