Pod postem o nowej kampanii MNW pojawiło się trochę krytycznych komentarzy. Że nie będzie skuteczna. Że wspiera indywidualizm. Że promuje monogamię. Że bazuje na korzyściach jednostek, a nie społeczeństwa. Że jest krokiem w tył. I że znów jest o związkach, a nie tu leży problem. Sama kampania póki co ma się świetnie. I mimo że dla wielu osób nie jest akcją marzeń, dorobiła się już ponad ponad tysiąca fanów (a codziennie przybywa kolejna setka) i paru notek w mediach. Kilkadziesiąt osób postanowiło dołączyć do jej bohaterów i bohaterek, dzieląc się swoim zdjęciami i historiami. Niektóre powalają. Serio. A to dopiero początek. Ale nie o tym dziś być miało. W każdym razie nie do końca.
Jasne, że "W związku z miłością", tak jak tych kilka kampanii przed nią i, mam nadzieję, wiele po niej, nie wszystkim się będzie podobać. Mnóstwo osób będzie miało pomysły, jak można coś zrobić lepiej, skuteczniej, rozumniej. Większość z nich nigdy nie wprowadzi ich w życie. Bo pomysły są tanie, to działanie kosztuje (niekoniecznie chodzi mi o finanse, ale też o czas, umiejętności, zaangażowanie). Bo pomysłów można mieć wiele, a możliwość realizacji zaledwie kilku. Bo ma się inne, ważniejsze, problemy, bolączki, sprawy na głowie. Wszak przynależność do określonej grupy nie oznacza nic poza tym, że się do niej, teoretycznie, przynależy. Nie sprawia, że ktoś ma ochotę robić coś więcej poza tym, co robi. Gdybym zapytała kilkanaście przypadkowych osób np. z grupy określanej literkami LGB, co jest ich największym problemem, prawdopodobnie nie otrzymałabym dwóch takich samych odpowiedzi. Tak samo by było, gdybym zapytała już nie o problemy jednostek, a zbiorowości (jakkolwiek zdefiniowanej).
A gdybym zapytała siebie? Ha, odpowiedź prawdopodobnie by brzmiała: brak partycypacji. Współuczestnictwa. Zaangażowania. Wszelkie akcje zbiorowe spod znaku LGBTQetcetera są, cóż, słabe. Liczebność największych parad nigdy nie przekroczyła 10 tysięcy. Liczba zebranych podpisów czy uczestników wirtualnych wydarzeń - apeli, petycji, protestów - 30 tysięcy. I to nie jest tak, że wszyscy i wszystkie zawsze są na nie, i to jest powód, dla którego ich nigdy i w niczym nie widać (wszak mimo wszystko dzieje się sporo i na przeróżnych poziomach queerowego czy innego zaangażowania, więc chyba nie da się być ciągle na nie). Nie widać ich, bo są niewidoczni i niewidoczne. I to niekoniecznie dlatego, że tak chcą. Lub że mają inne sprawy na głowie.
Można sobie dywagować o archaiczności tych czy innych działań, prawda jest jednak taka, że dla większości z nas problemem jest chociażby zwykły coming out. I to wcale nie publiczny, a taki malutki, tycieńki, umożliwiający włączenie się w cokolwiek. Pamiętam, jak parę lat temu zbierałyśmy z Gosią podpisy pod pewnym apelem. Pełna lista zawisła w internecie. I co? Nie minęło kilka miesięcy, jak zaczęłyśmy dostawać prośby o usunięcie tego czy innego podpisu. Bo ktoś mógłby wpisać czyjeś nazwisko w Google i dowiedzieć się, że ta osoba podpisała TAKI apel. Można by się więc podśmiewać z fejsowych coming outów (niby żadna odwaga, co?), gdyby nie to, że wiele osób nawet nie zalajkuje strony "W związku z miłością", bo jeszcze ktoś by "coś skojarzył". Z drugiej strony jest ileś tam osób (również wśród aktywistów i aktywistek), które są tak bardzo "do przodu", że dla nich to, że ktoś w końcu odważy się coś zalajkować, podpisać, pokazać twarz, wybrać na festiwal czy inny marsz to nic takiego. Żadne zaangażowanie. Wszak to oni i one się angażują, zmieniają świat, cierpią za miliony. Co tam jakiś Jasiek czy Ania, co w końcu się zdobyli na to, by w tłumie innych maszerujących przemierzyć parę ulic. Wszak to już było, teraz się działa inaczej, radykalniej, na ostro. Oczywiście stwierdzenie, że to właśnie brak coming outów przekłada się na brak działań nie jest prawdziwe, choć trudno sobie wyobrazić jakiekolwiek działanie bez nich. Fakt faktem jednak, że ów brak też pokazuje, gdzie tak naprawdę jesteśmy.
Dla mnie wszelkie akcje, które poruszą i wciągną właśnie Jaśka i Anię, są dużo więcej warte niż te, które wywołają nie wiadomo jaki szum czy skandal i niewiele poza tym. No ale ja mam takie naiwne przekonanie, że im więcej osób się w coś zaangażuje, tym szybciej osiągną cel. Niezależnie od tego, jaki by on miał być. Bo przecież nie tylko w temacie związków owego współuczestnictwa brakuje.
Gdy o partycypację idzie, to kilka ciekawych rzeczy mówi Czapiński w wywiadzie z Żakowskim w najnowszej Polityce.
OdpowiedzUsuń"Że promuje monogamię."
OdpowiedzUsuńJa jestem monogamiczny? Nie wiedziałem :)
Jejku, ja ostatnio w związku z zamotaniem zawodowym, wiosną, biegową fascynacją, psem itd. niewiele rejestruję, ale jednak ten facebook coś mi tam powinien powiedzieć a tu nic - prawie tą kampanię przegapiłam. Taka gapa jestem, czy jednak mniejsza widoczność?
OdpowiedzUsuń@Sylwek
OdpowiedzUsuńJak ciekawych, to jestem ciekawa, bo ten temat wałkujemy mam wrażenie od zawsze. Podrzucisz?
@Oliveira
No widzisz? Każdy dzień przynosi jakąś niespodziankę:)
@gadugadanie
Zaczęła się parę dni temu i póki co jest tylko na FB (choć już w tym tygodniu się to zmieni), więc większość potencjalnie zainteresowanych osób raczej jej jeszcze nie zauważyła.
"że promuje monogamię."
OdpowiedzUsuńmoże się mylę, ale to chyba dobrze. to chyba o to chodzi, żeby osoby heteroseksualne zauważyły, że homoseksualizm to też miłość, że " w homoseksualiźmie chodzi" o coś więcej niż tylko o seks.. podobają mi się tego typu akcje, bo maja charakter bardziej dydaktyczny, bardziej normalny niż np. parady, marsze wolności.. etc.. takie akcje nie wiążą się z wykrzykiwaniem na ulicy swoich racji, nie jest to tak agresywne.. przez co "normalni" ludzie nie widzą w nas bandy napaleńców, która "wyruchałaby" wszystko co się rusza.. wydaje mi się, że należy pokazywać, eksponować nie to, co różni związki homo i hetero (a różni tylko to co dzieje się w łóżku) tylko tą masę rzeczy, które są takie same i podobne.. nie polityków trzeba przekonywać, tylko społeczeństwo..
Mnie się podoba nowa kampania MNW! Przyłączyłam się do niej z ochotą parę minut temu, ale nie wiem, czy prawidłowo przesłałam zdjęcie i komentarz. Brakuje mi bowiem na przykład informacji, jakiej wielkości powinno być zdjęcie? Ale być może jest ona zbędna.
OdpowiedzUsuńEwo and Company: DZIĘKUJĘ za Waszą wytrwałość (chyba nie po raz pierwszy, ale nigdy dosyć).
@Patrycja
OdpowiedzUsuńZ przyjemnością poszłabym na agresywny marsz czy na paradę z bandą napaleńców wokół, niestety w Polsce takich nie uświadczysz. U nas jest, cóż, grzecznie i niezbyt tłumnie. Nuda:)
@frog@dog
Super, że się zdecydowałaś! Nie mogę się doczekać, aż zobaczę Twoje zdjęcie na stronie.
@Ewo:
OdpowiedzUsuńJak się pojawią dwie starowinki - ja będę tą z prawej;)
Partycypacja - trudna sprawa, z której strony by nie patrzeć.
OdpowiedzUsuńCzy ilość jest ważna? No cóż, czasem działa kontrproduktywnie, bo jeszcze przydałaby się reprezentacja różnych stanowisk, a z tym ogólnie trudno. Teoretycznie kto tylko przyjdzie, może sprostać reprezentacji...
W każdym razie - ilość dodaje siły i wiary! Ale co jest bardziej potrzebne?
Dochodzę do wniosku, że jak już, to szukają wiary w potwierdzenie siebie, własnego widzi-misię, ale takiego, które wynika z indywidualistycznej kultury. A więc tak naprawdę nie szukają jakichś marzeń, tzn. czegoś, co wykracza poza ich własny światopogląd.
Więc raczej szukają poczucia siły, co też jest paradoksalne (i owszem), bo wychodząc od indywidualizmu powinni mieć naprawdę super zbudowane ego i cieszyć się najnowszą tapetą na telefonie. A jednak - słuszne poczucie bezsilności!
Szkoda, że nie jest inaczej - najpierw marzenia, a potem siła.
Ale to dlatego, że wszystko mamy idealnie dawkowane - nie ma prawdziwej lubieżności, są tylko dowcipy o lubieżności w serialach komediowych z lepszego pakietu w kablówce. Nie ma historii Danuty, jest tylko upacykowana Wałęsa w kapeluszu. Nie ma rozwodów, są tylko małżeństwa.
No cóż, w takiej sytuacji, to może kiedyś w końcu założę sobie konto na facebooku i to od razu kampanię, że będę walczyć o prawo do jednopłciowych rozwodów! Nie, nie kpię sobie, zastanawiam się, o ile więcej żywych problemów można by w ten sposób poruszyć zamiast dyskusji o zawiązywaniu związku. Można by o oziębłości, przemocy, rytmie życia, roli pieniądza...
Więc będę nad tym główkować, tylko muszę sobie najpierw założyć konto.................................................
Akcja bardzo pozytywna i wciąga ludzi. Mam pytanie, czy zamierzacie wyjść poza internet na którymkolwiek etapie?
OdpowiedzUsuńMam coraz bardziej przykre wrażenie, że malkontenctwo to naprawdę nasz cecha narodowa. Kampania MNW nie zdążyła się na dobre rozkręcić a już szuka się niedociągnięć i stara się odciąć kupony od tego co zrobiono. Walka trwa tylko czemu tak wiele i wielu o tym zapomina?
OdpowiedzUsuń@reader
OdpowiedzUsuńTak, jak najbardziej. W najbliższych planach są dwa wydarzenia - oficjalne otwarcie 18 maja i kolejne w okolicach Parady Równości (ustalamy szczegóły). Jeżeli chodzi o wyjście ze zdjęciami na ulice itd., to, podobnie jak w przypadku poprzedniej akcji MNW, w dużej mierze zależy to od wspierających. Przed Euro się to nie wydarzy (wiadomo...), ale tak, pracujemy również nad tym.