• Piękno


    Już za kilka dni, 25 maja, do kin studyjnych w całej Polsce trafi film Olivera Hermanusa "Piękno", ubiegłoroczny kandydat RPA do Oscara. Czy warto się nań wybrać? Recenzje są skrajne - od zachwytów po niesmak. Skąd te emocje?

    Film Hermanusa to historia czterdziestokilkuletniego Francoisa, biznesmena, męża, ojca dwóch córek, a zarazem kryptogeja, który co jakiś czas spotyka się w położonym na ustroniu domu z innymi szanowanymi i obowiązkowo białymi członkami społeczeństwa, by realizować swoje potrzeby. Żyjącego w Południowej Afryce po apartheidzie konserwatysty, rasisty i homofoba, zmagającego się lękami i napadami agresji, któremu udaje się w miarę przyzwoicie funkcjonować w podwójnej roli do momentu, kiedy na weselu córki nie zobaczy swojego bratanka Christiana. Ogarnięty obsesją na punkcie młodzieńca traci nad sobą kontrolę i łamie wszystkie reguły, których dotąd udawało mu się przestrzegać. Podąża za nim do Kapsztadu, gdzie rozegra się porażająca scena kulminacyjna.

    Francois nie da się lubić. Oglądanie na przemian jego i tego, jak on widzi otaczającą go rzeczywistość, a to jedyne, co nam funduje Hermanus w "Pięknie", jest męczące. A zbudowanie filmu na długich, niespiesznych scenach, podczas których ważniejsze jest nie to, co Francois mówi, a to, co możemy odczytać z jego twarzy czy kierunku, w którym patrzy, nie ułatwia zadania widzom. Trudno w jakikolwiek sposób sympatyzować z głównym bohaterem, dzielić jego emocje, gniew, obsesje, frustracje. A jednak, patrząc, jak próbuje zwrócić na siebie uwagę Christiana, obserwuje go z ukrycia, nie potrafi pohamować zazdrości, gdy widzi go ze swoją córką, kupuje mu prezent i zastanawia się, jak doprowadzić do ich spotkania sam na sam, współczułam mu. Oto mężczyzna w średnim wieku, niezbyt atrakcyjny, pełen zahamowań, uderzający w zaloty do pięknego młodzieńca, smutny i żałosny. Ktoś, kto przez całe życie zaprzeczał temu, kim jest, kto zawsze oddzielał życie z kimś od pożądania kogoś, kto podporządkował swoje istnienie zachowywaniu pozorów obyczajowej poprawności, a teraz jest już dla niego za późno, by to zmienić. Zrobi więc rzecz straszną. Ale też nie potrafi nic innego. Tytułowe piękno to właśnie owo coś innego. Miłość. Czułość. Radość. Życie w zgodzie ze sobą.

    "Piękno" to tyleż film o tym, w jaki koszmar może przerodzić się ukrywanie swojej tożsamości, ile o przegranym życiu w ogóle. O człowieku, który już nie zacznie od nowa i do końca życia będzie się ze sobą męczył. Niecałe dwie godziny, które spędzają w jego skórze widzowie, wystarczają, aby się przekonać, co to oznacza.

  • Czytaj także

    2 komentarze:

    1. bardzo brutalny film, tak jaskrawy, że nawet nie wiem, czy mi się podobał bardzo czy wcale :) intuicja, że pod agresywną homofobią tak naprawdę ukrywa się pożądanie, chyba została dzisiaj rozjechana walcem drogowym, w każdym razie kojarzy mi się z prostym "zaprzecza, więc pewnie tego pragnie" (co jest zbyt bliskie zaprzeczaniu homo/biseksualności po drugiej stronie barykady; w wydaniu podstawówkowym objawia się to przekonaniem sporej ilości chłopców, że im bardziej będą małpować, tym więcej dziewczyn spłonie rumieńcem na ich widok). tym fajniej, że film traktuje tego typu intuicję poważnie, ale dodając do niej grozę, która zaczyna przeszkadzać i niepokoić, przywołując zagrożenie, które się tak w moim odczuciu strywializowało (niesłusznie)

      OdpowiedzUsuń
    2. Ja w ogóle trochę inaczej odebrałam ten film. Dla mnie bohater główny jest po prostu gejem i nikomu o tym nie mówi, żyje w hipokryzji.Nie jest dla mnie homofobem tylko w obawie przed odrzuceniem ze stony otoczenia(scena z kumplami przy piwku)się do tego nie przyznaje i go udaje. I obawiam się trochę, że może ten film nie wpływa pozytywnie na heterykow. Jeden już na jednej ze stron, gdzie oglądałam film napisał w komencie ze jest to pedofilsko-pedalskie dno i coś tam. Ale film jest faktycznie mocny i brutalny.

      OdpowiedzUsuń