• Można go leczyć. A nawet trzeba


    Kilka miesięcy temu prowadziłam warsztaty dziennikarskie dla kobiet powyżej pięćdziesiątego roku życia. Tematyka niby mało kontrowersyjna, w końcu jakie spory ideologiczne miałyby niby wyniknąć z tego, że w internecie lepiej sprawdzają się tytuły informacyjne niż literackie, krótkie akapity, a nie ściana tekstu, czy że warto zadbać nie tylko o sam tekst, ale też o stronę wizualną - zdjęcia, filmy i temu podobne. A jednak - wynikły. Bo, przygotowując materiały ilustrujące dobre i złe praktyki, wybrałam między innymi kilka artykułów, w których pojawiły się takie nazwiska jak Lis czy Kaczyński. A że uczestniczki warsztatów miały poglądy przeróżne, od prawa do lewa, to, zamiast dyskutować o tym, czy pokazywane przeze mnie teksty są dobre czy złe pod względem warsztatowym, spierały się o ocenę ich bohaterów. A ja dokładałam starań, aby, mimo pytań, nie zająć stanowiska i wrócić do tego, co dla nich zaplanowałam. Jakoś się udało. Ale na kolejne warsztaty wybrałam już wyłącznie teksty o mniej dzielącej ludzi tematyce, jak pogoda, sport, parabanki czy koty.

    Ucząc, trudno jest tak do końca schować swoje poglądy do szuflady. Gdy wynikła dyskusja, bardzo łatwo mi było autorytatywnie stwierdzić, że Kaczyński i Lis to coś tam, a poza tym, hola, hola, moje panie, wszak nieważne nazwisko, ważny warsztat. W końcu ja tak myślałam, więc tak było, czyż nie? Ano nie. I nie po to prowadziłam te zajęcia, żeby mówić, co ja myślę, a po to, żeby wyposażyć uczestniczki w konkretną wiedzę. A swoimi przemyśleniami mogłam się podzielić jedynie wówczas, gdy dotyczyły doboru zdjęć, dopuszczalnej długości śródtytułów czy kwestii praw autorskich. Po to tam byłam. Nie po to, by mówić paniom, co mają myśleć o tym czy innym polityku lub dziennikarzu. Albo że w ogóle mają o nim nic nie myśleć, przynajmniej nie w trakcie zajęć. Podobnie w przypadku innych warsztatów, wykładów czy kursów, które zdarza mi się prowadzić. Płacą mi za realizację programu, a nie za głoszenie prywatnych poglądów.

    Pod koniec września Elżbieta Haśko, pedagożka i nauczycielka wychowania do życia w rodzinie w gimnazjum w Wiązownicy, napisała na swojej stronie na Facebooku:
    "W homoseksualizmie biorą udział częściowo czynniki genetyczne, ale największe znaczenie odgrywa odpowiednie wychowanie psychoseksualne w domu. Z całą pewnością można go leczyć, a nawet trzeba, bo nikt z tych ludzi nie czuje się prawdziwie szczęśliwym wewnętrznie (wiem, bo znam takie osoby)!!! To dla moich uczniów... bo dziś wywiązała się dyskusja na ten temat..."
    Wrzuciła też linki do tekstów i filmów poświęconych "leczeniu" z homoseksualizmu. Co się działo na lekcji, która sprowokowała nauczycielkę do tych wynurzeń? Poza tym, że była mowa o skutkach pornografii, w tym, między innymi, o homoseksualizmie, nie wiadomo.

    O sprawie zrobiło się głośno, gdy opisała ją rzeszowska "Gazeta Wyborcza", w efekcie czego panią Haśko zainteresowało się kuratorium. I, jak się łatwo domyśleć, od razu znalazło się sporo osób, które uznały, że mamy do czynienia z nagonką na nauczycielkę, tłumieniem wolności słowa i tak dalej.

    Oczywiście trudno jest porównywać jakąkolwiek lekcję w szkole do moich warsztatów dziennikarskich (czy jakichkolwiek innych, które prowadziłam). Inny cel, inni odbiorcy, inne relacje w grupie. A na dodatek, w tym konkretnym przypadku, przedmiot, który w szkołach wygląda bardzo różnie i w dużej mierze zależy to od poglądów osoby, która go prowadzi. Mimo wszystko jednak pokuszę się o przepuszczenie tego, co się wydarzyło w Wiązownicy, przez własne doświadczenia.

    Tak jak ja miałam do zrealizowania konkretny program, tak istnieje podstawa programowa do wychowania do życia w rodzinie i kilka podręczników, które dostały pieczątkę, ją realizują. I choć temat homoseksualności podejmują czasem w skrajnie odmienny (i nie zawsze zgodny ze współczesną wiedzą) sposób, to w żadnym z nich nie ma już mowy o konieczności "leczenia", a jeżeli zdarzają się stwierdzenia, że orientacja psychoseksualna jest uwarunkowana wychowaniem, to tylko jako jedna z teorii, a nie jedyna obowiązująca. Co z tego wynika dla pani pedagożki? Że mówiąc swoim uczniom, że homoseksualizm trzeba leczyć i że wynika on przede wszystkim z wychowania, nie realizuje podstawy programowej, tylko wyraża swoje prywatne poglądy. Czy ma do tego prawo? Jako osoba prywatna - tak. Jako nauczycielka - nie. I nie ma to nic wspólnego z wolnością słowa, a wszystko z rzetelnym wykonywaniem swoich obowiązków.

    Zachowanie nauczycielki z Wiązowic jest naganne nie tylko dlatego, że przekłada głoszenie swoich poglądów nad wykonywanie pracy, za którą pobiera wynagrodzenie. Pani pedagożka ma coś, czego ja absolutnie nie mam, bo uczę głównie dorosłych - władzę. Może mówić, co chce, nie obawiając się sprzeciwu uczniów, może też, gdyby jakimś cudem w jej klasie znalazł się uczeń, który nie bałby się powiedzieć, że nie jest hetero, mieć wpływ na to, jak będzie traktowany i jak sobie ze swoją nieheteronormatywnością poradzi. W tej chwili Elżbieta Haśko chodzi w glorii i chwale męczennicy za wiarę i wolność słowa, na którą te wstrętne lewackie media urządziły paskudną nagonkę. Ciekawa jestem, czy zdarza jej się, w przerwach między pracą a udzielaniem wywiadów, zastanawiać, jak się czuje zaszczuty przez rówieśników piętnastolatek, który ma nadzieję, że jego nauczyciele uchronią go przed prześladowcami, a zamiast tego dowiaduje się od nich, że jest chory i trzeba go leczyć.
  • Czytaj także

    8 komentarzy:

    1. Ja, na szczęście, chodziłam do szkół, w których pracowali ludzie o dużej wrażliwości. W gimnazjum, które mieściło się na wsi, Pani od WdŻwR była praktykującą katoliczką - chodziła w każdą niedzielę do kościoła i dużo też o kościele mówiła. Kiedy mówiła o masturbacji, mówiła o samogwałcie. Ale kiedy mówiła o homoseksualizmie, to mówiła, że jest to pewne zaburzenie, na które osoby homoseksualne nie mają wpływu i trzeba takie osoby szanować, bo również kochają. Mówiła, że sama zna takich ludzi i niczym się nie różnią od osób heteroseksualnych poza tym jednym aspektem. Było to gimnazjum wiejskie i wiedza Pani nauczycielki była trochę nieprzystająca do aktualnej, ale nie można Jej odmówić empatii i wrażliwości. Mało jest już takich osób. Teraz - zamiast empatii - liczy się ideologia. W trzeciej klasie napisałam do szkolnej gazetki reportaż z Parady Równości, a na balu gimnazjalnym byłam ze swoją dziewczyną i nikt w to nie wnikał. A było to za czasów Giertycha.

      W liceum mogłam nawet tańczyć Poloneza ze swoją dziewczyną (spoza szkoły), więc to najlepiej świadczy o otwartości tej szkoły publicznej.

      Nie uczmy ideologii, uczmy szacunku. Ja mam szacunek nawet do mojej wojującej katechetki z liceum :)

      OdpowiedzUsuń
    2. Miałam ostatnio podobną sytuację na uczelni - profesor, zamiast wypowiadać się na temat jego kursu, wpadł w długie pogawędki filozoficzne na każdy możliwy temat, jakimś cudem dotarł do Biblii i usłyszeliśmy mini-wykład na temat tego, jak Bóg stworzył kobietę i mężczyznę i jest to jedyny akceptowany układ. Mimo, iż jestem już osobą mniej-więcej dorosłą, i przyzwyczaiłam się do słuchania rzeczy tego typu, to słyszenie tego na mojej uczelni, od profesora, autorytetu, który na dodatek zbiera masę pochlebnych recenzji od innych studentów, wywołało we mnie silną reakcję emocjonalną - bo gdzie jak gdzie, ale szkoła miała być miejscem, w którym miałam się czuć bezpiecznie, niezależnie od swojego pochodzenia, płci czy orientacji seksualnej.

      OdpowiedzUsuń
    3. ciekawe skad ludzie, w tym nauczyciele czerpia wiedze na temat mozliwosci "leczenia" homoseksualizmu? ciekawi mnie tez dlaczego polskie towarzystwo psychologiczne lub polskie towarzystwo psychiatryczne nigdy oficjalnie nie wydalo w tej sprawie zadnego oswiadczenia- ze, zmiana orientacji jest niemozliwa; a jesli jest mozliwa to na czym polega taka terapia w dzisiejszych czasach i w oparciu o standardy profesjonalnej psychoterapii- czyli bez odwolywania sie do kwestii religijnych; w jakim nurcie- poznawczo behawioralnym, psychoanalitycznym czy egzystencjalnym wspolczesni terapeuci dokonuja zmiany orientacji z homo na hetero

      OdpowiedzUsuń
    4. Mnie wydaje się również, że skoro orientację seksualną można prze kalibrować w jedna stronę, to z założenia można byłoby ją również zmienić w drugą stronę. Chyba największą obawą co poniektórych ludzi jest to, że w momencie, kiedy ludzie się dowiedzą i zrozumieją, że bycie homoseksualistą jest normalne, wielu nagle może odkryć u siebie podobne skłonności.
      Używanie swojej władzy lub stanowiska dla wywierania presji i manipulowanie innymi jest moralnie naganne i powinno się zdecydowanie przeciwdziałać takim sytuacjom. Zwłaszcza jeśli ma się wpływ na młode, podatne umysły.

      OdpowiedzUsuń
    5. Może się mylę, ale nauczycielka właściwie nie wyrażała swoich prywatnych podglądów. Trzymała się treści zawartych w podręczniku "Wędrując ku dorosłości", gdzie autorem rozdziału dotyczącego m.in. homoseksualizmu jest ojciec Józef Augustyn, specjalista od celibatu. Józef Augustyn był wprawdzie jednym z recenzentów podręcznika, jednak przeglądając kiedyś fragmenty tej książki, miałam nieodparte wrażenie, że wiele sformułowań zostało żywcem wyjętych z tekstów recenzenta.

      OdpowiedzUsuń
    6. W "Wędrując ku dorosłości" jest sporo bzdur, ale takich szczęśliwie już nie. Tu historia zmian w podręczniku:
      http://homiki.pl/index.php/2011/09/kalendarium-pewnej-ewolucji/

      OdpowiedzUsuń
    7. W przypadku akurat Pani Haśko, obawiam się że uznałaby to tylko za dowód na swoją tezę: homoseksualny=nieszczęśliwy -> trza leczyć. Profit.

      OdpowiedzUsuń
    8. @AkFa
      Wiesz, oficjalna wersja głosi, że orientacji zmienić się nie da. Prawica jak wiadomo specjalizuje się w odrzucaniu oficjalnych wersji (katastrofa w Smoleńsku, wyniki wyborów i inne takie tam), więc reorientacja na hetero jest dla nich zupełnie normalnym zjawiskiem. Reorientacja na homo najwyraźniej też, przecież gdyby nie dało się z kogoś zrobić "zboczeńca" to zakazy "propagandy homoseksualnej" czy "promocji homoseksualizmu" nie miałby najmniejszego sensu.

      Bytw, jestem w stanie uwierzyć w niektóre "success stories", głównie dlatego, że tak naprawdę nie jest do końca wiadomo, jak duży odsetek populacji stanowią osoby biseksualne, z resztą czasem takie osoby nie zdają sobie do końca sprawy ze swojej orientacji. IMAO niektóre osoby bi da się "nawrócić" zarówno na "homoseksualizm" jak i na "heteroseksualizm". Oczywiście, nie oznacza to, że należy to robić.

      OdpowiedzUsuń