Już za tydzień dwa wielkie wydarzenia - oczywiście w skali naszego małego, acz niekoniecznie skromnego kabaretu. W sobotę 24 października, z samego rana w kioskach w całej Polsce pojawią się "Wysokie Obcasy" z piękną różową okładką. A na okładce któż by inny jak nie kabaret Barbie Girls w całej okazałości. W środku wywiad, który wprawdzie na publikację czekał pół roku, ale w końcu się doczekał. A wieczorem, po naszym występie na wrocławskim festiwalu Lesbijki, Geje i Przyjaciele (który to występ jest rzecz jasna drugim wielkim wydarzeniem, bo Wrocław kochamy bardzo), będziemy mogły hurtowo owe "Obcasy" poautografować, coby nasze fanki i fani mieli co w ramki oprawiać i nad łóżkami wieszać. A co!
Z tym wywiadem związane są zresztą dwie historyjki - jedna nieco zleżała, jedna świeżutka. Ta pierwsza miała miejsce parę miesięcy temu, kiedy miałyśmy w studiu "Wyborczej" sesję zdjęciową do artykułu. Otóż w pewnym momencie zerknęłyśmy na tablicę, na której zanotowane było, kto zarezerwował studio na daną godzinę. Przy naszej godzinie była notatka: "Albert - lesbijki". Oczywiście nie omieszkałyśmy tego odpowiednio skomentować. Nasz fotograf się speszył, coś tam tłumaczył, że to niby nie on, no ale skoro nie on, to ciekawe, co właściwie powiedział temu komuś, kto rezerwację zrobił? Nie, żebym się czepiała - sesja była sympatyczna, żadna aura uprzedzeń tam nie panowała. Ale sama notka jest symptomatyczna. No bo nie łudźmy się - choć "Obcasy" to nie "Strefa Wolnych Myśli", to jednak mimo wszystko ten wywiad - mimo że tym razem naprawdę będzie o kabarecie - pojawi się nie dlatego, że jesteśmy jakimś tam kabaretem, ale dlatego, że jesteśmy lesbijskim kabaretem.
Druga historia wydarzyła się dzisiaj (a właściwie wczoraj, bo jest już po północy). Jako że od początku przyszłego tygodnia jestem na urlopie, już teraz podzieliłam się z moim działem radosną informacją, że wywiad się ukaże. Na co moja szefowa: "A udało ci się coś wcisnąć o... (i tu padła nazwa naszego serwisu internetowego)"? Dla ułatwienia dodam, że akurat ten serwis do naszego kabaretu raczej nie pasuje, ale to jest cała B. - zawsze myśli o korzyściach dla firmy. No po prostu szefowa. Oczywiście słowa o wsparciu, jak już po powrocie z urlopu będę tematem dnia, też padły. Ale mimo wszystko chyba zainwestuję w koszulkę z napisem "Tak, to ja", bo wyobraźcie sobie, że w mojej firmie nie wszyscy znają mnie od, hm, tej bardziej artystycznej strony (bo to duża firma jest).
Na Lesplotach notka o tym, jak to Martinę Navratilovą czeka najprawdopodobniej proces z jej ekspartnerką Toni Layton, która stwierdziła, że po rozpadzie ich związku została bez środków do życia i należy się jej połowa majątku tenisistki. Póki co prawnik Navratilovej złożył wniosek o oddalenie pozwu, argumentując to tym, że w stanie Floryda małżeństwa osób tej samej płci są zakazane, tak że sprawa ta nie może być traktowana jak "zwykły" rozwód. Co ciekawe, jak dotąd Martina dała się poznać jako działaczka na rzecz praw osób nieheteroseksualnych
Niezależnie od tego, czy ta sprawa to kolejna nadmuchana historia rodem z brukowca - w końcu Navratilova była chyba pierwszą lesbijką, której życie prywatne stało się pożywką dla prasy kolorowej (już na początku lat 80. ubiegłego wieku rozpisywano się o jej związku z pisarką Ritą Mae Brown, co zresztą mocno przyczyniło się do rozpoznawalności i akceptacji lesbijek w społeczeństwie) - czy też rzeczywiście Martina postępuje w tym przypadku nieładnie, wielokrotna mistrzyni Wimbledonu na zawsze pozostanie dla mnie kimś bardzo ważnym. Bo też prawdopodobnie dzięki niej dowiedziałam się, co oznacza słowo "lesbijka", a już na pewno była pierwszą wyoutowaną lesbijką, o której zdarzyło mi się usłyszeć. A jej biografia, wydana w 1985 roku "Martina", była pierwszą książką "z wątkiem lesbijskim", jaką czytałam (choć na pewno było to dobre parę lat po jej wydaniu).
Jako że ostatnio coming outy są na fali, dziś niech o swoim opowie właśnie Martina:
-
W oczekiwaniu na wielki weekend
W oczekiwaniu na wielki weekend Ewa Tomaszewicz 10/17/2009
Czytaj także
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Dzięki za informacje o artykule w Wysokich Obcasach. Z chęcią poczytam :) Aż sobie w kalendarzu zanotuję, by kupić rano wyborczą.
OdpowiedzUsuńW sobotę pracuję... Powinnam wejść na salę z "Ciasnymi Gorsetami" pod pachą, i pewnie tak zrobię!
OdpowiedzUsuńRozpiska, hm, to smutne, a w każdym razie niegrzeczne. Żadni goście nie powinni widzieć, jak ich "skrótowo", dla wygody określono.
Ciekawe to pół roku leżakowania. Czy autoryzacja była dokonana wtedy, czy aktualnie? Nie czytałam, nie mam wehikułu czasu (buduję, buduję, ale chwilowo moim priorytetem jest raczej teleportal), ale jeśli były jakieś odwołania do sprzedpółrocznego 'hic et nunc', straciłyby aktualność i wymowę.
Gratuluję - a raczej: gratulujemy - już teraz. A za tydzień, ponownie! :)
Wysokie Obcasy to jedyny dodatek jaki czytam w wyborczej :) cieszę się, że akurat tam będziecie :))) Będę na wyborach miśka Polski w tym czasie ale nie omieszkam kupić w międzyczasie wyborczej, żeby Was pooglądać i poczytać :)
OdpowiedzUsuńCo do stwierdzenia "Albert - lesbijki" mam mieszane uczucia, ale nie przejmowałbym się tym zbyt mocno :))))
ściskam i pozdrawiam
To pół roku "leżakowania" to standard w Obciachach - powiedziałabym, że nawet szybko poszło :) A sam tekst szczęśliwie autoryzowałyśmy już po złamaniu, dzień przed drukiem. Fakt, że w międzyczasie dorobiłyśmy się nowego programu, ale stary też był w porządku. Także jakoś to przeżyję.
OdpowiedzUsuńXys - ach, wybory miśka. Niemal zazdroszczę. Ciekawam, czy lesbijki też organizują podobne imprezy, bo to bardzo pozytywna inicjatywa.
na wybory Les bym się wybrał :))) to dla mnie zupełnie inny świat, który mnie ciekawi, wiesz? :)
OdpowiedzUsuńWybory Miśka - fajna sprawa, mam nadzieję, że impreza będzie sympatyczna, bo zauważyłem że ludzie lubią negować tego typu inicjatywy zanim się jeszcze wydarzą i to wprowadza dziwny klimat
pozdrawiaju :)
Wyborczą czytam regularnie, ale jakoś za Obcasami nie przepadam. Czasami zdarzy się jakiś ciekawy artykuł, ale całokształtem na kolana nie powalają.
OdpowiedzUsuńZwłaszcza do Obcasów w połączeniu z LGBT podchodzę sceptycznie. Do tej pory pamiętam, jak mnie wkurzył artykuł o "L Wordzie"...
Z drugiej strony, skoro wywiad autoryzowany bez "turbulencji", to chyba nie będzie się do czego przyczepić tym razem :)
Pamiętam opowieści Dominiki Buczak o współpracy z tym, ekhem, tygodnikiem. Fajnie, że autoryzacja świeża.
OdpowiedzUsuńDla mnie "Obcasy" to rodzimy sposób na polityczną poprawność (szczególnie w postaci humoru z zeszytów w postaci listów do redakcji - i cotygodniowe pytanie: co trzeba napisać, by dostać perfumy? XD). Trafiają się perełki, owszem.