Mnie takie przedmioty akurat nieszczególnie kręcą (choć jeden z obrazów z serii urażających uczucia religijne jest niezły). Dlaczego zatem o nich piszę? Ano z powodu tego nieszczęsnego określenia "łechtaczki", które się przy okazji parokrotnie pojawiło, oraz z powodu reakcji na "fuj". Kiedyś popełniłyśmy z Gosią do "Repliki" tekst o lebijskim seksie. Jednym z jego wątków było to, że lesbijki, a właściwie kobiety w ogóle, nie mają i nie są uczone języka, którym mogą rozmawiać o swojej seksualności. Że używamy określeń w rodzaju "tam na dole", "te sprawy", ewentualnie medycznej "waginy". Że boimy się słowa cipa. Że bardzo wiele kobiet (i nie tylko kobiet) w ogóle uważa swoje cipy za obrzydliwe. Przywołany tekst na Lesplotach i dyskusja pod nim niestety to potwierdzają - bo niby dlaczego w tytule pojawiają się najwyraźniej lepiej brzmiące, ale kompletnie nieadekwatne "łechtaczki"? I czemu tym samym określeniem posługują się wszystkie (oprócz piszącej te słowa) dyskutantki? Podobny kłopot pojawił się też przy okazji ostatniej póki co akcji Lesbijskich Oddziałów Terrorystycznych, o której pisałam tutaj. Tam dla odmiany poszło o "obrzydliwość" zakrwawionych tamponów.
Co ciekawe, nikt jakoś nie krzyczy "fuj", gdy przebrane za wielkie cipy pojawiamy się na scenie w skeczu "Terapia grupowa":
fot. Gryna
Choć w komentarzach do programu z nami na WP.tv pojawiły się oczywiście głosy, że piosenka, którą śpiewamy, jest obrzydliwa:)
No dobrze. Niekoniecznie jestem z opcji grupowego siedzenia z lusterkami między nogami i opowiadania o tym, co się widzi, choć już na przykład pomysł warsztatów z akceptacji swojej seksualności, o których opowiadała mi kiedyś Alicja Długołęcka (jakby ktoś jakimś cudem nie wiedział - największa polska lesbolożka), a których zwieńczeniem było pokrywanie swoich cip farbkami do ciała, odciskanie ich na płótnie i potem taniec w spódnicach z tego płótna, bardzo mi się spodobał. Tak, wiem, takie feministyczne zabawy są bardzo oldskulowe, ale najwyraźniej lekcja samoakceptacji niektórym by się jednak przydała. Ciekawa jestem, swoją drogą, czy czytający tego bloga panowie również powiedzieliby "fuj" na widok dajmy na to penisów na łańcuszkach.
Na zakończenie wątku waginalnego komediowy duet folkowo-rockowy Fempyre w piosence "Me and my vagina":
A teraz być może zła wiadomość. Wasza uniżona na tym blogu się uzewnętrzniająca znika do niedzieli, jako że jutro wybiera się z jedynym i najlepszym polskim lesbijskim kabaretem do Wrocławia na festiwal Lesbijki, geje i przyjaciele. Trzymajcie kciuki za występ i za festiwal w ogóle, nie zapomnijcie w sobotę kupić "Obcasów" i do zobaczenia - z niektórymi mam nadzieję nawet wcześniej niż w niedzielę, bo we Wrocławiu.
Ja tam zupełnie serio uważam, że i moje, i cudze (i damskie, i męskie) narządy płciowe są dość obleśne. Ale w tym wypadku jestem konksekwentna i skoro mnie to zniesmacza, to ich nie używam...
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze... (tak sobie czytam Wasz zalinkowany tekst na Kobiety Kobietom)... jestem całkowicie zadowolona ze swojego aseksualnego trybu życia, z dziewictwa jako Odmienności... ale jakoś PODZIWIAM ludzi, którzy mają odwagę uprawiać seks.
A, i zapomniałam czegoś dodać. Otóż (skoro w jakimś stopniu jednak jestem purystką językową) denerwuje mnie inwazja angołacińskiej terminologii w nazwach miejsc intymnych. Zwłaszcza ta nieszczęsna "wagina"... nawet ładne słowo, ale mam wrażenie, że przez nie zapomina się polskie słowo "pochwa". W ogóle zawsze jestem zdania, że nadużywanie Modnych Słówek prowadzi do tego, że się zapomina ich odpowiedniki (ot choćby Modne Słówko "transparentne", które ma podziwu godną liczbę rodzimych odpowiedników).
OdpowiedzUsuńNo bo "pochwa" to kolejne "brzydkie" słowo (jak "cipa") i pewnie stąd kariera "waginy".
OdpowiedzUsuńJa w ogóle uważam, że każdy powinien żyć według swoich upodobań, ale bawi mnie strach przed słowami. Ot, jest chociażby mnóstwo lesbijek, którym przez gardło nie przejdzie słowo "lesbijka" - bo ponoć brzydkie!
To ja znowu wierszem:
OdpowiedzUsuńPani Bogini stworzyla nas pieknymi istotami, nawet ... pod gaciami.
Pizdki, chuje, wargi, moszny, wszyscy sie z nimi obnosmy!
Widzę, że w dobrym momencie pojechałam w góry. Przynajmniej mnie dużo nie minęło :)
OdpowiedzUsuńWydaje mi się, że podejście "fuj/obrzydlistwo" jest co najmniej niezdrowe. Jak ktoś, kto uważa, że jej/jego część jest obrzydliwa, może zaakceptować swoje ciało?
Mnie się ta biżuteria podoba. Nie żebym ją miała nosić (bo w ogóle nie noszę biżuterii), ale jest w pewien sposób "wyzwalająca". Trudno się łudzić, żeby na narządy płciowe będzie się patrzyło, jak na każde inne nawet za 50 lat, ale mężczyźni swoje penisy uważają co najmniej za ósmy cud świata, a kobiety swoich cip się wstydzą. Dlaczego? Bo przyjemność męska jest stawiana nad kobiecą (uznawaną za bezwartościową).
Trzeba się "oswajać" ze swoją kobiecością i tyle. A breloczki mogą się do tego przyczynić.
Co do nomenklatury. Mnie się np. wagina podoba bardzo. Każdy powinien używać takich określeń, które mu odpowiadają. Inna sprawa, że ze słowami też się trzeba oswoić. A najprostszym sposobem jest ich używanie. Czyli rozmowa jak najbardziej wskazana :)
I niezła ta piosenka :) Szkoda, że nie ma ich więcej na YT.
Ach, bo "wagina" generalnie ładna, ale nieadekwatna. Ale może w toku używania ciut się na zewnątrz przesunie i przestanie być.
OdpowiedzUsuńCo do określeń - właśnie znalazłam ciekawą dyskusję tutaj:
http://segritta.blox.pl/2006/08/WAGINA.html