Wśród setek obelg i głupot (oprócz Zanussiego wykazała się m.in. Stalińska, która stwierdziła, że trzynastolatki same pchają się tym biednym facetom do łóżka) znalazłam dwa bardzo ciekawe komentarze na temat sprawy Polańskiego. Jeden na blogu Wojtka Orlińskiego (który jest zresztą moim numerem jeden w polskiej blogosferze) - Wojtek zwraca uwagę na coś, co wszystkim chyba dotąd umknęło, a mianowicie używanie przez wielu dyskutantów słowa "gwałt", podczas gdy w rzeczywistości chodzi o "unlawful sexual intercourse", i na korelację z pamiętną "sprawą Agaty", kiedy ten sam w kwalifikacji prawnej czyn przez stronę potępiającą decyzję o aborcji już gwałtem nazywany nie był (wtedy używano sformułowania "stosunek będący czynem zabronionym"). Poza tym Wojtek Polańskiego jednak potępia. Drugi komentarz popełniła naczelna TOK FM Ewa Wanat. Ewa pisze z punktu widzenia ofiary molestowania i pokazuje, że sposób, w jaki broni się Polańskiego, jest typowy dla rodziny, środowiska, w których ujawnia się molestowanie. Tak zachowują się nasi wujkowie, ciotki, sąsiedzi. Całość tu, poruszyło mnie, nie przeczę.
Zaczęłam ciężko, teraz będzie lżej. Dziś (dzięki zaproszeniu na Facebooku, a jakże) dowiedziałam się, że mamy pierwszy (?) lesbijski serwis (a konkretnie blogoserwis) plotkarski - Lesploty.pl. Wpisów na razie jest niewiele, interfejs (i interpunkcja) do dopracowania, ale generalnie założenia takiego serwisu Lesploty spełniają - jest lekko, przyjemnie i ciut złośliwie. Śledzić będę, bo ponoć ma być też o kabaretach - ciekawe, czy i o nas napiszą? A poza tym, co tu dużo ukrywać, lubię serwisy plotkarskie, a skoncentrowanego na tematyce lesbijskiej zdecydowanie mi w polskim internecie brakowało. Tak więc trzymam kciuki za twórczynie, kimkolwiek są.
Ale nie byłabym sobą, gdybym swojego nie dołożyła. Otóż takie serwisy, z założenia, opierają się w dużej mierze na zdjęciach i materiałach filmowych. O ile z filmami, dzięki Youtube, problemu nie ma, o tyle ze zdjęciami jednak jest. Oczywiście nie wiem, czy twórczynie Lesplot nie mają zgody na używanie zdjęć, które wykorzystują (jeżeli mają - grzeszą tylko niepodawaniem źródła), ale generalnie z prawami autorskimi wiele małych serwisów jest jednak na bakier. I póki są małe, to nic im właściwie nie grozi, ale jeżeli ich twórcy poważnie myślą o rozwoju, reklamodawcach itp., warto od początku o tę kwestię zadbać. Pozyskanie legalnych zdjęć nie jest samo w sobie trudne - jeżeli już nie ma tego, czego potrzebujemy, w materiałach prasowych (dostępnych bezpłatnie), zazwyczaj wystarcza mailowa prośba do właściciela strony, na której znajdują się interesujące nas materiały. Wiem, trochę się wymądrzam, ale akurat kwestia przestrzegania prawa w internecie, a już szczególnie przez nasze portale, których jest przecież tak niewiele, po prostu leży mi na sercu.
W Gdańsku odbyło się dziś spotkanie promocyjne wokół książki "Z Tango jest nas troje". Jeżeli wierzyć portalowi Gazeta.pl, było sympatycznie, spokojnie, bez ekscesów (protestujący wybrali dyskusję - brawo). Szczególnie spodobał mi się opis części "przedszkolnej":
W spotkaniu uczestniczyło ok. 20 rodziców z dziećmi w wieku do 5 lat. Maluchom czytano fragmenty książeczki, potem była m.in. zabawa w "taniec pingwina" i malowanie pingwinów.
- Bardzo miłe spotkanie, książeczka ciekawa i ładnie wydana - mówi mama Julii. - Nie wiem, jak chorą trzeba mieć wyobraźnię, żeby widzieć w tym propagandę homoseksualizmu. (całość tu)
W taniec pingwina sama bym się pobawiła:) A to mój ulubiony pingwin - obejrzyjcie do końca, naprawdę warto!
-
Lesploty i homopingwiny
Lesploty i homopingwiny Ewa Tomaszewicz 10/02/2009
Czytaj także
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Cytat z tego wpisu:
OdpowiedzUsuń>Jest jednak taka językowa tendencja, by każdy „unlawful intercourse” dla uproszczenia nazywać „gwałtem”.<
Gdzie indziej czytamy, że w USA każdy unlawful ze względu na wiek jednej ze stron intercourse automatycznie kwalifikowany jest jako gwałt. :p
Ajajaj, ten serwis plotkarski, który znalazłaś, zaszokował mnie informacją o remake-u "Zagadki nieśmiertelności". To straszne! O_o
p.
Och nie rób mi tego, nie podważaj wiedzy mojego blogowego guru :)
OdpowiedzUsuńKwestia języka w tym sporze jest w ogóle bardzo ciekawa - tak jak w każdej dyskusji zresztą. Bo przecież nie tylko "gwałt" się pojawił, ale i "pedofil" czy "prostytutka".
A nie zaszokował Cię coming out Muchy? ;D
Jaki coming out? Nieważne, co gadają, byle gadali, prawda? Another shameless act of self-promotion by a fallen starlet. Czytuję Pudelka, nie zszokuje mnie już nic.
OdpowiedzUsuńJak to było? "Pen is mightier than the sword". Przeraża mnie sposób wypowiadania się z pozycji czysto aksjologicznych, usankcjonowanych światopoglądem umocowanym rzekomo w "prawie naturalnym" i "prawdzie objawionej", forsowany jako coś rzeczowego, obiektywnego i merytorycznie uprawnionego. Nie doszłam jeszcze do siebie po "Tu jest Polska" Miłosza Kozioła, pewnie też widziałaś:
http://ww6.tvp.pl/20667,20080617736908.strona
Niedotycząca mnie osobiście sprawa Polańskiego to przy tym pikuś... TOT
pauli.
Też czytuję Pudelka - a słyszałaś, że ponoć wypada się do tego przyznawać? :)
OdpowiedzUsuńAd. "Tu jest Polska" - najbardziej spodobało mi się śpiewanie przez MW ich hymnu na melodię "Go West". 42-letni gej mówiący o "powrocie do tolerancji" - przerażający.
Jednak Warszawa jest bardziej tolerancyjna niż Kraków - przynajmniej w przestrzeni publicznej.
A sprawa Polańskiego mnie jednak gnębi - bo wciąż nie mam w niej zdania.
Kraków vs Warszawa:
OdpowiedzUsuńmogę porównywać tylko na podstawie przekazów medialnych, co byłoby niesprawiedliwe, ale z zadziwieniem wspominam małe zdarzenie sprzed paru tygodni. Jak wygląda ze stołecznej perspektywy? Niedzielne pogodne popołudnie, bulwary wiślane, niemal vis a vis Skałki, kilkaset metrów od Wawelu, raczej mało ludzi, ale nie, że pustki: dwie dziewczyny zachowujące się tak swobodnie, że z daleka myślałam, iż to para "mieszana". Dodam: Polki. Podobno bywa, że panowie (zwykle turyści z "innego świata") właśnie tam obrywają, ale takiego przypadku na szczęście nie widziałam. Co robiłam ja? Jechałam rowerem, cóżby innego. Byłam... poruszona.
fajny blog, będę zaglądał. Wytrwałości :)
OdpowiedzUsuńjunior
Junior - dziękuję, i trzymam za słowo :)
OdpowiedzUsuńPaula - ze stołecznej perspektywy wygląda to zupełnie... normalnie.
A Wawa w moich oczach to stada japiszonów z małymi dziećmi, w zależności od pory dnia i okolicy występują dwójkami (mama z wózkiem) lub trójkami. O_o
OdpowiedzUsuńPamiętam o shungach, wyślę! m >_< m
p.
Święta racja jeśli chodzi o te grafiki :D Na moim blogu bardzo się staram o przestrzeganie prawa autorskiego, ale z grafikami sobie trochę odpuściłam :D Dlatego poprawiam się :)
OdpowiedzUsuńPaula - czyżby Kraków vs Warszawa? Będziemy się bić?;P
OdpowiedzUsuńBywam w stolicy ze względu na Siostrę, która tam mieszka i pracuje. Poza tym, tylko przesiadki kolejowe i lotnicze. Przykro mi, gdy widzę, jak wiele ciekawych rzeczy się dzieje w Warszawie (a nie jestem typem organizatorki, tylko pomocnicy i uczestniczki - by uprzedzić zachętę do brania spraw we własne ręce), ale Twe miasto jest dla mnie fizycznie za duże, nie na miarę moich kroków (wszędzie chodzę pieszo, ewentualnie biegam), i tylko to liczę jako minus.
OdpowiedzUsuńObyczaje uliczne to inna sprawa. Nie wiem, czemu tak mi się rodziny rozmnożone w Warszawie rzucają w oczy. W Poznaniu mieszkałam między osobami starymi, teraz - wśród menelstwa. Zatem pewnie prawo kontrastu.
Ja się bić?! W tym względzie wyznaję ideologię ojca Abla Nightroad! ;D
Uzupełnię pierwszy mój wpis tu, bo popełniłam błąd: automatyczna kwalifikacja, o jakiej tam mowa, nie dotyczy USA, a stanu Kalifornia. Co do innych, nie zainteresowałam się.
pauli.
Ja przeciwnie - uwielbiam duże miasta. Warszawa to zresztą moje miasto z wyboru, do 27 roku życia mieszkałam w Gdańsku. A rodzin z dziećmi rzeczywiście u nas sporo, ale myślałam, że to wszędzie tak.
OdpowiedzUsuńcześć Ewo,
OdpowiedzUsuńpotwierdzam - spotkanie z pingwinami w Gdańsku przebiegało spokojnie i w sympatycznej atmosferze. Osobiście czytałam dzieciom calą książke - słuchały z zainteresowaniem.
pozdrawiam z Gdańska
Kaja