• Smutna muzyka na deszczowe wieczory

    Na początek - najlepsze życzenia dla wszystkich moich Czytelniczek i Czytelników z okazji Międzynarodowego Dnia Wychodzenia z Szafy. Dziś mój ulubiony comingoutowy filmik z comingout.blox.pl. Gdy go obejrzałam, przyszedł mi do głowy początek jednego z naszych skeczy, a konkretnie jednej z żenujących historii z mojego życia, które opowiadam: "W życiu każdej kobiety przychodzi taki moment, w którym uświadamia sobie, że jest lesbijką".



    A moja ulubiona historia comingoutowa ostatnich dni pojawiła się w komentarzach do tego tekstu na Homikach. Loca pisze:

    Wczoraj wyoutowalam się przed 3000 osobami w pracy:) Wysłałam do wszystkich maila z wyjaśnieniem, dlaczego mówię o swoim życiu prywatnym na forum - zmusiły mnie do tego wyniki badań w Polsce w zeszłym roku - 15% społeczeństwa nas zna osobiście, i są znacznie bardziej tolerancyjni przez to. Dostałam dziesiątki gratulacji za odwagę, kilka osób osobiście przyszło uścisnąć rękę, przeżyłam debatę z szefowa HR przy obecności całego jej działu, kilka managerów z moim szefem łącznie obiecali ze mogę na nich liczyć, jeśli ktoś będzie robił mi problemy z tego powodu:) Ciąg dalszy będzie w poniedziałek, kiedy to kilkadziesiąt osób przeczyta maila:)

    Superopowieść.

    A za oknem, nie oszukujmy się, jesień, tak że teraz będzie jesiennie i melancholijnie, czyli czas na moje prywatne top five smutnych piosenek.

    Na początek pani, której jeszcze tutaj nie było. Znalazłam ją dzięki filmowi Paula Thomasa Andersona "Magnolia" (a może odwrotnie, najpierw był soundtrack z "Magnolii"? Nieważne). Za jedną z piosenek (a konkretnie "Save Me") do filmu dostała Oskara, a wszystkie złożyły się nie tylko na standardową ścieżkę dźwiękową. Pod nie powstało kilka scen z "Magnolii" (która bynajmniej nie jest musicalem). Kto widział, wie, o co chodzi, kto nie widział, niech koniecznie nadrobi. I od razu ostrzegam - film jest długi, tak że lepiej nie zabierać się do niego o dziesiątej wieczorem (szczególnie jak rano następnego dnia musicie wstać do pracy), bo wciąga. Tyle tytułem wstępu. A teraz, Panie i Panowie, przed Wami Aimee Mann, amerykańska piosenkarka, gitarzystka i basistka, rockmanka, niegdyś jedna z ulubienic przemysłu filmowego (po 1999 roku, w następstwie sukcesu "Magnolii"), obecnie artystka niezależna, właścicielka własnej wytwórni SuperEgo Records.



    O następnej piosence już kiedyś pisałam, bo trafiła do top five moich ulubionych piosenek rozstaniowych. To "You Can Sleep While I Drive" Melissy Etheridge z bardzo przewrotnym i bardzo smutnym tekstem, w którym początkowo tytułowe "you can sleep while I drive" znaczy tyle, co "możesz spać, gdy będę prowadzić", by na końcu zmienić się w "możesz spać, kiedy będę odjeżdżać".



    Teraz dla odmiany pierwszy śpiewający pan na tym blogu. Jeff Buckley, jak ktoś pięknie napisał w komentarzu na Youtube, to jeden z niewielu aniołów, jakich mieliśmy na naszej planecie. Jeff zginął tragicznie w 1997 roku w wieku zaledwie 31 lat. Dla mnie to jeden z najwspanialszych głosów, jakie zdarzyło mi się słyszeć. I jeden z najpiękniejszych ludzi, jacy kiedykolwiek istnieli. Być może kojarzycie jego cover "Hallelujah" Leonarda Cohena (dla niektórych nawet lepszy od oryginału), teraz jednak druga jego najbardziej znana piosenka - "Grace".



    Jeżeli macie nadzieję, że nie będzie dwóch wielkich konkurentek do mojego muzycznego serca - Ani DiFranco i miss Ferrick - to się oczywiście mylicie. Ani towarzyszyła mi przez cały dzień, więc na początek Melissa. Dziś "Stranger", który jest teoretycznie piosenką miłosną, ale jako że obiektem uczuć jest nieznajoma, której dziękuje się za to, że trzyma nas na dystans, bo dzięki temu mamy szansę wejrzeć w siebie, i za to, że pozwoliła nam się w sobie zakochać, jest oczywiście smutno.



    Na koniec niespodzianka, czyli... No dobrze. To prawdopodobnie najsmutniejsza piosenka, jaką kiedykolwiek słyszałam. Mowa o "Hypnotized", i tu znowu wspomogę się komentarzem z Youtube, a konkretnie odpowiedzią na kompletnie nieistotne, gdy komentujemy muzyczne wideo, pytanie "Czy ona nie jest przypadkiem bi?". "Jakie to ma znaczenie? Ona jest poetką". No kurczę jest. A "Hypnotized" jest jedną z tych magicznych piosenek, których początkowo się nie zauważa, a po pewnym czasie nie można się od nich uwolnić.

  • Czytaj także

    9 komentarzy:

    1. Świetna historia z tym coming outem w pracy :) Ja za to umieściłam sobie na facebooku odnośnik do mojego bloga, na którym niejednokrotnie pada stwierdzenie "jestem lesbijką". :) Więc u mnie na studiach to taka "tajemnica poliszynela". Tak samo we wspólnocie buddyjskiej, w której praktykuję - zresztą założycielem i nauczycielem w niej jest gej :) Ostatnio poznałam pewną Angielkę, która mi powiedziała, że jeśli ktoś ma problem z osobami homoseksualnymi ten będzie miał problem z należeniem do tej wspólnoty :P

      A z moim filmikiem klapa - najpierw zrobiłam wersję komiksową z moją dziewczyną, ale jednak ona zrezygnowała. Chyba jednak w związku z tym całkiem zrezygnuję - szanuję jej decyzję i nie chcę nic na niej wymuszać.

      OdpowiedzUsuń
    2. Aimee Mann - znakomity utwór słucham i słucham :)

      opowieść o wyautowanu w pracy mnie też wzruszyła, chyba na IS przeczytałem :)))) brawa za odwagę,
      ja mam coming outy ostatnio cały czas i to przed ludźmi którym nigdy bym wcześniej nie powiedział :)

      opowiem jedną scenkę:
      nasza klasa - do znajomych zaprasza mnie była dziewczyna najlepszego kumpla ze szkoły średniej. pyta co słychać... wchodzę na jej profil, patrzę dziewczyna w wieku 22 lat ma już rocznego brzdąca i męża, więc piszę jej:
      "gratuluję synka i męża, niestety mój mąż nie chce mieć ze mną dzieci" (oczywiscie piszę to w żarcie bo jestem sam :P
      na co ona:
      "nie bardzo rozumiem o co chodzi z tym mężem, możesz wyjśnić?"
      więc odpowiadam dalej:
      "normalnie, ty masz męża i ja mam męża, a tak konkretnie to jestem gejem"
      więc pisze do mnie tak:
      "mhm. jasne, żarty się ciebie trzymają co? ;)" ;)

      kolejna koleżanka nie wierzy że jestem gejem, ale jakiś tam coming out był ;)

      OdpowiedzUsuń
    3. Arc ja też próbowałem nagrać filmik, ale tak się peszę przed kamerą że zdezerterowałem :D

      OdpowiedzUsuń
    4. Ha, normalna reakcja - ileż to razy słyszałam "żartujesz sobie?" :)

      Ja też jestem cholernie niefotogeniczna :D Kurcze, w ogóle to trza pomyśleć nad zdjęciem do profilu blogspotowego, bo chwilowo miałam, ale mi się znudziło :D

      OdpowiedzUsuń
    5. Arc jak chcesz to Ci mogę jakąś sesję zrobić :) ostatnio przeżywam chwile na fotografię :)))


      Ewa!!! - Aimee Mann tak mi się spodobała że siedzę sobie tu u Ciebie i wciąż słucham :)

      OdpowiedzUsuń
    6. Xys - ja też się nie mogłam oderwać od tej piosenki, jak pierwszy raz ją usłyszałam:) Obejrzyj "Magnolię", jeżeli jeszcze nie widziałeś, coś czuję, że Ci się spodoba. A jak coś, mam dwie jej płyty, tą z "Wise Up" oczywiście też.

      OdpowiedzUsuń
    7. Dzięki Xys, ale moja dziewczyna już nam załatwiła wspólną sesję u swojego znajomego fotografa :)

      Jak mi się ta sesja nie spodoba, to dam znać ;)

      OdpowiedzUsuń
    8. Ewa poszukałem trochę o Aimee mann i znalazłem parę perełek :) ach... :)
      co za muzyka :)

      http://wyrwanemysli.blogspot.com/ - przez Ciebie i Arc też postanowiłem coś prywatniej popisać :P zapraszam w wolnej chwili :) pozdrawiaju :)

      OdpowiedzUsuń
    9. Bardzo się cieszę, że "sprzedałam" Ci Aimee. Mam nadzieję, że długo się od niej nie uwolnisz :) Dzięki za namiar na bloga, będę zaglądać :)

      OdpowiedzUsuń