Od wczoraj mam nową kochankę o imieniu Ibanez, więc czasu na pisanie jeszcze mniej. Tak że dziś jedynie suplement do ostatnich trzech postów, bo tak się złożyło, że wszystkie w krótkim czasie zdążyły się dorobić ciągu dalszego. Oraz mała refleksja ogólna, tak że jeżeli nie chcecie czytać czegoś, co już ostatnio w co najmniej paru miejscach się pojawiło, przejdźcie od razu na koniec tego posta.
Po pierwsze fantastyczne wystąpienie Judith Butler podczas berlińskiego CSD. Butler odmówiła przyjęcia nagrody Zivilcouragepreis (tuż po laudacji, nikogo wcześniej o swoim zamiarze nie informując), argumentując to tym, że Christopher Street Day jest zbyt komercyjne i w żaden sposób nie opowiada się przeciw rasizmowi i podwójnemu wykluczeniu osób nieheteroseksualnych wśród emigrantów:
Jak dla mnie to naprawdę genialny gest przypominający, że parady nie są (a przynajmniej kiedyś nie były) miejscem bezrefleksyjnej zabawy, ale formą protestu i zwrócenia uwagi na konkretne problemy. Uschi w komentarzu pod moim postem o marszach lesbijek stwierdziła, że może czas rozpocząć debatę na temat kształtu naszej najbliższej warszawskiej parady. My mamy trochę inny problem niż Niemcy i Stany, bo trudno mówić i o komercyjności tej imprezy (bo póki co to nie sponsorzy nadają jej quasikomercyjny kształt, a organizatorzy), i o tym, że u nas są jakieś niezałatwione sprawy (jak wykluczenie niektórych grup), bo nie mamy przede wszystkim żadnych spraw załatwionych. Wybór w tej sytuacji powinien być jasny - skupiamy się na postulatach politycznych, nie na ogłuszaniu (i zagłuszaniu) maszerujących i kibicujących kakofoniczną muzyką z platform. Nie wiem, czy organizatorzy postawią na to rozwiązanie, ale akurat w tym przypadku sami możemy zrobić bardzo dużo. Wystarczy przygotować sensowne hasła i ustawić się za zeszłorocznym transparentem, który otwierał w 2009 roku paradę (lub nowym, równie pięknym - jeżeli jest plan zrobienia czegoś takiego, to ja się zgłaszam do grupy malującej). Oraz wyposażyć się w megafon i listę haseł do wykrzykiwania. I iść na przedzie, tak aby wszystkie media miały okazję nas pokręcić i obfotografować.
Po drugie Napieralski jasno określił, że nie będzie podnosił kwestii związków partnerskich jako warunku udzielenia poparcia w drugiej turze wyborów któremuś z panów na K. Nie, żeby mnie to jakoś szczególnie zdziwiło (w końcu nie tylko przegrani już na dzień po wyborach zazwyczaj zapominają o tym, co naobiecywali, a on tego nawet nie obiecał - jedynie stwierdził, że jak wygra, to za dwa miesiące ustawa będzie gotowa), dziwi mnie za to, że on w ogóle rozważa oficjalne poparcie któregokolwiek z kandydatów - jak dla mnie powinien dać swoim wyborcom wolną rękę (jakby i tak jej nie mieli). No chyba że trochę się zachłysnął swoim sukcesem lub wykorzystuje swój dobry wynik do zasiania lekkiego fermentu, co mu zresztą nieźle wychodzi - zabawnie jest obserwować Kaczyńskiego mówiącego już nie o postkomunie, a o lewicy, czy sztab Komorowskiego przypominający, że w 2004 roku PiS mówiło o delegalizacji SLD.
Po trzecie mamy niestety kolejne zamieszanie wokół działań Grupy Inicjatywnej ds. Związków Partnerskich. Jak możemy przeczytać na stronie GI:
22 czerwca w Sejmie odbyło się spotkanie Grupy Inicjatywnej ds. związków partnerskich z przedstawicielami SLD: Sławomirem Kopycińskim, posłem oraz Katarzyną Piekarską, wiceprzewodniczącą partii.
Na spotkaniu przekazaliśmy SLD założenia do projektu ustawy o związkach partnerskich i ustaliliśmy wspólny harmonogram dalszych prac nad projektem.
Przedstawiciele SLD zdeklarowali, iż w połowie lipca (przed EuroPride), zostanie podjęta przez Klub Lewicy decyzja, kiedy projekt ustawy zostanie przedłożony w Sejmie.
Przekazanie założeń do ustawy, które są wynikiem blisko 20 spotkań Grupy Inicjatywnej w całej Polsce jest przełomowym wydarzeniem w naszej dotychczasowej rocznej już działalności.
W komentarzach na Homikach i u Abiekta padło już chyba wszystko, co powinno paść w tej sprawie, tak że ja mogę dodać do tego tylko moje "szkoda" - szkoda, że nie dane nam było poznać założeń do ustawy, które zostały przekazane SLD. Szkoda, że nie zostały one przedstawione choćby organizacjom, bo tak naprawdę nie wiadomo, co w tych założeniach jest i czy zostały uwzględnione jakiekolwiek postulaty. Szkoda, że ludzie, których te postulaty dotyczą, poznają je jako ostatni. Nie rozumiem takiego działania.
Naszła mnie też ostatnio refleksja natury ogólnej - że mój problem polega na tym, że ja większość (jak nie wszystkich) działaczy, o których piszę, znam osobiście. Jak również trochę za dużo wiem (choć niekoniecznie o tym piszę) o tym, co się dzieje w kuluarach różnych akcji, co mnie zazwyczaj dość skutecznie pozbawia możliwości cieszenia się z samego faktu ich zaistnienia. Pamiętam moje działaczowskie początki sprzed paru dobrych lat (jeszcze kiedy mieszkałam w Gdańsku), kiedy wielkim wydarzeniem był przyjazd i możliwość poznania któregoś z aktywistów z Warszawy. I kiedy wielką fetą było każde najmniejsze wydarzenie, jak pokaz filmu czy panel dyskusyjny. Nie wiem, może wtedy i "ci wielcy" z Warszawy byli inni, stąd aż tak wielki dysonans między tym, co kiedyś, a tym, co teraz. Bo to, co jest teraz (i nie piszę konkretnie o GI, a o ogólnych wrażeniach) bardziej przypomina mi działania partii politycznych, a nie NGO-sów, które, przynajmniej teoretycznie, powinny być bardziej otwarte na tych, na których rzecz działają. Tak czy siak dla mnie osobiście najsmutniejszym wydarzeniem ostatnich dni jest wystąpienie Abiekta z Lambdy (między innymi pod wpływem ostatnich wydarzeń wokół GI). Doskonale rozumiem powody, bo takim ludziom (indywidualistom, o zdecydowanych poglądach) najtrudniej jest działać w sformalizowanej grupie, kłopot w tym, że moim zdaniem takich właśnie ludzi najbardziej naszym organizacjom brakuje.
Subskrybuj:
Komentarze do posta
(
Atom
)
Akurat wydarzenia wokół GI nie miały wpływu na moją decyzję, a raczej nieumiejętności organizacji w pracy z osobą, która raczej potrzebuje dobrego zarządzania niż wiecznego chaosu i niedopowiedzeń. Z resztą - już jest inna wersja wydarzeń, więc komentowanie tego nie ma sensu. Powiem tak:
OdpowiedzUsuńna polu organizacji LGBTQ et ceatera są dwa fronty:
1. tworzony przez KPH fron instytucjonalny, bardz oficjalny i raczej nie będący otwartym dla ludzi krytycznych
2. front prawdziwie oddolny - homiki, spr, sof
i Lambda jest w tym wszystkim pośrodku, a ja jednak wolę być w jakiejś skrajności :)
1. Co do kochanki, to na nią choruje mój syn, zaraził Go nauczyciel gitary i teraz ja mam zgryz, za co synkowi kupić Ibaneza hehe...
OdpowiedzUsuń2. J. Batler, to klasa sama w sobie.
3. Przed paradą wszyscy powinni obejrzeć Obywatela Milka, żeby skupić się właśnie na tym co trzeba.
4. Napieralski - polityka nie ma twarzy, ch... mu w d...e
5. GI ma swoje wizje, Sikora wie co mówi, a Legierski z Ygą bawią się tymi samymi metodami co nasi politycy- szkoda gadać
6. Abiekt ma jaja
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń[korekta komenta:]
OdpowiedzUsuń"Przed paradą wszyscy powinni obejrzeć Obywatela Milka, żeby skupić się właśnie na tym co trzeba."
jestem bardzo, bardzo, bardzo za.
hmmm. trzeba będzie pomyśleć.
kto ma kopię? i gdzie teraz ma siedzibę UFA, żeby tam zrobić pokaz?
Nie dziwi mnie, że brakuje ludzi... Takie pomysły jak rzucanie jajkiem w plakat oddalają część osób od myślenia o włączeniu się "w struktury" czy "w działalność społeczną"- po prostu się z tego typu happeningami nie identyfikują. Działania takie, jak to dzisiejsze w Muzeum Narodowym, są funta kłaków nie warte. Polacy nie mają aż tak wysublimowanego poczucia humoru. Zresztą, ja chyba też nie ;).
OdpowiedzUsuńOrganizatorom tej hecy należy się moim zdaniem duży minus. Strzelili sobie w kolano.
I.
/offtop
OdpowiedzUsuńprzeczytałyście? O.o
http://prohomofobia.pl/?p=128
@rm
OdpowiedzUsuńCzytałyśmy, ale nie komentujemy publicznie (tj. na blogu), bo coś czujemy, że byłaby to niekończąca się dyskusja. Ale tekst przedni:)
@Uschi
Ja mam Milka, ale, z tego co kojarzę, UFA nie ma lokalu. Potrzebny plan B.
@Wojtek
Ale napisałeś tak, jakby miały wpływ (po części, dlatego napisałam "m.in"): "Gratuluję organizacjom milczenia w tej sprawie i absolutnego niereagowania na głosy sprzeciwu wobec sposobu prac nad ustawą. Jest to jeden z kilku powodów dla których postanowiłem opuścić organizację, do której wstąpiłem, czyli Lambdę-Warszawa".
Jak coś przekręcam, to sprostuj, nie chcę tworzyć kolejnej wersji wydarzeń (chociaż...:)).
@Anonimowy
Mnie też nie dziwi:/ O jajecznym happeningu chyba Gosia więcej napisze, jako jedna z czynnie protestujących:
http://abiekt.blogspot.com/2010/06/peda-i-lesba-rzucili.html
Dla mnie oczywiście żenada to mało powiedziane.
No pozazdrościć takiej kochanki :D Coś chyba ostro zamierzasz dawać, jak aż elektroakustyk ;)
OdpowiedzUsuńTylko Ibanez, to nazwisko raczej. Kiepskie do czułości ;)
a mnie sie wydaje, że takie kuluarowe kwasy, plotki i kłótnie to jednak domena działaczy z warszafki. nie wszędzie tak jest - na szczęście :)
OdpowiedzUsuńTaa, wszędzie indziej to sobie spijają z dzióbków. Przypominam, że w Trójmieście też działałam i swoje widziałam (nikomu niczego nie odbierając) :)
OdpowiedzUsuńI bardzo proszę o odpuszczenie sobie tekstów w rodzaju "warszafka". Ani to merytoryczne, ani kulturalne.