• Sport nie jest queer

    Uroczy news na Frondzie - "Naziści woleli transwestytę niż Żydówkę". A chodzi o historię Gretel Bergmann (dopiero co przypomnianą w filmie "Berlin 36"), reprezentantki III Rzeszy w skoku wzwyż, która w 1936 roku została wykluczona z kadry olimpijskiej ze względu na żydowskie pochodzenie. Podczas olimpiady w Berlinie zastąpił/a ją Hermann/Dora Ratjen, zmuszony/a przez nazistów do przebrania się za kobietę, aby reprezentacja III Rzeszy miała większą szansę na medal w tej konkurencji. Tyle Fronda (zresztą niedokładnie za Wikipedią). A sam/a Ratjen? Prawdopodobnie był/a interseksualistą/tką. Na pewno nie był/a transseksualny/a, ale kto by się przejmował takimi szczegółami - ważne, żeby tytuł wybrzmiał.

    Tymczasem australijski "Sydney Morning Herald", powołując się na nieoficjalne źródła w IAAF, podał, że Caster Semenya, która na ostatnich mistrzostwach świata w lekkiej atletyce zdobyła złoty medal w biegu na 800 metrów, ma zarówno żeńskie, jak i męskie narządy płciowe. Dziennikarze spekulują, że skoro nie jest to prawdopodobnie efekt dopingu, IAAF nie odbierze jej medalu. Co się jednak stanie z samą Semenyą? Czy zakończy karierę, jak indyjska biegaczka Santhi Soundarajan, która prawdopodobnie cierpi na zespół nadwrażliwości na androgeny, a której płeć poddano w wątpliwość po zdobyciu przez nią srebrnego medalu w biegu na 800 metrów na Igrzyskach Azjatyckich w 2006 roku? Czy też, jak niemiecka tenisistka Sarah Gronert, która w wieku dziewiętnastu lat przeszła operację usunięcia męskich genitaliów (więc z medycznego punktu widzenia jest kobietą), podda się operacji i/lub kuracji hormonalnej, zostanie w sporcie i zawsze już będzie narażona na oskarżenia o "nieuczciwość"? Im dłużej o tym myślę, tym bardziej dochodzę do wniosku, że sport nie jest dla osób queer. A przynajmniej sport zawodowy.

    Z ciekawostek - w 2004 roku w ramach konferencji "Kobieta i sport", zorganizowanej przez Polskie Stowarzyszenie Sportu Kobiet, miał miejsce między innymi panel dyskusyjny "Trzecia płeć - szanse i zagrożenia dla współczesnego sportu". Konkretnie chodziło o transseksualistów M/K. Przytoczę kilka cytatów.

    Otylia Jędrzejczak: Wiem, że jeśli obok mnie stoi na słupku kobieta, ma tyle samo sił, co ja, i tym sensie jesteśmy równe. Mężczyzna, który zmienił płeć, zawsze jest mocniejszy niż kobieta, która stała się mężczyzną.

    Stanisław Dulko (seksuolog): Nie pamiętam, żeby któryś z transseksualistów-mężczyzn, leczonych w Polsce, chciał uprawiać sport. Tacy ludzie są bardziej kobiecy niż niejedna kobieta. Sport jest dla nich zbyt agresywny i pełen przemocy. Transseksualiści nie są konkurencją w gronie ludzi zdrowych.

    Andrzej Komorowski (też seksuolog): Obawiałbym się transgenderyków, którzy wyglądają jak kobiety, a w duszy czują się jak mężczyźni. Taka baba-chłop pokona na pewno każdą kobietę. Boję się, że w zawodach będą uczestniczyły takie zawodniczki. Mają one prawdziwie męską potrzebę zwycięstwa. Mówię tu o tzw. płci mózgu, ale nie mam na myśli homoseksualistów, lesbijek, transseksualistów.

    Beata Mieńkowska (psycholożka sportu): Ja w transseksualizmie widzę szansę dla współczesnego sportu. Jeśli kobieta-sportowiec wiedziałaby, że obok niej startuje transseksualista, może to potraktować jako wyzwanie i motywację do jeszcze większej walki.

    Przepraszam, nie dam rady tego skomentować.
  • Czytaj także

    10 komentarzy:

    1. Tym razem i ja powstrzymam się od komentarzy...

      OdpowiedzUsuń
    2. A tak po za tym, to o której się chodzi spać?:P To bardzo niezdrowe ;)

      OdpowiedzUsuń
    3. Heh, coś o tym wiem - właśnie przespałam połowę soboty... :D Ciekawe co ja będę w nocy robić...

      OdpowiedzUsuń
    4. Parę dni temu - w kontekście ostatniego z przytoczonych cytatów - moją uwagę zwrócił ten wywiad:

      http://www.sport.pl/celebrities/1,83535,7007615,US_Open_Robert_Radwanski__Nic_nie_musimy__to_biznes.html?as=1&ias=2&startsz=x

      A osobliwie wypowiedź, którą wstawiam:
      "-Dziewczyny muszą się jeszcze bardziej wzmocnić fizycznie. Trening ogólnorozwojowy jest dziś kluczowy. Kobiecy tenis idzie coraz bardziej w szerokie bary, muskuły, spójrzcie na Pennettę, Stosur czy ostatnio nawet na Karolinę Woźniacki. Dziewczyny rosną jak szafy. My też musimy".

      O_o

      Sport wyczynowy nie jest ani heroiczny, ani romantyczny... ani zdrowy. Farmacja, nauki o podboju kosmosu (organizm w estremalnych sytuacjach/warunkach), hodowla cyborgów. "Motywacja do jeszcze większej walki"? ale jakimi środkami? Po drugie, zasady są i tak arbitralne. Strój pływacki 'skóra rekina' tak, ale 'płetwa syreny' nie, itp. Ta sama substancja dozwolona u sportowca/sportsmenki z jakimś schorzeniem, dla kogoś innego uznawana za dyskwalifikujący doping... System z założenia nie fair.

      A jak Stec włożył kij w mrowisko, to chyba wszyscy czytali...

      http://www.sport.pl/lekkoatletyka/1,64989,6956870,Rafal_Stec__Sport_tylko_dla_prawdziwych_kobiet.html

      http://www.feminoteka.pl/readarticle.php?article_id=735

      http://hodowlaidei.blogspot.com/2009/08/stec-bzdur-czyli-pec-na-chopski-rozum.html

      pozdrawiam,
      Paulina

      OdpowiedzUsuń
    5. Przyznam, że mam mieszane uczucia w stosunku do felietonu Steca (choć już do niego samego jako dziennikarza sportowego uczucia mam dość jednoznaczne). Nie jestem pewna, gdzie w przywołanym tekście jest mizoginem, a gdzie ironizuje - np. fragment przytoczony przez Tomka "Na szczęście dla naszych żon, matek, sióstr i kochanek wprowadziliśmy parytety, po dżentelmeńsku zapraszamy je na niemal wszystkie igrzyska i bez wypominania czegokolwiek rozdajemy te same medale za osiągnięcia, które po prawdzie na medale nie zasługują" to dla mnie wyśmiewanie patriarchatu, a nie jego wspieranie.

      Zgadzam się natomiast, że dyskusja o tym, czy osoby trans- i interseksualne w dobie masowej produkcji sportowców i polepszania ich osiągnięć technicznymi nowinkami mają naturalną przewagę nad "prawdziwymi" kobietami i mężczyznami jest po prostu śmieszna.

      OdpowiedzUsuń
    6. Pan pisze do kibiców...
      p.

      OdpowiedzUsuń
    7. Kibice nie czytają Steca :) Stec pisze do siebie.

      OdpowiedzUsuń
    8. Może inaczej.
      "Tacy" kibice i tak nie kupują poniedziałkowej Wyborczej dla dodatku sportowego. Wszelako redakcja (czy też koncern) płaci mu m. in. za felietony.
      Nnnno, niezupełnie do siebie - ja go czytam pasjami.
      p

      OdpowiedzUsuń
    9. :)
      A ja jako legionistka z wyboru omijam szerokim łukiem, bo jak go czytam, zaczynam wierzyć w istnienie równoległych rzeczywistości :)

      OdpowiedzUsuń