• Homofobia zinterioryzowana ma się dobrze

    Tradycyjnie zacznę od historyjki z życia, a konkretnie od tego, jak zrozumiałam, że naprawdę nie musimy się wszystkim podobać, że to "społeczeństwo" powinno się posunąć i zrobić nam miejsce, a nie my dopasowywać do jego oczekiwań. Czyli będzie o tym, jak się narodziła moja queerowa świadomość. A stało się to w 2003 roku w Gdańsku podczas panelu dyskusyjnego wieńczącego przegląd filmowy i cykl wykładów "Homofobia. Spojrzenie z bliska". Spośród panelistów pamiętam Kingę Dunin, Izabelę Jarugę-Nowacką (wówczas naszą pełnomocniczkę) oraz Roberta Kulpę. Nie pamiętam, o czym była dyskusja, na pewno o filmach (wcześniej oglądaliśmy m.in. "Paragraf 175" i "Lock Up Your Sons And Daughters"), na pewno o homofobii (Kinga Dunin miała przedtem wykład "Fałszywi przyjaciele", który wszedł potem do książki "Homofobia po polsku" - jak ktoś nie czytał, niech koniecznie nadrobi!). Pamiętam za to bardzo dobrze, jak w pewnym momencie młody człowiek z publiczności wygłosił takie oto zdanie: "Jak tutaj przyszedłem, to nie uważałem się za homofoba. Jednak po obejrzeniu tych filmów i wysłuchaniu wykładów, stwierdziłem, że jednak nim jestem i wcale mi się nie podoba to, co robicie. I co wy na to?". W tym momencie pomyślałam sobie, że zaraz go ktoś zacznie przekonywać, że przecież niczego takiego strasznego nie zobaczył, że przecież generalnie jesteśmy w porządku i w ogóle. Ale nie. Mikrofon wziął Robert Kulpa i powiedział mniej więcej tyle: "Wiesz co, stary? Wali mnie to. Twoja homofobia nie jest moim problemem". Bingo! Iluminacja! To nie mój problem, co inni sobie o mnie pomyślą. Ja chcę swoich praw, które mi się po prostu należą, a nie miłości czy akceptacji. Tylko tyle i aż tyle. Koniec opowieści.

    To stara historyjka, ale przypomina mi się, ilekroć przeczytam jakąś autohomofobiczną wypowiedź. Tym razem był to komentarz pod naszym wywiadem (tak, wiem, nadal to przeżywam) brzmiący tak:  

    Uprzejmie przepraszam, ale tytuł tego wywiadu powinien być zmieniony! NIE, TAK NIE WYGLĄDAJĄ I TAK SIĘ NIE ZACHOWUJĄ WSZYSTKIE POLSKIE LESBIJKI!!!! Te "panie" gadają jak potłuczone, a wyglądają tak, że słów szkoda. Sama jestem w związku z kobietą i nie sądzę, żeby szpilki można było włożyć wyłącznie pod męską presją. To, że jest się lesbijką, nie oznacza, że się koniecznie musi zatracić całą kobiecość (tak, jak uczyniły te panie)! Taki sposób myślenia, jak prezentują członkinie wielce wspaniałego kabaretu, wścieka mnie niewymownie. Powinnam się, jako (poniekąd) członkini tej samej grupy społecznej, identyfikować z tym wszystkim, ale po prostu nie jestem w stanie! Tragedia, dramat, brak poziomu. Ta grupka uwłacza wszystkim lesbijkom polskim. Prezentowany przez nie materiał kabaretowy jest na żenującym poziomie. Po prostu nie wiem, gdzie tę krytykę zacząć, zbyt wiele nieodpowiednich rzeczy tam. Tragiczny całokształt. Brak słów. Stanowczo postuluję, żeby nie podciągać wszystkich lesbijek pod prezentowaną wyżej grupkę!

    Straszne, prawda? I nie mam tu na myśli krytyki naszych umiejętności scenicznych - bo akurat to, że 60 tys. ludzi obejrzało na WP.tv fragment skeczu "Terapia grupowa", w którym przebrane za cipy śpiewamy "Jak dobrze być łechtaczką" jest warte każdej krytyki. Nieskromnie powiem, że jak dla mnie jest to nawet lepsze od niedawnej akcji Lesbijskich Oddziałów Terrorystycznych z samolotem zrzucającym na Warszawę zakrwawione tampony. Wracając do tematu, straszne jest oczywiście, gdy członkini grupy mniejszościowej pokazuje palcem na inną członkinię tej samej grupy i krzyczy "Ludzie, uwierzcie mi, ja nie jestem taka jak ona!". Bynajmniej, nie chodzi o to, że lesbijki powinny się ze sobą solidaryzować. Chodzi jedynie o to, że powinny być otwarte na różnorodność - również wewnątrz własnej grupy. Niestety, nie są - i znowu wyjdzie, że po lesbach jadę, ale nie mam wyjścia. Taką postawę nazwałam kiedyś kupowaniem akceptacji - za cenę wykluczenia tych, których zaakceptować trudniej. Na zasadzie "Ja jestem fajna, normalna, kobieca, robię to w domu po kryjomu, nikomu się nie narzucam, z niczym się nie obnoszę, to one, te ciotki paradówki, te transy z piórami w tyłkach, te lesby działaczki są złe i to ich wina, że nas nie lubicie". W sumie to jest strasznie smutne, że grupy wykluczane wykluczają, może nawet bardziej niż grupy większościowe - ja wiem, że to taka nasza polska mentalność, że najłatwiej się zjednoczyć w obliczu "wroga", tylko że tak naprawdę świadczy to jedynie o braku akceptacji tego, kim się jest.

    Czytając zacytowany komentarz, a konkretnie teksty o naszym zatraceniu kobiecości, przypomniałam sobie fragment z "Kamiennych bogów" Jeanette Winterson:

    Czy ludzkie życie to czysta biologia, czy raczej należy szukać prawdy o nim w świadomości? Gdybym tak obcięła ci ręce, nogi, uszy, nos, wydłubała oczy i wyrwała język, czy wciąż byłabyś sobą czy już nie? (kontekst: to część gry miłosnej między androidką a główną bohaterką)

    I, choć wiem, że tzw. kobiecość to kwestia kulturowa, zaczęłam się zastanawiać, w którym momencie dla zwolenników tego typu kategoryzacji kobieta przestaje być "kobieca". Co jest ośrodkiem owej osławionej "kobiecości"? Długie włosy? Sukienka? Dekolt? Makijaż? Czyli co - zewnętrzność? Wówczas nie powinni mieć problemów z akceptacją osób transseksualnych M/K. Może więc chodzi o osławioną "kobiecą" wrażliwość, delikatność, uległość, umiejętność łagodzenia konfliktów? A może o rodzenie dzieci? No, to coraz mniej tych "kobiecych" kobiet się robi - odpadają przebojowe, po menopauzie, nie mówiąc już o tych wszystkich lesbijkach, które się na dziecko nie zdecydują. Czy przestanie być "kobieca" kobieta po mastektomii? Albo po chemioterapii, gdy wypadną jej wszystkie włosy? Czy przestanie starsza pani, która już po prostu nie ma siły, chęci ani pieniędzy, by zadbać o siebie (swoją drogą, czy w ogóle używa się określenia "kobieca" w stosunku do kobiet innych niż młode lub co najwyżej w średnim wieku)? Im dłużej ciągnę tę wyliczankę, tym bardziej bezsensowna mi się wydaje. Więc przestanę. Etykietki be. Otwartość cacy. Gdy mi odetną nogi, ręce, uczy, nos, wydłubią oczy i wyrwą język nadal będę sobą, choć już nikomu nie będę mogła o tym powiedzieć. Gdy ci ukradną sukienki, puderniczkę i grzebień, nie będziesz już sobą, bo przestaniesz być kobietą.

    A Abiekt wydaje "HomoWarszawę".



    Premiera już na początku października, szczegóły u kolegi.
  • Czytaj także

    7 komentarzy:

    1. Kurcze, dodawałam komentarz, ale chyba nie do końca mi się to powiodło.
      W każdym razie chciałam napisać, że świetny tekst. Że sama do niedawna ulegałam tego typu uprzedzeniem.

      Nie... tak być nie może. Jeżeli ktoś mnie ocenia na podstawie tego, z jakimi ludźmi się zadaję, bądź do jakiej grupy społecznej należę, a nie tego kim faktycznie jestem i co sobą reprezentuję, to już jest tylko i wyłącznie jego problem. I świadczy o jego kulturze osobistej i dojrzałości. Ja właśnie cenię sobie to, że znam bardzo różnych ludzi, i nawet jeśli nie wszystkie ich zachowania akceptuję i sama jestem daleka od tego typu postaw, to póki nie robią mi, ani drugiej osobie krzywdy, to będę bronić uparcie ich prawa do bycia sobą.

      Choć bez uprzedzeń nie da się funkcjonować i prędzej czy później się pojawiają, to jednak warto mieć świadomość, że często ich przyczyny są irracjonalne.

      OdpowiedzUsuń
    2. Twój komentarz wylądował pod tekstem o Lesbijskich Oddziałach Terrorystycznych :) Pozwolę go sobie usunąć w takim razie, a Ty marsz do łóżka :)

      I na pocieszenie: ja dla odmiany pamiętam u siebie fazę totalnej heterofobii - na zasadzie: po co oni przychodzą do naszych klubów, mają przecież swoje miejsca :) A z Twoim komentarzem w pełni się zgadzam.

      OdpowiedzUsuń
    3. Haha, no właśnie Ewo :) Nie wiem co on tam robił i dlaczego ;) Znalazła się zguba, a nawet doczekała się swojej drugiej wersji ;)

      A już uciekam - wiesz, cały dzień spałam, to teraz ciężko będzie zasnąć...

      OdpowiedzUsuń
    4. Kurcze.. myslalem i myslalem nad tym co napisalas i wciaz nie wiem CO powoduje, iz ktos sie postrzega jako kobiete lub mezczyzne. Powoli dochodze do wniosku, ze identyfikacja plciowa (czyli to jaka plcia sie czujemy) jest podobniez jak orientacja ciaglym continuum. Meskie lesbijki, przegiete cioty, trenswestyci, osoby nieokreslone plciowo, mezczyzni, kobiety, to wszystko identyfikacja plciowa rozciagnieta od jednego konca do drugiego. Zastaniawiam sie czy sa osoby w pelni czujace sie jednoczesnie mezczyzna i kobieta, i nie pisze tu o osobach biolgicznie bedacych hermafrodytami, gdyz nawet takie osoby potrafia sie okreslic jako jedna plec. Bo to, ze sa osoby, ktore sie nie okreslaja ani jako osoby meskie ani zenskie to slyszalem. Mozna byc mezczyzna z jakims procentem kobiecosci, badz kobieta z procentem meskosci. I znowuz nie mowie o plciowosci kulturowej (ze mezczyzna pracujacy jako manikiurzysta ma cechcy kobiece), tylko o poczuciu wlasnej plci - generalnie czuje sie mezczyzna, ale sa pewne aspekyt wlasnej identyfikacji, ktore postrzegam (i akceptuje!) jako kobiece.
      Moze troche metnie napisalem, ale pozna pora jest :)

      Co do literek - queer podobnie jak NHP wrzuca ludzi do jednego worka, zatem literki - choc przydlugie - w celach ukazania roznorodnosci sa duzo lepsze :)

      OdpowiedzUsuń
    5. Czyli zostaje nam LGBTQIAO I-A-O I-A-O! (brzmi jak refren "Old McDonald had a farm" :)

      Wcale nie piszesz mętnie! Ostatnio ktoś mnie zapytał, co to jest płeć i przyznam, że zdębiałam. Ale mimo wszystko te genderowe zawikłania, mimo iż chyba zawsze pozostaną niejednoznaczne (i w sumie w tym ich urok), są chyba jednym z najfajniejszych efektów ubocznych wyjścia poza heteronormatywność.

      OdpowiedzUsuń
    6. Arc-en-terre - nie musisz spać, ale się kuruj :) No chyba że z laptopikiem w łóżeczku.

      OdpowiedzUsuń
    7. No, ponieważ zostałam przepędzona wczoraj, to dzisiaj dokończę moje rozważania w temacie - z laptopem niestety nie w łóżku, bo mi się zepsuł kabelek od internetu, który pozwalał mi na ten luksus.

      Co do heterofobii to zupełnie tego zjawiska nie rozumiem :) Sama niejednokrotnie pojawiałam się w klubach "branżowych" z osobami heteroseksualnymi, w tym nawet z moją młodszą siostrą :) Uważam, że jeżeli te osoby akceptują atmosferę tego miejsca, to wszystko jest w porządku, a że znajomych mam nie tylko homoseksualnych, to jeszcze lepiej, gdy do ulubionych miejsc, mogę pójść z lubianymi przeze mnie ludźmi.

      Spotkałam się jednak, nie osobiście, z przykładem bestialskiej heterofobii. Mam znajomą, lesbijkę, która niestety, na pierwszy rzut oka wygląda na tak zwaną "tipsiarę", ale w zupełności nie godzi się ten jej wygląd z jej wnętrzem. Za to, gdy poszła do naszego krakowskiego Laf, to tak zwane butch leski się na nią rzuciły z tekstami "Co Ty tu robisz heteroseksualna ku*". Żenujące...
      Może to i lepiej, że mnie nie było przy tym zajściu, bo jestem bardzo wrażliwa na punkcie takiego zachowania i mogłoby się to skończyć wręcz tragicznie.

      Ale to kolejny dowód na to, że przyklejanie takiej samej łatki wszystkim jednostkom całego środowiska, które charakteryzuje jedna cecha - w tym przypadku orientacja seksualna - jest błędem i jest sporym nadużyciem.

      OdpowiedzUsuń