• Teleswizja

    "Teleswizja" to trzeci i ostatni program kabaretu Barbie Girls. Najbardziej spójny i przemyślany, ale też najdłuższy (w pierwotnej wersji trwa chyba dwie godziny), dlatego na potrzeby niedawnego występu w Bielsku zdecydowałyśmy się go trochę zmodyfikować i skrócić. Wypadł wywiad z działaczem i "Cela wolnych myśli", zamiast programu muzycznego zagrałyśmy "Wokalistkę", zamiast dobranocki - "Lokomotywę", ale za to na bis poszła "Terapia" (wszystkie trzy z drugiego programu). Tyle tytułem wstępu, a post jest z tej okazji, że po raz pierwszy w historii mamy cały występ nie tylko nagrany, ale też pięknie zmontowany i wyczyszczony, a na dodatek można go już obejrzeć na You Tube (w przeciwieństwie do części skeczy z poprzednich programów). A to wszystko dzięki Markowi - niniejszym jeszcze raz bardzo, bardzo dziękujemy! Swoją drogą jest w tym jakaś ironia losu, że musiałyśmy się rozpaść i reaktywować specjalnie na ten występ, żeby w końcu doczekać się tak pięknego nagrania. Z ciekawostek - na jednej z prób przed występem przyszło nam do głowy, że właściwie mogłyśmy się nazwać znacznie zabawniej, np. Barbie Grills albo wręcz Brabie Grills. Ale cóż, na najlepsze pomysły wpada się czasami zbyt późno, zresztą może to i dobrze, bo gdy wyobrażam sobie ilustrację nazwy Barbie Grills, to włosy mi się jeżą na głowie. Ciekawostka numer dwa - w zajawce najnowszej "Repliki" (z Furją na okładce!) znalazło się takie to zdanie: "Na okładce Agnieszka Weseli, która w wywiadzie opowiada m.in. o tym jak była żoną, dlaczego rozpadło się Barbie Girls i czym jest Pomada". Przeczytawszy wywiad, mogę stwierdzić, że raczej nie opowiada o tym, jak była żoną i dlaczego rozpadł się nasz kabaret, ale cóż, reklama dźwignią handlu!

    No ale dobrze, dość dywagacji, zapraszam do oglądania i odnotowywania wpadek (dla ułatwienia - jedna z nich tłumaczy, dlaczego w części trzeciej w pewnym momencie nie mogę się powstrzymać od śmiechu). Ja naliczyłam co najmniej pięć, ciekawe, ile wy zauważycie!















  • Czytaj także

    5 komentarzy:

    1. Z wpadkami to jest tak, że zauważa je tylko autor i wykonawca. Publiczność pozostaje w błogiej nieświadomości i oniemiała z zachwytu.

      Wiem, co mówię, jako wieloletni wykładowca :) Zawsze powtarzam sobie to zdanie: Oni nie wiedzą, że miało być lepiej! ;)

      ps. A tak świetnie, jak na Waszym występie, nie bawiłam się dawno :)

      OdpowiedzUsuń
    2. @Scenki, ja Cię znam jako całkiem powabną kobietę, ale jak chcesz być "wieloletnim wykładowcą" no to proszę bardzo, Panie Elu :)
      Jan Lechoń pisał o swoim ukochanym "ukochana osoba" - cóż...widać niektórzy tak lubią.

      @Ewa, a ja tak ciekawa byłam tego męża Furyji :)

      OdpowiedzUsuń
    3. ad lajt) Co kto lubi :) Ja tam wolę być wykładowcą niż wykładowczynią, psychologiem niż psycholożką, a jedyna forma żeńska jaką jestem w stanie zaakceptować w stosunku do mnie to kierowniczka :) I w żaden sposób nie podważa to mojej kobiecości. Pozwólmy ludziom nazywać siebie tak, jak im to pasuje :)

      OdpowiedzUsuń
    4. @scenki, oczywiście, że pozwalam nazywać się jak kto lubi i chce, mnie osobiście to zaburza obraz osoby, z którą mam doczynienia. Gdybym Cię nie znała, to pomyślałabym, że jesteś facetem i natychmiast bym przestala z Tobą flirtować :)

      OdpowiedzUsuń
    5. Ja większych wpadek nie zauważyłam, ponieważ nie dałyście po sobie poznać, że to wpadki. Gdybyście o nich nie mówiły to pomyślałabym, że to efekt zamierzony.

      OdpowiedzUsuń